Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 22 takie demotywatory

To jest doktor Steve Lome. W zeszłym roku biegł półmaraton, gdy biegacz obok niego upadł i doznał zatrzymania akcji serca – Natychmiast podbiegł, przeprowadził resuscytację krążeniowo-oddechową do czasu przybycia karetki i pozostał, aby upewnić się, że wszystko z nim w porządku.Następnie dotarł do mety, ale jego umiejętności ratujące życie po raz kolejny zadziałały.Po przekroczeniu linii mety inny biegacz stojący obok niego upadł i upadł. Po raz kolejny na ratunek przybył doktor Lome, przeprowadził resuscytację krążeniowo-oddechową i uratował mu życie.Najlepsza część tej całej historii?W tym roku cała trójka wspólnie przekroczyła linię mety tego samego półmaratonu Photo: Montage HealthANISPHYSICIAN
Niesamowita akcja ratunkowa – 7-latek z Sacramento w USA został okrzyknięty bohaterem po tym, jak uratował życie 3-letniemu chłopcu. Bez jego interwencji dziecko by nie przeżyło. Chłopiec udał się na basen w kompleksie apartamentów, w którym mieszka, gdy zauważył coś nienaturalnego. Bawiąc się w wodzie spostrzegł na dnie basenu chłopca, który się nie ruszał. Instynktownie zanurkował, złapał malucha za rękę i wyciągnął z wody.Dorośli, którzy zorientowali się, co się dzieje, przeprowadzili resuscytację krążeniowo-oddechową, która przywróciła dziecku oddech.Dziecko zostało przetransportowane w stanie krytycznym do szpitala. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i chłopcu w tej chili nie zagraża niebezpieczeństwo 7-latek z Sacramento w USA został okrzyknięty bohaterem po tym, jak uratował życie 3-letniemu chłopcu. Bez jego interwencji dziecko by nie przeżyło. Chłopiec udał się na basen w kompleksie apartamentów, w którym mieszka, gdy zauważył coś nienaturalnego. Bawiąc się w wodzie spostrzegł na dnie basenu chłopca, który się nie ruszał. Instynktownie zanurkował, złapał malucha za rękę i wyciągnął z wody.
Mężczyzna stawał się już siny, kiedy dostawca przybył do niego z pizzą. Lemmer powiedział później, że "wyszedł jako chłopiec od pizzy, a wrócił jako bohater". Jego napiwek wyniósł 25 dolarów –
Mężczyzna pracował jako ratownikprzez 26 lat i po raz pierwszy w życiu przeprowadził resuscytację słonia –
Kolega z ekipy przeprowadził resuscytację krążeniowo-oddechową metodą usta-usta do czasu przybycia ratowników medycznych. Champion przeżył. To słynne zdjęcie znane jestjako "Pocałunek życia". –
Mężczyzna pracował jako ratownik przez 26 lat i to był pierwszy raz, kiedy przeprowadził resuscytację na słoniu, którego udało mu się uratować –
Automat ratujący życie – Do zespołów ratowniczych na południu Anglii dołączy niebawem nietypowy sanitariusz. To robot Lucas.Po raz pierwszy stworzono automat, który może wykonać ratującą życie kompresję klatki piersiowej – istotną część podtrzymania przepływu tlenu przez ciało podczas zatrzymania krążenia.Robot o imieniu LUCAS-3, wyręczy ratowników podczas wykonywania resuscytacji krążeniowo-oddechowej, umożliwiając im wykonanie w tym czasie innych czynności niezbędnych do uratowania pacjentowi życia
Komentarz ratowników: – "Wyjaśnijmy! Jeśli widzicie ambulans pozostawiony na włączonych sygnałach świetlnych oznacza to, że nasz zespół ratuje życie. Są to zwykle wizyty, podczas których prowadzimy resuscytację krążeniowo-odechową. Wezwania do osób z zawałem mięśnia sercowego, czy udarem mózgu. W tych przypadkach liczy się czas..."

