Podobnie się ma sprawa z Izraelem i Palestyną. Mimo, że powszechnie się mówi, jak to Izrael źle traktuje Palestyńczyków (notabene taki naród nie istnieje, są to po prostu Arabowie) to ci "prześladowani" Palestyńczycy uważają go za najlepszy kraj na świecie, bo dobrze wiedzą, że w żadnym kraju arabskim nie będą traktowani tak dobrze jak w Izraelu. Są też jeszcze "Palestyńczycy" z OWP lub Hamasu, który mają dwie wersje motywów swoich czynów: pierwszą prawdziwą zachowują dla siebie (chociaż coraz więcej materiałów wychodzi na światło dzienne dzięki internetowi) i drugą przeznaczonych dla "gównojadów" lub po prostu pożytecznych idiotów w zachodzie. W przekazywaniu tej drugiej wersji pomagają miłośnikom kóz skorumpowani zachodni dziennikarze
„Omawiając rozmaite rodzaje agentów, czyli obywateli wolnego świata, którzy w ten, czy inny sposób sprzedali się GRU, nie można pominąć jeszcze jednej ich kategorii, najbardziej ze wszystkich obrzydliwej (…) [jest to] określenie, jakiego wobec wspomnianych osobników używali między sobą wszyscy oficerowie radzieckiego wywiadu.
Określenie owo brzmi „gównojad” (gawnojed) (…), a dotyczyło członków wszelkiej maści Towarzystw Przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, działaczy organizacji pacyfistycznych (z ruchem na rzecz jednostronnego rozbrojenia na czele), Zielonych i innych postępowych radykałów. Oficjalnie nie można ich było zakwalifikować jako agentów, gdyż nikt ich nie werbował, oficjalnie też wszyscy przedstawiciele Związku Radzieckiego byli wobec nich uprzejmi i przyjacielscy, ale prawda jest inna: gównojad, to gównojad i nikt tego nie zmieni.
Oficerowie GRU i KGB zazwyczaj szanowali swoich agentów. Motywy ich działania były jasne: albo przymus (np. szantaż) albo chęć wzbogacenia lub pragnienie mocnych wrażeń. (…) Natomiast motywy postępowania gównojadów były dla każdego obywatela Związku Radzieckiego całkowicie niezrozumiałe.
W Związku Radzieckim każdy marzył, żeby znaleźć się za granicą – gdzie, to sprawa drugorzędna (mogła być nawet Kambodża). (…) A tu nagle człowiek znajduje takiego przyjaciela Związku Radzieckiego, który ma wszystko (od żyletek Gilette po perfumowane prezerwatywy), który może wszystko kupić w sklepie (nawet banany), a który wychwala pod niebiosa Związek Radziecki. Jest to tak patologiczne, że jedynym właściwym określeniem był „gównojad”.
Pogarda, jaką oficerowie GRU i KGB żywili wobec takich osobników, nie oznaczała naturalnie, że nie wykorzystywali ich gdzie i jak się dało (…). Gównojady robili wszystko.(…)
Nikt ich nie werbował, bo i po co – i tak robili, co im się kazało. Zwykle chodziło o jakieś drobiazgi: informacje o sąsiadach, współpracownikach, czy znajomych, czasem o zorganizowanie przyjęcia z udziałem kogoś interesującego GRU. Po przyjęciu GRU oficjalnie takiemu dziękowało i kazało zapomnieć o wszystkim. Gównojad to dobrze wychowany osobnik – zapominał wszystko i to natychmiast, ale GRU nigdy nie zapomina…
Z czasem wielu gównojadów się ustatkowało. Osobnicy ci, zamieniwszy porwane dżinsy na garnitury od najlepszych krawców, zasiadają obecnie w gustownie urządzonych gabinetach, piastując często wysokie funkcje państwowe.
