Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 50 takich demotywatorów

 –  Mój syn ma 9 lat, a córka 4. Syn dostaje od nas kieszonkowe.Może i nie są to duże pieniądze, ale są jego. W tamtymmiesiącu - łącznie z pieniędzmi, które dostał na urodziny,uzbierał 350 zł i poprosił, żeby go zabrać do galerii.Gdy dojechaliśmy na miejsce syn zapytał: ,,Tato, czy ja mogękupić wszystko co zechcę?". Odpowiedziałem, że oczywiście,ale musi się zmieścić w swoim budżecie.Zakupy mojego syna: 4 lody, smaczki dla kota i królika, deskado krojenia dla mnie (ostatnio narzekałem, że nasza jeststara i musimy kupić nową), obraz do malowania ponumerkach dla mamy i duża lalka dla siostry. Sobie wziąłzestaw Lego. Wiedziałem, że zakupy nie mieszczą sięw budżecie, ale nic nie mówiłem, bo byłem gotowy dołożyćmu pieniądze. Podchodzimy do kasy i pani mówi, że trzebazapłacić 539 zł...Syn nie zastanawiając się długo odłożył Lego i pyta ile terazmusi zapłacić - 339 zł. Patrzę na niego czekając aż poprosi opieniądze, ale nie, nawet jednej łezki w oku nie dostrzegłem.Zapłacił i poszedł do naszych dziewczyn wręczać prezenty.Ja w tym czasie kupiłem mu ten zestaw Lego, zapakowałemw nieprześwitującą reklamówkę i poszedłem za nim.Mówię do syna: ,,Mogłeś kupić mniejszą i tańszą lalkę, a miz mamą nic nie brać i wtedy mógłbyś sobie kupić Lego". Naco on: ,,Ja uzbieram sobie pieniądze, a Ewcia jest jeszczemalutka i widziałem jak długo patrzyła na tę lalkę!".I on tak zawsze, jeśli coś kupuje, to albo dla całej rodziny,albo dla siebie i siostry.Chyba całkiem porządnego młodego mężczyznęwychowujemy :)
 –  Przypomniałami się historia w którejpracowałem w zakładzie meblowym.Pani zamówiła sobie zółte lakierowanemebelki do kuchni. Przyjechaliśmy namotaż mebeli zamontowane, zlew zINOXu i wszystko pięknie ładnie.Po tygodniu dostaliśmy informację żePani zgłasza reklamację bo zlew jestporysowany !!Więc jedziemy na miejsce, na zlewieniebiesko-przezroczysta folia ochronnawiec pytamy gdzie porysowany?A ona pokazuje palcem zarysowaną foliena brzegu więc wiele nie zastanawiającsię oderwałem kawałek tej foli pod którązlew bez najmniejszej ryski i wtedy pani zpodniosłym głosem:PAAAANIE !! NIE ŁODRYWOJ TEGO ! BOTAKI NIEBIESKI PASUJE DO MEBLI !!
Pani Małgorzata z Grudziądza znalazła na chodniku dość pokaźną sumę pieniędzy. Nie zastanawiając się długo, od razu udała się ze zgubą na policję. Nie chciała nawet "znaleźnego" – - Do pieniędzy był załączony wydruk z bankomatu. W tym samym czasie utrata pieniędzy została zgłoszona do komendy. Okazało się, że pieniądze zgubił starszy mężczyzna — powiedział młodszy aspirant Łukasz Kowalczyk, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Grudziądzu POLICJT. MANUSK[]AJALICJAPOLEN
Religia stoi w miejscu, zastanawiając się, co można, a czego nie można robić z genitaliami –
Spacerujemy sobie ostatnio z rodzinką po lesie. Przyjeżdża 4 chłopaków rowerami, zaczynają zbierać suchy chrust, pakują do plecaka i odjeżdżają. Potem akcja się powtarza kilka razy – Niby nas to nie obchodzi, ale z ciekawości pytamy po co im te gałęzie. Mówią, że mieszkają niedaleko na blokowisku, ale pośród bloków zachował się jeden domek, gdzie mieszka starsza kobieta. Gdy byli mali zawsze zapraszała ich na jabłka, śliwki, czasem upiekła im ciasto, nigdy nic za to nie chcąc. Obecnie ma ponad 80 lat, rodzina się rozjechała, z emerytury ledwo starcza jej na leki i rachunki, a zbliżająca się zima jest dla niej nie do wyobrażenia. Postanowili, że w każdej wolnej chwili będą gromadzić dla niej opał na zimę. Długo się nie zastanawiając żona z dzieckiem dołączyła do nich, a ja szybko wróciłem do domu po auto z przyczepą. W kilka godzin 4 razy nią obróciliśmy. Starsza Pani za każdym naszym podjazdem płakała ze szczęścia. Zaprosiła nas, poopowiadała jak tu było 50-60 lat temu, gdy miasto kończyło się daleko stąd, a gdzie teraz stoją bloki były tylko pola, stodoły, obory i domki jak jej. Wyjęła album ze zdjęciami, nie mogliśmy uwierzyć jak wyglądało miejsce kiedyśTaka pomoc zajęła nam ok. 3 godzin, dotleniliśmy się, pośmialiśmy, porozmawialiśmy, a co najważniejsze! Pomogliśmy osobie w potrzebie.Uwierzcie, że wieczorem człowiek jest niesamowicie szczęśliwy, że mógł komuś sprawić tyle szczęścia!

