Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 12 takich demotywatorów

Kiedy tak bardzo nienawidzisz gejów, że rysujesz karykaturę im poświęconą i myślisz o ich penisach. Takich list otrzymała tęczowa grupa Stonewall:

 –  KLUB PEDERASTÓWHostel ,,Stonewall"60-320 PoznańUl. klasztorna 2Pedal pedała wdupe wali jak Turek-Turka!ICPOZYPOLSKA29312024HBZabawa pedałów wZegarek- każdy każdegow dupe meli-kurnyzboczone-pederości!Das Stasia-StasinAdesis- Ades Kizysia¿td!!!
Bądź jak Stasia –  To jest Stasia.Stasiama normalnąsylwetkę, stosuję"dietę NŻ,od czasu doczasu pije alkohol, nieodmawia sobiespacerów, gdyznajomi zaproponująwycieczki górskie, czyroweroweuczestniczy wnich, nikomu nie dajezłotych rad ile i cojeść,że należyakceptować siebietakim jakim sięjest. Stasia nie mazadyszki przypodbieganiu naautobus, wiąże butyna stojąco i nie maproblemu z wejściemschodami jeśli windanie działa.
Jacek Kałucki: (...) Stanisław Mikołajczyk funkcjonował jako "jednoosobowa instytucja estradowa", współtworzył i organizował prawie wszystkie koncerty i programy w Warszawie i nie tylko – Scenariusze i teksty zostawiał zainteresowanym na klatce schodowej pod wycieraczką albo za kaloryferem, bo nigdy nie było go w domu. Tam też były adresy i godziny występów. Niestety często dochodziło do pomyłek. Właśnie z powodu totalnego chaosu (mówiąc delikatnie) grupa kolegów pojechała kiedyś do zakładu karnego z programem poetyckim opartym na wierszach Norwida. Podczas występu jeden z osadzonych podniósł rękę.- O co chodzi? - zapytał klawisz.- Żądam, aby mnie natychmiast odprowadzono do celi! Jola Zykun z Ireną Kwiatkowską i Jerzym Dukayem udali się do wskazanego przez Stasia klubu z wiązanką pieśni międzywojennych. Jola pierwsza wyszła na scenę i po skończonej piosence zapanowała cisza i dziwne poruszenie.Okazało się, że na widowni siedzieli pensjonariusze z pobliskiego zakładu dla głuchoniemych. Pod ten adres miał przyjechać... teatr pantomimy.
Może w Warszawie potrzebuje ktoś dobrego krawca? – "Drodzy ! Mały Stasio, poszedł w terminy na ucznia, do zakładu krawieckiego kiedy miał 15 lat. Po wojnie był to zawód pożądany i gwarantujący dobrą przyszłość, większość eleganckich ubrań była szyta na miarę…Od tamtej pory upłynęło równo 60 lat, a Pan Stanisław nadal świadczy usługi i prowadzi zakład krawiecki, jest fachowcem jakich mało, ma wszelkie potrzebne maszyny. Jest pełen dobrej energii i wiecznie uśmiechnięty wita swoich klientów. Do pracy jeździ zwykle rowerem (również zimą) często jego rower stoi przy schodkach do pracowni. Ostatnio pojawiły się jednak obawy, czy aby zdoła utrzymać swój zakład, bo ulicę Spacerową, przy której pod nr 18 Pan Stanosław Lorens od 47 lat prowadzi Pracownię Krawiecką, totalnie rozkopano i dojazd oraz parkowanie jest utrudnione, przez co znacznie ubyło klientów. Inwestycja „Tramwaj do Wilanowa” potrwa dwa lata, wówczas będzie rocznica 50-lecia Pracowni Krawieckiej Pana Stasia                POMÓŻMY JEJ PRZETRWAĆZanieśmy do niego rzeczy do przeróbki, których każdy ma przecież na bieżąco wiele. Polecam gorąco Pana Stanisława, niezwykłego, uśmiechniętego Krawca, który fachowo wywiąże się z każdego zlecenia. Pracownia Krawiecka Stanisław Lorens Ul. Spacerowa 18 00-761 Warszawa"

Ile Wokulski wydał na Łęcką?

