Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 6 takich demotywatorów

 –  Poszłam dziś do sklepu po parówki nalekkim kacu. Kiedy zaczęłam po nie sięgać,zuważyłam, że w tym samym czasie też ktośwyciąga po nie rękę. Odsunęłam sięi powiedziałam: "Proszę brać, ja poczekam"i grzecznie czekałam, aż ten ktoś weźmiepaczkę, żebym ja mogła wziąć drugą. Wtedydotarło do mnie, że w odbiciu lodówkizobaczyłam własną rękę i jak debilkawykonałam szlachetny akt grzeczności wobecsiebie samej na oczach ludzi stojących obok.
Choć warto być uprzejmymprzez cały rok –
 –  Piotr Iskra18 godz. ·Posiedziałem ze 20 minut w kebabie i z takich obserwacji to muszę powiedzieć, że zdecydowana większość ludzi wchodzi i zamawia. Ale nie, że tak od "dzień dobry", nie "poproszę", tylko normalnie: wchodzą i z miejsca "na cienkim (w Gdańsku by powiedzieli 'w naleśniku', hue hue), kurczak, łagodny sos". Pracownik mówi ile to będzie, a klient bezgłośnie wyjmuje kartę i przykłada do terminala, po czym oddala się i w oczekiwaniu patrzy w telefon. W sumie to sam bym przejrzał maile, czy śmieszne obrazki w internecie, tylko akurat już wszystkie widziałem, więc nie piętnuję - po co się nudzić, jak można sobie zapewnić rozrywkę. I tutaj dochodzi do zwrotu akcji, bo kebab zostaje przygotowany, klient zostaje poproszony po odbiór, wyciąga rękę i pada tu wreszcie ten upragniony grzecznościowo-kebabowy zwrot: "mój?". I dalej nie, że "dziękuję", nie "do widzenia", tylko papier w kosz i cyk za drzwi. I mówimy tu o małym lokalu, o takim, że jak Adel podkręca ogień na palniku, to z drugiego końca "sali" czuć rumieniec na twarzy. Dwa stoliki, kasa i drzwi. Adel, jego kolega i maksymalnie czterech klientów, bo piąty wyciągając portfel z kieszeni strąca już łokciem surówkę pierwszemu.Dlatego taki mały life-hack na dziś, do przekazania dalej:Jak się komuś mówi z uśmiechem "dzień dobry", to on też się uśmiecha i coś nam odpowie, a jak się dziękuje, prosi, przeprasza itd. to świat też dziękuje, prosi, przeprasza itd. Jak się ma w sobie za grosz chociaż kultury, obycia i grzeczności, to żyje się w naprawdę zupełnie innym, miłym, grzecznym i serdecznym świecie. Zdecydowanie lepiej żyje się w miejscu, w którym uśmiechnięty, grzeczny Adel robi Ci jedzenie, bo kiedy jest taki małomówny, mniej taki zadowolony, tak podejrzanie wygląda i coś tam mówi w swoim języku, to można mieć w tej podejrzliwości wrażenie, że on tam na zapleczu chyba właśnie rączek nie myje i nie wiadomo co jeszcze z tą naszą kanapką.Ja potem słucham od rodaków za granicą, że tam gdzie żyją, to ludzie mili i uśmiechnięci, a w Polsce to zawsze każdy bykiem patrzy. Tylko, że oni jadą tam i się cieszą i uśmiechają, a wracają do Polski i ze smutkiem na twarzy i brakiem kultury sami kreują ten smutny, szary, bury i ponury świat. Sami skazują się na męczeństwo w nieprzyjaznym świecie, którzy sami tworzą, by potem sami mogli na niego narzekać.Dlatego no ludzie, wystarczy trochę kultury, kur...
