Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 90 takich demotywatorów

Autentyczna historia, który wydarzyła się w ostatni piątek na szlaku na Krzyżne. Wstawiam ją ku przestrodze i apeluję o rozwagę i myślenie podczas dobierania dla siebie szlaków i przy planowaniu wędrówek górskich: – Chciałbym się podzielić historią jaka spotkała mnie w piątek. Być może ktoś z Was widział sytuację. Schodząc z Krzyżnego w stronę Pięciu Stawów, będąc mniej więcej na 3/4 wysokości mijaliśmy się z parą która wchodziła i mówią tak:-za nami idzie turystyka w trampkach, którą wyprzedzali i mówią, że ma problemy z wejściem itp. Że może my ją przekonamy, żeby zawróciła bo im się nie udało. I faktycznie za chwilę spotykamy Agnieszkę - tak miała na imię (Agnieszko jeżeli tu jesteś to może wyciągniesz jakieś wnioski). Mówimy, że proponujemy zawrócić bo pogoda się psuje, a jak widać masz dość duże problemy z wejściem ( wchodzi na czworakach)Ona, że nie bo zejdzie drugą stroną (na Dolinę Pańszczycy) więc tłumaczę jej, że właśnie tamtędy wchodziliśmy i według mnie jest gorzej do zejścia, a jak zaraz będzie burza to w ogóle będzie problem przy jej przygotowaniu. W końcu dała się przekonać bo powiedzieliśmy, że pójdzie z nami do Piątki i zaczęło padać. Zawraca i co? Zablokowało ją! Powiedziała, że nigdzie nie pójdzie bo SIĘ BOI SCHODZIĆ (?) Skończyło się tak, że całą drogę do schroniska w gradzie x3 i prawie ciągłym deszczu sprowadzaliśmy ją za rękę i asekurowali bo chciała już wzywać TOPR i inne historię.. Nie piszę tego, żeby śmiać się z turystyki w trampkach bo nie wszystkich musi być stać na porządne buty itp. Ale może jakoś inaczej planować swoje wycieczki, do swojej kondycji, przygotowania itd. Jeżeli jesteście świadkami podobnej sytuacji reagujcie od razu bo mogło to się różnie skończyć... bo o ile obuwie jestem w stanie zrozumieć to po chwili okazało się, że nie ma nic przeciwdeszczowego... picia... itd.. na szczęście mieliśmy wszystko w zapasie. Zamiast schodzić półtora godziny, zajęło nam to 3:30. Ale najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło tzn. Mam taką nadzieję bo powiedziała, że dziś już nie ma sił i zostanie w schronisku, a jutro zejdzie w stronę ceprostrady..Ps. Pozdrawiam Marię z Krakowa, którą poznałem przy tej akcji i pomagała
Niepełnosprawna 24-latka przy pomocy rąk, zdobyła słynny, liczący ponad 2,7 tys. schodów szlak – 24-letnia Mandy Horvath jedynie przy pomocy rąk wspięła się na wysokość ponad 600 metrów zdobywając słynny szlak w Kolorado w USA. Jest on określany przez turystów jako „Święty Graal kardio”. Kobieta straciła obie nogi w wypadku, jej wyczyn udowadnia, że jedyne ograniczenia mieszczą się w naszych głowach.Mandy przyznaje, że nie przygotowywała się i nie ćwiczyła, przed podjęciem próby wejścia na Manitou Incline. Chciała pokazać, że „absolutnie wszystko jest możliwe”. Na swoim profilu na Instagramie opublikowała nagranie, które pokazuje w jaki sposób zdobyła słynny, liczący ponad 2,7 tys. schodów szlak. Mandy wierzy, że jest pierwszą kobietą, która po podwójnej amputacji zdołała dotrzeć na szczyt. „Jestem bardzo wdzięczna za moje życie i możliwość pokazania, że było  to możliwe” – napisała pod filmem
 –  Moja mama jest złotą kobietą, ale technologicznie jest tak zacofana, żegłowa boli. Pewien czas temu chciała przegrać zdjęcia z jednegokomputera na drugi. Zaznaczyła zdjęcia, kliknęla "Kopiuj". Potem poszła dodrugiego komputera i nie mogła się nadziwić że opcja "Wklej" nie jestaktywna. Zaraz złapała za telefon i zadzwoniła do mnie, że "komputer sięzepsul".1台LikeComment→ Share3,638 people like thisMost RelevantTo jeszcze nic, słyszalem o mamuśce, która zadzwoniła docórki z tekstem "Marysiu, co mam zrobić, jeśli mi się stół pod myszką kończy?"Like Reply 829to jeszcze nic.. mama mojej koleżanki napolecenie "mamo, najedz myszką na Mój komputer" polożyła mysz namonitorze XDLike山111Hahah, to tak jak moja mama próbowala wydrukowaćnagranie z wesela XDLike Reply 658Ona nie jest zacofana, to technika za nią nie nadążaLike Reply 378Koleżanka próbowala wytłumaczyć mamie jak skopiowaćzdjęcia: "otwórz Mój Komputer", na co jej mama "ale ja jestem na tatykomputerze"("Like Reply 282Moja mama zadzwonila do mnie kiedyś, że nie ma Internetuna pulpicie Usunęla Operę i myślała, że szlak trafii caly InternetLike Reply山240oja mama chciała wyslać mi zdjęcie na telefon, jaw innym mieście ona w innym jakies 80km od siebie. Dostaje smsa wlączblututa
 –  2 Polaków postanowiłozałożyć biznes.Nazwijmy ichJaś i KrzyśJaś założył firmę w UKA Krzyś założył firmę w PLJaś uzbierał 1000 funtówZa 1000 funtów kupiłpędzle i artykuły malarskiektórymi przez cały miesiącobracał na koniecmiesiąca miał już 2000funtów.Przeliczył czy się mu toopłaca, zapłacił "ZUS" 11funtów podatku niezapłacił bo może zarobić11 tys funtów wolnych odpodatku więc pierwszypodatek zapłaci w 12miesiącu działalności.Jaś uznał że na początek989 funtów zarobkupozwoli mu kupić towaruza 1989 funtów wkolejnym miesiącu.Krzyś również wystartował zbiznesem skromnie za 1000zł i po miesiącu handlupędzlami miał już 2 tys zł.Policzył czy się mu toopłaca. 1200 zapłacił doZusu. Brakło mu niestety200 zł więc musiał dołożyć ztego co miał na start wbiznes. Przychód 1000 złjeszcze miał wolny odpodatku PIT ale w Kwietniubędzie musieć go jużzapłacić.Krzyś zamknął biznesspakował się i wyjechał.Morawiecki powiedział w TVPolacy wracajcie z emigracjiinwestujcie w Polsce.Krzysia szlak trafił.

