10 przerażających praktyk lekarskich w które dawniej wierzono (11 obrazków)
Lewatywa z dymu papierosowego
W okresie wielkich odkryć geograficznych, podróżnicy zwozili do Europy najrozmaitsze, nieznane dotąd, środki z Nowego Świata. Jednym z takich środków był tytoń. Ówcześni znachorzy i medycy wierzyli, że roślina posiada potężne właściwości lecznicze, dlatego przez kolejne dekady stosowali go jako remedium na wiele dolegliwości.
Na początku XIX wieku, bardzo popularną metodą leczenia bólów głowy, problemów z oddychaniem czy skurczów żołądka, była tzw. lewatywa z dymu papierosowego (czyli palonego tytoniu). Ówcześni medycy zachwycali się skutecznością tej terapii, coraz bardziej rozszerzając jej zastosowania. Zdaniem wielu, ta nietypowa lewatywa miała oszałamiające rezultaty w walce z cholerą.
Jak się jednak szybko okazało, tytoń w żadnym razie nie zasługuje na miano cudownego leku, dowiódł tego Beniamin Brodie, który jako pierwszy udowodnił, że nikotyna (zawarta w liściach tytoniu) jest w rzeczywistości trucizną, która ma zgubny wpływ na krwioobieg.
Sprzedaż żony
W XVIII wiecznej Anglii problemy małżeńskie nie nastręczały mężczyznom jakichś szczególnych zmartwień, a to z jednego prostego powodu: gdy ówczesnemu dżentelmenowi znudziła się małżonka, obwiązywał on jej szyję liną, a następnie prowadził na rynek, niczym cielę. Ten majestatyczny pochód można by dziś określić mianem "eksponowania towaru".
Na rynku znajdowało się zawsze kilku mężczyzn, którzy pragnęli sprzedać swoje małżonki. Potencjalni klienci mogli podejść, zobaczyć, zadać pytania, natomiast gdy któryś był szczególnie zainteresowany, przedkładał swoją propozycję cenową i jeśli ta została zaakceptowana, wracał do domu z nową żoną. Nie wiadomo, czy degustacja wchodziła w grę, faktem jest, że sprzedaż żony zalecano mężczyznom uskarżającym się na przewlekłe migreny!
Lobotomia
Lobotomia jest dzisiaj postrzegana jako zwykłe barbarzyństwo i zabieg wyjątkowo niehumanitarny. Jednak jeszcze osiemdziesiąt lat temu operacja cieszyła się niemałym popularnością, a jej pomysłodawca, Antonio Egas Moniz, w 1949 otrzymał nagrodę Nobla...
Zabieg lobotomii miał na celu leczenie psychozy, schizofrenii, depresji oraz innych problemów natury psychicznej. Po raz pierwszy przeprowadzono go w 1935 roku. Procedura polegała na przecięciu włókien nerwowych łączących czołowe płaty mózgowe ze strukturami międzymózgowia. W praktyce, chodziło o wywiercenie dwóch dziur w czaszce pacjenta. W teorii metoda była skuteczna, ponieważ pacjenci przestawali zachowywać się agresywnie, ustawały również objawy schizofrenii, oraz nerwowe pobudzenie. W praktyce, jest to nieludzki zabieg w wyniku którego, chorzy zatracają poczucie świadomości.
W tym miejscu warto wspomnieć o sposobie wykonywania lobotomii przez Waltera J. Freemana - ten amerykański neurochirurg wykonywał niezwykle widowiskowe, ale również bulwersujące zabiegi, które opierały się na wbijaniu szpikulca do lodu przez oczodół pacjenta i "obracanie go, niczym mieszadełka do koktajli wewnątrz mózgu". Tym sposobem, Freeman leczył psychozę nawet u czterolatków.
Trepanacja czaszki
Trepanacja czaszki to najstarszy zabieg chirurgiczny na świecie. Polega on na wywierceniu dziury w czaszce, odsłaniając opony mózgowe.
Są dowody naukowe świadczące o tym, że już jaskiniowcy dopuszczali się tego rodzaju "operacji" na swoich pobratymcach. Później leczono w ten sposób napady epilepsji, zaburzenia psychiczne oraz migreny.
