[demot]
Widzisz... Nie warto kierować się tym, co koledzy uważają za słuszne, jak sobie skoczysz do tej wody, złamiesz kręgosłup, pęknie Ci czaszka, to koledzy Ci nowych nie dadzą, mądrze postępujesz i chylę czoło przed takimi ludźmi ;)
Ja osobiście nie piję, nie palę, nie biorę niczego wcale, jestem totalnym abstynentem, nigdy nawet takich rzeczy nie próbowałem.
Czy interesuje mnie zdanie kolegów? Odpowiedź jest prosta, mam ich gdzieś.
Czy interesuje mnie zdanie przyjaciół? Owszem, mam ich niewielu, ale oni zamiast mnie za to potępiać, szanują moje zdanie.
Najwyraźniej można być akceptowanym takim, jakim się jest i nie trzeba szaleć po melanżach ;)
[demot]
Uff... Sytuacje właściwie codzienne i to nie tylko w wakacje.
Ja osobiście nigdy nie piłem, nie paliłem, nie brałem czy cokolwiek temu podobnego, zero używek, mimo tego życie zwykłego chłopaka dostarcza mi dość wrażeń i ludzie których znam cenią mnie wystarczająco, żebym nie musiał się dowartościowywać tego typu gównami...
Tak jak napisane jest w tym democie - wszystko z umiarem.
Ale pojęcie umiaru nie odnosi się do tego, ile spożyć/wypić/wypalić może całe towarzystwo, lecz do tego ile tego ustrojstwa może pochłonąć jedna osoba, co zazwyczaj jest zapominane w tym całym melanżowym piekle :/
Nie widzę sensu w odnoszeniu się do dawnych pokoleń, ludzie szaleli i szaleć będą, ale myślę że warto jednak skupić się na problemach dzisiejszych czasów, bo przeszłości nie naprawimy, ale przyszłość możemy podratować, choćby dotkliwie piętnując ludzi sprzedających używki nieletnim, nie sprawdzających dowodów osobistych, czy tych nieodpowiedzialnych "dorosłych", którzy nie dość że nie zabraniają młodym tego szaleństwa, to zwyczajnie umywają ręce tekstem "nie moja sprawa, on/ona ma własnych rodziców".
I tak będzie dopóki nie zmieni się mentalność ludzi działająca w ten sposób, że wszystko jest dobrze, dopóki ten problem nie dotknie ich dzieci...
Zmodyfikowano
3 razy.
Ostatnia modyfikacja:
9 lipca 2013 o 16:04
[demot] Właśnie sobie przypomniałem, jak wyglądałem jakieś 22kg temu... w zeszłym roku... :O
[demot] Widzisz... Nie warto kierować się tym, co koledzy uważają za słuszne, jak sobie skoczysz do tej wody, złamiesz kręgosłup, pęknie Ci czaszka, to koledzy Ci nowych nie dadzą, mądrze postępujesz i chylę czoło przed takimi ludźmi ;) Ja osobiście nie piję, nie palę, nie biorę niczego wcale, jestem totalnym abstynentem, nigdy nawet takich rzeczy nie próbowałem. Czy interesuje mnie zdanie kolegów? Odpowiedź jest prosta, mam ich gdzieś. Czy interesuje mnie zdanie przyjaciół? Owszem, mam ich niewielu, ale oni zamiast mnie za to potępiać, szanują moje zdanie. Najwyraźniej można być akceptowanym takim, jakim się jest i nie trzeba szaleć po melanżach ;)
[demot] Uff... Sytuacje właściwie codzienne i to nie tylko w wakacje. Ja osobiście nigdy nie piłem, nie paliłem, nie brałem czy cokolwiek temu podobnego, zero używek, mimo tego życie zwykłego chłopaka dostarcza mi dość wrażeń i ludzie których znam cenią mnie wystarczająco, żebym nie musiał się dowartościowywać tego typu gównami... Tak jak napisane jest w tym democie - wszystko z umiarem. Ale pojęcie umiaru nie odnosi się do tego, ile spożyć/wypić/wypalić może całe towarzystwo, lecz do tego ile tego ustrojstwa może pochłonąć jedna osoba, co zazwyczaj jest zapominane w tym całym melanżowym piekle :/ Nie widzę sensu w odnoszeniu się do dawnych pokoleń, ludzie szaleli i szaleć będą, ale myślę że warto jednak skupić się na problemach dzisiejszych czasów, bo przeszłości nie naprawimy, ale przyszłość możemy podratować, choćby dotkliwie piętnując ludzi sprzedających używki nieletnim, nie sprawdzających dowodów osobistych, czy tych nieodpowiedzialnych "dorosłych", którzy nie dość że nie zabraniają młodym tego szaleństwa, to zwyczajnie umywają ręce tekstem "nie moja sprawa, on/ona ma własnych rodziców". I tak będzie dopóki nie zmieni się mentalność ludzi działająca w ten sposób, że wszystko jest dobrze, dopóki ten problem nie dotknie ich dzieci...
Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 9 lipca 2013 o 16:04