Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 6 takich demotywatorów

Sędzia Daniel Jurkiewicz z Sądu Rejonowego w Wągrowcu nie ogłosił kilkunastu wyroków w sprawach karnych, co oznacza, że wydane decyzje są nieważne – Zdarzenie to zostało ujawnione przez "Gazetę Wyborczą". Większość skazanych zaakceptowała wyroki bez apelacji, co spowodowało uznane ich za prawomocne przez personel sądu. Jednakże, formalnie, wyroki nie zostały skutecznie wydane, ponieważ sędzia nie ogłosił ich na sali sądowej. 16 spraw będzie ponownie rozpatrzonych, zgodnie z Rzecznikiem Sądu Okręgowego w Poznaniu, sędzią Aleksandrem Brzozowskim. Jeśli skazani już wykonali część kary, zostanie to wzięte pod uwagę przy nowym procesie. Zmiana w przepisach w 2019 roku umożliwiła sędziom unikanie ogłaszania decyzji na posiedzeniach jawnych, jednakże w przypadku procesów karnych jest to obligatoryjne. Sąd Rejonowy w Wągrowcu razem z prokuraturą ponownie rozpatrzy sprawy, natomiast Sąd Najwyższy może podważyć cztery wyroki wydane przez Sąd Okręgowy w Poznaniu
 –  Maciej JurkiewiczAteiści nie powinien być chowanyjak wierzący tylko pod płotemżucony albo żucony wilką napożarcie1 tyg. Lubię to!Odpowiedz14
"Niefortunnie się stało, że na przekazywany obraz nałożyły się aż trzy ujęcia" – "Stało się to jednak bez żadnego intencjonalnego zamiaru ukrywania czegokolwiek bądź manipulowania przekazem - jak to sugerowały niektóre media wyciągając z zaistniałej sytuacji tyleż sensacyjne, co pochopne i nieuprawnione wnioski” - napisał w oświadczeniu ks. dr Jerzy Jurkiewicz, proboszcz parafii św. Małgorzaty w Nowym Sączu
 –  Cezary Jurkiewicz2 godz. • 0W "Głosie Skierniewic" pojawił się artykuł przepełniony nutka żalu zpowodu tego, że jadę po Skierniewicach. Nie będę już się naśmiewał zmojego miasta. Skierniewice to wspaniałe miasto. Nawet Bolesław Prusje docenił. Główny bohater "Lalki" Wokulski próbuje popełnićsamobójstwo rzucając się pod koła pociągu na stacji w Skierniewicach.To wiele mówi o mieście, skoro nawet wymyślone postacie chcą się tamzabić.        No nic próbowałem.
 –  Cezary Jurkiewicz...45 m• OObjawy Covida nie są przyjemne szczególnie jaksię ma współistniejące dolegliwości - takie jaknp. hipochondria. Szczególnie, że wynik dostałempozytywny i cała akcja transcenduje poza mojąparanoję.Ochota wyjścia i nakasłania na ludzi bezmaseczek jest nie do opisania. Fantazje, żebywyjść i polizać po twarzy jednostki, które dzielniezasłaniają sobie brodę nawiedzają mnie na jawie.Jeszcze przez kilka dni zarażam i jakby ktoświedział o jakimś proteście antymaseczkowców,to dawajcie znać - chętnie wpadnę. Kwarantannęmam z własnej woli, bo za dużo zarażonych isanepid nie działa i nie ma mnie kto kontrolować.Nie mam tego za złe władzy, że jest kompletnienieprzygotowana na tę sytuację, bo byływażniejsze rzeczy do zrobienia w wakacje. Walkiz LGBT nie można było dłużej odkładać w dobiekompletnego rozkładu polskiej rodziny i legionumasturbujących się 5cio latków.
Oto pani Martyna Jurkiewicz-Tomsia. Zasłynęła z tego, że 10 lat temu jako 22-letnia dziennikarka Gazety Wrocławskiej napisała słynny tekst o libacji na skwerku we Wrocławiu. Dzisiaj zdradza kulisy tamtego artykułu: – "Typowy lokalny dziennikarz na swoim dyżurze obdzwania wszystkie służby (policja, straż pożarna, pogotowie) by dowiedzieć się, czy coś się dzieje na mieście. To praktyka stosowana na długo przed internetem. Tyle tylko, że nie każda interwencja lub stłuczka trafiała potem do gazety czy wiadomości radiowych.Przez wspomniany wcześnie prikaz, trzeba było dodawać newsy, nawet jak nic konkretnego się nie wydarzyło. Dziennikarka wykręciła numer na policję. Taki był zapis rozmowy z poirytowanym (nadmiarem telefonów z "żebraniem") o newsy dyżurnym.– Panie dyżurny, czy coś się dzieje? – zapytała dziennikarka.– Nie – odparł policjant.– A może jednak, cokolwiek?– NIE, NIE, NIE.– To jaką mieliście ostatnią interwencję?I wtedy, dyżurny opowiedział zdesperowanej dziennikarce o libacji-widmo. – Wiem, że ta depesza, to zaprzeczenie wszystkiego co ma związek z dziennikarstwem. No ale nie miałam innego wyjścia. Musiałam coś wrzucić w sieć, a nic innego nie miałam! Atmosfera w pracy nie była przyjemna, więc popełniłam swoje słynne dzieło – wspomina "SE" pani Martyna.Niedługo po tym zakończyła swoją przygodę z dziennikarstwem. Sama zrezygnowała. Chciała działać w PR, potem startowała na sołtysa, ale nie zgarnęła stołka. Obecnie jest szczęśliwą mamą i przewodniczącą koła gospodyń wiejskich. Na artykuł reaguje z uśmiechem."

1