[demot]
Ja zobaczyłem ją jako całość - piękne włosy, oczy, uśmiech, figura i biust, a mimo to o braku rąk zorientowałem się dopiero po przeczytaniu komentarza... Jednak moją następną myślą nie była chęć zapinania/odpinania jej stanika itp. ale pragnienie, bym miał moc pojawienia się w jej śnie i zbudzenia jej z niego pocałunkiem, po którym znów miałaby ręce...
[demot]
Ciekawe... Skoro była tak drastyczna denominacja na początku 2009 roku, to skąd wzięli nagrody przyznawane za antynoble? Zarówno w tym, jak i zeszłym roku nagrodą każdego antynoblisty był banknot o nominale 5 mln dolarów Zimbabwe, więc przyznający je uniwersytet chyba wcześniej musiał zrobić zapas ;)
[demot]
Owszem, z tym, że "waluty" kruszcowe mogą być niebezpieczne, jeżeli ulokujemy w nich wszystkie nasze oszczędności, ponieważ kursy wahają się odwrotnie do koniunktury giełdowej, tzn. że nim większe załamanie rynku tym bardziej rosną ceny kruszców, bo inwestorzy masowo je wykupują by ochronić się przed dewaloryzacją. Natomiast gdy panuje wzrost sprzedają część z nich by mieć kapitał do inwestycji i w tym czasie ktoś mający oszczędności tylko w kruszcach traci, jeżeli jest zmuszony sprzedać część z nich po niekorzystnym kursie by mieć za co żyć.
[demot]
A moim zdaniem mowa ciała to nie jedyny uniwersalny język - drugim jest... alkohol. Niezależnie od narodowości, języka i stopnia upojenia, pijani zawsze jakoś się ze sobą zdołają porozumieć ;P
[demot]
Wracając do tematu demotywatora zacytuję słowa Śmierci świata dysku z książek Pratchetta: "NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. JESTEM TYLKO JA" - i tu macie odpowiedź ;)
[demot]
Lodówka akademicka jest gorsza niż parapet w lato. Kiedyś mojemu koledze (z pokoju!) w lodówce zapleśniał jogurt i serek almette... A raz nawet mieliśmy przypadek, że jacyś imprezowicze z ósmego piętra wyrzucili lodówkę przez okno (takie małe były, że się dało). Ale to było jeszcze przed hegemonią demotywatorów, dziś żałuję że nie zrobiłem paru zdjęć.
[demot]
Mylisz się Invalid, chodzi o to, że czas nie działa w taki sposób. Jeżeli ona wie, co się stanie, to albo nie jest w stanie temu zapobiec, albo próbując zapobiec sama do tego doprowadzi... Na przykład na tragedię w Smoleńsku nie miała żadnego wpływu, bo nawet gdyby WSZYSCY jej uwierzyli, nikt nie potrafiłby zgadnąć co i kiedy się wydarzy, a z tą zdradą może się tak ułożyć, że kiedy ona powie ojcu, okaże się że już spotyka się z koleżanką, zdenerwowana powie matce, a ta dowiedziawszy się zacznie sprawę rozwodową... I niestety dokładnie w ten sposób to działa, jeżeli naprawdę zna przyszłość to nic na nią nie poradzi, bo to w pewnym sensie już się stało, skoro jest jej wspomnieniami. To oczywiście czyni całą sytuację bardzo dla niej trudną, bo może się obwiniać że nie zapobiegła jakieś tragedii lub do niej doprowadziła, nawet, jeżeli w rzeczywistości nie miała na to bezpośredniego wpływu. Co do samego snu, to chyba prawie każdy odczuwał kiedyś efekt "deja vu", czyli pamiętanie miejsca i sytuacji z dawnego snu, gdzie się teraz znaleźliśmy. Czytałem o ciekawej teorii na tej temat, określającej że jest to "pamięć morficzna", czyli takie wspomnienia do tyłu, jako że czas jest względny i tylko na codzień idziemy zgodnie z nim, a w pewnych szczególnych stanach nasz umysł może "przypominać sobie" zdarzenia z przyszłości która będzie nas dopiero dotyczyła.