 –  OBLICZENIAI ANALIZYW RAPIEWokulski wydał na Izabelę Łęcką7 202 500 dzisiejszych złotychObliczenia i analizy w rapielle Wokulski wydał na Łęcką? – analiza-ORLI ALIHistoria Stasia Wokulskiego oraz IzabeliŁęckiej obfitowała we wiele wzlotów orazupadków, a bardzo ważną część ichwspólnych zdarzeń stanowiły pieniądze,które zdawały się mocno wpływać naperypetie bohaterów. Z racji, że mamydzisiaj luźniejszy dzień, postanowiliśmyprzedstawić Wam analizępodsumowującą wszystkie wydatkiWokulskiego w celu zdobycia PannyŁęckiej.W wydatki wliczamy bezpośrednieprezenty, ale również koszty poniesionepośrednio na rzecz miłości do Izabeli.Oto wszystkie, które udało nam sięzidentyfikować:- kamienica (90 tysięcy rubli)srebrna zastawa (5 tysięcy rubli)- klacz Sułtanka (800 rubli)- ofiara na „ochronkę" (1000 rubli)- wypłacenie astronomicznej nagrody dladżokeja (600 rubli)Wyżej wymieniliśmy wszystkie wydatkiWokulskiego, które są nam dokładnieznane. W dodatku zakupił on wielerzeczy, których cena nie jest znana:- kwiaty, wieńce- weksle, obligacje- powózalbum Warszawy oraz inne prezenty nakoncert- wynajem klakierów na koncertRossiegouregulowanie długu w stajni za opiekę-nad koniem- napiwki (wynosiły średnio od 2 do 5rubli)- opłacanie lichwiarzy- specjalnie przegrywał w karty- lekcje angielskiego- opłaty za podróż do ParyżaW tym przypadku postaraliśmy sięoszacować ceny poszczególnych rzeczyna podstawie faktu, iż według tekstu„Lalki" kalosze kosztowały 2 ruble oraz50 kopiejek, a portmonetka – 3 ruble. Wdodatku, na podstawie tekstówekonomistów historycznych, ówczesnyrubel w przeliczeniu na dzisiejsze tomniej więcej 67 złotych, a 1 kopiejka – 7groszy (tamtejszych, czyli dzisiejsze 4,69zł). Niestety z różnych względów niewszystkie opłaty są możliwe dowyliczenia. Zatem:- kwiaty, wieńce – około 120 rubli- weksle – około 1000 rubli- powóz – około 8000 rublialbum oraz małe prezenty – około 150rubli- wynajem klakierów – nieznane- napiwki – około 30 rubli- opłacanie lichwiarzy – nieznane- specjalnie przegrywał w karty -nieznane- lekcje angielskiego (Stawska zagodzinę zarabiała 40 ówczesnychgroszy, co równało się 20 kopiejkom) -nieznana ilość lekcji- opłata za podróż do Paryża – nieznaneŁącznie Wokulski wydał: 107 500 rubli (+spore koszty podróży)Warto wspomnieć, że Wokulski posiadałwówczas majątek mniej więcej 450 000rubli, czyli można łatwo obliczyć, żeprzeznaczył na Pannę Izabelę prawie 1/4swojego majątku (na dzisiejsze – 7 202500 złotych). Odpowiada to wprzybliżeniu wartości 72 przeciętnychrocznych pensji Polaka w końcówce XIXwieku.Odpowiedź: Wokulski przeznaczył namiłość do Izabeli Łęckiej minimum 107500 rubli (7 202 500 dzisiejszychzłotych), co stanowiło około 25% jegomajątku.
