Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 136 takich demotywatorów

Wraz z nim zbiegli więźniowie Tadeusz Redzej i Edward Ciesielski –
15 kobiet zostało niedawno uwolnionych z niewoli w zamian za rosyjskich żołnierzy. Rosjanie ogolili im głowyna łyso, aby je upokorzyć –
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zeleński poinformował, że więźniowie z doświadczeniem wojskowym, którzy chcą walczyć z Rosją, zostaną zwolnieni –
Więźniowie zamiast wziąć pistolet i samochód i dać dyla, zadzwonili z jego komórki pod numer alarmowy i uratowali facetowi życie. Dostali w nagrodę pizzę, desery i wstawiennictwo o skrócenie wyroków –
Z kolei więźniowie mają w celach telewizory, prysznice i miękkie ręczniki, mimo że Halden to więzienie o zaostrzonym rygorze –
Jeśli więzień wygra 8 walk zostaje uwolniony z więzienia, natomiast jeśli przegra walkę, wraca do więzieniai już nigdy nie masz szansyzawalczyć o wolość –

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Więźniowie nie muszą bezczynnie siedzieć w celach. Zakład karny w Czerwonym Borze przekazał schronisku dla psów kolejnych kilka 6 bud i sto koców – Budy powstały w ramach kursu stolarza zorganizowanego dla osadzonych. Natomiast więźniowie zakładu śledczego w Białymstoku odnowili już łącznie 34 budy. A to jeszcze nie koniec
Klawisze odcięli im dostęp do sauny przez dwa dni –
1941 vs. 1945, porównanie dwóch zdjęć Jewgienija Stepanowicza Kobitewa, przed i po zakończeniu wojny niemiecko-sowieckiej – W dniu ataku hitlerowców na niedawnego sojusznika, 31-letni nauczyciel świętował akurat ukończenie studiów na kijowskiej ASP. Wkrótce wstąpił na ochotnika do Armii Czerwonej i po kilku tygodniach, ranny w nogę, dostał się do niewoli i trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Eksterminacyjne warunki w Dulagu 160 (więźniowie byli stłoczeni pod gołym niebem w gliniance) kosztowały życie prawie 100.000 osób - Kobitew przeżył dzięki resztkom jedzenia, które otrzymywał w zamian za wykonywanie portretów strażników. W 1943 roku udało mu się zbiec, ponownie dołączyć do krasnoarmiejców i przejść cały szlak bojowy, aż do Drezna. Ze względu na "hańbę" trafienia do niewoli, nigdy nie otrzyma medalu "Za zwycięstwo nad Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej", ale też nigdy nie spotkają go z tego powodu prześladowania. Do końca życia będzie zmagał się z koszmarami obozowej walki o przetrwanie. Jedyne ukojenie znajdzie w malarstwie, które zdominują ponure wojenne obrazy
Gordon Ramsay założył profesjonalną piekarnię w londyńskim więzieniu,gdzie uczył osadzonych umiejętności piekarskich i sprzedawania produktów na zewnątrz. Dzięki temu nauczył więźniów uczciwej pracy i dał wsparcie finansowe –
A nie my ich –

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"!

