10 przypadków, w których ironia okazała się zabójcza (11 obrazków)
Śmierć w katastrofie lotniczej... w symulatorze lotu

Gdzie tam FIFA, gdzie Call of Duty, gdzie Forza Motorsport. To dopiero realizm! Pewnego pięknego dnia w Kansas dwusilnikowy Beechcraft King Air 200 stracił zasilanie i runął wprost na jeden z budynków infrastruktury lotniska. Śmierć poniosła nie tylko załoga samolotu, ale również... trzej adepci sztuki latania, którzy w zaatakowanym budynku trenowali właśnie procedury bezpieczeństwa w symulatorze lotu
Utonięcie na przyjęciu ratowników

Setka ratowników i kolejna setka zaproszonych gości świętowała hucznie podczas suto zakrapianego przyjęcia. Wydawało się, że zabawie nie będzie końca. A jednak. W którymś momencie z dna wyłowiony został Jerome Moody. Chłopak utonął podczas przyjęcia dla ratowników. Mało tego - utonął podczas przyjęcia dla ratowników, które to przyjęcie zorganizowano z okazji... zakończenia pierwszego sezonu, podczas którego nikt nie utonął. Bardziej zabawnie byłoby już chyba tylko wtedy, gdyby okazało się, że Moody był jednym z ratowników, a nie zaproszonym na przyjęcie gościem.
Nitaro Ito, działający w latach 70. kandydat do japońskiej Izby Reprezentantów, miał spore problemy z tym, by dorwać się do koryta. Sondaże nieubłaganie wieszczyły katastrofę. Zamiast więc poczynić kilka pustych obietnic nie do spełnienia, pan Ito postanowił zorganizować... show. Według planu miał zostać przez asystenta zaatakowany nożem, a następnie owym nożem dźgnąć się w nogę. By było bardziej dramatycznie. I to ostatnie udało mu się zrealizować. Ito dźgnął się tak celnie, że przeciął tętnicę i zaraz potem zmarł z wykrwawienia. Plany polityczne trafił szlag
Szkło iście nietłukące

Gary Hoy, wzięty prawnik i inżynier z Toronto, nie lubił rzucać słów na wiatr. Kiedy o czymś mówił, chętnie podpierał się przykładami. Tak jak wtedy, kiedy mówił o wytrzymałości szkła w oknach budynku, w którym odbywały się zajęcia ze studentami. Hoy, dla podkreślenia swych słów, miał dziwny zwyczaj... rzucania się na okno. Po to, by pokazać, że szkło faktycznie jest "niezniszczalne". Zwykle odbijał się od tafli i wracał na środek sali, odprowadzany podejrzliwymi spojrzeniami (typu WTF?!) siedzących studentów. 9 lipca 1993 roku było jednak inaczej. Gary Hoy wziął solidny rozbieg i... zniknął za oknem wieżowca. Szkło wytrzymało uderzenie. Co innego framuga, która poddała się i wyleciała na zewnątrz razem z całym oknem i pechowym wykładowcą, dla którego był to ostatni pokaz
Woził segway razy kilka...

Kim był Jimi Heselden? Niegdysiejszy poszukiwacz złota zbił fortunę na produkcji barier ochronnych wykorzystywanych między innymi przez wojsko. Później jednak postanowił zainwestować i kupił firmę Segway, producenta dwukołowych wózków wykorzystywanych w 99% przez rozleniwionych ochroniarzy supermarketów. W każdym razie Jimi Heselden był tak zauroczony wynalazkiem, że postanowił samemu intensywnie go eksploatować. Przygoda nie trwała długo. Pod koniec września 2010 roku segway z Heseldenem za sterami zleciał z klifu, a 13-metrowa podróż w dół zakończyła się dla biznesmena śmiercią
Śmierć ze szczęścia

"Słuchanie Happy sprawia, że jestem happy!", napisała na Facebooku Courtney Sanford z Karoliny Północnej. Rzecz w tym, że kolejny raz okazało się, że zabawa telefonem podczas jazdy samochodem to nic dobrego. Zaledwie chwilę później dziewczyna była już bowiem martwa, a jej samochód sklejony z przodem jadącej z naprzeciwka śmieciarki. Cóż, wynika z tego, że przynajmniej umarła szczęśliwa. O ironio
Śmierć na elektrycznym... kiblu

Lawrence Baker za zabójstwo z 1979 roku został skazany na karę śmierci, ale osiem lat później skuteczne załatwienie sprawy zamieniono na dożywocie za kratkami. Baker uniknął więc posadzenia na krześle elektrycznym... co nie przeszkodziło mu jednak w ten właśnie sposób zginąć. Ze zbudowanymi własnoręcznie słuchawkami na uszach zasiadł pewnego pięknego dnia na aluminiowym tronie w swej komfortowej celi, a że izolacja zawiodła, to tyłek Lawrence'a domknął obwód i właściciel został śmiertelnie porażony prądem. Jak by nie było: co ma wisieć - nie utonie
Pierwszy polityk, który spełnił obietnicę

Nitaro Ito, działający w latach 70. kandydat do japońskiej Izby Reprezentantów, miał spore problemy z tym, by dorwać się do koryta. Sondaże nieubłaganie wieszczyły katastrofę. Zamiast więc poczynić kilka pustych obietnic nie do spełnienia, pan Ito postanowił zorganizować... show. Według planu miał zostać przez asystenta zaatakowany nożem, a następnie owym nożem dźgnąć się w nogę. By było bardziej dramatycznie. I to ostatnie udało mu się zrealizować. Ito dźgnął się tak celnie, że przeciął tętnicę i zaraz potem zmarł z wykrwawienia. Plany polityczne trafił szlag
Komentarze
Pokaż komentarze