9 powodów, dla których nie warto bezgranicznie ufać nawigacji GPS (10 obrazków)
Robert Ziegler
Determinacja kobiety za kierownicą, by nie puścić z życiem nawet jednej kukurydzy, musiała być duża, ale blednie w zestawieniu z determinacją pana Szwajcara. Ów pan, Robert Ziegler, kierowca dostawczaka, również zawierzył nawigacji, chcąc wydostać się na główną drogę. Pokonywał więc zakręt za zakrętem, by w końcu znaleźć się na jednym ze szczytów górskich w okolicy Bergun. I wtedy nawigacja przejrzała na oczy. Powiedziała "zawróć, jeśli to możliwe". Nie było możliwe. Do tego stopnia nawet, że konieczne okazało się zabranie samochodu za pomocą helikoptera.
Pewna pani z Massachusetts
Kiedy człowiek wraca zmęczony do domu, mogą mu się zdarzyć różne przygody. Tak jak pewnej pani, która po prostu zawierzyła nawigacji. Usłyszała "skręć w lewo", to skręciła w lewo. Prosto w pole kukurydzy. Jednak dzielna pani kierowca nie przejęła się tym faktem i cięła dalej przed siebie. Zatrzymała ją dopiero "piaskowa pułapka" na polu golfowym, znajdującym się za polem. I stamtąd zabrał panią dopiero mąż. A pułapka okazała się zaskakująco skuteczna.
Japończycy w Australii
Koreańczycy też nie potrafią zrobić porządnej amfibii. A już na pewno taką nie okazał się Hyundai Getz, którym trójka Japończyków postanowiła pożegnać się z australijskim lądem i zwiedzić pobliską wyspę - North Stradbroke. Dopiero po przebyciu jakichś czterdziestu metrów zorientowali się, że coś jest nie tak. Prawdopodobnie ich uwagę zwróciły przepływające tuż obok promy i ich pasażerowie przyglądający się podejrzliwie małemu samochodowi nurkującemu w zatoce. Wodowanie Hyundaia kosztowało Japończyków dodatkowe 1,5 tysiąca dolarów - za zniszczenia, których naprawy nie finansowało ubezpieczenie.
Trzy kobiety... Eh
Jeśli jedna kobieta w samochodzie to zło, to co mówić o trzech? Nawet jeśli tylko jedna z nich kieruje, a pozostałe... doradzają? Trzy panie w stanie Washington postanowiły sprawdzić, czy Mercedesa GL można łatwo zmienić w amfibię. Nie można - ale to pokazały dopiero wyniki eksperymentu. Jaśnie panie - w pożyczonym, rzecz jasna, samochodzie - posłuchały wskazań GPS-u i zwiedziły miejsce wodowania łodzi w jednym z pobliskich jezior. Kiedy auto zaczęło niebezpiecznie przybliżać się do dna, panie zdecydowały się opuścić niedoszły okręt. Żadnej nic się nie stało, a Mercedes dwa miesiące później został szczęśliwie sprzedany na Allegro.
Jeszcze po jednym
Jeszcze jedna kobieta i jeszcze jeden Mercedes - tym razem SL500 wart około pół miliona złotych i Wielka Brytania. Wynik eksperymentu podobny - kolejny Mercedes, który nie potrafi pływać. Najwyraźniej Niemcy robią kiepskie samochody! Chociaż ten i tak nieźle sobie poradził, bo z dobiegającą trzydziestki panią na pokładzie przepłynął ponad pół kilometra w strumieniu koło Sheepy Magna. Jak zwykle w takich wypadkach, na nic zdały się ostrzeżenia o nieprzejezdności drogi. Kobieta wie lepiej, a kobieta z GPS-em to już w ogóle.
W drogę ku przestępstwu!
To żadna nowość, że jesteśmy szpiegowani na każdym kroku, niekiedy nawet nie zdając sobie z tego sprawy. To, że GPS wyprowadza w pole niewinnych ludzi też nie jest nowością. Ale żeby kpił również z tych nie całkiem niewinnych? Ian Bansie i Steve Warrington, panowie z północnego Londynu, w ramach hobby włamywali się do domów. By nie zabłądzić, posługiwali się wskazaniami nawigacji - która później pogrążyła ich w sądzie, jako jeden z dowodów przesądzających o ich winie.
Wszystkie drogi prowadzą do kościoła
Starsi państwo z Wielkiej Brytanii wybrali się niegdyś na wycieczkę po kontynentalnej części Europy. Kolejne kraje pokonywali samochodem, by w końcu - na drodze do Francji - znaleźć się w Niemczech. Ciemna noc, blisko granicy z Austrią, niemieckie za*upie - to wystarczająco upiorna atmosfera, kiedy więc GPS głosem Adolfa nakazał skręcić tam, gdzie nie było drogi, państwo nie mieli odwagi zaprotestować. W efekcie zaraz potem wyrżnęli w ścianę kościoła, czyniąc straty wyceniane na 25 tysięcy euro.
Komentarze Ukryj komentarze