Sytuacja w szpitalach jest gorsza niż mogłoby się wydawać:

 –  Pawel Reszka2dSt3S ipodnsgooodrSfeSiz.d  · Dlaczego umierają„Moja żona ma covida. Modlę się, żeby nie musiała iść do szpitala. Oddziały covidowe to umieralnie” (rezydent anestezjologii) Dokładnie miesiąc temu minister Adam Niedzielski zapowiedział „podwojenie dostępnej bazy łóżek” dla pacjentów zakażonych wirusem. I udało się! Było 15 tys. łóżek, jest 35 tys. W ciągu 30 dni przybyło 20 tys.!Są jednak pytania: czy stoi przy nich odpowiedni sprzęt? Mają dostęp do tlenu? Skąd wzięto lekarzy, pielęgniarki, ratowników, by je obsługiwali? Łóżka są na serio? Czy też dyrektorzy szpitali, by poprawić humor ministrowi, tworzyli je szybkim pociągnięciem pisaka, robiąc np. z interny „internę covidową”?Statystycznie wyglądamy świetnie – tylko 60 proc. łóżek covidowych jest zajętych. Do tego mamy 657 wolnych respiratorów (wypada po 41 na województwo). Zachorowań mniej. Tylko dlaczego bijemy rekordy w liczbie zgonów? Zadzwoniłem do lekarza, który od miesięcy jest na pierwszej linii. Zapytałem, czy tak samo jak premier Morawiecki uważa, że osiągamy delikatną przewagę w walce z wirusem.„Redaktorze,telefon w lekarskim nie milknie. Przez cały dyżur biegam po siedmiopiętrowym szpitalu: laryngologia, okulistyka, chirurgia dziecięca, pulmonologia, ginekologia, chirurgia, ortopedia, onkologia, hematologia, radiologia, pediatria... Konsultacje, wkłucia centralne, reanimacja.Pacjenci umierają. Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon... pizza (zdążyłem zjeść połowę, bo mnie wezwali), zgon, zgon... Półtorej godziny snu i znów wezwanie. „Leć, bo się pacjent załamał”. Biegnę. Nie dobiegłem na czas. Taki dyżur to standard.Wieszasz kartkę i jużWiesz, że tych ludzi można byłoby uratować? Na pewno by żyli, gdyby to, co widzisz w statystykach, odpowiadało prawdzie. Mówisz, że „statystycznie” mamy zapas łóżek dla pacjentów covidowych.Opowiem ci, jakie to łóżka. Nasz szpital od początku pandemii przechodzi ciągłe reorganizacje. Najpierw covidowcy leżeli w wydzielonym budynku, potem tworzono miejsca covidowe na poszczególnych oddziałach, potem część pacjentów covidowych przeniesiono do innego skrzydła.To wszystko oznacza chaos. Na laryngologii jest oddział covidowy, laryngologia jest tam, gdzie okulistyka, okulistyka tam, gdzie chirurgia dziecięca, chirurgia dziecięca tam, gdzie pediatria... A jutro może się to zmienić.Każda z tych rotacji przynosi statystyczne zwiększenie liczby łóżek covidowych. Jak? Wieszasz kartkę na drzwiach: „Oddział covidowy” – i już! Ale co to za oddział covidowy bez respiratorów, sprzętu, personelu? Sprzęt w kartonach: cewniki naczyniowe, cewniki pęcherzowe. Personel przypadkowy, z łapanki.                                             ***Zakładam wkłucie centralne. Sam go na jałowo nie założę. Musi ktoś pomagać. Jest pielęgniarka, ale ona nie wie, gdzie co leży:– Doktorze, ja nie jestem z tego oddziału.– Ja też nie.– Może w tych kartonach.– Może.Czas leci. Chory pogarsza się oddechowo.– Co to za pacjent?Milczenie.– Jakie ma obciążenia?Milczenie.Wszystkie pielęgniarki są z innych oddziałów. Nie mają prawa kojarzyć tych pacjentów – cztery dziewczyny na 40 pacjentów!Kolejne wezwanie. Covidowa interna. Pacjent niewydolny oddechowo. Intubuję, reanimuję. 