Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Howdy

Z nami od: 29 maja 2017 o 23:17
Ostatnio: 1 sierpnia 2018 o 3:33
Płeć: mężczyzna
Exp: 3594
Jest obserwowany przez: 33 osoby
  • Demotywatorów na głównej: 2776 z 3449 (653 w archiwum)
  • Punktów za demoty: 817936
  • Komentarzy: 1
  • Punktów za komentarze: 5
  • Obserwuje: 0 osób
 

Ściana

Jedna z rosyjskich szkół jest rekordzistką pod względem liczby pierwszych klas -przyjęto tak wielu uczniów, że trzeba było utworzyć tyle pierwszych klas ile jest literek w alfabecie –
 –  ECH, ZNOWU WEEKEND, A JANIE WIEM CO RQBIC W TYM MIESCIE.
 –  Jest jeszcze nadziejaZamknięte
 –
Jak relacjonuje autorka zdjęć ..."te 15 minut, które spędziliśmy na oglądaniu tego „pożaru duchów” było zdecydowanie najbardziej ekscytujące. Jak zawsze najlepsze przygody mam z Chrisem!" –
Pies udawał lwa w chińskim zoo. Zdradziło go… szczekanie – Choć cała sytuacja wydaje się nieprawdopodobna, do niezwykłej pomyłki doszło w chińskiej miejscowości Luohe w prowincji Henan. Pracownicy tamtejszego ogrodu zoologicznego przez pewien czas zwodzili gapiów i turystów prezentując na wybiegu przeznaczonym dla lwów… mastifa tybetańskiego! Całość udało się zaaranżować dzięki charakterystycznym cechom rasy – te sporych rozmiarów psy posiadają wokół głowy charakterystyczną “grzywę”, a rude omaszczenie dodatkowo upodobniło czworonoga do kociego króla zwierząt. Mastif nie był jednak jedyną niespodzianką czekającą na odwiedzających zoo – w jednym z sąsiednich boksów znajdował się inny psiak, który tym razem udawał… wilka. Niestety mistyfikacja nie powiodła się, bo w któregoś dnia psy zaczęły po prostu szczekać. Ta sztuczka zdemaskowała udawane wilki raz na zawsze.Kiedy prawda wyszła na jaw, oszukani zwiedzający zażądali od dyrekcji ogrodu zoologicznego zwrotu pieniędzy za bilety. Jak tłumaczył im rzecznik prasowy instytucji mastif znajdował się na lwim wybiegu ze względów bezpieczeństwa. Okazało się również, że jego właścicielem jest jeden z pracowników zoo.
Na olimpiadzie w 1928 wioślarz Bobby Pearce zatrzymał się żeby przepuścić rodzinę kaczek. tracąc tym sposobem prowadzenie. Na ostatnim kilometrze wyprzedził wszystkich o 30 sekund zdobywając złoto i ustanawiając rekord. –
archiwum
1 koń generuje około 1KM (koni mechanicznych). Jednak jest to wartość podana dla konia o wadze 500 kg, ciągnącego przez dłuższy czas 15% swojej masy, z prędkością 1m/s. – Przez krótki czas pracy koń, zależnie od swojej wagi, może osiągnąć moc nawet 15 koni mechanicznych.

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"!