Kiedy z grzeczności pytasz mamę, czy jej pomóc w przygotowaniach do świąt, a ona mówi "pewnie, zrób makowca" –
0:02
Pewien mężczyzna po kryjomu zrobił zdjęcie swojej teściowej. To, co napisał pod nim powinien przeczytać każdy, kto narzeka na matkę swojej żony: – "To jest Sharon. Kiedy pierwszy raz spotkałem się z moją teściową, ciężko było mi zrozumieć jej dziwny akcent z Południowej Wirginii. Wydawała się z początku trochę apodyktyczna, właśnie w stylu tej południowej, pasywnie agresywnej grzeczności. Ale wiedziałem, że jest ważna dla miłości mojego życia, dlatego zaakceptowałem jej charakter. Po 7 latach tak naprawdę jej nie znałem.Kiedy u mojej byłej żony została zdiagnozowana białaczka w wieku 30 lat, kiedy dano jej 10% szansy na przeżycie tego roku, kiedy świat legł w gruzach i został zmieniony na zawsze, Sharon bardzo cicho a zarazem mocno wstąpiła w rolę dla której się urodziła.Przez okres dwóch lat kupowała większość artykułów spożywczych, przygotowywała niemal każdy posiłek, robiła pranie, sprzątała dom, jeździła z żoną do ponad 300+ doktorów, sortowała dziesiątki tysięcy pigułek i upewniała się, że żona zażyła je wszystkie na czas o każdej porze i każdego dnia. Ona robiła to wszystko, gdy u niej także zdiagnozowano raka w trakcie opieki nad wszystkimi innymi. Robiła to wszystko, mimo iż przechodziła wtedy przez mastektomię i chemioterapię. Mimo to, ona sobie nuci, gdy pracuje. Mówi do siebie, gdy nie ma nikogo, kto by jej posłuchał i codziennie chodzi z uśmiechem, pokorą oraz łaską na twarzy. Zrobiłem to zdjęcie po kryjomu przed wyjazdem do pracy pewnego dnia.Przyjaciele, tak wygląda właśnie superbohater w chwili spoczynku, czekający na płatki owsiane, które przygotowuje swojej córce po raz 300+. Nie zrezygnowała z opieki nad rodziną na przekór wszystkiemu.”
Jedna z najmądrzejszych opiniina temat imigrantów – Która jest wypowiadana przez kogoś, kto spełnia definicję słowa "uchodźca" Jestem imigrantem. Przeniosłam się do Polski z Kaukazu jakieś pół życia temu. Nie jestem katoliczką. Wychowano mnie w innym wyznaniu, w innej kulturze z innymi tradycjami. Byłam uchodźcą. Uciekałam przed wojną i wiem jak to jest. Z autopsji. Jestem tolerancyjna, daleko mi do ksenofobii czy nacjonalizmu, bo to wszystko, czego się ksenofob boi najbardziej - to ja.Uciekałam przed wojną z mamą, ciocią i moimi dwiema siostrami. Tak, łódką, pamiętam jak dziś. Nie było z nami taty, wujka, a nawet dziadka, tata z innymi mężczyznami walczył o swój, nasz kraj. Uciekałyśmy do Rosji. Nie wybierałyśmy kraju ze względu na dobrobyt czy możliwości. Uciekałyśmy do najbliższego bezpiecznego miejsca, by być jak najbliżej taty i móc jak najszybciej wrócić do domu, gdy tylko się da. Nie wszyscy byli zachwyceni tym, że oto przypłynęłyśmy. Ale o nic nie prosiłyśmy, niczego się nie spodziewałyśmy. Mówiłyśmy po rosyjsku i byłyśmy kulturalne, grzeczne do przesady i pełne szacunku dla ludzi, którzy chcieli nam pomóc. Do dziś nie wiem, jak mama to wszystko wtedy załatwiała, że miałyśmy gdzie spać, co jeść. Dołączyła do znienawidzonych przez ludzi tzw „spekulantów” z wielkimi plastikowymi torbami, którzy handlowali czym mogli na ruinach byłego związku radzieckiego. Moja mama - filolog, muzyk, pianistka.Pamiętam, że przygarnęło nas na jakiś czas sanatorium dla dzieci z chorobami skóry. To nie były