Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 118 takich demotywatorów

Opłaty bankowe znów w góre - czyli Polaka zawsze można doić... – Dla wszystkich, którzy myślą "to tylko parę złotych, nie zmienię konta". Poszukajcie czegoś darmowego, inaczej "biedne" banki wciąż będą nas kasować za wszystko. Mam konto w Polsce i UK. W Polsce płacę za wszystko. W UK można mieć darmowe konto (czytaj darmowe konto, karta i bankomaty - wszystkie). Takie konto w UK, które używam, mam płatne 3 funty (które jest zwracane, gdy są wpływy na konto). W ramach takiego konta mam darmowe wszystkie bankomaty w UK (tam się nikt nigdy nie zastanawia czy można skorzystać z danego bankomatu), przelewy do innych banków są darmowe i natychmiastowe. I w ramach podziękowania co roku wybieram sobie bonus (zwykle było to 6 biletów do kina, teraz wybrałem Disney+ za darmo na rok). Oprocentowanie na koncie jest większe niż niektóre lokaty w Polsce. Ale naszym drogim bankom, wciąż nic się nie opłaca.... AGENCJA wyborcza.plmBank
 –
0:09
 –  PELE
 –  funnell
 –
0:46
Biedne dystrybutory nie wytrzymały hojności pcimskiego wójta –  TANK0ΕΝE5PrzepraszamyawariadystrybutoraEFECTA 95OnFLOTAFecraĆDIESEL87vervaC87SZYBKIE TANKOWANIETIRDIESELPrzepraszamyawariadystrybutoraEFECTA DIESELevaMI
 –  sarck
 –  Moja przyjaciółka jest hodowcą rasowychpsów i regularnie dostaje maile odwielodzietnychmatek z prośbąo podarowanie im szczeniaka, bo są takiebiedne, a bombelki chcą zwierzaka.Na pytanie hodowcy jak w takim raziezamierzają utrzymać psa, który potrzebujewysokiej jakości karmy i drogiej opiekiweterynaryjnej, rzucają wyzwiskamii przekleństwami. I niestety nie jest toodosobniony przypadek, bo przyjaciółkarozmawiała z innymi hodowcami i onirównież mają doczynienia z "dej za darmo"madkami. Co ciekawe, gdy zapoponujesztakiej wzięcie psa ze schroniska, to teżzostaniesz zwyzywany, bo DZIECI CHCĄpieska rasowego.
 –
0:09
 –  Przy sklepie, w którym pracuję, postawionokwietniki i posadzono w nich piękne kwitnące kwiaty.Kiedy następnego dnia przyszłam z koleżanką, żebyotworzyć sklep okazało się, że wszystkie kwiatyzostały wyrwane z ziemi. Obejrzałyśmy nagraniez monitoringu, na którym było widać, jak dwiestarsze panie przyszły z taczką i wykopały kwiaty.Za pozwoleniem kierownika wrzuciłyśmy nagraniena miejscową grupę na fejsie. W odpowiedzizwyzywano nas, bo jak jako firma możemyudostępniać twarze tych bab, pewnie są biedne i niestać je było na kupienie kwiatów, dlatego sobiewzięły nasze, a my jesteśmy dużą firmą i dla nas tożadna strata! A no i jesteśmy bez serca, bo terazbabcie najedzą się przez nas wstydu. Także tak, taksię właśnie u nas żyje. Mogły pomyśleć zanimukradły, to by się nie miały za co wstydzić.
Dlaczego wielu ludzi nie stać na coś, co powinno być w ich finansowym zasięgu? Bo zabiera się im, żeby dopłacić wybranej grupie, i tak powstaje grupa za bogata na dopłatę, a za biedna by kupić samodzielnie – I tak właśnie działa państwo socjalne, gdy jest biedne INVOICE****Reciept / Tax InvoiceRECEIPT@111111M1920Company Company Supply, Inc4008 Howard Smeet, San FransenCA 9410USAANwayBANJANMWWHAT0024Business CompanyMANReciept / Tax Invoice47654321Se merGPS IN MURAL, MABUT WacunhwwwMALDHAL AND WAEMIL STQuisque le tipsPODTepeePPOLANDYINVOICE3Quantity+00.452017wwCINVOICEi24033/95575INT-A$1.0013:00$1.00130.00H 100000000 995$1.00$30.00JUG100.00280.0010001003010000$9.00OFON32010INVOIHadi1111INVOICEune Company13-INVOICEKarbung mengCopyAni241111KAREINVOICEall in
Biedne, patologiczne rodziny będą dopóty, dopóki myślenie "Pan Bóg dał dzieci to i da na dzieci" nie zostanie zastąpionym "zrobiliśmy dzieci to trzeba zarobić na dzieci" –
 –
0:16
 –  Michał Przybylak @michap... • 1 dzień13 mld zł. Na tyle polskie bankioszacowały poniesiony przez siebie koszlwakacji kredytowych.Tak gdyby ktoś przez pomyłkę pomyślał,że dostał wakacje od rządu.
