Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Cascabel

5 / 5
Cascabel

[demot] @rob_plk Tu kluczowa jest pierwsza wskazówka: jedz tam, gdzie mieszkańcy danego miejsca.

0 / 0
Cascabel

[demot] @michalSFS Właśnie to, jak wielu facetów nie stara się nawet o opiekę powoduje problem dla tych, którzy się starają. Co do ojców, którzy dostali opiekę - znam dwóch, ale w każdym wypadku taka była wola dziecka. Mogę odnieść się do sytuacji strażaka: problemem jest to, że matka jest bez pracy. Bez pracy, więc z automatu ma więcej czasu dla dziecka niż pracujący ojciec i więcej czasu z dzieckiem spędzała. Co za tym idzie - wyjdzie w każdym badaniu, że "dziecko ma większą więź z matką". Trzymam kciuki, by zdobył dowody, które uzna sąd. Wyprowadzka do Niemiec: ciężko, by układała sobie życie pod byłego męża. Dziwię się za to, że ojciec nie dostał opieki -jeżeli jego walutą był spędzany z dzieckiem czas. Tu, stereotypy na temat tradycyjnych ról płciowych musiały wejść mocno. Niestety - do momentu gdy domyślnym modelem nie stanie się "oboje rodziców pracuje, wszystkie "urlopy" na dziecko dzielą, pozostanie problem w dwóch sferach: kobieta wciąż pozostanie pracownikiem mniej pewnym na rynku pracy, a mężczyzna wciąż będzie traktowany jako rodzic drugiej kategorii.

2 / 2
Cascabel

[demot] @scottissj Ile lat ma syn? Nie może sam zdecydować z kim chce być? W wielu przypadkach, to matka bierze dziecko dlatego, że jest bardziej z nią związane. Nie ona z dzieckiem, tylko dziecko z nią - bo to ona chodziła na L4, była na rodzicielskim, wychowawczym, to ona biega z dzieckiem do lekarzy, na zebrania i kontaktuje się ze szkołą. W takich wypadkach - cóż, uważam to niestety za właściwe rozwiązanie. Patologią jest to, jak mężczyzna pomimo dokładnie takiego zachowania nie dostaje prawa opieki - patologią, która powinna być tępiona. Obecnie coraz popularniejszy staje się podział obowiazków przy dziecku i w domu, a także fakt, że obie strony pracują i w takim wypadku - jeżeli tylko jest taka możliwość, to powinien być też podział opieki po zakończeniu związku. Dla wielu - bardzo niewygodny, bo niestety, wiążę oboje rodziców w tym samym mieście i na dodatek tej samej okolicy. Znam jeden dobrze funkcjonujący przypadek, gdzie była możliwość stworzenia dwóch prawie niezależnych mieszkań w domu jednorodzinnym, gdzie łączył je pokój dziecka, a rodzice byli w stanie się skutecznie porozumieć jeżeli chodzi o podział obowiązków i wychowanie. Niestety, jeżeli spędziłeś lata za granicą, co gorsza - samemu, wysyłając tylko pieniądze - to portfelem po rozwodzie pozostaniesz, możesz starać budować się relację w ramach widzeń. Bo tu nie chodzi o dobro twoje, tylko o to, by jak najmniej ucierpiało dziecko i zmieniła się jego sytuacja. Mogę ci życzyć wytrwałości i żeby ci się jak najlepiej ułożyło - i żebyś zachował fajny kontakt z synem, bez niszczenia relacji przez osoby trzecie.

10 / 10
Cascabel

[demot] Z tego co wiem, dziecko wcale nie musi się wyprowadzać od ojca. Alimenty może płacić matka.

0 / 0
Cascabel

[demot] @pirlipati Jeszcze kobalt :) W sumie nigdy o uczuleniu na złoto nie słyszałam. Więc faktycznie, bardzo rzadki przypadek. Z reguły jest jak u mnie - tylko złoto nie uczula. Podpowiem, że te magiczne metale sprawiają, że ciężko znaleźć nieuczulające kosmetyki do makijażu.