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
1 marca 1945 roku Warszawska Samodzielna Brygada Kawalerii przeprowadziła ostatnią w historii jazdy polskiej szarżę kawaleryjską, na pozycje niemieckie – Stanowiły one część trzeciej linii umocnień Wału Pomorskiego. Wcześniejsze natarcia tego dnia czołgów i oddziałów 2 Warszawskiej Dywizji Piechoty nie przynosiły powodzenia, z uwagi na trudny podmokły teren i położenie wsi na wzniesieniu, na otwartym terenie.  Grupa konna po zaciętej walce zdobyła Borujsko, przy stratach zaledwie 7 ułanów zabitych w walce i 10 rannych w walce.Brygada wzięła następnie udział w walkach o Gryfice oraz dokonała uroczystych zaślubin Polski z morzem w Mrzeżynie.Po przekroczeniu Odry, warszawscy kawalerzyści rozpoczęli walki w Brandenburgii podchodząc do północnych przedmieść Berlina. W pierwszych dniach maja Warszawska Brygada przeszła w okolice Łaby, kończąc szlak bojowy w rejonie Wandlitz
Polscy turyści –  Giewont 3h 15' w klapkach 5h
Ha'iku - zakazany szlak na Hawajach – Niesamowity widok
Kiedy w górę wnosisz pełne,a w dół pustych nie masz już siły-... taka ''turystyka'' –  - Trochę dziś wstydziłam się za majówkowiczów -napisała Łucja Szwedo, która razem z MagdalenąMizak wysprzątały dziś szlak na Giewont.Apelujemy do turystów, aby wszystkie opakowania,woreczki, puszki zabierali ze sobą i nie pytali - jakczasem się to zdarza - dlaczego przy szlakach niema koszy na śmieci.
Źródło: 24tp.pl/n/39218
Hardergrat – Szlak turystyczny wzdłuż grzbietu górskiego łączącego Interlaken i Brienz, Szwajcaria
Podbniebny spacer po szklanej kładce w Chinach – Przezroczysta kładka znajduje się na zboczu góry Tianmen w chińskiej prefekturze Zhangjiajie. Położony na wysokości 1430 metrów szlak spacerowy umożliwia turystom oglądanie zapierających dech w piersiach widoków, od których nie oddziela ich nic poza 6-centymetrową taflą przezroczystego szkła
Nie masz pomysłu na wakacje? – Wybierz się szlakiem orlich gniazd!
Najlepszy wypoczynekjest w korkach –
Ha`ikū to legendarny szlak górski na Hawajach. "Schody do nieba" składają się z niemal 4 tysięcy stopni, które prowadzą na jeden ze szczytówpasma Ko'olau – Szlak jest tak znany nie tylko ze względu na widoki (które są nieporównywalne do niczego innego, jak sami widzicie!), ale też dlatego, że jest zamknięty dla turystów. Wiele osób jednak uważa, że takie przeżycie jest warte złamania zakazu
Źródło: Martyna Wojciechowska fb
Porównanie chińskich (anglojęzycznych) i polskichpierwszych stron gazet... – "Nie ma nic straszniejszego niż czynna ignorancja"Johann Wolfgang von Goethe
Polska nowym partnerem strategicznym Chin. Zostaliśmy członkiem założycielem Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych – Umowy, które podpisano z nami są na partnerskich zasadach. Mają formę "memorandum of understanding", czyli możemy wycofać się z każdego zapisu, który później uznamy za niekorzystny i doprecyzować kolejne. Jak to się ma do inwestycji zachodnich, które wymagały od nas klauzuli arbitrażowej. Byliśmy przez lata najbardziej zaskarżanym państwem w Europie i wypłaciliśmy setki odszkodowań. Znaleźliśmy potężnego i życzliwego nam partnera, który chce z nami robić interesy win-win

Najciekawsze fakty, o których prawdopodobnie nie miałeś pojęcia (17 obrazków)

Najciekawsze fakty, o których prawdopodobnie nie miałeś pojęcia (17 obrazków)

W Peru beatyfikowano polskich męczenników:Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka, zamordowanych przez terrorystów z lewicowego ugrupowania Świetlisty Szlak w 1991 roku – Miejscowy Kościół zapowiadział to wydarzenie jako bezprecedensowe – są to pierwsi męczennicy w historii Peru oraz pierwsi błogosławieni polscy misjonarze męczennicy. Beatyfikacja odbyła się 05.12.2015r.
Syryjskie paszporty – To obecnie najbardziej chodliwy towar na Ukrainie
Źródło: nowe szlaki uchodźców.