Zmarła polska Matka Teresa z Canberry (Australia) – Urodzona w Polsce Pani Stasia Dąbrowski, znana w stolicy Australii jako The Soup Lady, zmarła w wieku 94 lat.  Stasia Dąbrowski służyła potrzebującym ubogim w Canberze od ponad czterech dekad
 –  Polacy są ślicznym, pełnym wdzięku, inteligentnym narodem, ale narodem infantylnym, podrostkowatym, zatrzymanym w rozwoju w stadium dziecięctwa. Wspa-niali Polacy, tak dumni ze swego polactwa, są dziecinni. Dlatego cierpią na silny kompleks ojca. Polacy marzą o normalnym, dorosłym, odpowiedzialnym mężczyźnie, który by wziął na siebie całą odpowiedzialność za ich dziecinne losy. Polacy tęsknią do ojca, rosłego draba z wąsami, o szorstkich, ale zdecydowanych ruchach. Pola-cy kochają tatusiów z pasem rzemiennym w ręku, tatu-siów gniewnych, ale sprawiedliwych, którzy są szanowa-ni przez wszystkich sąsiadów. Miło jest bawiąc się w piaskownicy przypomnieć sobie czasem tatę, który, kie-dy wróci z pracy, natrze uszu temu piegowatemu drąga-lowi z sąsiedniej ulicy. Dlatego Polacy nie potrafią żyć bez ojców narodu. Dlatego Polacy całym ogromnym wysiłkiem podświado-mości usiłują w każdej mikroepoce urodzić złotego cielca w postaci atrapy ojca. Dlatego każda menda'w tym kraju drapuje się co rana w wytarte szaty ojca narodu, czyli ojca i rodziciela niedorosłych Polaków. Ale może, w gruncie rzeczy, każdy naród cierpi na podobny kompleks. Nie kompleks Edypa, lecz kompleks Stasia, Zbysia czy Wojtka.
 –
Ksiądz zorganizował komunię tylko dla jednego dziecka. Dla chorego na raka Stasia – Duchowny z Osiecznej w województwie kujawsko-pomorskim zdecydował się na piękny gest. Zorganizował choremu na raka chłopcu komunię. Ośmioletni Staś nie mógł przystąpić do niej razem z innymi dziećmi ze względu na stan zdrowiaDla księdza Tadeusza Wandtki było to najbardziej wzruszające wydarzenie w życiu. Zorganizował mszę specjalnie dla Stasia Ossowskiego, podczas której ośmiolatek przyjął pierwszą komunię Mówiłem z trudem. Wzruszenie odbierało mi głos - przyznał duchownyUdało się wszystko zorganizować - przystroić kościół, zawiadomić rodzinę, kupić prezenty i powiadomić księdza. Przybyło sporo gości. Na mszy zjawili się wszyscy mieszkańcy miejscowości i cała klasa StasiaNie wiem, jak ci ludzie to zrobili, że przygotowali się z prezentami, kwiatami i życzeniami, bo wszystkie sklepy były zamknięte - podkreślił proboszczI dodał: - Mam nadzieję, że Staś będzie to kiedyś opowiadał swoim dzieciom
Ile płacisz, tyle dostajesz –  Ciocia Stasia na urodzinachJoker