0 / 0
Cascabel

[demot] @irulax Zgadzam się. Problemem jest to, jeżeli samo niepojawienie się (z jakiegokolwiek powodu) jest odbierane jako zepsucie ślubu/wesela. Jak w przypadku wspomnianej siostry, albo matki niegotowej na udział w tego typu wydarzenie. Niestety - tu jest pułapka (nie przewidzisz miesiące wcześniej, że twój mąż umrze, albo że na odmowę przyjścia z uzasadnionego powodu panna młoda zareaguje odwołaniem ślubu i wesela). O ile łatwo przełknąć odmowę dalekiej rodziny, czy jakiś znajomych, o tyle osoby najbliższe znajdują się w pułapce konwenansów. Chyba nie znam osoby, która bez żadnych konsekwencji dla relacji i "wyklęcia przez rodzinę" mogłaby odmówić uczestnictwa w ślubie rodzeństwa/własnych dzieci/własnych rodziców, nie ważne z jakiego powodu. Dodatkowo, obecnie ślub niekoniecznie odbywa się w innym miejscu niż wesele i od niego niezależnie, dodatkowo - odległość jaką trzeba pokonać bywa niemała. Dodajmy, że ta pułapka konwenansów działa dwukierunkowo (chyba jedyne śluby bez obrazy "majestatu" i wyklęcia pary młodej bez obecności rodziców/rodzeństwa, to te zawierane za granicą).

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 października 2023 o 12:02

3 / 5
Cascabel

[demot] @irulax Niezupełnie. Znam przypadki, gdzie to nie jest takie proste "po prostu nie idź" - znam przypadek gdzie "nie iść" zdecydowała się siostra panny młodej, która miała być też jej świadkiem (na ślub miała przyjechać zza granicy, miała bodajże roczne, czy dwuletnie dziecko, nie było opcji zostawić go w innym kraju, a w Polsce jedyne osoby do opieki to byli dziadkowie, którzy na ślub córki chcieli pójść, a państwo młodzi zadecydowali, że ślub i wesele bez dzieci - dosyć patowa sytuacja, bo przy takiej odległości jasnym jest, że sprawdzonej opiekunki nie mieli...). Konflikt w rodzinie, ślub został odwołany. Drugi przypadek: wesele tydzień po pogrzebie, tak jak zostało tu wspomniane, z tym że "wdowa", a zarazem matka panny młodej kategorycznie nie czuła się na siłach by pokazać się ludziom. Odwołać? Zepsuć ślub samą obecnością, bo sobie nie radzisz? Nie iść i ominąć jeden z ważniejszych dni swojej córki? Czy rodzic/brat/siostra bardziej "zepsują ślub" nie pojawiając się na nim, czy pojawiając? A najlepszy przyjaciel/przyjaciółka? Poniekąd, dla takich osób, obowiazek bycia przy osobie bliskiej mimo tego, że sama obecność jest "niemiła" istnieje.

1 / 1
Cascabel

[demot] @adamis62 Zrobienie pojemnika na popcorn który zapewni ciekawe zajęcie takie jak identyfikowanie filmów na nim pokazanych?

1 / 1
Cascabel

[demot] @Lady_Apocalypse i co z tego? Tego typu wady zgryzu często powodują bóle głowy i sporo innych problemów, a naprawa ich realnie podnosi komfort życia. A nie samą estetykę. Przy nosie bywa też że to nie sama poprawa urody.

0 / 0
Cascabel

[demot] @Nighthawk7 z pracami społecznymi masz rację, sprawdza się też w miarę sposób skandynawski - procent dochodu

0 / 0
Cascabel

[demot] @Nighthawk7 Mieszkam przy zachodniej granicy. W jaki sposób ilość punktów miałaby wpłynąć na zachowanie na drodze kierowców pochodzących z innych krajów niż Polska? Jest ich na drogach sporo. Sama widziałam, jaki wpływ miało uświadomienie sobie ile wynosi mandat we Francji za przekroczenie limitu prędkości o 10 km. Podobnie zresztą wygląda w Szwecji. Znam też sporo Polaków, którzy z punktów nic sobie nie robią - ba, nawet nie mają problemu by jeździć po utracie prawa jazdy. Za to komornik wchodzący na pensję "boli" ich bardziej. Zgadzam się, że w wielu miejscach prędkości powinno się zrewidować, ale czasem powody ich postawienia są nieoczywiste dla rzadkiego użytkownika danej drogi. Kolejny przykład z "bzdurnego" ograniczenia w okolicy - 70 km na godzinę, ładna droga, dojeżdżająca do parku przemysłowego - spokojnie dałoby się jechać szybciej, jeżeli masz szczęście, za to przy pierwszym mrozie sporo aut ląduje w rowie, za to przejechać wieczorem bez stada saren albo lisa przebiegającego drogę jest ciężko (a trzeba jakoś przed nimi wyhamować, prawda?). W okolicy większość "żniw" odbywa się tam, gdzie kierowcy często przekraczają prędkość, fakt, ale 2/3 przypadki to dodatkowo realne zagrożenie na drodze i miejsca, gdzie dochodzi do sporej ilości wypadków. Kto zweryfikuje, czy ograniczenie prędkości jest bzdurne, czy postawione na wniosek okolicznych mieszkańców, podobnie jak patrol? Albo może: jak często bzdurne nie jest, tylko nie znasz jego powodów? Dla mnie osobiście, kara finansowa jest bardziej bolesna niż punkty. Lepiej działa. Jaki procent kierowców myśli jak ty, a jaki procent kierowców myśli tak jak ja?