Włodzimierz Korcz: Jakieś dziesięć lat temu, na zamówienie Filharmonii Podlaskiej, napisałem aranżacje pieśni patriotycznych do wielkiego widowiska plenerowego – Świetni artyści, cudowna sceneria – świeżo wyremontowany rynek w Białymstoku. Scena na rynku… Przepraszam, zanim to opowiem, muszę zastrzec – koncert był fantastyczny… Tylko… Reżyser wpadł na oryginalny pomysł. Pomiędzy sceną a pierwszym rzędem krzeseł, na których zasiedli honorowi goście, w tym ja, bo napisałem, moja żona, władze miasta… No więc bezpośrednio przed pierwszym rzędem krzeseł, na wprost sceny, ustawili się ułani na koniach. Ułani może nieprawdziwi, konie prawdziwe. Jeszcze raz powiem – koncert był naprawdę fantastyczny... Tylko próba na rynku odbyła się bez udziału orkiestry. Konie były, orkiestra nie. Orkiestra próbowała wcześniej w filharmonii. No więc, kiedy te biedne konie, stojące zadami jakiś metr od nas… Ale naprawdę, koncert był świetny… Kiedy te konie, już w czasie oficjalnej premiery, usłyszały grzmot orkiestry, to wszystkie naraz… Jak to powiedzieć… No właśnie… I jeszcze zaczęły wierzgać. A my blisko. Za blisko. W czasie pierwszego utworu pojawili się porządkowi, którzy zaczęli sprzątać dowody końskiego stresu i przywracać nienaganną scenerię. Ale koncert fantastyczny.
 –  Niestety na uniwerkach jest bardzo dużerozgraniczenie między światem naukowyma światem nienaukowym na psychologiito już wgl gruby mur. Caty przedmiot onazwie metodologia już na 1 roku wybija zgtowy wszelkie magie, astrologie itp.Arogancja naukowców jest duża, a mojebiedne serduszko astrologiczne ptacze zenie może wiedzy o zodiakach wykorzystaćw pracy z pacjentami bo to PrzEclez nlejEST nAUKa

Całe to grzybobranie to jest dla jakichś psycholi

 – Rośnie to w lesie przy samej ziemi, lisy na to szczają — i nie tylko lisy, i nie tylko szczają.Jagód z lasu pod żadnym pozorem nie jedz bez dokładnego umycia, bo lis oszcza i bąblowica murowana, ale borowika to pod żadnym pozorem nie myj, bo smak wypłuczesz, tylko pędzelkiem omieć i możesz omnomnować na surowo.Widziałeś kiedyś dwa nagie ślimaki kopulujące na jagodzie? No raczej nie, bo się na niej nie zmieszczą, ale taki kapelusz grzyba to dosłownie łóżko w leśnym burdelu.A ty narażasz się na kleszczowe zapalenie mózgu, pobłądzenie, utonięcie w bagnie, kradzież auta zostawionego pod lasem, gwałt, walkę na śmierć i życie z dzikimi zwierzętami, przygniecenie przez drzewo, weekend we wnykach, postrzelenie przez niedowidzącego myśliwego, rozerwanie przez niewypał, klasyczne zjedzenie przez czarownicę, mimowolny udział w gangsterskich porachunkach, młodzieżowej orgii, kibolskiej ustawce, czarnej mszy lub nazistowskim zlocie — nie wspominając już o nieludzkim wstawaniu o czwartej nad ranem, żeby inni cię nie ubiegli — tylko po to, aby już w zaciszu własnego domostwa raz jeszcze położyć swe kruche człowiecze życie na szali, racząc podniebienie zebranymi plechowcami.Popatrz na taki kebab — mały, średni, duży, XXL zemsta faraona, rollo, w bułce, w picie, w boxie, z sosem łagodnym, ostrym — jakiego nie wybierzesz, p r a w i e nic ci nie będzie.Z pieczywem, słodyczami, nabiałem i tym zielonym z pola sytuacja ma się podobnie.Ale z grzybami to oczywiście zupełnie inna śpiewka — połowa chcę cię zabić od razu, a reszta niekoniecznie chce, ale