5, 10, 15 minut. Żadnego efektu. Jestem wykończony. W 20. minucie padam, nie jestem w stanie ratować go dalej. Przerywam. Patrzę na niego, całkiem młody gość. Rocznik 65. Myślałem, że się uda.                                            ***Ktoś mnie puka w plecy. Pielęgniarka z interny: – Doktorze, a możesz spojrzeć, bo tam nam się jeszcze jedna pani pogarsza. Babcia. Obrzęki, zmiany pozakrzepowe na kończynach dolnych. Każę ją położyć na brzuchu. Saturacja się poprawia.– Jaki lekarz prowadzi?Nikt nie wie.– Dobra, pani musi tak leżeć.Po kilku godzinach łapie mnie internistka.– Pan reanimował moją pacjentkę?– Ja? Chyba nie…– Taka starsza pani na internie.– Na internie przekładałem jedną panią na brzuch.– O nią chodzi.– Co z nią?– Jak przyszłam, to była martwa… Jakby pan napisał, że była konsultacja anestezjologiczna...Nawet nie zauważyła, kiedy pacjentka jej zeszła! Teraz szuka dupokrytki. I co ja mogę napisać? Brak dalszych wskazań do eskalacji terapii, czyli że była nie do uratowania? Napiszę. Pomogę. Doktor jest sama na oddziale, też musi biegać po całym szpitalu i konsultować internistycznie. Nie ma szans, żeby to ogarnęła.                                                 ***Wzywają mnie do założenia wkłucia centralnego dla covidowca. Dziadek, 80 lat. W bardzo złym stanie. Niewydolny krążeniowo, obrzęknięty. Zakładam wkłucie. Piszę w konsultacji prośbę o wykonanie gazometrii i biegnę. Wzywają mnie na inne oddziały.O godz. 2:45 znów wezwanie do tego samego pacjenta: „Pacjent pogarszający się oddechowo”. Wracam. Dobijam się do drzwi, dzwonię. Na oddziale nie ma personelu. Za drzwiami pacjenci covidowi. Jeden z nich właśnie się załamuje!Idę w zakontaminowanym kombinezonie przez czystą część. Nie powinienem tego robić, ale człowiek chyba tam umiera. Pacjent leży na płasko, na plecach. Monitor obok, czujnik saturacji obok. Stoją sobie. Nie zostały podłączone. Podnoszę wezgłowie, podnoszę pacjenta. Uzyskuję saturację 85. Trzeba pilnie wykonać ileś czynności. Ale tu, kurwa, nie ma nikogo. Komu mam to zlecić?Wychodzę. Mijam pacjentów leżących na łóżkach. Starzy, niedołężni ludzie. Na ścianie kartka: „Telefon do pielęgniarek...”. Wiem, że żaden z pacjentów nie jest w stanie zatelefonować.Te oddziały to umieralnie. Są po to, żeby ludzie nie schodzili na ulicy.                                                  ***A ja? Kiedy ostatnio widziałem swoich pacjentów? A przecież mój oddział to OIOM! Pacjenci na stronie brudnej pod respiratorami, na czystej po wstrząsach, z zapaleniem otrzewnych, trzeba pilnować gospodarki wodnoelektrolitowej. Kiedy mam to robić, skoro konsultuję i reanimuję? Kto jest bez winy?Pamiętam z ostatnich dni jednego z covidowych pacjentów. Konsultowałem go na jakimś oddziale. Jak podszedłem do niego, miał niecałe 60 proc. saturacji. Patrzę, a w jego nogach leżą wąsy tlenowe!– Dlaczego to nie jest podłączone? – krzyczę do pielęgniarki.– A bo nie ma kto mu tego podłączyć, doktorze!Jezu! To zakładam te wąsy. Mija doba. Pacjent niewydolny oddechowo trafia do mnie na OIOM. Leży sobie pod respiratorem, leży, aż się butla z tlenem skończyła. I zmarł. Taka to, kurwa, smutna przygoda się zdarzyła.Dziwisz się? A ja wcale się nie dziwię. Na stronie brudnej na 19 pacjentów są trzy pielęgniarki. Powinno być dziesięć. Jedna na dwa stanowiska. Tlen w butlach, butle na dwukołowych wózkach przywiązane łańcuchami. Tak tu jest.Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: „Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek”? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu. Tu musisz mieć szczęście. Jak ktoś spostrzeże, że butla się kończy, będzie OK.Czytaj też: Lekarze alarmują. Zaraz będziemy tu mieli LombardięTlenu nie ma, nikt nie powiedziałDlaczego używamy butli? Brak tlenu w instalacji szpitalnej. Za dużo pacjentów podłączonych do respiratorów. Oczywiście, nikt nam niczego nie powiedział. Wszystko sprawdza się na żywym organizmie. Podłączam pacjenta pod respirator. Nie działa. Drugi? Lepiej. Po chwili dzwoni lekarka: – Coś się dzieje złego z pacjentem. Desaturuje!Sprawdzamy. Respirator nastawiony na 100 proc. podaje tylko w 36 proc. Wtedy wpadliśmy na to, że trzeba sprowadzić butlę, bo w ścianie ciśnienie jest zbyt niskie.                                               ***Na interwencję do drugiego budynku szpitalnego, gdzie jest kilka „lżejszych” oddziałów covidowych, jeździmy karetką. Leczy tam fajny hematolog, miły chirurg, neurolog, nefrolog. Ale nie ma anestezjologów, lekarzy medycyny ratunkowej ani sprzętu. Więc jak się ktoś pogorszy, muszą wzywać nas. Najczęściej wzywają na ostatnią chwilę.Dlaczego? Otóż mają jeden monitor i dwa pulsoksymetry na oddział. Jeśli chory nie jest podłączony do sprzętu, to oni nie widzą, że się pogarsza. Tym bardziej że przy covidzie pacjenci z saturacją 70 proc. potrafią logicznie rozmawiać. Nie widać problemów. Aż nagle bach... Oni reagują, jak nastąpi to bach. Mówiąc wprost – jak pacjent zsinieje, dzwonią po nas.Respirator wziąć. Lifepacka: monitor z funkcją defibrylacji, kardiowersji brać. Plecak z ambu, z lekami, rurkami. Leki z lodówki. Dygam z tym do karetki. Z pielęgniarką przebieramy się w kombinezony. A pacjent się tam dusi.Rzadko udaje się zdążyć. Jesteśmy w drodze i dostajemy informację: „Możecie wracać, już po wszystkim”. Czasami nas nawet nie wołają. Widzą, że i tak nie zdążymy. I to też jest statystyka w praktyce. Na tamtych oddziałach są wyłącznie łóżka covidowe, które widzi w tabelkach pan minister. Ale są to łóżka bez dostępu do tlenu, bez sprzętu pomiarowego i bez personelu.                                                   ***Na interwencję zawsze chcę brać ze sobą pielęgniarkę z OIOM. One są doświadczone, znają się na rzeczy. Gdy trwa reanimacja, chcesz kogoś takiego obok siebie.Proszę je: „No pojedź ze mną” – i chyba nie muszę ci mówić, jaki jest ich stosunek do moich próśb. „Doktor, a może byś znalazł kogoś innego, co?”.Nie mam pretensji. Są upocone, umęczone, ledwie stoją. „Ratowanie życia” brzmi pięknie, ale to ciężka fizyczna praca. Pacjent waży 150 kg. Przenieś go z pielęgniarką na nosze!Wspominałem ci, że z okazji 11 listopada szpital wypłacał nagrody za walkę z covidem? Dostali różni ludzie: pan związkowiec, pani z kadr... Nie dosłała żadna z oiomowych pielęgniarek.                                               ***Anestezjolog ma grubą skórę. Często oglądamy śmierć. Mamy taką pracę. Mówimy: „mogę reanimować i jeść kanapkę”, ale dziś łapię się za głowę. Jesteśmy wykończeni fizycznie i psychicznie. A to nie jest nawet środek epidemii. Miesiące walki przed nami. Wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym. Bo u nas jest dramat.Wczoraj zakaziła się moja żona. Ciągle myślę, co zrobić, jak się pogorszy oddechowo. Zostawiać ją w domu? Słać do szpitala? Ale kto się nią tam zajmie, jak nie będzie mnie obok? Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? Skoro ja się boję, co muszą przeżywać inni ludzie, którzy nie są lekarzami?Myślę, że niedługo też się zakażę. Prawdę mówiąc, liczę na to. Chciałbym odpocząć od tego burdelu.PozdrawiamP.”Fot. Paweł ReszkaRelacje też na https://www.facebook.com/ReszkaPai polityka.pl
Niestety dzieję się to czego się każdy medyk obawiał. Ogromne kolejki na podjazdach dla karetek, kolejki do dezynfekcji karetki po wyjeździe oraz w końcu niewydolność systemu czego skutkiem są takie sytuacje –  W dniu wczorajszym druhowie z naszej OSP jadący na kontrolę śluz wałowych natrafili na wypadek drogowy, w którym na pasach przy ul. Zabierzowskiej w Niepołomicach potrącony został starszy mężczyzna. Po szybkiej ocenie stanu poszkodowanego stwierdzono brak oddechu i niezwłocznie przystąpiono do resuscytacji krążeniowo oddechowej, która łącznie trwała ponad godzinę. Po kilku minutach akcji na miejscu zjawił się pierwszy patrol policji. Ze względu na brak dostępnych karetek (Niepołomickie karetki prowadziły czynności w Krakowie), po kilkunastu minutach na miejsce zadysponowano do pomocy również jednostkę Niepołomice. Pierwsza karetka na miejscu zdarzenia zjawiła się po około 40 minutach od rozpoczęcia przez naszych strażaków resuscytacji. Do działań zadysponowano również śmigłowiec LPR, który wylądował w miejscowości Grabie, skąd ratownicy zostali przetransportowani do Niepołomic (10KM) przez zastęp JRG Wieliczka. Pomimo długiej walki ratowników OSP, policji i PRM, mężczyzny niestety nie udało się uratować. Sprawca wypadku zbiegł z miejsca zdarzenia po czym został złapany przez patrol policji. Z informacji podanych w mediach czytamy, że kierowca miał 2,5promila. Dziękujemy policjantom z Niepołomic oraz strażakom OSP Niepołomice za czynną pomoc w resuscytacji.
Źródło: OSP Wola Batorska
Kobieta opowiada o chwili, w której przypomniała sobie jak bardzo kocha swój zawód stróża prawa: – „Dzisiaj Bóg przypomniał mi, dlaczego robię to, co robię! Podczas tankowania paliwa ta piękna dziewczyna podeszła do mojego samochodu... łzy napłynęły mi do oczu, gdy spojrzałam na nią, jej rodziców i starszego brata. Jej mama powiedziała do niej: „Czy pamiętasz swojego anioła?” Dlaczego tak powiedziała? Ponieważ nieco ponad 3 lata temu wykonywałam resuscytację krążeniowo-oddechową tej małej dziewczynce. Miała wtedy prawie 2 lata, a dziś z dumą powiedziała, że ​​ma 5 lat i jest w drodze do parku Disneya! To było piękne i przypomniało mi, dlaczego wykonuję swoją pracę. Jestem niezmiernie wdzięczna za swoją pracę, w której otrzymujemy niezbędne szkolenia i jesteśmy wyposażeni w odpowiedni sprzęt do wykonywania naszych codziennych zadań. Miłego weekendu w parku rozrywki Disneya. Dzięki Tobie jestem dzisiaj taka szczęśliwa”.