"Pani leży i rodzi". Joanna Pachla niedawno urodziła dziecko. Jest szczęśliwa z tego powodu, ale o piekle jaki przeżyła na porodówce nie zapomni nigdy. Opisuje to w tym wpisie:

"Pani leży i rodzi". Joanna Pachla niedawno urodziła dziecko. Jest szczęśliwa z tego powodu, ale o piekle jaki przeżyła na porodówce nie zapomni nigdy. Opisuje to w tym wpisie: – "Wskazanie do cesarki? Jakie wskazanie do cesarki! Pani nie gada ciągle o tym mięśniaku, pani akurat wie, co tam pani ma! Ja pani powiem, co pani jest. Pani jest wygodna i sobie wymyśliła, że my to dziecko za panią urodzimy. A to się tak nie da. Poród jest książkowy, rozwarcie piękne, więc pani leży i rodzi" - tak zaczyna się wstrząsający, niezwykle osobisty wpis Joanny, mamy Stasia. Powitanie go okazało się dla niej największą traumą, którą chce przekuć w coś dobrego. I chyba jej się to udaje, bo o jej wpisie robi się coraz głośniej w sieci.Joanna trafiła do szpitala przed terminem - zaznaczmy, szpitala, który wybrała sama i była przekonana, że to najlepszy wybór. Myliła się - personel potraktował ją skandalicznie już w chwili, gdy przekroczyła próg budynku. Ze swoimi problemami zdrowotnymi powinna natychmiast trafić na blok operacyjny. Uznano jednak, że cesarskie cięcie to zbyt duża ekstrawagancja, a ona jest po prostu leniwa, skoro się go domaga.Czekała 5 godzin. Gdyby nie jej partner, nie wiadomo, czy ona i jej dziecko wyszliby z tego cało."O dwudziestej pierwszej, kiedy przecież miałam mieć wykonaną operację, dyżurka położnych znów była pusta. Błagałam Pawła, żeby coś zrobił. Na zmianę płakałam i krzyczałam - z tego ogromnego bólu i niewyobrażalnej bezsilności. W końcu usłyszeliśmy, że był nagły przypadek, a sala do cesarki jest jedna. Musimy czekać nadal. Pół godziny, maksymalnie czterdzieści minut. Tak minęły nam kolejne dwie godziny. Kolejne dwie godziny mojego bezsensownego cierpienia. Cierpienia, które było kompletnie niesprawiedliwe i niepotrzebne. Pomyślicie: ta inna operacja się przedłużyła? To teraz się mocno trzymajcie: jak okazało się już po porodzie, sale do cesarki są dwie. Wtedy o tym nie wiedzieliśmy. Kiedy ponownie przyszła lekarka, radośnie oznajmiła sześć centymetrów rozwarcia. - Robienie cesarki w tym momencie to byłaby już głupota. Wytrzymała pani tyle, to i poród wytrzyma. W TYM momencie? Przez pięć godzin trzymano mnie w pustej sali, poza tamtą jedną wizytą pies z kulawą nogą do mnie nie zajrzał. A teraz słyszę, że w sumie, ciągnijmy to dalej. Nieważne, że mam wskazania, że kompletnie nie przygotowałam się do porodu siłami natury. - Wszystko przebiega książkowo, rodzi pani dołem. To był ten moment, kiedy z bólu zgodziłabym się na wszystko. Zapytałam, czy teraz mogliby podać już znieczulenie. Znieczulenie, które - choć wtedy tego nie wiedziałam - podaje się przy trzech lub czterech centymetrach rozwarcia, choć ja wtedy miałam ich sześć. - Tak, w sumie tak, jak pani chce, to niedługo moglibyśmy podawać. Po pięciu godzinach zwijania się z bólu bardzo, ale to bardzo potrzebowałam już siku. Poprosiłam o odpięcie pasów od KTG. Usłyszałam, że to niemożliwe, bo poród idzie tak ładnie, że lekarka boi się, że urodzę do muszli. Podstawiła mi basen, choć przez płacz mówiłam, że to się nie uda. Po kilku minutach wyłam znowu. Z łaską pozwoliła mi wstać, choć nie byłam już w stanie chodzić o własnych siłach. Do toalety musiał iść ze mną mój facet. Wiecie, jak to jest, kiedy tak trzęsą się Wam z bólu ręce, że nie potraficie złapać za klamkę? Bo ja już wiem."- O takich rzeczach należy mówić głośno. Większość kobiet o podobnych doświadczeniach macha ręką i siedzi cicho, bo albo wstydzi się opowiedzieć, co je spotkało, albo wychodzi z założenia, że to poród jest, więc musi boleć. Albo - jak ja początkowo - chce zapomnieć o sprawie i stara się wybaczyć, bo jednak ma przy sobie to maleńkie dziecko i czuje do personelu jakąś wdzięczność - odpowiada Joanna Pachla, kiedy pytam, czemu zdecydowała się na taką szczerość. - Ale to jest błędne myślenie. Tamtego dnia, w tamtym szpitalu, nikt nie zrobił mi łaski. Obowiązkiem lekarzy było pomóc mi w tym porodzie, to jest ich zawód, za to dostają pieniądze. Nikt nie wyświadczał mi więc przysługi. Tymczasem okazuje się, że niektórzy zapomnieli już, czym jest nie tylko dobra wola, empatia czy serce, ale - przede wszystkim - poszanowanie drugiego człowieka i zawodowy profesjonalizm - dodaje w rozmowie z WP Kobieta Wyrwane z kontekstu
13 lat – Tyle trzeba było czekać, by wreszcie w "Klanie" coś się działo.

1