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"! – Karl Fritzsch, kierownik obozu, patrzył na nas, mierzył każdego i co chwilę podnosił prawą rękę i mówił: "Du! - ty". Ten jeden wyraz był wyrokiem śmierci dla wskazanego. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali jego numer i odstawiali pod strażą na boku.Dziś trudno opisać, co człowiek wtedy czuł. W głowie szum, krew pulsowała na skroniach, zdawało się nam, że wyskoczy nosami, uszami i oczami. Przed oczami mgła. Całe ciało drżało. Jedna myśl w głowie: jak stanąć, jaką minę zrobić, żeby mnie nie wybrał. Oto paradoks: człowiek umęczony, dręczony, głodny, bity, schorowany, a chce żyć. Modliłem się do Matki Bożej. Nigdy przedtem ani potem, muszę to uczciwie przyznać, już tak żarliwie się nie modliłem.Esesmani minęli mnie. Nie usłyszałem tego strasznego słowa: "Du". Minęli o. Maksymiliana i stanęli przed Franciszkiem Gajowniczkiem. Niemiec wskazał na niego, a on zawołał: "Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci!". Niemcy jednak nie zwrócili na to najmniejszej uwagi.I stało się coś, czego nikt nie mógł pojąćZobaczyłem o. Maksymiliana. Szedł prosto ku grupie esesmanów, stojących w pobliżu pierwszego szeregu więźniów. Wszyscy drżeliśmy, ponieważ było to złamanie jednego z najostrzej i najbrutalniej przestrzeganych zakazów. Wyjście z szeregu bez zezwolenia oznaczało śmierć. Czasem śmierć po ogromnym katowaniu, a czasem śmierć od jednego wystrzału. Byliśmy pewni, że zabiją o. Maksymiliana, a stało się coś nadzwyczajnego, co nigdy dotąd nie miało miejsca. Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. Mieli pilnować porządku, a naraz okazało się, że ten porządek narzuca więzień. Taki jak wszyscy, umęczony, udręczony..."Dlaczego pan chce umrzeć za niego?"O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę: "Czego chce ta polska świnia?".Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku: "Chcę umrzeć za niego" i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie: "Kim jesteś?" - "Jestem polskim księdzem katolickim". O. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa.Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne "ty", zwrócił się do o. Maksymiliana per "pan": "Dlaczego pan chce umrzeć za niego?" O. Maksymilian odpowiedział: "On ma żonę i dzieci". Po chwili esesman powiedział: "Dobrze".Wspomnienia Michała Micherdzińskiego spisali Małgorzata i Mieczysław Pabisowie.W sobotę obchodziliśmy wspomnienie i rocznicę męczeńskiej śmierci o. Maksymiliana, który zmarł 14 sierpnia 1941 dobity zastrzykiem trucizny – fenolu przez funkcjonariusza obozowego, kierownika izby chorych Hansa Bocka o godz. 12:50.
archiwum
 –
Nigdy nikt nie oczekiwał od niego wesołego uśmiechu ani wdzięczności. Wszyscy po prostu kochali go takiego jakim był, nie chcąc niczego w zamian. Bierzmy przykład –
archiwum – powód
 – Twórcą tego dzieła jest dom artystyczny ShaneF Motion Design. Jego założycielem jest wybitny, młody artysta z Dublina Shane Griffin. Można go już nazwać królem instalacji cyfrowych iluzji optycznych. Ma na koncie projekty chociażby z Muzeum Polarnym w Norwegii czy promocję nowego elektrycznego BMW iX. Ten projekt pokazuje, że dziś wyjście do klienta opiera się coraz częściej na zapewnieniu mu poczucia wyjątkowości. A to jak widać, nie ma granic ... Takie projekty podnoszą zaufanie społeczne do cyfryzacji pokazując ją przez pryzmat ludzkiego geniuszu! Choć można wnieść masę uwag do etyki działań ZARY w wielu obszarach, to zwyczajnie robi wrażenie!
0:12
Najdziwniejszy zawód w Szwajcarii?Trudno powiedzieć, ale detektyw śmieciowy brzmi kosmicznie, nieprawdaż? – Osoby pracujące na tym stanowisku tropią śmieciowych przestępców, czyli tych, którzy wyrzucają śmieci w nieopodatkowanych workach lub całkowicie na dziko. Zatrudniają ich przedsiębiorstwa utylizacji śmieci lub gminy. Co ciekawe, Lozanna w tym celu wynajmuje rzeczywiście agencję detektywistyczną.Zdjęcie z mockumentu telewizji SRF „Guesel. Die Abfalldetektive”