2 / 4
Cascabel

[demot] @radiron Sporo kobiet zadało sobie nie tylko pytanie czy chce mieć dzieci (bo te pewne na 100% raczej albo je mają, albo nie) ale spora część dostrzegła też drugie: z kim chcą mieć dzieci? Albo raczej: z kim dzieci mieć nie chcą i w jakich warunkach nie chcą ich wychowywać? Dla takiej kobiety zachętą do posiadania dzieci nie będzie wynajmowane mieszkanie, niepewna sytuacja finansowa, życie od pierwszego do pierwszego - nieistotne czy popatrzymy tu na parę, czy jednostkę. Nie będą historie koleżanek i ich problemów z powrotem do pracy, bo nie zarobiłyby nawet na żłobek. Podobnie zresztą niestabilność relacji, partner za hobby posiadający picie piwa z kolegami. mający problem z wyjściem na imprezę bez alkoholu. Brutalnie rzecz ujmując: kobiety, które po prostu chcą mieć dzieci, to będą je miały pomimo braku odpowiedniego partnera - może dobiorą takiego, który stanie się "portfelem" z obowiązkiem alimentacyjnym. Są takie, co chcą go za wszelką cenę i z byle kim. Często nie myśląc o jego przyszłości i nie zastanawiając się nad własnym dzieciństwem. Te, które nie chcą nie zostaną przekonane w żaden sposób. A cała reszta? Zanim znajdzie odpowiednią osobę, związek zostanie sprawdzony, a sytuacja ustabilizowana, często już nie będzie mogła mieć dzieci.

-3 / 3
Cascabel

[demot] @Nighthawk7 Z drugiej strony masz przykład sąsiedniej wioski, gdzie "bzdurne ograniczenie prędkości" sprawia, że często i gęsto nie da się przejść do sąsiada naprzeciwko, ze stadniny nie da się przejechać konno do lasu, a rowerzyści nie mogą się dostać na ścieżkę. A raczej: nie dało i nie mogli, bo regularnie stojący i kasujący patrol po DWÓCH latach nauczył ludzi zwalniać i obecnie wystarczy, że stanie raz na miesiąc/dwa - przypominająco. W innym miejscu fotoradar stanął tam, gdzie bardzo często dochodziło do potrąceń pieszych. Od lat o żadnym w tamtym miejscu nie słyszałam, a wcześniej - średnio raz w miesiącu. Od pewnego czasu też wymogliśmy na patrolu sprawdzanie kierowców w jednym miejscu, bo przez jadących za szybko idiotów regularnie nie da się wyjechać, bo ktoś potrącił sarenkę, zostawił podwozie na nierównościach... Jakoś tylko kara finansowa sprawia, że ludzie uczą się czytać cyferki na ograniczeniach... a skutki głupoty dotykają niestety nie tylko idiotę, ale i innych uczestników ruchu drogowego.

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 października 2023 o 22:27

0 / 0
Cascabel

[demot] @Tomasz1977 Czy nie jest czymś innym " wyjątkowo możecie wyciągnąć telefon do tego i tego celu", od korzystania z niego swobodnie i bez ograniczeń i kontroli? Nauczyciel nie może zweryfikować co robi uczeń w danym momencie z telefonem, a to daje mu argument, by w czasie zajęć był on nieobecny na ławce i pod nią. Co nie znaczy, że nie może być w kieszeni, albo plecaku, skoro zakaz zabrania korzystać, a nie posiadać. Pozwala zabrać telefon uczniom nagrywającym innych bez ich zgody, ośmieszających kolegów, uczy też bycia offline, a to w obecnych czasach - bardzo cenna umiejętność, służąca zdrowiu psychicznemu.