może, jak się będziesz z nimi niewłaściwie obchodził.Do reklamówek i wiader nie zbieraj, bo, wiadomo, bakterie w plastiku mnożą się jak poeci w Internecie — zatrucie murowane.Przechowywanie, wiadomo, maksimum jeden dzień w lodówce, bo inaczej rozkład białek, mordercze pleśnie i nawet jadalny może cię zabić.Nie dogotujesz, wiadomo, śmierć w agonii.Połączysz niewłaściwego z alkoholem, wiadomo, wątroba po jednym posiłku jak po dekadzie picia denaturatu.Oczywiście każdy smaczny grzyb musi mieć swojego toksycznego sobowtóra, żeby był dreszczyk emocji, nierzadko poprzedzający dreszcze przedśmiertne.Jakby tego było mało, że połowa to istne fabryki trucizny, to wszystkie są prawdziwymi składowiskami metali ciężkich wyciąganych z otoczenia — no po prostu nie może być inaczej.Ale metale ciężkie to nic, bo przecież są jeszcze metale lekkie, a zwłaszcza alkaliczne, o których nikt nie pamięta — taki na przykład radioaktywny izotop cezu o liczbie masowej 137, obecny w polskiej przyrodzie od 1986, kiedy to nasi sąsiedzi zza Buga odtworzyli w Czarnobylu katastrofę atomową na podstawie fabuły tego znanego serialu HBO.Oczywiście cez-137 najlepiej magazynują najpopularniejsze grzyby wszech czasów, tak zwane „czarne łebki” — innymi słowy, do jakiegoś 2136 roku konsumpcja podgrzybków w województwie olsztyńskim to igranie ze śmiercią, a w opolskim to już nawet nie igranie, a walka MMA w occie, na maśle i w śmietanie.Całe to zbieranie grzybów to taka uproszczona wersja rosyjskiej ruletki — z użyciem dubeltówki zamiast rewolweru: czarne albo czerwone; wóz albo wywóz; niebo w gębie albo piekło za życia.Atlasów narobili książkowych, poradników internetowych, nawet aplikacji na smartfona, a ludzie nadal zajadają się na śmierć muchomorami.Może to dlatego, że dla amatorów zostają tylko trujaki, bo zawodowcy zrywają na potęgę, wszystko jak leci, pięćdziesiąt kilo w jeden dzień — „białko w lesie za darmo rozdajo, biere wszysko, blaszki nie blaszki, Baśka, nic to, trzy razy obgotuje i do wudeczki bendzie jak znalas”.Normalnie zbierać, nie umierać.Tak że naginasz pół dnia po lesie, sadząc przysiady i nerwowo oglądając się na kleszcze, żmije, wilki, gwałcicieli i myśliwych, a potem stoisz całą noc nad zlewem i omiatasz sobie grzyba pędzelkiem.Ale i tak najciekawszą częścią rytuału jest ta, kiedy stajesz nagi przed lustrem i ze światełkiem w ręku wyginasz śmiało ciało, zaglądając w największe zakamarki siebie, żeby sprawdzić, czy ci czasem coś gdzieś nie wlazło.Całkowicie normalne, nie powiem.Las to w ogóle specyficzne miejsce — z dala od cywilizacji, posterunków policji i monitoringu, a możesz na legalu przemieszczać się z nożem i to w garści.Pewnie dlatego to takie popularne zajęcie w tych nerwowych czasach.A teraz jeszcze przyszła jesień, ludzie na Facebooku spamują na lewo i prawo, ile to nie zebrali, ledwo wysiedli z samochodu, ba, niektórzy to drzwi uchylili, a złoto lasu samo im się kilogramami do środka ładowało.Naczyta się tego i naogląda normalny człowiek i też go nachodzi ochota na igraszki ze śmiercią, bo przecież w sklepie trzy ususzone kapelusze o łącznej wadze dwudziestu gramów kosztują dziesięć polskich złotych, a parę kilometrów dalej wystarczy parę przysiadów i fortuna zostaje w kieszeni.Co w ogóle można zrobić z dwudziestu gram grzybów? Okłady na oczy?W ten właśnie sposób sam poczułem gorączkę grzybni i wylądowałem na leśnym parkingu.To tutaj trafiają wszyscy amatorzy.Zawodowcy strzegą najbogatszych grzybowisk lepiej niż oczu w głowie — prawdopodobnie znaleźli te miejsca, jak zakopywali tam zwłoki.Na parkingu tymczasem tłok jak pod Ikeą w czasie pandemii. Najbliżej stoją jakieś dziewczyny w wyzywających strojach.Ubrały się tak, żeby były dobrze widoczne w lesie, a teraz pewnie handlują grzybami — myślę.