Taksówkarz z Nowego Jorku napisał:

Taksówkarz z Nowego Jorku napisał: – Przyjechałem pod adres do klienta, i zatrąbiłem. Po odczekaniu kilku minut, zatrąbiłem ponownie. Był późny wieczór, pomyślałem że klient się rozmyślił i wrócę do "bazy"... ale zamiast tego zaparkowałem samochód, podszedłem do drzwi i zapukałem. "Minutkę!", odpowiedział wątły, starszy głos. Usłyszałem odgłos tak jakby coś było ciągnięte po podłodze...Po długiej przerwie, otworzyły się drzwi. Stała przede mną niska , na oko dziewięćdziesięcioletnia kobieta. Miała na sobie kolorową sukienkę i kapelusz z dopiętym welonem; wyglądała jak ktoś z filmu z lat czterdziestych.U Jej boku była mała nylonowa walizka. Mieszkanie wyglądało tak, jakby nikt nie mieszkał w nim od lat. Wszystkie meble przykryte były płachtami materiału.Nie było zegarów na ścianach, żadnych bibelotów ani naczyń na blacie. W rogu stało kartonowe pudło wypełnione zdjęciami i szkłem."Czy mógłby Pan zanieść moją torbę do samochodu?", zapytała. Zabrałem walizkę do auta, po czym wróciłem aby pomóc kobiecie.Wzięła mnie za rękę i szliśmy powoli w stronę krawężnika.Trzymała mnie za ramię, dziękując mi za życzliwość. "To nic", powiedziałem, "Staram się traktować moich pasażerów w sposób, w jaki chciałbym aby traktowano moją mamę.""Och, jesteś takim dobrym chłopcem" , odrzekła. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, dała mi adres, a potem zapytała: "Czy mógłbyś pojechać przez centrum miasta?"To nie jest najkrótsza droga", odpowiedziałem szybko, włączając licznik opłaty."Och, nie mam nic przeciwko temu", powiedziała. "Nie spieszę się. Jestem w drodze do hospicjum."Spojrzałem w lusterko. Jej oczy lśniły. "Nie mam już nikogo z rodziny", mówiła łagodnym głosem. "Lekarz mówi, że nie zostało mi zbyt wiele..."Wyłączyłem licznik... "Którędy chce Pani jechać?"Przez kilka godzin jeździliśmy po mieście. Pokazała mi budynek, gdzie kiedyś pracowała jako operator windy.Jechaliśmy przez okolicę, w której żyli z mężem jako nowożeńcy. Poprosiła abym zatrzymał się przed magazynem meblowym który był niegdyś salą balową, gdzie chodziła tańczyć jako młoda dziewczyna.Czasami prosiła by zwolnić przy danym budynku lub skrzyżowaniu, i siedziała wpatrując się w ciemność, bez słowa.Gdy pierwsze promienie Słońca przełamały horyzont, powiedziała nagle "Jestem zmęczona. Jedźmy już proszę". Jechaliśmy w milczeniu pod wskazany adres. Był to był niski budynek z podjazdem, tak typowy dla domów opieki.Dwaj sanitariusze wyszli na zewnątrz gdy tylko zatrzymałem się na podjeździe. Musieli się jej spodziewać. Byli uprzejmi i troskliwi.Otworzyłem bagażnik i zaniosłem małą walizeczkę kobiety do drzwi. Ona sama została już usadzona na wózku inwalidzkim."Ile jestem panu winna?" Spytała, sięgając do torebki."Nic", odpowiedziałem."Trzeba zarabiać na życie", zaoponowała."Są inni pasażerowie," odparłem.I nie zastanawiając się kompletnie nad tym co robię, pochyliłem się i przytuliłem Ją. Objęła mnie mocno."Dałeś staruszce małą chwilę radości", powiedziała. "Dziękuję".Uścisnąłem jej dłoń, a następnie wyszedłem w półmrok poranka. Za mną zamknęły się drzwi - był to dźwięk zamykanego Życia.Tego ranka nie zabierałem już żadnych pasażerów.Jeździłem bez celu, zagubiony w myślach. Co jeśli do kobiety wysłany zostałby nieuprzejmy kierowca, lub niecierpliwy aby zakończyć jego zmianę? Co gdybym nie podszedł do drzwi, lub zatrąbił tylko raz, a następnie odjechał?Myśląc o tym teraz, nie sądzę, abym zrobił coś ważniejszego w całym swoim życiu.Jesteśmy uzależnieni od poszukiwania emocjonujących zdarzeń i pięknych chwil, którymi staramy się wypełnić nasze życia.Tymczasem Piękne Chwile mogą przydarzyć się nam zupełnie nieoczekiwanie, opakowane w to, co inni mogą nazwać rutyną. Nie przegapmy ich..