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
13 kwietnia 2010 o 20:54
[demot]
Wziąłem, jak już ;) A cytat jest z "Maskarady" - 18 książki cyklu Świata Dysku. Dla zachęty dodaję jego "rozszerzoną" wersję:
"Oczywiście, babcia Weatherwax zawsze demonstrowała swoją niezależność i samodzielność. Kłopot jednak polegał na tym, że człowiek powinien mieć kogoś obok siebie, żeby mu demonstrować, jaki to jest niezależny i samodzielny. Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi.
To tak jak z pustelnikami. Nie ma sensu odmrażać sobie różnych części ciała na szczycie jakiejś góry, osiągając zjednoczenie z Nieskończonością, jeśli nie można liczyć na pewną liczbę naiwnych młodych kobiet, które zjawiają się od czasu do czasu i mówią „Och”."
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
23 marca 2010 o 23:21
[demot]
Ambicjonalnie rzecz ujmując nie jest to niemożliwe, ale raczej nierealne. Taka teoretyczna planeta musiałaby się ustabilizować na orbicie i nie być ani za dużą, ani za małą. Zważywszy na rozmiary i masę tej gwiazdy, musiałaby być baaardzo daleko od niej, a do tego panowałoby na tej planecie wiecznie zero bezwzględne (podobnie jak na Plutonie, tylko bardziej ;P ). Ale ze względu na wszystkie asteroidy które do siebie przyciąga i które mogłyby wybić planetę z orbity szanse na to, że taka planeta uchowałaby się dość długo są mniej więcej jak 1:1000000... Ale, jak powszechnie wiadomo szanse jeden na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć, więc kto wie :)
[demot]
Tak sobie przeczytałem twój komentarz... potem przeczytałem go jeszcze raz i choć nie mam skłonności do używania wulgaryzmów a ten demot nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem, to patrząc na twój komentarz nasuwa mi się tylko myśl: ja pie***lę... Droga mleczna to nasza galaktyka, która ma rozpiętość 250000 lat świetlnych, a średnicę tej gwiazdy przeliczoną na czas, jaki zabrałoby przemierzenie jej światłu możnaby wyrazić w minutach - tak więc, droga Elino, gdyby na tej wielkości zdjęciu pokazać galaktykę drogi mlecznej, ta gwiazda byłaby punkcikiem i to o wiele, wiele mniejszym od Słońca na tym democie.
[demot]
Nie musi. Dochodzi tylko światło (i w nikłym stopniu być może promieniowanie) - poza tym i tak nie jest to "ciepła" gwiazda, ani jasna, skoro już o tym mowa. Nawet, jeżeli technicznie jakieś ciepło zachowane w świetle by do nas dotarło, byłoby tak nikłe, że nie odczułyby go na ziemi żadne formy życia.
[demot]
Zważywszy na odległość i promieniowanie, dla przeciętnego ludzkiego obserwatora mógłby być to widok piękny, ale jeden z ostatnich. A "widok" to dopiero będzie za jakieś 18 miliardów lat, kiedy cała nasza galaktyka zderzy się z galaktyką Andromedy ;)
[demot]
Istnieje, bo gwiazda nie przechodzi sobie ot tak ze zwykłej świecącej do supernowy w kilka sekund. To cały proces, który trwa często miliony lat, może i widzimy ją taką, jaką była kilka tysięcy lat temu, ale gdyby się przymierzała do "śmierci" to byśmy to zauważyli.
[demot]
Najprawdopodobniej powyżej odległości jakichś 14 miliardów lat świetlnych od jego centrum czas
i przestrzeń rozciągają się, zmieniając prawa fizyki - np. światło może mieć tam inną
prędkość, co oznacza zmianę upływu czasu i zniekształcony obraz odległości. Ale to tylko za tym, co znamy, a gdyby pytanie brzmiało: poza wszechświatem, to tu jest dopiero bezdenny temat ;D
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
15 marca 2010 o 10:15
[demot]
Jeżeli chcesz sobie uświadomić, jak ogromny jest wszechświat, sprawdź sobie co to są Palce
Boga (nazywa się tak układ galaktyk we wrzechświecie - są tam widoczne gromady galaktyk, a nasza
jest tylko kropką, a wewnątrz tej kropki (gdyby ją zbliżyć) ta gwiazda byłaby i tak na tyle mała, że niewidoczna... Oczywiście, jest to tylko ZNANA nam CZĘŚĆ wszechświata, a w rzeczywistości jest sporo większy...
