Nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani (11 obrazków)
Skaczący Francuzi z Maine
To bardzo rzadkie zaburzenie psychiczne, uważane za jeden z kulturowo uwarunkowanych, neurologicznych zespołów strachliwości. Nazwa tej przypadłości nawiązuje do pierwszego jej odnotowania – pod koniec XIX wieku pewien neurolog prowadził obserwację pięćdziesięciu francuskich drwali, którzy mieszkali na odludziu położonego przy wschodniej granicy z Kanadą, stanu Maine. Pacjenci charakteryzowali się zaburzeniami kontroli swego ciała, obiawiającym się m.in. gwałtownymi reakcjami na hałas.
Jednak najciekawszym aspektem dolegliwości tych pacjentów było ich bezwarunkowe posłuszeństwo - badacz wydawał polecenie, a badany głośno powtarzał rozkaz i bez zastanawiania się wykonywał go (nawet jeśli proszono go o zamordowanie siekierą własnej matki).
Zbliżonym zaburzeniem jest zespół Tourette'a, który podobnie jak przypadłość Francuzów z Maine, objawia się tikami i motorycznymi, niekontrolowanymi reakcjami na bodźce.
Syndrom paryski
A to stosunkowo niegroźna dolegliwość, która dotyczy... turystów. I to z reguły tych najbardziej stereotypowych – obwieszonych aparatami, żądnych wrażeń Japończyków na urlopie. Z opublikowanych w 2004 roku wyników badań wynika, że wielu z nich, przyjeżdżając do Paryża, przechodziło załamanie nerwowe. Wycieczkowicze, którzy znali obraz stolicy Francji z romantycznych filmów, wyszukanej poezji i kwiecistej literatury, dostawali od życia solidny kopniak w twarz. Prawdziwemu Paryżowi daleko było do tych wyidealizowanych wizji.
Temu wielkiemu zawodowi towarzyszy często dezorientacja, silne zawroty głowy, depresja, a nawet halucynacje.
Zespół Diogenesa
Diogenes był żyjącym w starożytnej Grecji filozofem, któremu na starość odkleiła się klepka i postanowił zamieszkać w beczce po winie. Według legendy wizytę złożył mu sam Aleksander Wielki. Diogenes zapytany przez macedońskiego króla, o to czego życzyłby sobie najbardziej na świecie, miał odpowiedzieć: „Abyś się przesunął, bo zasłaniasz mi słońce!”.
Zespół Diogenesa dotyka najczęściej osób w podeszłym wieku i objawia się m.in. zaniedbywaniem higieny osobistej oraz świadomym zerwaniem kontaktu z najbliższymi. Inną, charakterystyczną cechą osób cierpiących na to zaburzenie jest zbieractwo – kolekcjonowanie śmieci, które w opinii chorego są mu absolutnie niezbędne.
BTW - a teraz przetrzepcie swoje kieszenie. Dużo tam papierków, zgniecionych biletów i innych skarbów? Tak to się właśnie zaczyna...;)
Autassassinofilia
Oto jedna z parafilii, czyli zaburzeń dot. sfery seksualnej człowieka. Charakteryzuje się ona osiąganiem rozkoszy poprzez... pozorowanie własnego samobójstwa. Seksuolodzy uważają, że ten typ zachowań miesza w sobie dwa inne zaburzenia: ekshibicjonizm i masochizm. Często nieodłącznym stymulantem u osób z autoassassinofilią jest postawienie się w bardzo ryzykownej sytuacji, aby dosłownie otrzeć się o śmierć.
Syndrom Stendhala
Można by rzec, że jest to „uczulenie na piękno” - osoby z syndromem Stendhala na widok natłoku dzieł sztuki dostają silnych zawrotów głowy i halucynacji. Nazwa tej przypadłości pochodzi od pewnego francuskiego pisarza, który ciężko pochorował się po wizycie we Florencji, gdzie obejrzał galerię sztuki, podziwiał grób Dantego i zachwycał się „Dawidem” Michała Anioła.
Jak się okazuje, syndrom ten nie dotyczy tylko miłośników sztuki, ale i... osób, które po raz pierwszy trafiły do wielkiego supermarketu. Zdarza się, że identyczne symptomy są wynikiem przytłaczającej liczby produktów na półkach i związanym z tym problemem z wyborem.
Zespół obcej ręki
Wiele wskazuje na to, że zespół ten jest wynikiem uszkodzenia pewnego obszaru prawej półkuli mózgu. W rezultacie pacjent ma wrażenie, że jedna z rąk nie jest częścią jego ciała. Osoba taka nie kontroluje poczynań tej swej kończyny i wydaje się jej, że np. dłoń żyje własnym życiem lub sterowana jest przez kogoś innego. Zauważono, że to neurologiczne zaburzenie jest niekiedy „wynikiem ubocznym” operacji mózgu, infekcji lub ekstremalnych przypadków epilepsji.
Syndrom Cotarda
...czyli „syndrom żywego trupa”.
W XIX wieku francuski neurolog Jules Cotard odnotował przypadek pewnej kobiety, która uznała się za zmarłą za życia i skazaną na wieczne potępienie. Twierdziła, że nie jest w stanie umrzeć śmiercią naturalną, wobec czego postanowiła się zagłodzić. I tak też zrobiła. Świeć Panie nad jej duszą.
Typową cechą osoby z takim zaburzeniem jest przeświadczenie o tym, że... brakuje jej kilku organów, gnije niczym zombie lub jest nieśmiertelna. To ostatnie urojenie jest szczególnie niebezpieczne – ludzie z syndromem Cotarda nie mają oporów przed zrobieniem sobie krzywdy (no, bo w końcu co może zaszkodzić osobie, która już i tak jest martwa?). Większość chorych uznaje swój przeklęty stan za pokutę – np. karę za grzechy, które taka osoba wcześniej popełniła.
Komentarze Ukryj komentarze