Mój mąż okłamywał mnieprzez te wszystkie lata – Odkąd zaczęliśmy się spotykać, zawsze, gdy gdzieś wychodziliśmy coś zjeść, a na jego talerzu znalazł się korniszon, oddawał mi go.Na jednej z naszych pierwszych randek poszliśmy na kanapki i zamówiłam swoją z korniszonami, które zjadłam jako pierwsze. Myślę, że dobrze to sobie zapamiętał, bo od tamtej pory zawsze przerzucał korniszony na mój talerz, a ja je zjadałam, nie zastanawiając się nad tym za bardzo.Któregoś dnia jedliśmy na mieście i miałam korniszony i dla zabawy zapytałam, czy chce.Ku mojemu zdziwieniu odpowiedział, że pewnie.I zjadł całego na 4 gryzy.Byłam trochę zdziwiona i spytałam: Czekaj, lubisz korniszony? A on odpowiedział: No!Więc spytałam go, dlaczego, skoro lubi ogórki, zawsze mi je oddawał. A on odpowiedział: Bo wiem, że je uwielbiasz, a twój uśmiech wart jest kilku korniszonków.Moje serce stopniało, bo przez te wszystkie lata wierzyłam, że ten mężczyzna nienawidzi ogórków.Ale nie.Kocha je.Ale mnie kocha bardziej Odkąd zaczęliśmy się spotykać, zawsze, gdy gdzieś wychodziliśmy coś zjeść, a na jego talerzu znalazł się korniszon, oddawał mi go.Na jednej z naszych pierwszych randek poszliśmy na kanapki i zamówiłam swoją z korniszonami, które zjadłam jako pierwsze. Myślę, że dobrze to sobie zapamiętał, bo od tamtej pory zawsze przerzucał korniszony na mój talerz, a ja je zjadałam, nie zastanawiając się nad tym za bardzo.Któegoś dnia jedliśmy na mieście i miałam korniszony i dla zabawy zapytałam, czy chce.Ku mojemu zdziwieniu odpowiedział, że pewnie.I zjadł całego na 4 gryzy.Byłam trochę zdziwiona i spytałam: Czekaj, lubisz korniszony? A on odpowiedział: No!Więc spytałam go, dlaczego, skoro lubi ogórki, zawsze mi je oddawał. A on odpowiedział: Bo wiem, że je uwielbiasz, a twój uśmiech wart jest kilku korniszonków.Moje serce stopniało, bo przez te wszystkie lata wierzyłam, że ten mężczyzna nienawidzi ogórków.Ale nie.Kocha je.Ale mnie kocha bardziej

Dlaczego psy żyją krócej od ludzi? Oto zaskakująca odpowiedź 6-latka:

Dlaczego psy żyją krócej od ludzi? Oto zaskakująca odpowiedź 6-latka: – Mój znajomy weterynarz opowiedział mi jedną historię."..wezwano mnie do zbadania dziesięcioletniego wilczura imieniem Astro. Właściciele psa i ich mały synek, byli bardzo przywiązani do Astro i liczyli na cud.Zbadałem psa i stwierdziłem, że umiera na raka. Powiedziałem rodzinie, że nie możemy nic zrobić dla niego i zaproponowałem wykonanie procedury eutanazji starego psa w ich domu.Podczas przygotowań właściciele psa powiedzieli mi, że pomyśleli, że ich sześcioletni syn będzie obecny przy odejściu psa.Następnego dnia poczułem znajomy ucisk w gardle, gdy rodzina Astro otoczyła go. Chłopczyk wydawał się tak spokojny, głaszcząc starego psa po raz ostatni, że zastanawiałem się, czy rozumiał, co się dzieje. W ciągu kilku minut Astro spokojnie zasnął.Mały chłopiec wydawał się być spokojny. Po śmierci Astro przez chwilę siedzieliśmy razem, zastanawiając się głośno nad smutnym faktem, że życie psów jest krótsze niż ludzkie.Chłopczyk, który słuchał cicho, powiedział: „Wiem dlaczego”.Wszyscy zaskoczeni spojrzeliśmy do niego. To, co wyszło z jego ust, zaskoczyło mnie. Nigdy nie słyszałem bardziej pocieszającego wyjaśnienia.Powiedział: „Ludzie rodzą się po to, by nauczyć się prowadzić dobre życie - na przykład kochać i być miłym, prawda?” Sześciolatek kontynuował,„Cóż, psy już wiedzą, jak to robić, więc nie muszą żyć tak długo, jak my”.Pamiętaj❗Gdyby nauczycielem był pies, nauczyłbyś się takich rzeczy jak:- Kiedy twoi bliscy wracają do domu, zawsze biegnij, aby ich powitać.-Nigdy nie przegap okazji, aby wybrać się na przejażdżkę.