12 osób opowiada o najgorszych rzeczach, jakie spotkały ich na pierwszej randce (13 obrazków)
Poznałam gościa przez internet, wydawał się fajny, więc umówiliśmy się na kawę. Pocałowałam go na powitanie w policzek, a on uznał to za okazję do włożenia mi w gardło swojego języka i złapania mnie za cycka. Cofnęłam się, a on drze się na mnie przy wszystkich: "TO PRZEZ TO, ŻE JESTEM UPOŚLEDZONY?". Nosił aparat słuchowy.
Szybko się stamtąd ulotniłam.
Pierwszy rok studiów, jakimś cudem udało mi się wyrwać dziewczynę, która już od jakiegoś czasu mi się podobała. Zaprosiła mnie do siebie na coś, co można nazwać randką. Pomyślałem, że pogadamy chwilę i później pójdziemy gdzieś indziej. Zamiast tego:
1. Wszedłem do jej domu i na dzień dobry przedstawiła mnie swoim rodzicom.
2. Zaimprowizowała jakiś kawałek na fortepianie i zapytała, czy potrafię zgadnąć, o czym był; nie potrafiłem, więc powiedziała, że był to: "mały ptaszek, używający dzióbka do wydostania się ze skorupki jajka" - tak zaczęła się ujawniać jej obsesja na temat ptaków.
3. Zaczęła się nagle tulić i pokazywać mi pierdylion albumów ze zdjęciami z jej podróży po świecie (dużo ptaków), nie potrafiąc o nich powiedzieć niczego choćby odrobinę ciekawego; za każdym razem, kiedy mówiłem jakiś głupi dowcip, aby przerwać ciszę, śmiała się o wiele za głośno i przytulała się jeszcze mocniej.
4. Ujawniać zaczęło się ekstremalne chrześcijaństwo, przynosząc ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi.
5. Jej rodzice, wychodząc do kina, powiedzieli nam, że przez jakiś czas będziemy mieć wolną chatę tylko dla siebie; mogli równie dobrze puścić jej oczko.
6. Prowadziła mnie na pięterko. Zaczęło się robić niezręcznie, więc wymyśliłem jakąś wymówkę do wyjścia. Zatrzymała się na moment, zablokowała przejście nogą i powiedziała głosem, który miał chyba brzmieć seksownie: "jesteś pewien, że nie zostaniesz trochę dłużej?".
7. Praktycznie mnie zmolestowała przy uściskach na pożegnanie, zanim stamtąd wyszedłem.
8. Przez resztę wieczora dzwoniła do mnie kilka razy i mówiła, że miło spędziła czas i ma nadzieję, że w jej zachowaniu nie było niczego sprzecznego z chrześcijańskim obyczajem. Udało mi się jakoś powiedzieć wszystko i nic jednocześnie, sumienie mam czyste.
Do tych, którzy piszą, że jestem idiotą, bo zaprzepaściłem szansę na świetny seks - właśnie podzieliłem się tą historią z koleżanką i powiedziała: "Niczego nie straciłeś, rozłożyłaby się jak rozgwiazda i wydawała odgłosy ptaków".
Och! Kiedyś byłam na randce z facetem i wszystko układało się super! ...dopóki nie zaprosił mnie do swojego mieszkania.
Miał psa, który dosłownie osrał mu całą łazienkę, a on po nim nie sprzątał. Musiałam ostrożnie stąpać, żeby dostać się do toalety, obrzydlistwo. Później jego pies zjadł mi naszyjnik i pogryzł but.
Dwa miesiące później koleś zapłodnił dziewczynę, która ma na imię tak samo jak ja. I nie jest to popularne imię.
Zgodziłam się na randkę z kolesiem, był bardzo uprzejmy. Gorący towar, takie złote dziecko kampusu. Randkowanie w miejscu mojego ówczesnego pobytu ograniczało się do "wyjścia na kolację i potem wizyty w jedynym klubie w mieście, żeby potańczyć". Akurat on dorabiał sobie w tym klubie, więc uprzedził mnie, że będzie musiał z kimś tam najpierw pogadać, ale później jest "cały mój".
No dobra, nie ma problemu. Weszliśmy do środka i zaczął mnie ciągać po całym klubie, przedstawił mnie właścicielowi, didżejowi, kolesiowi od świateł, każdej "ważnej" osobie, o jakiej mógł pomyśleć, aby mi zaimponować. Później musiał iść na pogaduszki, więc zaprowadził mnie do budki didżeja, sprawiając wrażenie, jakby to był jakiś zaszczyt.
Pół godziny później nadal nie wracał, więc wyszłam na parkiet, żeby potańczyć trochę z koleżankami. Od razu do mnie podszedł i odeskortował z powrotem do didżeja, prosząc, żebym poczekała jeszcze parę minut i zaraz się zjawi, bo nie chce, żeby jakiś inny facet mnie wyrwał. Pograłam w tetrisa na telefonie przez kolejne pół godziny i znowu poszłam potańczyć z koleżankami. Znowu do mnie przyszedł i prosił, żebym wracała do tej budki. Powiedziałam, że nie chcę. Zaprowadził mnie do stolika VIP-ów, gdzie siedzieli jego koledzy, opróżniając butelki z winem, i nakazał siedzieć z nimi, jeśli chcę towarzystwa.
Siedziałam jakieś 5 minut z tymi nieznajomymi, którzy nie wykazywali żadnego zainteresowania moją osobą, po czym ponownie poszłam potańczyć. Kiedy tym razem zjawił się przy mnie, był już gotowy do tańca, ale ja miałam już tego dość i powiedziałam, że nie jestem zainteresowana.
Zaczął się zachowywać, jakbym mu psa zastrzeliła. Próbował się zbliżyć i mnie objąć, żeby się podlizać czy coś, nie wiem. Powiedziałam, że jest już po randce i nie chcę, żeby mnie dotykał. Poszedł do swoich kumpli przy VIP-owskim stoliku i przez resztę nocy patrzył z żalem w moim kierunku jak jakiś kretyn.
Spotkałam się z gościem, który z początku wydawał się całkiem normalny. Poszliśmy na kolację i po niej zaproponował, żebyśmy pojechali pograć w bilard. Jasne, nie ma sprawy. Wiezie mnie do swojego ulubionego baru, w którym mają stół i tak ni z gruchy, ni z pietruchy mówi: "jesteś przeurocza, mógłbym cię porwać i zatrzymać już dla siebie na zawsze". Byłam młoda i głupia, myślałam, że żartuje! Pograliśmy trochę w bilard w tym paskudnym barze i w drodze powrotnej znowu mówi, jak bardzo chciałby mnie porwać, zaczął wchodzić w szczegóły, jak by to wyglądało. Na szczęście odwiózł mnie do domu, ale już nigdy więcej z nim nie rozmawiałam, więc do porwania nie doszło.
Wspomniał też kilka razy, że bardzo podoba mu się moje żydowskie imię i jak bardzo spodobałoby się jego rodzicom, gdyby "wreszcie przyprowadził do domu Żydówkę". Nie jestem Żydówką. Mówiłam mu o tym kilka razy. To była naprawdę okropna randka.
Komentarze Ukryj komentarze