- Ile? – pytam.- W pipu osięsiąt, do papu pięsiąt.- Nie rozumiem – ponawiam pytanie: – Grzybki po ile?- My badanu a czystu, ne ma grzybku.Biedne grzybiarki — myślę — Nic nie nazbierały, nic nie sprzedadzą, nie będą miały co do ust włożyć.Ale już moją uwagę zwraca biały SUV, z którego wysiada lalunia w białym dresiku i białych adidaskach. Za nią buja się popisany ochroniarz z buldogiem francuskim na smyczy i designerskim koszykiem wyplecionym z kolorowej wikliny przez chińskie dzieci za miskę ryżu zgodnie ze staropolskim wzorem i nowopolską strategią gospodarczą. Lalunia rusza w las, ochroniarz z buldogiem za nią.Za tymi nie ma sensu iść, chyba że chcesz zostać mistrzem drugiego planu w relacji na Instagramie, bo co chwila przystają, ale nie żeby podnieść grzyba, tylko żeby nadać internetowy przekaz dla innych przedstawicieli swojego gatunku:„Grzybuw nie ma ale i tak jest zaebiście”.Oczywiście grzyby są, tylko oni ich nie widzą, bo widzieć nie chcą, a jeść czegoś, co rośnie w lesie, na pewno nie zamierzają.Kawałek dalej jakiś koleś wali pokłony przed grzybem.- Wszystko w porządku? – pytam.- Szatan – odpowiada i zaczyna lizać grzyba pod kapeluszem.- Rozumiem – kłamię, kreślę znak krzyża w powietrzu i odchodzę.Ale wtem kątem oka dostrzegam cień przemykający między drzewami.Ruszam za nim i po chwili widzę dokładnie:Stary sweter w jodełkę, spodnie moro, kalosze, bagnet za pasem, wiadro po farbie z ołowiem, pordzewiały rower marki Ukraina.Widzę tutaj dwie opcje — typ albo idzie na grzyby albo wraca do porzuconych w lesie zwłok na kolejną porcję pośmiertnych amorów.Wiem, że jeśli chcę znaleźć grzyby, muszę za nim iść, ale doskonale zdaję sobie również sprawę, że mogę już nie wrócić.Zakładam, że to jednak mistrz ceremonii i ruszam za nim w bezpiecznej odległości. Gość tymczasem doskonale zdaje sobie sprawę, że ma ogon, bo co jakiś czas odwraca się i posyła mi to podejrzany uśmiech, to podstępne spojrzenie.Idę dokładnie za nim i jakimś cudem to ja zbieram twarzą pajęczyny.Wtem rozpływa się między drzewami.No, dobra, jestem w lesie, teraz tylko znaleźć jakieś grzyby i wyjść z tego cało.Halo, czy są tu jakieś grzyby?Kurde, no są.Rosną sobie ot tak sobie. Jak gdyby nigdy nic.I to jeden nieopodal drugiego.Dziwne… Może mi w to nie uwierzycie, ale w dwie godzinki nazbierałem pełen koszyk i to bez żadnych niebezpiecznych sytuacji!No dobra, teraz tylko odnaleźć drogę powrotną do auta i dotrzeć do niego w jednym kawałku.Kurde…Przecież moje auto widać stąd, gdzie stoję…Idę i zastanawiam się nad tym wszystkim.Jak bym nie próbował tego ugryźć, za każdym razem wychodzi mi, że po prostu miałem niebywałe szczęście.Nieopodal parkingu ten sam koleś co wcześniej wali pokłony przed innym grzybem.- Szatan? – pytam.- Papierzak – odpowiada.