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
15 marca 2010 o 10:14
[demot]
Biorąc pod uwagę, że nie znamy rozmiaru gwiazd z poza naszej gromady galaktyk, których to istnieją biliony, jest prawie pewne, że są większe i że jest ich całkiem sporo.
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
15 marca 2010 o 10:11
[demot]
Kolejny komentarz, co do którego nie mam pewności, czy jest żartem, czy ignorancją. Otóż,
droga katalonko, widzimy tą gwiazdę - zabawne, że tak się dzieje, ale gdybyśmy jej nie
widzieli, to byśmy nie mieli pojęcia, że istnieje. A co do tego, że Słońce widzimy lepiej, to
ze względu na coś takiego, co się nazywa odległość - Słońce znajduje się od nas 8 minut
świetlnych, podczas gdy VY Canis Majoris prawie 5 tysięcy lat... też świetlnych. Gdyby to ci
niewystarczało, spójrz sobie na jakieś góry ledwie widoczne na horyzoncie, a potem podjedź do
ich podnóża i męcz kark zadzierając głowę, żeby widzieć ich wierzchołki. Widać różnicę
rozmiaru? No właśnie. Tylko że w tym przypadku, żeby mieć jakieś pojęcie, musiałabyś w
pierwszym miejscu oglądać góry z odległości kilku tysięcy kilometrów...
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
15 marca 2010 o 10:09
[demot]
Po prostu... żal. Całkowicie mylisz pojęcia. Ten "gigant" wcale nie zakrywa żadnej galaktyki, bo jest niczym kropka w porównaniu jakiejkolwiek, a gdyby akurat był w naszym układzie słonecznym, to nasz układ by nie istniał, bo dzięki grawitacji wchłonąłby wszystkie jego ciała niebieskie.
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
15 marca 2010 o 10:08
[demot] jak ktoś żyje parę lat na tej ziemi to i tak wie już, czym jest piekło, więc kierując się ciekawością niebo pozostaje jedynym wyborem ;)
[demot] Problem to się zaczyna gdy z daleka myślisz, że faceci po 50-tce, podchodzisz bliżej, a tu stare Niemki...
[demot] Ja zobaczyłem ją jako całość - piękne włosy, oczy, uśmiech, figura i biust, a mimo to o braku rąk zorientowałem się dopiero po przeczytaniu komentarza... Jednak moją następną myślą nie była chęć zapinania/odpinania jej stanika itp. ale pragnienie, bym miał moc pojawienia się w jej śnie i zbudzenia jej z niego pocałunkiem, po którym znów miałaby ręce...
[demot] Zapomniałeś o tym, że czasem też piją po to, aby zagłuszyć głód ;}
[demot] W mojej miejscowości takie właśnie "wyjście" tylko bez szybek w drzwiach ma... grabarz - śmiejemy się, że zapewnia sobie klientów :D
[demot] Ciekawe... Skoro była tak drastyczna denominacja na początku 2009 roku, to skąd wzięli nagrody przyznawane za antynoble? Zarówno w tym, jak i zeszłym roku nagrodą każdego antynoblisty był banknot o nominale 5 mln dolarów Zimbabwe, więc przyznający je uniwersytet chyba wcześniej musiał zrobić zapas ;)
[demot] Owszem, z tym, że "waluty" kruszcowe mogą być niebezpieczne, jeżeli ulokujemy w nich wszystkie nasze oszczędności, ponieważ kursy wahają się odwrotnie do koniunktury giełdowej, tzn. że nim większe załamanie rynku tym bardziej rosną ceny kruszców, bo inwestorzy masowo je wykupują by ochronić się przed dewaloryzacją. Natomiast gdy panuje wzrost sprzedają część z nich by mieć kapitał do inwestycji i w tym czasie ktoś mający oszczędności tylko w kruszcach traci, jeżeli jest zmuszony sprzedać część z nich po niekorzystnym kursie by mieć za co żyć.