Nie pamiętają już „szlachetnych” porywów młodości, lecz tylko do czasu…”
Wiktor Suworow „GRU. Radziecki wywiad wojskowy”
Podobnie się ma sprawa z Izraelem i Palestyną. Mimo, że powszechnie się mówi, jak to Izrael źle traktuje Palestyńczyków (notabene taki naród nie istnieje, są to po prostu Arabowie) to ci "prześladowani" Palestyńczycy uważają go za najlepszy kraj na świecie, bo dobrze wiedzą, że w żadnym kraju arabskim nie będą traktowani tak dobrze jak w Izraelu. Są też jeszcze "Palestyńczycy" z OWP lub Hamasu, który mają dwie wersje motywów swoich czynów: pierwszą prawdziwą zachowują dla siebie (chociaż coraz więcej materiałów wychodzi na światło dzienne dzięki internetowi) i drugą przeznaczonych dla "gównojadów" lub po prostu pożytecznych idiotów w zachodzie. W przekazywaniu tej drugiej wersji pomagają miłośnikom kóz skorumpowani zachodni dziennikarze
„Omawiając rozmaite rodzaje agentów, czyli obywateli wolnego świata, którzy w ten, czy inny sposób sprzedali się GRU, nie można pominąć jeszcze jednej ich kategorii, najbardziej ze wszystkich obrzydliwej (…) [jest to] określenie, jakiego wobec wspomnianych osobników używali między sobą wszyscy oficerowie radzieckiego wywiadu.
Określenie owo brzmi „gównojad” (gawnojed) (…), a dotyczyło członków wszelkiej maści Towarzystw Przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, działaczy organizacji pacyfistycznych (z ruchem na rzecz jednostronnego rozbrojenia na czele), Zielonych i innych postępowych radykałów. Oficjalnie nie można ich było zakwalifikować jako agentów, gdyż nikt ich nie werbował, oficjalnie też wszyscy przedstawiciele Związku Radzieckiego byli wobec nich uprzejmi i przyjacielscy, ale prawda jest inna: gównojad, to gównojad i nikt tego nie zmieni.
Oficerowie GRU i KGB zazwyczaj szanowali swoich agentów. Motywy ich działania były jasne: albo przymus (np. szantaż) albo chęć wzbogacenia lub pragnienie mocnych wrażeń. (…) Natomiast motywy postępowania gównojadów były dla każdego obywatela Związku Radzieckiego całkowicie niezrozumiałe.
W Związku Radzieckim każdy marzył, żeby znaleźć się za granicą – gdzie, to sprawa drugorzędna (mogła być nawet Kambodża). (…) A tu nagle człowiek znajduje takiego przyjaciela Związku Radzieckiego, który ma wszystko (od żyletek Gilette po perfumowane prezerwatywy), który może wszystko kupić w sklepie (nawet banany), a który wychwala pod niebiosa Związek Radziecki. Jest to tak patologiczne, że jedynym właściwym określeniem był „gównojad”.
Pogarda, jaką oficerowie GRU i KGB żywili wobec takich osobników, nie oznaczała naturalnie, że nie wykorzystywali ich gdzie i jak się dało (…). Gównojady robili wszystko.(…)
Nikt ich nie werbował, bo i po co – i tak robili, co im się kazało. Zwykle chodziło o jakieś drobiazgi: informacje o sąsiadach, współpracownikach, czy znajomych, czasem o zorganizowanie przyjęcia z udziałem kogoś interesującego GRU. Po przyjęciu GRU oficjalnie takiemu dziękowało i kazało zapomnieć o wszystkim. Gównojad to dobrze wychowany osobnik – zapominał wszystko i to natychmiast, ale GRU nigdy nie zapomina…
Z czasem wielu gównojadów się ustatkowało. Osobnicy ci, zamieniwszy porwane dżinsy na garnitury od najlepszych krawców, zasiadają obecnie w gustownie urządzonych gabinetach, piastując często wysokie funkcje państwowe.
Nie pamiętają już „szlachetnych” porywów młodości, lecz tylko do czasu…”
Wiktor Suworow „GRU. Radziecki wywiad wojskowy”