Klient nie zawsze ma rację Każdy kto pracuje z klientami, ma w zanadrzu kilkanaście dziwnych historii. Oto niektóre z nich (17 obrazków)
Pracuję w centrum serwisowym zajmującym się naprawą i konserwacją sprzętu AGD. Kiedyś klient zgłosił się do nas w sprawie naprawy gwarancyjnej zmywarki. Miał następujące skargi — ze zmywarki wypadło kilka części, a potem zaczęła głośno pracować i źle zmywać naczynia. Od razu powiedziałem klientowi, że te części nie są związane ze zmywarką. Wtedy on naprawdę się zdenerwował — zapytał, jacy z nas specjaliści, i powiedział nam, że jest pewien, że nigdy czegoś takiego nie miał, że te części na pewno wypadły ze zmywarki i bla bla bla. Sprawa utknęła w miejscu, ponieważ klient nie zgadzał się z naszą diagnozą, pisał skargi i listy do producenta i sprzedawcy oraz robił inne podobne rzeczy. Dziś pracowałem nad zleceniem od innego klienta. Przeprowadziłem oględziny jego zmywarki i voilà! Na dole urządzenia znajdowała się ta sama gumowa rzecz, którą widziałem w tamtym urządzeniu. Zapytałem właściciela zmywarki: „Czy wie pan, skąd się wziął ten element?” A on odpowiedział: „Och, to z tarki IKEA, ciągle wypadają”. Więc... zrobiłem zdjęcie i wysłałem je do naszego drogiego klienta. Odpisał: „O, to jest to. Mam taką. Przepraszam”. Nie, nie przyjmujemy twoich „przeprosin”.
Typowy problem. Klientka zarezerwowała i odebrała ręczną lampę błyskową, co jest standardową usługą w naszej wypożyczalni sprzętu fotograficznego. Zadzwoniła do nas później, spanikowana:
— Daliście mi lampę, która nie działa! Wesele zaczyna się za 30 minut!
Moja duma zawodowa nieco ucierpiała, bo zawsze sprawdzamy cały nasz sprzęt.
— Czy na pewno ma pani naładowane baterie?
— Oczywiście! Myśli pan, że poszłabym na sesję zdjęciową z nienaładowaną lampą?
Rzuciłem wszystko, co robiłem w biurze, w tym naszych klientów i telefony, i sam wskoczyłem do samochodu (dostawca był zajęty). Nie mogę zawieść klienta. 15 minut jazdy i byłem po drugiej stronie miasta, ładując baterie do lampy błyskowej. Zadziałało! Nie czując się wcale zakłopotana, klientka powiedziała:
— Ups, myślałam, że były naładowane...
Odwróciłem się do wyjścia i usłyszałem pytanie:
— Czy ma pan ze sobą pendrive’a? Mój fotograf zapomniał... Ślub zaczyna się za 5 minut!
Zajmuję się odnawianiem sufitów. Skończyliśmy trudną robotę, pracowaliśmy 2 dni po 12-13 godzin. Nasz klient, młody chłopak, uznał, że jest dobrze, wskazał kilka drobnych błędów i od razu je naprawiliśmy. Minął tydzień, gdy nagle odebrałem telefon z nieznanego numeru i kobiecy głos powiedział:
— Dzień dobry! Jestem mamą klienta, dla którego odnawialiście sufit. Jestem w jego mieszkaniu i nie podoba mi się, jak zainstalowaliście lampy — wyglądają nierówno!
— A gdzie klient?
— Wyjechał służbowo, i teraz ja zajmuję się remontem.
— W porządku! Jaki jest problem?
— Lampy są w jednej linii, ale nierówno względem siebie. Wszystkie!
W tym momencie moja szczęka zaczęła trochę drżeć, bo w mieszkaniu było 47 lamp na 6 sufitach, a jeśli kobieta miała rację, to znaczyło, że oprawy zostały źle zamocowane i że trzeba będzie wymieniać płyty sufitowe. A to dość upierdliwe. Dotarliśmy pod adres. Kobieta była bardzo zła i zaczęła na nas od razu naskakiwać. Powiedziałem:
— Proszę, żeby pani się uspokoiła i pokazała nam, które lampy są nierówno zainstalowane.
— Nic wam nie pokażę, sami znajdźcie.
Chodziłem z pokoju do pokoju, stałem w każdym kącie i wytężałem wzrok. Ale nie widziałem niczego złego. Przynajmniej gołym okiem. Więc zacząłem tracić panowanie nad sobą:
— Jaka lampa pani nie pasuje? Co to za cyrk? Sądzi pani, że umiem czytać w myślach?
— Ta! — eksplodowała złością kobieta — Jest bliżej ściany niż sąsiednia!