To był ten jeden jedyny raz w całej historii obozu KL Auschwitz, kiedy esesman zwrócił się do Polaka per "pan"! – Karl Fritzsch, kierownik obozu, patrzył na nas, mierzył każdego i co chwilę podnosił prawą rękę i mówił: "Du! - ty". Ten jeden wyraz był wyrokiem śmierci dla wskazanego. Esesmani wywlekali biedaka z szeregu, zapisywali jego numer i odstawiali pod strażą na boku.Dziś trudno opisać, co człowiek wtedy czuł. W głowie szum, krew pulsowała na skroniach, zdawało się nam, że wyskoczy nosami, uszami i oczami. Przed oczami mgła. Całe ciało drżało. Jedna myśl w głowie: jak stanąć, jaką minę zrobić, żeby mnie nie wybrał. Oto paradoks: człowiek umęczony, dręczony, głodny, bity, schorowany, a chce żyć. Modliłem się do Matki Bożej. Nigdy przedtem ani potem, muszę to uczciwie przyznać, już tak żarliwie się nie modliłem.Esesmani minęli mnie. Nie usłyszałem tego strasznego słowa: "Du". Minęli o. Maksymiliana i stanęli przed Franciszkiem Gajowniczkiem. Niemiec wskazał na niego, a on zawołał: "Jezus, Maria! Moja żona, moje dzieci!". Niemcy jednak nie zwrócili na to najmniejszej uwagi.I stało się coś, czego nikt nie mógł pojąćZobaczyłem o. Maksymiliana. Szedł prosto ku grupie esesmanów, stojących w pobliżu pierwszego szeregu więźniów. Wszyscy drżeliśmy, ponieważ było to złamanie jednego z najostrzej i najbrutalniej przestrzeganych zakazów. Wyjście z szeregu bez zezwolenia oznaczało śmierć. Czasem śmierć po ogromnym katowaniu, a czasem śmierć od jednego wystrzału. Byliśmy pewni, że zabiją o. Maksymiliana, a stało się coś nadzwyczajnego, co nigdy dotąd nie miało miejsca. Było to dla Niemców coś tak niewyobrażalnego, że stali jak skamieniali. Patrzyli po sobie i nie wiedzieli, co się dzieje. Mieli pilnować porządku, a naraz okazało się, że ten porządek narzuca więzień. Taki jak wszyscy, umęczony, udręczony..."Dlaczego pan chce umrzeć za niego?"O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę: "Czego chce ta polska świnia?".Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku: "Chcę umrzeć za niego" i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie: "Kim jesteś?" - "Jestem polskim księdzem katolickim". O. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa.Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne "ty", zwrócił się do o. Maksymiliana per "pan": "Dlaczego pan chce umrzeć za niego?" O. Maksymilian odpowiedział: "On ma żonę i dzieci". Po chwili esesman powiedział: "Dobrze".Wspomnienia Michała Micherdzińskiego spisali Małgorzata i Mieczysław Pabisowie.W sobotę obchodziliśmy wspomnienie i rocznicę męczeńskiej śmierci o. Maksymiliana, który zmarł 14 sierpnia 1941 dobity zastrzykiem trucizny – fenolu przez funkcjonariusza obozowego, kierownika izby chorych Hansa Bocka o godz. 12:50.
 –  Usunęliśmy materiały opublikowane przez CiebieUsunęliśmy poniższy post ponieważ nie spełniał on Standardów społeczności Facebooka:Adelajda TruścińskaZnalazłam rozwiązania kolejnych problemów. Tym razem jest to zlikwidowanieprzestępczości niemal do zera. wystarczy zmienić zasady w zakładach karnych.Przede wszystkim podawane tam jedzenie Więźniowie w tej chwili w zależności odzakładu mają na śniadanie chleb z masłem I szynką, a na obiad ziemniaki zmielonym i jakąś w miarę mało pedalską surówką. Jak w domu. Każdy szanującysię mężczyzna powie wam. że właśnie takie coś upolowałby sam. Należy zmienićdietę więźniów na ściśle wegańską. Takie rzeczy, jak warzywa, owoce, a przedewszystkim soczewica powinny skutecznie odstraszyć potencjalnych przestępców. Imamy taką sytuację na przykład: - O patrz, jaki pedał, ma naszywkę muzykaprzeciwko rasizmowi. Zabijmy go. - Nie. co ty... Nie słyszałeś, że teraz w więzieniunie ma mięsa? - Co ty kurwa gadasz? - No. I dają ci tyle soczewicy, że jakwychodzisz jesteś właściwie kobietą. - Ja pierdolę - On nie Jest tego warty. - Niejest. Podczas obiadów leciałoby też Taco Hemingway czy inny pedalski rap. Apapierosy tylko mentolowe slimy. A piwo tylko z sokiem. A spodnie tylko rurki. A zgier tylko warcaby. A z książek tylko poezja.! kto chciałby być w takim więzieniu?Nikt.
ZOO to jedyne miejsce, gdzie wszyscy więźniowie są niewinni –
77 lat temu, w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku, z niemieckiego obozu Auschwitz uciekł rotmistrz Witold Pilecki. Wraz z nim zbiegli więźniowie Tadeusz Redzej i Edward Ciesielski –
 –
Francuski ciężarowiec Charles Rigoulot został zamknięty w więzieniu za uderzenie nazistowskiego strażnika. Uciekł jednak z celi wyginając kraty niczym w komiksach. Inni więźniowie uciekli z nim, korzystając z okazji. W ramach odwetu pobił również strażnika –
To dwaj różni więźniowie -  Will West po lewej i William West po prawej. Żyli około 100 lat temu, nie byli spokrewnieni i nie znali się. To między innymi z ich powodu wprowadzono rozpoznawanie odcisków palców –
Litera B w napisie "Albert Macht Frei" na bramie niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu jest odwrócona do góry nogami, jako symbol oporu więźniów zmuszonych do jego stworzenia –