14 wspaniałych historii, które przydarzyły się internautom i przywróciły im wiarę w ludzkość (15 obrazków)
Było to parę lat temu. Szedłem sobie ulicami miasta wpatrzony pod nogi...
Nagle jak spod ziemi stanęło przede mną 3 dresów i wyskakują z tekstem:
- Masz problem?
Ja oczywiście odpowiedziałem, że nie, a oni na to, czy na pewno i jeden z nich podaje mi komórkę i mówi, że wypadła mi z kieszeni.
Jednak są jeszcze wspaniale dresy
Krótka(?) historia o tym, że nie warto ulegać stereotypom
Wracałam z matką od cioci. Ciocia ma domek uroczy, ale na działce otoczonej lasem. Do domku prowadzi dość długa ścieżka przez las, która łączy się z ulicą.
Niestety, panowie, którzy na drodze położyli nowy asfalt nie pomyśleli o zrobieniu zjazdu na leśną dróżkę (która prowadzi też do kilku innych zabudowań) i powstał kilkucentymetrowy uskok.
Przebrnęłyśmy przez las (a padało ostatnio, i droga rozmiękła nieco), matka próbuje wjechać na drogę asfaltową.
Tak, łatwo się domyślić. Przednie koło wjechało, drugie zawisło w powietrzu, a tylne zapadły się w błotko. Samochód się malowniczo zawiesił na uskoku.
Wysiadłyśmy z samochodu, ale dwie drobne kobitki nie miały szans zepchnąć go w którąkolwiek stronę. Zaczęło się już robić ciemno, a droga była raczej mało uczęszczana.
Patrzę - jedzie jakiś samochód. Super! Samochodem okazał się sportowy wózek z przyciemnianymi szybami, na przednich miejscach udało mi się wypatrzeć panów karków. Zwolnili, przejechali obok nas dokładnie się przypatrując. Mnie i matkę oblał już pot, bo sytuacja się robi niefajna.
Wózek odjechał kawałek, zatrzymał się, a z niego wysiada czterech stałych bywalców siłowni. Pierwsza myśl "uciekamy". Ale po pierwsze: matka do biegania się nie nadaje, po drugie: co z samochodem, a po trzecie: co ma być to będzie.
Podeszli do naszego autka, pocmokali, w końcu jeden [K] się odezwał do [R]eszty:
[K]: Wypchniemy go?
[K2]: A co, k#$%a, będziesz stał i się patrzył?
Ja i matka stałyśmy lekko podmurowane. Panowie podeszli, coś zgrzytnęło (pewnie podwozie o asfalt) i oto autko stoi już na asfalcie.
[K]: Jedźcie ostrożnie kobitki, może wreszcie zrobią ten zjazd, bo sam żem tu k#$%a wisiał ostatnio.
Pomachali nam i pojechali.
I niech ktoś powie, że dresy to źli ludzie.
Historia ta, może banalna, ale jest doskonałym przykładem tego, że warto pomagać, bo dobre uczynki do nas wrócą
Kilka lat temu, jeszcze jako studentka, wracałam z zajęć jednym z ostatnich dziennych autobusów. Było bardzo późno, zimno i ogólnie bardzo nieprzyjemnie. Na jednym z przystanków wsiadła młoda dziewczyna. Podeszła do kierowcy aby kupić bilet, niestety miała tylko banknot 10 zł. Jak wiadomo kierowca sprzedaje bilety tylko za wyliczoną kwotą. Dziewczyna podchodziła do pasażerów prosząc o rozmienienie banknotu. W końcu podeszła do mnie. Ja również nie miałam drobnych, ale za to miałam kilka biletów. Postanowiłam podarować jej jeden. Dziewczyna nie chciała go przyjąć, ale w końcu nie mając innego wyjścia zabrała go dziękując mi kilkakrotnie.
Minęło kilka lat, ja zapomniałam o sprawie. Aż do pewnego dnia. Popsuł mi się samochód, musiałam do pracy pojechać autobusem. Niestety do mojej pracy w niedziele można się dostać tylko jedna linią, a autobus jest co pół godziny.
Tak więc śpieszyłam się strasznie, zapominając o bilecie; przypomniałam sobie dopiero stojąc na przystanku patrząc w witrynę zamkniętego kiosku. Na domiar złego w tym momencie podjechał autobus. Wsiadłam licząc na to, że kierowca zlituje się nade mną i wyda mi z 10 zł banknotu. No cóż. Nie udało się. Podeszłam do młodej mamy ze ślicznym bobasem w wózeczku. Zapytałam o drobne, dziewczyna zajrzała do portfela i zamiast drobnych wyciągnęła bilet. Było mi jednocześnie bardzo miło, ale też jakoś tak niezręcznie. Dziewczyna powiedziała, że kiedyś też jej ktoś tak pomógł.
Starałam się przypomnieć sobie tą dziewczynę z przed kilku lat, ale to chyba nie była ta.
Taki mały gest a sprawia że świat od razu jest piękniejszy.
Niestety jestem pechowym człowiekiem do ludzi i spotykam samych piekielnych, ale.. do wczoraj
Wigilia, godzina ok. 17. Deszcz leje okropnie, byłem przemoczony tak, że można by wykręcać ze mnie wodę. Zmierzałem na wigilię do babci, bo niestety, samego mnie nie stać zrobić. Mieszkam na końcu miasta, a moja babcia na drugim końcu. I co tu zrobić, jak autobusy nie jeżdżą? Iść na nogach, bo co innego zostało. Jeszcze wychodząc z domu spojrzałem w portfel, ile mi to pieniędzy zostało. Całe dziesięć złotych. Wypłata niestety nie przyszła przed świętami, co się nigdy nie zdarzało.
Przechodziłem obok postoju taksówek. Myślę sobie, że może zagadam, żeby (T)aksówkarz mnie podwiózł za dziesięć złotych jak najdalej. Wywiązała się między nami taka rozmowa:
T: Dokąd, szefie?
Ja: Jak najdalej w stronę ulicy Wspaniałej 86.
T: "Jak najdalej"?
Ja: Muszę dojechać na wigilię, no ale.. Niestety, nie mam czym dojechać, a fundusze mam nieco ograniczone. Cała dyszka mi się została.
T: Wsiadaj szefie, coś wymyślimy.
Wsiadłem do taksówki, no i obliczałem mniej-więcej gdzie mnie wysadzi. Kierowca nie włączył licznika, w CB Radiu powiedział, że jedzie do domu na wigilie, więc schodzi z linii. Ja się zastanawiam, cóż ten człowiek czyni? Kierowca przez całą drogę milczał, jechaliśmy tym samochodem przy dźwięku kolęd, które leciały z radia.
Po jakichś piętnastu minutach patrzę, że. Moment, przecież jesteśmy na tej ulicy, na którą miałem dojść! Patrzę na kierowcę, a on się tylko miło uśmiechnął. Zatrzymał się pod samym blokiem, cobym nie musiał z ulicy iść do drzwi. Nie wziął ani grosza, na odchodne życzył mi tylko Wesołych Świąt. Z wrażenia uścisnąłem mu tylko dłoń.
Gdyby Pan to czytał. Jestem serdecznie wdzięczny, a gdy o tym pomyślę, robi mi się ciepło na sercu. Wróciła mi wiara w dobrych ludzi.
Komentarze Ukryj komentarze