Zmierzyłem 58 cm od ściany za pomocą taśmy mierniczej. Następna lampa znajdowała się w odległości 58 cm, podobnie jak pozostałe 5 lamp w rzędzie. Były tak precyzyjnie równo, że nawet ja byłem oszołomiony. Krótko mówiąc, zmierzyliśmy wszystkie 47 lamp z tą kobietą i spędziliśmy nad tym 40 minut. Sama wspięła się po drabinie, przyłożyła taśmę mierniczą, zmrużyła małe oczka... I nic. Koniec końców rzuciła we mnie taśmą mierniczą, odwróciła się do mnie plecami i powiedziała:
— No cóż, wciąż wydaje mi się, że są nierówno zainstalowane...
Nawet nie przeprosiła.
Pracuję w turystyce. Dziś odbyła się wycieczka grupowa. Zaczęła się o 10 rano i trwała 5 godzin. Klient zadzwonił do mnie:
— Witam! Dlaczego tak krótko?
— Nie bardzo rozumiem, co było krótkie?
— Nasza wycieczka była bardzo krótka, właściwie nic nie zobaczyliśmy. Proszę to wyjaśnić!
Zadzwoniłem do przewodnika. Zapewnił mnie, że pracował zgodnie z harmonogramem, i rozpoczął wycieczkę punktualnie o 10 rano, a zakończył ją o 15:30. Oddzwoniłem do klienta i powiedziałem mu, że przewodnik potwierdził, że wszystko było w porządku. Klient odpowiedział:
— Czy to w porządku, że zaczęliśmy wycieczkę o 12:30?! ZASPALIŚMY! W NOCY W HOTELU BYŁO GŁOŚNO! NIE WYSPALIŚMY SIĘ!
Nie jestem w żaden sposób związany z ich hotelem. Sprzedałem im tylko wycieczkę i wysłałem wszystkie szczegóły z góry. Powiedziałem więc:
— Hmm... Trasa trwała 5 i pół godziny, zaczęła się punktualnie, grupa zobaczyła wszystko, co było napisane na liście. Czego właściwie dotyczy pana skarga?
— Nie widzieliśmy pałacu! Przewodnik nic nam nie powiedział!!!
— No cóż, nie stawiliście się o wyznaczonej godzinie, spóźniliście się o 2 i pół godziny. Nic na to nie poradzę.
— Musimy zobaczyć pałac.
— Już zamknięte. Ale nawet gdyby był otwarty, przewodnik nie może was oprowadzić, bo zakończył już swoją pracę na dziś.
— Proszę zapisać nas na jutro!
— OK, więc chcecie być częścią grupy tylko przez 2-3 godziny? Zobaczyć pałac?
— Tak!
— W porządku.
Podałem mu cenę (która była o połowę niższa od zwykłej) i ogłuchłem na jedno ucho z powodu jego krzyku:
— OSZALAŁ PAN?! WŁAŚNIE POWIEDZIAŁEM, ŻE SPÓŹNILIŚMY SIĘ, PONIEWAŻ SIĘ NIE WYSPALIŚMY!
Pracuję w salonie kosmetycznym. Pewnego razu przyszła do nas wystrojona pani, żeby zrobić sobie fryzurę na uroczystość. Ułożyła włosy, zapłaciła za usługę i szła do wyjścia, wyjmując z torby butelkę. Przy drzwiach spryskała się obficie czymś, co wyglądało jak dezodorant, krzyknęła i padła jak długa. Fryzjerzy i recepcjonistka pospieszyli jej z pomocą. Niektórzy z nich padli tuż obok niej, podczas gdy inni zaczęli strasznie kaszleć. A potem wszyscy odczuli działanie sprayu... Klienci i fryzjerzy, którzy byli dalej od kobiety, zaczęli się czerwienić i zalewać łzami, a mnie brakowało tchu. Okazało się, że pomyliła dezodorant z gazem pieprzowym..
Moja babcia była krawcową. Kiedy miała do czynienia z wymagającymi klientami, którym nie podobał się efekt końcowy i prosili ją o przerobienie wszystkiego od nowa, mówiła, że oczywiście to zrobi i po prostu odwieszała zamówienie do szafy. Kiedy klienci wracali o umówionej godzinie, wyjmowała niezmienione ubranie i pokazywała im. Co ciekawe, klienci zawsze mówili: „Widzi pani! Właśnie o to chodziło!” Taaa... nie wiem, co ci ludzie mają w głowach...
Pracowałam w kwiaciarni i klienci często przynosili nam zdjęcia bukietów, według których robiliśmy dla nich kompozycje kwiatowe. Pewnego dnia przyszła do nas kobieta i powiedziała: „Powiedziano mi, że robicie bukiety ze zdjęć”. Odparliśmy: „Oczywiście”. I pokazała nam zdjęcie... swojej teściowej. Ze łzami śmiechu spełniliśmy jej prośbę
Komentarze Ukryj komentarze