[demot] Konkretnie w latach 20 XX wieku, w najgorszym momencie 17 mln polskich marek równało się wartości 1 dolara amerykańskiego :)
[demot] A moim zdaniem mowa ciała to nie jedyny uniwersalny język - drugim jest... alkohol. Niezależnie od narodowości, języka i stopnia upojenia, pijani zawsze jakoś się ze sobą zdołają porozumieć ;P
[demot] Wracając do tematu demotywatora zacytuję słowa Śmierci świata dysku z książek Pratchetta: "NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. JESTEM TYLKO JA" - i tu macie odpowiedź ;)
[demot] Lodówka akademicka jest gorsza niż parapet w lato. Kiedyś mojemu koledze (z pokoju!) w lodówce zapleśniał jogurt i serek almette... A raz nawet mieliśmy przypadek, że jacyś imprezowicze z ósmego piętra wyrzucili lodówkę przez okno (takie małe były, że się dało). Ale to było jeszcze przed hegemonią demotywatorów, dziś żałuję że nie zrobiłem paru zdjęć.
[demot] Mylisz się Invalid, chodzi o to, że czas nie działa w taki sposób. Jeżeli ona wie, co się stanie, to albo nie jest w stanie temu zapobiec, albo próbując zapobiec sama do tego doprowadzi... Na przykład na tragedię w Smoleńsku nie miała żadnego wpływu, bo nawet gdyby WSZYSCY jej uwierzyli, nikt nie potrafiłby zgadnąć co i kiedy się wydarzy, a z tą zdradą może się tak ułożyć, że kiedy ona powie ojcu, okaże się że już spotyka się z koleżanką, zdenerwowana powie matce, a ta dowiedziawszy się zacznie sprawę rozwodową... I niestety dokładnie w ten sposób to działa, jeżeli naprawdę zna przyszłość to nic na nią nie poradzi, bo to w pewnym sensie już się stało, skoro jest jej wspomnieniami. To oczywiście czyni całą sytuację bardzo dla niej trudną, bo może się obwiniać że nie zapobiegła jakieś tragedii lub do niej doprowadziła, nawet, jeżeli w rzeczywistości nie miała na to bezpośredniego wpływu. Co do samego snu, to chyba prawie każdy odczuwał kiedyś efekt "deja vu", czyli pamiętanie miejsca i sytuacji z dawnego snu, gdzie się teraz znaleźliśmy. Czytałem o ciekawej teorii na tej temat, określającej że jest to "pamięć morficzna", czyli takie wspomnienia do tyłu, jako że czas jest względny i tylko na codzień idziemy zgodnie z nim, a w pewnych szczególnych stanach nasz umysł może "przypominać sobie" zdarzenia z przyszłości która będzie nas dopiero dotyczyła.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 kwietnia 2010 o 20:54
[demot] Wziąłem, jak już ;) A cytat jest z "Maskarady" - 18 książki cyklu Świata Dysku. Dla zachęty dodaję jego "rozszerzoną" wersję: "Oczywiście, babcia Weatherwax zawsze demonstrowała swoją niezależność i samodzielność. Kłopot jednak polegał na tym, że człowiek powinien mieć kogoś obok siebie, żeby mu demonstrować, jaki to jest niezależny i samodzielny. Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi. To tak jak z pustelnikami. Nie ma sensu odmrażać sobie różnych części ciała na szczycie jakiejś góry, osiągając zjednoczenie z Nieskończonością, jeśli nie można liczyć na pewną liczbę naiwnych młodych kobiet, które zjawiają się od czasu do czasu i mówią „Och”."
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2010 o 23:21
[demot] Ambicjonalnie rzecz ujmując nie jest to niemożliwe, ale raczej nierealne. Taka teoretyczna planeta musiałaby się ustabilizować na orbicie i nie być ani za dużą, ani za małą. Zważywszy na rozmiary i masę tej gwiazdy, musiałaby być baaardzo daleko od niej, a do tego panowałoby na tej planecie wiecznie zero bezwzględne (podobnie jak na Plutonie, tylko bardziej ;P ). Ale ze względu na wszystkie asteroidy które do siebie przyciąga i które mogłyby wybić planetę z orbity szanse na to, że taka planeta uchowałaby się dość długo są mniej więcej jak 1:1000000... Ale, jak powszechnie wiadomo szanse jeden na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć, więc kto wie :)
[demot] Tak sobie przeczytałem twój komentarz... potem przeczytałem go jeszcze raz i choć nie mam skłonności do używania wulgaryzmów a ten demot nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem, to patrząc na twój komentarz nasuwa mi się tylko myśl: ja pie***lę... Droga mleczna to nasza galaktyka, która ma rozpiętość 250000 lat świetlnych, a średnicę tej gwiazdy przeliczoną na czas, jaki zabrałoby przemierzenie jej światłu możnaby wyrazić w minutach - tak więc, droga Elino, gdyby na tej wielkości zdjęciu pokazać galaktykę drogi mlecznej, ta gwiazda byłaby punkcikiem i to o wiele, wiele mniejszym od Słońca na tym democie.