-Pozwól aby doznanie świeżego powietrza i wiatru na twarzy było czystą ekstazą.-Zdrzemnij się.-Rozciągnij się przed wstaniem.-Biegaj i baw się codziennie.- Unikaj gryzienia, gdy wystarczy zwykły warczenie.- W ciepłe dni zacznij leżeć na plecach... na trawie.- W upalne dni pij dużo wody i połóż się pod cienistym drzewem.- Kiedy jesteś szczęśliwy, tańcz i machaj całym ciałem.- Rozkoszuj się prostą radością długiego spaceru.- Bądź wierny.-Nigdy nie udawaj kogoś, kim nie jesteś.- Jeśli to, co chcesz, leży pogrzebane, kop, aż to znajdziesz.- Kiedy ktoś ma zły dzień, bądź cicho, usiądź blisko i delikatnie muśnij gardło.To sekret szczęścia, którego możemy się nauczyć od psa
Teraz w ciągu 10 minut mogę posiedzieć na kanapie, zastanawiając się, czy w ogóle powinienem dzisiaj z niej wstawać –
Mały gest, a świat czyni lepszym. Starsza Pani w komunikacji miejskiej zauważyła u osoby siedzącej obok na plecaku odblaskowy breloczek. Wcześniej szukała go w każdym sklepie, bo nie czuła się bezpieczna wychodząc wieczorami z psem na spacery. – Zapytała Pana, gdzie można taki odblask kupić?Mężczyzna odpowiedział, że zamówił przez internet, jednak długo się nie zastanawiając poprosił Panią o plecak i przypiął do niego swój odblask.
 –  Kiedy byłem mały zauważyłem dziwny rytuałwśród psów - obwąchiwanie sobie nawzajemogonów podczas spotkania. Nie widziałem wtym sensu, więc poprosiłem ojca o wyjaśnienie.Ojciec niewiele się zastanawiając tak miodpowiedział:"Dawno, dawno temu, psy chciały dotrzeć naksiężyc. Postanowiły wskakiwać jedendrugiemu na plecy, żeby stworzyć psią wieżę,sięgającą do księżyca. Kiedy praktycznie jużim się udało, jakiś pies na samym dole puściłbąka i cała wieża runęła. W związku z tymteraz psy chodzą i szukają tego, któryzniweczył ich plan."Brzmiało to wiarygodnie. Nie wiem czy ojciecsam to wymyślił, czy może od kogoś usłyszał,ale ta historia zapadła mi w pamięć.I do tej pory 32-letni ja, widząc obwąchującesię psy, przypominam sobie tę opowieść.Widać nadal jeszcze szukają.
Czasem policjanci zapominają, że ich zadaniem jest służyć obywatelom. Ale nie oficer Folczyk z komisariatu w Wisconsin. Policjant zatrzymał studenta, który spieszył się na ważną prezentację i przekroczył dozwoloną prędkość – Chłopak miał problem z zawiązaniem krawata, a kolega, który miał mu pomóc był poza domem. Funkcjonariusz Folczyk nie zastanawiając się długo, postanowił pomóc z krawatem, a w kwestii przekroczenia prędkości - skończyło się na upomnieniu. I takich stróżów prawa chcemy więcej
 –  W 1999 roku miałem praktyki w szkole. w której kiedyś się uczyłem. Jako że byłem dobry z matmy, wysłali mnie do "odstającego" w nauce dziecka. Poinformowano mnie, że dziecko jest z trudnej rodziny, że ogólnie jest dziwne i ma problemy z rówieśnikami, dlatego nie chodzi do szkoły i pobiera nauki w domu. Otworzyła mi babcia tego dziecka i od razu zaprowadziła mnie do jego pokoju. Zapoznałem się z nim, dowiedziałem się, że ma na imię Kamil i ma 12Iat. Powiedziałem mu jakie tematy poruszymy podczas zajęć. Jednym z nich były wzory skróconego mnożenia. Kamil napomknął pod nosem, że już w tamtym roku to przerobił. Zapytałem wtedy czy jest gotów do nauki materiału na przyszły sprawdzian. Wytłumaczyłem mu teorię, pokazałem przykłady i przyszedł czas samodzielnego rozwiązywania zadań. Okazało się, że dzieciak przerobił już cały semestr i ma wszystko w małym palcu. Bardzo szybko rozwiązywał zadania i liczył błyskawicznie wszystko w pamięci. Według szkoły ten dzieciak był "dziwny". Wyszedłem stamtąd zastanawiając się czy to on jest dziwny, czy może to my jesteśmy idiotami i cały ten system...