Warto zapamiętać te informacje –  PRAWDY I MITY O PIERWSZEJ POMOCY MIT  Boję się, że zaszkodzę. MIT Boję się konsekwencji prawnych. PRAWDA U1 Bez pomocy pacjent z zatrzymaniem krążenia nie ma szans na przeżycie. Nie można zaszkodzić bardziej niż nie udzielając pomocy. PRAWDA gKażlv 7 nas ma prawny obowiązek udzielao'a r:ierv,,szej porriccy. MITPRAWDA gNie będę uciskał klatki \) V piersiowej, bo poszkodowany może mieć złamany kręgosłup. Przywrócenie akcji serca jest priorytetowe względem urazów kręgosłupa. KAŻDA MINUTA MA ZNACZENIE wystarczy już 15 min• by nauczyć się podstaw udzielania pierwszej pomocy. Resuscytacja krążeniowo-oddechowa* i defibrylacja* w ciągu 3_5 min od utraty przytomności mogą zwiększyć przeżycie od 49_79%" o YV W przypadku zatrzymania akcji serca i braku udzielonej pierwszej pomocy szanse na uratowanie spadają O 10% minutę Prowadzenie resuscytacji przez świadków zdarzenia przed przyjazdem karetki zwiększają natomiast 2-3 krotnie szanse na przeżycie. Na każde 30 uciśnięć klatki piersiowej wykonujemy 2 wdechy ratownicze. 100 d0120 uciśnięć na M inutętoczęstość z jaką powinno się uciskać klatkę piersiową.
Polska pierwsza na świecie pokonała koronawirusa, ale chwilowo mamy problem z niewydolnością krążeniowo-oddechową –
Jak tak dalej pójdzie, to w Polsce na koronawirusa umrze najwyżej 20 osób – A poza tym 3000 zmarłych na zapalenie płuc z niewyjaśnionych powodów Ministerstwo Zdrowia@MZ_GOV_PL·20 minW związku z otrzymaną informacją ze szpitala we Wrocławiu, o zmarłym wczoraj rano pacjencie w wieku 71 lat, jesteśmy zobowiązani do sprostowania informacji o liczbie zmarłych z powodu zakażenia #koronawirus.Ministerstwo Zdrowia@MZ_GOV_PL·20 minPrzyczyną śmierci wskazanego pacjenta, zgodnie z kartą zgonu, była niewydolność krążeniowo-oddechowa niemająca nic wspólnego z koronawirusem. Pacjent okazał się być ostatecznie niezakażony koronawirusem. Stąd też liczba osób zmarłych z powodu zakażenia koronawirlsem to 14.
Źródło: twitter.com
Tymczasem podano oficjalną przyczynę śmierci Piotra Woźniaka-Staraka: w momencie tragicznego wypadku był pod wpływem alkoholu – Przyczyną zgonu była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa będąca następstwem masywnego urazu czaszkowo-mózgowego, w wyniku działania narzędzia ostrokrawędzistego.Badania chemiczne krwi zmarłego wykazały jednak obecność 1,7 promila alkoholu etylowego, zaś badania chemiczne moczu wykazały obecność 2,4 promila alkoholu etylowego" - poinformowała prokuratura
A czy ty wiesz, jak wykonać resuscytację krążeniowo-oddechową? –
0:32
 –  Mimo że w autobusie znajdowało się wielu pasażerów, większość w ogóle niezareagowała, gdy starszy męzczyzna stracił przytomność i osunął się bezwładnie naziemię.Gdy autobus zatrzymał się, pasażerowie opuścili pojazd, nie przejmując się losemstarszego pasażera."Przy giełdzie wysiadło około 20-30 osób, nikt nie zareagował, że znajdująca się obokosoba, wymaga natychmiastowej pomocy. Dopiero jakieś dziecko podeszłoi powiedziało, że tam umarł jakiś pan" - opowiadał portalowi Lublin112.pl świadekzdarzenia, który razem