- Religijny człowiek – mówię do siebie.Wracam do domu.Myślę, czy by może nie odpocząć, ale przecież nie ma chwili do stracenia.Biorę szczoteczkę do zębów i zabieram się za czyszczenie.Po kilku godzinach grzyby lśnią jak nowe.Pora je sprawdzić.Aplikacja w smartfonie pokazuje, że połowa to pieczarki, a połowa muchomory.Wyrzucam połowę.Dla pewności otwieram lodówkę i skanuję grzyby na pizzy z Biedronki.Też muchomory.Wyrzucam pizzę i aplikację.Połowy połowy sam jednak nie jestem pewien, więc i ta ląduje w koszu. Tymczasem połowa połowy połowy jest obgryziona przez ślimaki.Nie no, przecież samiec alfa i omega ze szczytu łańcucha pokarmowego nie będzie dojadał resztek po jakimś mięczaku-obojnaku.Wyrzucam.Rozcinam pozostałe i okazuje się, że w połowie połowy połowy połowy robale dokazują jak patusy pod Żabką w niedzielę wolną od handlu.Wyrzucam.Nie jest tak źle, zostały mi dwie garści grzybów!W mojej głowie powoli układa się genialny plan:Jedną garść usmażę, drugą — ususzę.Wpisuję w wyszukiwarkę: „gesler, grzyby, przepis, łatwy, zanzibar”.„Najpierw obgotuj przez 10 minut i wylej wodę. Potem obgotuj przez następne 10 minut i wylej wodę. Potem już tylko na 10 minut na rozgrzaną patelnię”.Kierując się zdrowym rozsądkiem i rozsądnymi instrukcjami, z mojego koszyka grzybów wyszły mi dwie garści grzybów, a z jednej z nich trzy czwarte łyżki stołowej.Coś musiałem źle zrobić, bo przecież nie wyparowały…W końcu nadchodzi ta wiekopomna chwila:Nabieram je na łyżkę i zjadam — na raz, bez chlebka, z namaszczeniem.Mm… O tak… Kawior lasu…Hm…Smak chyba wylałem razem z wywarem…Trudno — suszenie na pewno się uda.W imię intensywnego grzybowego aromatu!Zgodnie z zaleceniami — piekarnik na 40 stopni i idę spać.Wstaję rano, w mieszkaniu unosi się intensywny grzybowy aromat.Udało się! — myślę.Ochoczo otwieram piekarnik.Szukam moich grzybów, ale ich nie widzę.Wchodzę do Internetu i tam również szukam.W Internecie moich grzybów nie ma, ale wychodzą na jaw nowe informacje:92% wody, no kto by pomyślał.Ołów, kadm, rtęć i arsen.Radioaktywny izotop cezu.Rabdomioliza.To całe grzebanie to jest dla jakichś psycholi!Grzybobranie.Grzybobabranie
Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie –  Maja Staśko używa telefonu Samsung S22 Ultra. cena tego telefonu to około 5-7k. W życiu bym się tego nie czepiał gdyby nie to, że Maja Staśko przypierdalała się do ludzi o to, że używają drogich zegarków itd. a biedne pielęgniarki dalej zarabiają grosze
I tak warto próbować! –  Przedsiębiorczość jest jak rzutki czy wiatrówki w lunaparku. Dzieci z klasy średniej mogą sobie pozwolić na jedną grę. Większość nie trafi. Kilka trafi w cel i dostaje małą nagrodę. Garstka trafi w dziesiątkę i dostaje główną nagrodę. Potem myślą, że system działa. - A bogate dzieci? Mogą sobie pozwolić na tyle gier, ile chcą. Mogą próbować w kółko, aż coś trafią. Niektóre będą grać, aż trafią w dziesiątkę, by potem pierdolić o „merytokracji" i cudnych efektach ciężkiej pracy. A biedne dzieciaki? Nie grają w gry w lunaparku. To one je obsługują.
"Byłem w Watykanie, widziałem złote sufity i słuchałem papieża martwiącego się o biedne dziecko. Pomyślałem sobie, jak można być takim człowiekiem, by mieszkać pod złotym dachem, a później jechać do biednych krajów i z pełnym brzuchem całować biedne dzieci? Wtedy przestałem wierzyć" – - Diego Maradona