Siedzisz sobie zrelaksowany w knajpie i jesz dobre jedzonko, a tu nagle przypominają ci się twoje wszystkie niezręczne sytuacje, w których czułeś się jak piąte koło u wozu i nagle łapiesz dola zastanawiając się, dlaczego mózg ci to zawsze przypomina, gdy jesteś w dobrym nastroju –
 –
 –  Mój ojciec kiedyś zimą zauważył w lesiedość sporych rozmiarów pień. Niewielesię zastanawiając zapakował ten pień dosamochodu, bo wymyślił, że zrobi sobiestylowy stolik w domu. Pień w domuroztajał i okazało się, że wewnątrz jestogromne mrowisko, pełne leśnychmrówek. No ubawiliśmy się po pachyi sąsiedzi pewnie też.
Po 20 latach kanał MangoTV kończy nadawanie – Szkoda, ja tam zawsze lubiłem oglądać te wszystkie maszyny do gaszenia zapałek za 1999 zł i inne bezużyteczne pierdoły w cenie diamentów, zastanawiając się, kim muszą być ludzie, którzy to kupują

Lekcja dla nas wszystkich

Lekcja dla nas wszystkich – "Przyjechałem pod adres do klienta, i zatrąbiłem. Po odczekaniu kilku minut, zatrąbiłem ponownie. Był późny wieczór, pomyślałem że klient się rozmyślił i wrócę do "bazy"... ale zamiast tego zaparkowałem samochód, podszedłem do drzwi i zapukałem. "Minutkę!", odpowiedział wątły, starszy głos. Usłyszałem odgłos tak jakby coś było ciągnięte po podłodze...Po długiej przerwie, otworzyły się drzwi. Stała przede mną niska , na oko dziewięćdziesięcioletnia kobieta. Miała na sobie kolorową sukienkę i kapelusz z dopiętym welonem; wyglądała jak ktoś z filmu z lat czterdziestych.U Jej boku była mała nylonowa walizka. Mieszkanie wyglądało tak, jakby nikt nie mieszkał w nim od lat. Wszystkie meble przykryte były płachtami materiału.Nie było zegarów na ścianach, żadnych bibelotów ani naczyń na blacie. W rogu stało kartonowe pudło wypełnione zdjęciami i szkłem."Czy mógłby Pan zanieść moją torbę do samochodu?", zapytała. Zabrałem walizkę do auta, po czym wróciłem aby pomóc kobiecie.Wzięła mnie za rękę i szliśmy powoli w stronę krawężnika.Trzymała mnie za ramię, dziękując mi za życzliwość. "To nic", powiedziałem, "Staram się traktować moich pasażerów w sposób, w jaki chciałbym aby traktowano moją mamę.""Och, jesteś takim dobrym chłopcem" , odrzekła. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, dała mi adres, a potem zapytała: "Czy mógłbyś pojechać przez centrum miasta?"To nie jest najkrótsza droga", odpowiedziałem szybko, włączając licznik opłaty."Och, nie mam nic przeciwko temu", powiedziała. "Nie spieszę się. Jestem w drodze do hospicjum."Spojrzałem w lusterko. Jej oczy lśniły. "Nie mam już nikogo z rodziny", mówiła łagodnym głosem. "Lekarz mówi, że nie zostało mi zbyt wiele..."Wyłączyłem licznik... "Którędy chce Pani jechać?"Przez kilka godzin jeździliśmy po mieście. Pokazała mi budynek, gdzie kiedyś pracowała jako operator windy.Jechaliśmy przez okolicę, w której żyli z mężem jako nowożeńcy. Poprosiła abym zatrzymał się przed magazynem meblowym który był niegdyś salą balową, gdzie chodziła tańczyć jako młoda dziewczyna.Czasami prosiła,by zwolnić przy danym budynku lub skrzyżowaniu, i siedziała wpatrując się w ciemność, bez słowa.Gdy pierwsze promienie Słońca przełamały horyzont, powiedziała nagle "Jestem zmęczona. Jedźmy już proszę". Jechaliśmy w milczeniu pod wskazany adres. Był to był niski budynek z podjazdem, tak typowy dla domów opieki.Dwaj sanitariusze wyszli na zewnątrz gdy tylko zatrzymałem się na podjeździe. Musieli się jej spodziewać. Byli uprzejmi i troskliwi.Otworzyłem bagażnik i zaniosłem małą walizeczkę kobiety do drzwi. Ona sama została już usadzona na wózku inwalidzkim."Ile jestem panu winna?" Spytała, sięgając do torebki."Nic", odpowiedziałem."Trzeba zarabiać na życie", zaoponowała."Są inni pasażerowie," odparłem.I nie zastanawiając