2 / 2
Cascabel

[demot] @Tomasz1977 Zapewne chodzi o to, że telefon daje też pole do nadużyć (nagrywanie bez zgody, zdjęcia, tym podobne rzeczy) i ogólnie zbyt częste używanie go w zbyt młodym wieku prowadzi do uzaleźnienia. Poza tym: by nauczyć dziecko korzystać właściwie ze smartphone'a, samemu trzeba umieć z niej mądrze korzystać (po pierwsze, co sprawia że rodzice często są niewydolni na tym polu) i mieć możliwość zweryfikowania jak dana osoba z niego korzysta (przez co na tym polu nie są wydolni nauczyciele, bo np. uczeń nie musi zgodzić się na usunięcie zdjęcia kolegi przebierającego się na WF, a nauczyciel nie miał prawa zabrać mu telefonu - jak z przeszukaniem plecaka, trzeba by było wzywać policję). Pytanie, czy lepiej zakazać używania i zwrócić uwagę rodziców na problem (zabierając telefon, bo dziecko nie umie się dostosować), czy funkcjonować z "samowolą"? U mnie istniał taki zakaz w regulaminie. Co nie znaczy, że nie dostawaliśmy czasem pozwolenia na skorzystanie z telefonu jako źródła, zrobienie zdjęć notatek od kolegi, czy zdanie "czekam na wążny telefon od rodziców" nie upoważniało mnie do zostawienia go na ławce.

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 października 2023 o 8:45

0 / 0
Cascabel

[demot] @MG02 podobnie jak wiele innych, ale wpisz w google. Dodają, że zapożyczenie, etymologia z Brudnego Harry'ego, ani słowa w kilku definicjach że niepoprawne. Podobnie jak feminatywy: analiza zastosowań ich w prasie tworzy słowniki opisowe. Patrząc na powszechność niektórych, poprawność formy jest kwestią czasu. Co pojawia się w prasie i telewizji i nie umrze przez kilka lat śmiercią naturalną, to już raczej z nami zostanie

0 / 0
Cascabel

[demot] @gstrzeg przyzwyczaj się, raczej ta fraza jest bliżej znalezienia się w słownikach, niż zniknięcia z uzusa. Co najwyżej komuś możesz zrobić dzień swoim uporem i zrzędzeniem "kiedyś to było!".

0 / 0
Cascabel

[demot] @MG02 pojawia się już w słownikach internetowych ta fraza, funkcjonuje w uzusie, nie ma co się kopać z koniem. "Brudny Harry" zmienił język polski

1 / 1
Cascabel

[demot] @WhiteD Przebadaj typowego Amerykanina - badania pokazały, że spora część z nich jest niedożywionych mimo otyłości i niewykluczania z diety mięsa, tylko tego typu fanaberii jak owoce, warzywa, orzechy. Każde ekstremum wymaga suplementacji, ale świadomości na temat tego jak ma wyglądać dieta, albo może raczej - umiejętności tworzenia zbilansowanej diety - jako społeczeństwo nie posiadamy. I prawdopodobnie nigdy jako ludzkość jej nie posiedliśmy, bo ani nie mieliśmy jak, ani po co. Szkorbut coś ci mówi? Widziałeś zdjęcia poprzednich pokoleń? Głód był raczej ich przyjacielem, a głowę zaprzątało im nie to co położyć na talerz, tylko jak zdobyć cokolwiek do położenia.

0 / 2
Cascabel

[demot] @Lady_Apocalypse Nasi przodkowie jedli mięso raczej rzadko, jeżeli spojrzysz na historię naszego kraju, tak jakoś od chrztu. Bo nie dość, że kościół zdominował dietę (1/3 roku była postna, więc mięsa nie jedzono...), to mięso na stole było dla większości ludzi rzadkością. Oczywiście, jest u nas wizja wielkich szlacheckich uczt, ale jaki to był procent społeczeństwa? Jeżeli wciąż większość z nas jadała mięso tylko od święta (dosłownie), to raczej wegetarian światopoglądowych by było tyle, co kot napłakał.

« poprzednia 1 24 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14246 247 następna »