Amerykańska poczta USPS posiada zaawansowane systemy rozpoznawania pisma - jak bardzo zaawansowane? Otóż według nich, są w stanie rozpoznać 99,5% tekstów drukowanych i 98% tekstów zapisanych pismem odręcznym. – Co jednak, gdy automatyczne skanery nie dają sobie rady z waszymi gryzmołami? Skaner odkłada taką kopertę na bok, robi jej zdjęcie i wysyła do USPS Remote Encoding Center. Jeżeli uważacie, że wasza praca jest kijowa, to podpowiem wam, że większość pracowników, która ma okazję siedzieć w tym wielgachnym budynku przez bite 8 godzin próbuje rozszyfrować jaki adres mieliście na myśli. Dziennie tamtejsi pracownicy głowią się nad 5 milionami przesyłek dziennie (przez większość roku) do nawet 11 milionów (w okresach okołoświątecznych) - przeciętny pracownik przegląda 750 w godzinę - Ci bardziej doświadczeni do 1600. Automatyczne skanery? 9 milionów listów na minutę.Jeszcze kilkanaście lat temu w całych Stanach Zjednoczonych istniało 55 takich budynków, ale z racji ciągłego udoskonalania technologii OCR obecnie istnieje tylko jeden - znajdujący się w Salt Lake City w stanie Utah. Jeżeli natomiast mimo starań pracownicy nie dają sobie rady, list trafia do Centrum Przesyłek Niedoręczalnych w Koluszkach. A nie wróć, to w Polsce, w USA jest to tzw. Dead Mail Center, znajdujący się w Atlancie, gdzie przesyłka jest komisyjnie otwierana, katalogowana i czeka przez jakiś czas na kogoś, kto jednak chciałby ją odzyskać - musi być jednak warta co najmniej 25$, bo trafi do kosza. A jak nikt się takowy nie znajdzie, to wędruje na aukcję govdeals.com. W Polsce niestety aukcje nie cieszyły się popularnością i przedmioty są po prostu niszczone.
We wsi Biertan (położonej w Transylwanii w Rumunii) kościół posiadał „pokój rozwodowo-pojednawczy” – Pary, które chciały się rozwieść, musiały mieszkać w pokoju przez dwa tygodnie z jednym małym łóżkiem, jednym krzesłem, jednym stołem, jednym talerzem i jedną łyżką. W ciągu 300 lat mieli tylko jeden rozwód.
archiwum – powód
Bruno został potrącony przez samochód. Wołał o pomoc, ale nikt nie chciał go zabrać do weterynarza, bo nikt nie chciał ponieść kosztów jego leczenia – Ale są wspaniali samarytanie, którzy przyprowadzili go do weterynarza gdzie otrzymał natychmiastową pomoc i naprawę złamania miednicy.
0:38
Millena Brandão postanowiła zorganizować imprezę na cześć ujawnienia tożsamości ojca jej dziecka – Jej chłopak oskarżył ją o zdradę i że dziecko nie jest jego, z czym ona oczywiście nie mogła się zgodzić. Ale żeby udowodnić swoją rację, postanowiła zrobić test na ojcostwo jej drugiego dziecka i zakomunikować jego wynik na hucznie zorganizowanej imprezie domowej z balonami i confetti. Oczywiście test DNA potwierdził ojcostwo jej narzeczonego, a w zasadzie byłego narzeczonego, gdyż zaraz potem się rozstali
 –
Do dość niecodziennej sytuacji doszło podczas starcia Montpellier z Marsylią. W 89. minucie spotkania, gospodarze szykowali się do rzutu rożnego, ale arbiter Jeremie Pingard postanowił... opuścić murawę. O co tutaj chodzi, zapytacie? – Montpellier do 68. minuty prowadziło 2:0. Olympique potrzebował jednak niecałego kwadransa, żeby strzelić trzy gole. Wkurzyło to grono kibiców gospodarzy, którzy okazywali swoje emocje obrzucając zawodników butelkami z wodą. Piłkarze... niewiele sobie z tego zrobili, chcąc dograć końcówkę meczu. W końcu to było tylko kilkadziesiąt sekund. Sędzia po kolejnym "ataku" uznał jednak, że nie może odpuścić agresorom. Samotnie opuścił boisko, odmawiając dalszego udziału w zawodach.Mecz przerwano, a na trybunach pojawiła się policja, który zatrzymała rzucających. Jak się okazało, rezerwowy Marsylii Valentin Rongier po golu na 3:2 został trafiony butelką prosto w twarz i ma rozciętą wargę. Gdy arbiter zauważył co się dzieje, nie namyślał się długo i przerwał mecz. Zgodził się na jego wznowienie dopiero wówczas, gdy do akcji wkroczyły służby.
Wydaje mi się, że brakuje wam w galerii zdjęcia kapibary dowodzącejstadem kajmanów –