się kompletnie nad tym co robię, pochyliłem się i przytuliłem Ją. Objęła mnie mocno."Dałeś staruszce małą chwilę radości", powiedziała. "Dziękuję".Uścisnąłem jej dłoń, a następnie wyszedłem w półmrok poranka. Za mną zamknęły się drzwi - był to dźwięk zamykanego Życia.Tego ranka nie zabierałem już żadnych pasażerów.Jeździłem bez celu, zagubiony w myślach. Co jeśli do kobiety wysłany zostałby nieuprzejmy kierowca, lub niecierpliwy aby zakończyć jego zmianę? Co gdybym nie podszedł do drzwi, lub zatrąbił tylko raz, a następnie odjechał?Myśląc o tym teraz, nie sądzę, abym zrobił coś ważniejszego w całym swoim życiu.Jesteśmy uzależnieni od poszukiwania emocjonujących zdarzeń i pięknych chwil, którymi staramy się wypełnić nasze życia.Tymczasem Piękne Chwile mogą przydarzyć się nam zupełnie nieoczekiwanie, opakowane w to, co inni mogą nazwać rutyną. Nie przegapmy ich.."

Sytuacja we Włoszech jest o wiele gorsza, niż podają media. Oto relacja włoskiego lekarza z Bergamo:

Sytuacja we Włoszech jest o wiele gorsza, niż podają media.Oto relacja włoskiego lekarza z Bergamo: – Jak podaje portal polskiateista.pl: W mailach z wytycznymi, które obecnie codziennie otrzymuję z departamentu zdrowia, jest także akapit zatytułowany „Odpowiedzialność społeczna” – zawiera zalecenia, które w pełni popieram. Długo zastanawiałem się, czy opisać to, co się dzieje u nas i uznałem, że milczenie jest dalekie od odpowiedzialności. Postaram się więc opisać ludziom „nie zaangażowanym w sytuację” i bardziej odległym od naszej rzeczywistości, jak naprawdę wygląda sytuacja w Bergamo w ciągu ostatnich dni pandemii Covid-19. Rozumiem potrzebę powstrzymywania paniki, ale czuję powinność, aby przekazać informację o zagrażającym niebezpieczeństwie. Kiedy słyszę o osobach, które narzekają, że nie mogą chodzić na siłownię, albo nie mogą zagrać meczów piłkarskich, drżę. Rozumiem także szkody ekonomiczne i również martwię się sytuacją gospodarczą. Po epidemii, tragedia zacznie się na nowo.Jednakże, pomimo faktu, że w zasadzie dewastujemy także ekonomicznie nasz system opieki zdrowotnej, wykorzystam swoje prawo do wypowiedzi, aby ostrzec o niebezpieczeństwie dla zdrowia, które prawdopodobnie dotknie cały kraj. Przyprawia mnie o dreszcze fakt, że czerwone strefy nie zostały jeszcze wyznaczone dla regionów Alzano Lombardo i Nembro, pomimo wyraźnych zaleceń (zaznaczam, że jest to wyłącznie moja osobista opinia). Jeszcze w zeszłym tygodniu, sam ze zdumieniem patrzyłem na reorganizację całego szpitala, gdy nasz wróg jeszcze pozostawał w cieniu: oddziały powoli pustoszały, wybrane procedury medyczne przerwano, przygotowywano jak najwięcej wolnych łóżek na intensywnej terapii.Wszystkie te nagłe zmiany wniosły na szpitalne korytarze atmosferę surrealistycznej ciszy i pustki, której jeszcze w tamtym czasie nie rozumieliśmy, oczekując na wojnę, która dopiero miała się rozpocząć, a wiele osób (także ja) nie przypuszczało, że przyjdzie nam się zmierzyć z tak zaciekłym wrogiem (nawiasem mówiąc: wszystko to działo się w ciszy, bez szumu medialnego, zaledwie kilka gazet miało odwagę stwierdzić, że prywatna służba zdrowia nie jest wystarczająco przygotowana).Nigdy nie zapomnę mojego nocnego dyżuru tydzień temu, na którym nawet nie zmrużyłem oka, czekając na telefon od laboratorium mikrobiologii w Sack. Czekałem na wynik wymazu pierwszego podejrzanego pacjenta w naszym szpitalu, zastanawiając się nad tym, jakie konsekwencje będzie to miało dla nas i dla kliniki. Teraz kiedy o tym myślę i po tym wszystkim, co już widziałem, moje poruszenie spowodowane tym jednym podejrzanym przypadkiem wydaje się wręcz śmieszne i nieuzasadnione.Mówiąc wprost, sytuacja jest dramatyczna. Żadne inne słowa