dzieci ze zwykłą wysypką, tam były naprawdę przerażające choroby, dzieciaki wyglądające jak 90-letnie starcy... My byłyśmy przerażone, pierwszą reakcją było odrzucenie, ale dorośli bardzo szybko wytłumaczyli nam, że tu żyjemy na ich zasadach. Jemy z nimi, kiedy oni jedzą, śpimy wtedy, kiedy oni śpią, oglądamy telewizję i bawimy się razem z nimi, bo jesteśmy tu gośćmi.Przyjechałam do Polski. Potem już, po latach, na studia. Za sprawę honoru uznałam poprawne wysławianie się bez akcentu, możliwość rozmowy z Polakiem na tematy, które są Polsce i Polakom bliskie, bez pytań "jak się Pani podoba w naszym kraju”, jeśli to miał być mój kraj. Nie chodziło o zdradę własnej kultury czy tradycji, bo poznawanie innych kultur wzbogaca naszą własną, chodziło o szacunek dla ludzi, z którymi żyję.Świętuję razem z teściami katolickie święta. Z miłości do mojej rodziny, z szacunku, ze zwykłej grzeczności i uprzejmości w końcu. Nikt nie każe mi iść do komunii, ale nic mi się nie stanie, jeśli ładnie się ubiorę i kulturalnie zasiądę do stołu. Odwiedzając kogoś w jego kraju, świątyni, domu zastosuję się do jego zwyczajów. Jestem tolerancyjna. Bardzo. Czuję się obywatelem świata i nikomu nie zaglądam do łóżka - wszystkie kolory skóry i tęczy są dla mnie tak samo wartościowe. Ale tolerancja nie polega na ślepej akceptacji wszystkiego jak leci. Może i jestem hipokrytą, ale moja tolerancja jest wybiórcza, bo nie toleruję zła. Nie toleruję agresji i sytuacji, w której drugiej osobie dzieje się krzywda. Jeśli tradycja wymaga okaleczenia, gwałtu, pobicia, to moja tolerancja nie sięga tak daleko.Świat nie jest czarno-biały. Między „jestem na tak” i „jestem na nie” istnieje jeszcze całe mnóstwo półtonów i niuansów. Kiedy ktoś mówi o „dzikusach” i „brudasach” ja pierwsza się oburzam, ja też jestem tym "dzikusem", tym "brudasem", spójrzcie na mnie, żyję z wami od lat. Przecież wśród tych ludzi mogą być lekarze, wielkie talenty i po prostu kulturalne i otwarte osoby, które nie zasługują na to, by się ich bać. Kiedy ktoś mówi, że nie warto pomagać, bo sami mamy niewiele, nie mogę się zgodzić. Ale ludzie, którzy nie szanują jedzenia na tyle, że śmieją je wyrzucać, widocznie nie potrzebują tej pomocy. Nigdy nie zapomnę smaku obrzydliwej zupy w proszku, którą jako uchodźcy dostałyśmy od kogoś, płakałyśmy i jadłyśmy ją, prawdziwa potrzeba nie pozwala wyrzucać jedzenia.Nie zajmę stanowiska w sprawie uchodźców, bo jeśli zranię tym chociaż jedną osobę, która ratując się przed wojną przybywa z pokorą, szacunkiem i wdzięcznością, to nie będzie warto. Tym bardziej, że to samo spotkało kiedyś mnie i moją rodzinę. Tyle że w mojej historii młodzi mężczyźni nie porzucali swojego kraju, żeby wyruszać do bardzo odległych geograficznie i kulturowo państw, by obrzucać odchodami autobusy na granicy, wyciągać kobiety z samochodów za włosy, bić je i kopać z powodu bluzki z dekoltem, a potem gwałcić, tymże dekoltem usprawiedliwiając swoje zachowanie. Ktoś, kto nie szanuje drugiego człowieka na tyle, że w jego własnym kraju, udzielającym azylu, śmie podnieść na niego rękę - nie jest uchodźcą, proszę mi wierzyć. I proszę, nie odbierajcie mi prawa bać się tego kogoś, zarzucając mi nacjonalizm, ksenofobię, zacofanie i nietolerancję, te rzeczy są mi obce, brzydzę się nimi. Tak jak brzydzę się gwałtem i przemocą.

1