Jako dodatkowy bonus, operowany mógł zatrzymać wywiercony fragment czaszki tylko dla siebie, jako amulet szczęścia! Co ciekawe, niektórzy lekarze z bardzo starej szkoły, do dzisiaj wykonują zabiegi trepanacji!
Drapetomania
Na przełomie XIX i XX wieku naukowcy wyznawali tzw. rasizm naukowy - próbowali udowodnić wyższość białej europejskiej rasy, nad pozostałymi. I to właśnie z tych rozważań zrodziła się idea drapetomanii.
Jej pomysłodawcą był Amerykanin Samuel A. Cartwright, który w 1851 badał, niezrozumiałe wówczas, dążenie czarnoskórych mieszkańców USA do wolności (były to czasy głębokiego niewolnictwa). Lekarz nie mógł zrozumieć, dlaczego afroamerykanie nie czerpią radości ze służenia białym panom. Ostatecznie, Cartwright stworzył nową jednostkę chorobową i nazwał ją drapetomania.
Gwoli wyjaśnienia, drapetomania to choroba psychiczna, która powodowała, że czarnoskórzy buntują się i uciekają na wolność. Winą za taki stan rzeczy częściowo obarczał plantatorów, którzy za bardzo spoufalali się ze służbą. Jeżeli więc drapetomania była chorobą, to w jaki sposób przebiegało jej leczenie? Cartwright stawiał przede wszystkim na profilaktykę. "Jeśli którykolwiek z niewolników, w dowolnym czasie i miejscu, odważy się podnieść głowę do poziomu na równi ze swoim panem, humanitaryzm nakazuje by karać go, aż do chwili, gdy osiągnie poziom maksymalnej uległości. Co więcej, muszą oni być utrzymywani w tym stanie, jak dzieci, co pozwoli uleczyć ich z chęci uciekania." - pisał. Ot humanitaryzm.
Kobieca histeria
Inną ciekawą jednostką chorobową była kobieca histeria, która była uznawana za bardzo poważną chorobę. Świadczy o tym fakt, że w latach 1837 - 1901 na temat histerii napisano setki publikacji. Przykładowo, pewien amerykański lekarz naliczył 75 stron objawów tej przykrej dolegliwości. A były to m.in. mdłości, bezsenność, uczucie ciężaru na żołądku, spazmy mięśni, krótki oddech oraz brak apetytu - również na seks. Naturalnie, wszystkie te objawy niejako rykoszetem dotykały mężczyzn, a więc partnerów chorych kobiet. A na męskie cierpienie nauka nie mogła pozwolić. Czas przejść do kwestii leczenia...
Otóż na kobiecą histerię najlepsze były tzw. masaże miednicy i zagłębiając się bardziej w tę metodę leczenia, w zasadzie nie ma co się dziwić ówczesnym lekarzom, że z taką łatwością diagnozowali kobiecą histerię u większości napotkanych pań.
Masaż miednicy był niczym innym, jak ręczną stymulacją żeńskich genitaliów - sesja kończyła się po osiągnięciu tzw. "napadu histerycznego", dziś określanego częściej mianem orgazmu. Oczywiście leczenie składało się z bardzo wielu wizyt lekarskich - czasami trwało nawet latami. Choroba zazwyczaj mijała z wiekiem.
Leczenie impotencji prądem
A jak nasi przodkowie radzili sobie z bardziej męskimi przypadłościami, jak np. dysfunkcje seksualne? Otóż, pod koniec XIX wieku, do leczenia impotencji zalecano dość osobliwie wyglądające urządzenia elektryczne.
Mowa o specjalnych łożach, lub bardziej mobilnych rażących prądem pasach. Bazując na sporej liczbie marek i producentów tych gadżetów, można odnieść wrażenie że klientów na te szokowe terapie nie brakowało. Najwyraźniej już wtedy mężczyźni byli w stanie zrobić wszystko, dla tych paru chwil przyjemności...
Komentarze Ukryj komentarze