nie przychodzą mi na myśl, aby to opisać. Dosłownie wybuchła wojna – w dzień i w noc toczymy nieprzerwaną walkę. Jedni po drugich, nieszczęśni pacjenci przychodzą na szpitalne oddziały ratunkowe. Ich powikłania są dalekie od powikłań przy grypie. Należy przestać mówić, że to „gorsza” grypa. W ciągu tych ostatnich dwóch lat już się nauczyłem, że chorzy ludzie w Bergamo nie przychodzą do szpitala. Tak samo było i tym razem. Przestrzegali podanych zaleceń: tydzień albo dziesięć dni w domu z gorączką bez wychodzenia, aby nie ryzykować zakażania innych – ale tym razem nie dają rady. Nie mogą oddychać, wymagają tlenoterapii.Jest zaledwie kilka lekarstw, którymi można próbować leczyć wirusa.Przebieg choroby zależy głównie od naszego organizmu. Jedyne, co możemy zrobić, to wspierać go, kiedy już nie daje rady. Mówiąc wprost, przeważnie po prostu mamy nadzieję, że organizm sam pozbędzie się wirusa. Dostępne terapie antywirusowe są eksperymentalne i codziennie otrzymujemy nowe informacje na temat zachowania się wirusa. Pozostawanie w domu do czasu, kiedy objawy się pogorszą, nie wpływa na postęp choroby.Niestety teraz borykamy się jeszcze z dramatyczną sytuacją ze względu na brak wolnych łóżek. Opustoszałe oddziały, jeden po drugim zapełniły się w niesamowitym tempie. Ekrany wyświetlające nazwy pacjentów i przydzielające kolor poszczególnym przypadkom w zależności od tego, jak poważny jest ich stan i na który oddział mają zostać przydzieleni – świecą teraz całe na czerwono, a my zamiast wykonywać operacje dokonujemy diagnozy, która ciągle powtarza cztery przeklęte wyrazy: „obustronne śródmiąższowe zapalenie płuc”. Proszę mi powiedzieć, który wirus grypy w takim tempie powoduje taką tragedię.Jest różnica (muszę zagłębić w techniczne szczegóły): w klasycznej grypie, poza faktem, że zaraża dużo mniej osób w ciągu kilku miesięcy, powikłania zdarzają się dużo rzadziej, wyłącznie, kiedy wirus zniszczy barierę ochronną płuc, sprawiając, że bakterie atakują górne drogi oddechowe i oskrzela, powodując poważniejsze przypadki powikłań. U wielu młodych ludzi Covid 19 ma łagodne skutki, ale dla wielu starszych ludzi (ale nie tylko), jest jak Sars – niszczy pęcherzyki płucne i prowadzi do ich infekcji, upośledzając ich funkcjonowanie. Niewydolność oddechowa, będąca następstwem, jest często bardzo poważna i wymaga kilku dni hospitalizacji, zwykłe podanie tlenu na oddziale może nie wystarczyć. Przepraszam, ale mnie jako lekarza nie uspokaja stwierdzenie, że poważne przypadki zdarzają się głównie u ludzi starszych z innymi chorobami. Populacja ludzi w podeszłym wieku w naszym kraju stanowi najliczniejszą grupę społeczną i ciężko byłoby znaleźć kogoś, kto powyżej 65 roku życia nie zażywa tabletki na nadciśnienie albo cukrzycę.Zapewniam także, że widok młodych ludzi, którzy kończą zaintubowani na intensywnej terapii, albo jeszcze gorzej podpięci do ECMO – maszyny do ciągłego pozaustrojowego natleniania krwi – czyli urządzenia, które w najgorszych przypadkach pobiera od pacjenta krew, ponownie ją natlenia i wtłacza z powrotem do organizmu, po czym czekamy w nadziei, że organizm sam uzdrowi płuca – w takich przypadkach cały ten spokój odnośnie waszego młodego wieku mija. W tym samym czasie, kiedy w mediach społecznościowych nadal są osoby, które szczycą się tym, że nie uważają na siebie i ignorują zalecenia, buntując się przeciwko zaburzeniu ich codziennych przyzwyczajeń – w tym samym czasie jesteśmy świadkami katastrofy epidemiologicznej, która dzieje się na naszych oczach. I nie mamy więcej chirurgów, urologów, ortopedów – jesteśmy tylko lekarzami, którzy nagle stali się częścią samotnego zespołu, który musi zmierzyć się z tsunami, które nas przerasta.Przypadki