15 lekarzy opowiada historie o najgłupszych pacjentach, jakich spotkali w szpitalu (16 obrazków)
Tutaj ratownik. Musiałem wielokrotnie ludziom tłumaczyć, że wlewanie energetyka do ust nieprzytomnego diabetyka to nie jest dobry pomysł.
U pacjenta zdiagnozowano cukrzycę, więc trzeba go było nauczyć jak przyjmować insulinę. Edukatorka przyszła do pacjenta z całym zestawem i ćwiczyli wstrzykiwanie insuliny na pomarańczy. Mężczyzna powtórzył zabieg kilkukrotnie i szło mu bardzo dobrze, więc z kompletem strzykawek, insuliny i całej reszty, został wypisany do domu.
Po tygodniu wrócił z kosmicznymi wynikami poziomu cukru we krwi, więc proszę go, żeby pokazał mi jak przyjmuje insulinę. "Jasne, potrzebuję tylko pomarańczy" - powiedział pacjent i już wiedziałam gdzie to zmierza... Dostał ode mnie owoc, wstrzyknął insulinę i dokończył - "a potem to zjadam".
Wyszłam z gabinetu, bo musiałam to rozchodzić.
W szpitalu, który znajduje się na dość mrocznej, niebezpiecznej dzielnicy, o dużej aktywności ulicznych gangów, wciąż musimy tłumaczyć ludziom, że nie można przeszczepić mózgu ich męża, syna, brata do innego ciała, jeśli zginął od postrzału w głowę, czy jakiekolwiek postrzału. Że tak naprawdę to w ogóle się nie da tego zrobić.
Pacjentka z cukrzycą wracała ciągle z idiotycznie wysokim cukrem. Spisywała wszystko co jadła i piła i wszystko wyglądało w porządku. Pewnego razu przyszła z mężem i ten, potajemnie, w trakcie uścisku dłoni przekazał mi karteczkę z napisem "proszę spytać o sorbety, ona mi nie wierzy, że jest w nich cukier". No więc najdyskretniej jak mogłem spytałem pacjentkę, czy piła ostatnio jakieś słodkie napoje, colę, lemoniadę, mrożoną herbatę, lodowe szejki, sorbety..." Ożywiła się nagle i wesoło odpowiedziała "Tak! Codziennie kupuję sobie po 3 takie mrożone sorbety, mam automat blisko domu i je biorę, bo to nie jest ani jedzenie, ani picie, nie są to też lody, więc w ogóle nie muszę ich wpisywać w moją tabelę żywienia, bo to nie jedzenie, więc nie mają cukru".
To była najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem, a w dodatku nie byłem jej w stanie przekonać, że jest w błędzie.
Musiałem tłumaczyć dwóm młodym gejom, że jeśli żaden z nich nie ma HIV i każdy z nich jest wierny i nie uprawa seksu z obcymi mężczyznami, to nie ma żadnej możliwości, żeby zdiagnozowano u nich HIV. Byli pewni, że gejowski seks po prostu bez żadnego źródła czasami produkuje wirusa w tyłkach, czy coś.
Raz musiałem tłumaczyć pacjentce, że nie może nosić soczewki kontaktowej, która upadła jej do sedesu i że może to stąd pochodzi cała ta infekcja, z którą przyszła.
Musiałem tłumaczyć pacjentce, że bandaże niczego nie leczą, tylko zakłada się je na już istniejące rany. Uważała jednak, że to by nie miało sensu i że po coś się te bandaże zakłada, więc stwierdziła, że będzie się cała obwijać bandażami i że w ten sposób się wyleczy. Leczyła cukrzycę.
Komentarze Ukryj komentarze