z trzema kobietami udzielał poszkodowanemu resuscytacjikrążeniowo-oddechowej.W międzyczasie na miejscu stawili się ratownicy medyczni. świadek nie potrafi jednakukryć swojego zbulwersowania zachowaniem współpasażerów."Najbardziej boli mnie to, że pozostali tylko stali i patrzyli. Prosiłem, żeby ktoś zmienitdziewczyny w wykonywaniu masażu serca, jednak bez rezultatu. Nie dość, że niepomogli, to jeszcze mieli pretensję, że dalej nie pojadą. Dzwonili chyba doprzewoźnika, z pytaniem, kiedy zostanie im podstawiony drugi autobus, aby mogikontynuować podróż. Mieli pretensję, że muszą iść pieszo ten jeden przystanek. Niepomógł nam nawet kierowca. Stał z rękami w kieszeni i tylko gdzieś dzwonił" - mówimężczyznaNajważniejsze, że udało się uratować życie starszego mężczyzny. Po udzieleniupomocy został przetransportowany do szpitala
Na przystanku stało co najmniej kilka osób, ale tylko młoda dziewczyna zareagowała i podjęła się ratowania 79-latki.- Jedni udawali, że nie widzą i nie słyszą, co się dzieje i wsiadali, jak gdyby nic się nie stało do autobusu. Inni byli równie przerażeni – Iza czekała akurat na przystanku na autobus, kiedy siedząca na ławce starsza kobieta nagle zasłabła, a jej ciałem zaczęły wstrząsać drgawki. Towarzyszący kobiecie mąż zaczął rozpaczliwie wołać o pomoc. Był przerażony i sparaliżowany strachem o małżonkę.Iza bez zbędnej zwłoki przystąpiła do podstawowych czynności resuscytacji krążeniowo-oddechowej. To prawdopodobnie uratowało 79-latce życie
Źródło: tarnow.naszemiasto.pl
Na plaży w Darłówku Zachodnim miała miejsce niecodzienna sytuacja. Jedna z rodzin poprosiła o pomoc w uratowaniu ich psa. Chore zwierzę chwiało się na nogach i nie mogło oddychać – Plażowicze zwrócili się do ratowników z prośbą o pomoc ich 12-letniemu labradorowi. Ratownicy bez wahania przystąpili do akcji. Najpierw powiadomili weterynarza o zaistniałej sytuacji, a następnie z pomocą rodziny przenieśli 50-kilogramowego psa do samochodu na desce ortopedycznej. Jak poinformowali przedstawiciele WOPR z Darłówka, zwierzę cierpiało na ostrą niewydolność krążeniowo-oddechową
"Pocałunek życia"Zrobione w 1967 roku zdjęcie przedstawia pracownika firmy energetycznej J.D. Thompsona udzielającego pomocy metodą usta-usta swojemu koledze z pracy Randallowi G. Championowi. – Stracił on przytomność po kontakcie z liniami niskiego napięcia, które przez przypadek musnął podczas rutynowych prac. Uprząż zapobiegła upadkowi, a Thompson, który pomagał mu od spodu, mógł szybko udzielić mu pomocy. Nie był w stanie przeprowadzić pełnego cyklu reanimacji krążeniowo-oddechowej biorąc pod uwagę okoliczności, ale dostarczał tlen płucom Championa do momentu wyczucia słabego pulsu u kolegi. Wtedy dopiero odpiął uprzęż i zszedł ze słupa trzymając kolegę przewieszonego przez bark. Następnie kontynuował RKO do momentu przyjazdu ambulansu. Stan zdrowia Championa stopniowo się poprawiał prowadząc do pełnego wyzdrowienia w szpitalu.Champion nie tyko przeżył wypadek dzięki Thompsonowi, ale przeżył kolejnych 35 lat. Zmarł w 2002 roku w wieku 64 lat. Thompson nadal żyje.