[demot] Nie musi. Dochodzi tylko światło (i w nikłym stopniu być może promieniowanie) - poza tym i tak nie jest to "ciepła" gwiazda, ani jasna, skoro już o tym mowa. Nawet, jeżeli technicznie jakieś ciepło zachowane w świetle by do nas dotarło, byłoby tak nikłe, że nie odczułyby go na ziemi żadne formy życia.
[demot] Zważywszy na odległość i promieniowanie, dla przeciętnego ludzkiego obserwatora mógłby być to widok piękny, ale jeden z ostatnich. A "widok" to dopiero będzie za jakieś 18 miliardów lat, kiedy cała nasza galaktyka zderzy się z galaktyką Andromedy ;)
[demot] Istnieje, bo gwiazda nie przechodzi sobie ot tak ze zwykłej świecącej do supernowy w kilka sekund. To cały proces, który trwa często miliony lat, może i widzimy ją taką, jaką była kilka tysięcy lat temu, ale gdyby się przymierzała do "śmierci" to byśmy to zauważyli.
[demot] Najprawdopodobniej powyżej odległości jakichś 14 miliardów lat świetlnych od jego centrum czas i przestrzeń rozciągają się, zmieniając prawa fizyki - np. światło może mieć tam inną prędkość, co oznacza zmianę upływu czasu i zniekształcony obraz odległości. Ale to tylko za tym, co znamy, a gdyby pytanie brzmiało: poza wszechświatem, to tu jest dopiero bezdenny temat ;D
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 marca 2010 o 10:15
[demot] Jeżeli chcesz sobie uświadomić, jak ogromny jest wszechświat, sprawdź sobie co to są Palce Boga (nazywa się tak układ galaktyk we wrzechświecie - są tam widoczne gromady galaktyk, a nasza jest tylko kropką, a wewnątrz tej kropki (gdyby ją zbliżyć) ta gwiazda byłaby i tak na tyle mała, że niewidoczna... Oczywiście, jest to tylko ZNANA nam CZĘŚĆ wszechświata, a w rzeczywistości jest sporo większy...
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 marca 2010 o 10:14
[demot] Biorąc pod uwagę, że nie znamy rozmiaru gwiazd z poza naszej gromady galaktyk, których to istnieją biliony, jest prawie pewne, że są większe i że jest ich całkiem sporo.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 marca 2010 o 10:11
[demot] Najbliższa, volcom. Najbliższa to jest kluczowe słowo.
[demot] Kolejny komentarz, co do którego nie mam pewności, czy jest żartem, czy ignorancją. Otóż, droga katalonko, widzimy tą gwiazdę - zabawne, że tak się dzieje, ale gdybyśmy jej nie widzieli, to byśmy nie mieli pojęcia, że istnieje. A co do tego, że Słońce widzimy lepiej, to ze względu na coś takiego, co się nazywa odległość - Słońce znajduje się od nas 8 minut świetlnych, podczas gdy VY Canis Majoris prawie 5 tysięcy lat... też świetlnych. Gdyby to ci niewystarczało, spójrz sobie na jakieś góry ledwie widoczne na horyzoncie, a potem podjedź do ich podnóża i męcz kark zadzierając głowę, żeby widzieć ich wierzchołki. Widać różnicę rozmiaru? No właśnie. Tylko że w tym przypadku, żeby mieć jakieś pojęcie, musiałabyś w pierwszym miejscu oglądać góry z odległości kilku tysięcy kilometrów...
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 marca 2010 o 10:09
[demot] Po prostu... żal. Całkowicie mylisz pojęcia. Ten "gigant" wcale nie zakrywa żadnej galaktyki, bo jest niczym kropka w porównaniu jakiejkolwiek, a gdyby akurat był w naszym układzie słonecznym, to nasz układ by nie istniał, bo dzięki grawitacji wchłonąłby wszystkie jego ciała niebieskie.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 marca 2010 o 10:08
[demot] demot:Zapraszamy do ankiety:sprawdź, czy jesteś super-hardcorem