się mnożą, doszliśmy do poziomu 15-20 hospitalizacji dziennie, wszystkie z tego samego powodu. Wyniki wymazów przychodzą teraz jeden po drugim: pozytywny, pozytywny, pozytywny. Nagle szpitalny oddział ratunkowy nie daje rady. Wprowadzone są procedury awaryjne: potrzebna jest pomoc na izbie przyjęć. Szybkie spotkanie, aby przeszkolić nowe osoby, jak działa oprogramowanie i za chwile pomagają pracownikom na dole, kolejni wojownicy na froncie wojny. Objawy dające podstawy do przyjęcia na oddział są zawsze takie same: gorączka i trudności z oddychaniem, gorączka i kaszel, niewydolność oddechowa itd… Badania, zdjęcia rentgenowskie cały czas dają tę samą diagnozę: obustronne śródmiąższowe zapalenie płuc. Wszystkie przypadki muszą być hospitalizowane. Ktoś już zaintubowany trafia na oddział intensywnej terapii. Jednak dla innych jest już za późno. Oddział intensywnej terapii się zapełnia, choć stale jest poszerzany.Jest to dla mnie nie do pojęcia, a przynajmniej mówię z puntu widzenia szpitala Humanitas Gavazzeni (w którym pracuję) – jak to jest możliwe, że wymaga się przemieszczenia i reorganizacji zasobów, które przecież projektowano właśnie po to, żeby radzić sobie w przypadkach takich katastrof.Każda reorganizacja łóżek, oddziałów, personelu, zmianowości i zadań jest nieustannie poprawiana, abyśmy mogli dać z siebie wszystko i jeszcze więcej. Oddziały, które przedtem wyglądały jak oddziały duchów są teraz przepełnione. Personel jest na skraju wytrzymałości. Widziałem zmęczenie na ich twarzach jeszcze zanim zostali tak ogromnie przeciążeni pracą. Widziałem osoby, które kończą pracę coraz później i później, nawet biorąc pod uwagę nadgodziny, które teraz już weszły nam w nawyk. Widziałem naszą solidarność i ciągłą gotowość do pomocy kolegom internistom oraz pytania „jak mogę ci teraz pomóc?” albo chęć pomocy, kiedy słyszę „zostaw mi tę hospitalizację”.Lekarze, którzy muszą przewozić łóżka i przenosić pacjentów. Pielęgniarki ze łzami w oczach, kiedy nie mogą uratować wszystkich chorych i ciężkie objawy pacjentów w stanie krytycznym, które zwiastują nieunikniony ich nieunikniony los.Życie społeczne dla nas nie istnieje. Jestem poza domem od kilku miesięcy i zapewniam, że zawsze robiłem wszystko, aby zobaczyć się z moim synem, nawet kiedy pracowałem w dzień i w nocy, bez snu i przekładając sen na później, dopóki nie zobaczę swojego dziecka – ale od dwóch tygodni z własnej woli nie widziałem ani swojego syna, ani swoich bliskich, z obawy, żeby ich nie zarazić, co w konsekwencji mogłoby doprowadzić do zarażenia starszej babci albo krewnych z innymi problemami zdrowotnymi. Wystarczają mi zdjęcia mojego syna, które oglądam przez łzy i kilka rozmów wideo. Więc również bądźcie cierpliwi, jeśli nie możecie wyjść do teatru, muzeum lub na siłownię. Miejcie litość nad słabszymi starszymi ludźmi, których możecie skazać na śmierć
 –  Największy przypał w moim życiu miałmiejsce w dzieciństwie kiedy znalazłem sobiezabawę w postaci psikania na ścianęodświeżacza powietrza i patrzenia jak pochwili te plamy ze ściany znikają. Tak mi sięto spodobało, że ze ściany w łaziencepostanowiłem się przenieść na ścianęw salonie. Niewiele się zastanawiającwskoczyłem na kanapę i w widocznymmiejscu napisałem, psikając tymodświeżaczem, wielki napis „CHiJ".Usiadłem na kanapie i czekałem aż tennapis zniknie. Minęło kilka minut, a tu wielkichij na ścianie nie znika. Jak psikałem pościanach w łazience to znikało to po 20sekundach. Obsrałem się, bo wiedziałem, żedostanę podwójnej zjtby od ojca i zazniszczenie ściany i za przekleństwo, więcpostanowiłem ten napis zdrapać xD No i takpojawił się wydrapany chij na ścianie.Jedyne co mi wtedy zostało to spieidolićz domu.