Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 145 takich demotywatorów

Kilkanaście lat potrafi naprawdę zrobić sporą różnicę - szczególnie jeśli chodzi o wygląd (16 obrazków)

Lashana Lynch w "Nie czas umierać" chwilowo przejmie rolę Agenta 007i zastąpi Jamesa Bonda, który będzie na… emeryturze – Lashana Lynch jest pierwszą kobietą i pierwszą czarnoskórą aktorką, która wcieli się w Agenta 007

Mężczyzna udziela 16 rad wszystkim polskim facetom jak wspierać kobiety w czasie protestu. I myślę, że warto przeczytać, w końcu dotyczy to naszych żon, dziewczyn, córek, przyjaciółek...

 –  Piotr Stankiewicz1t SphoaengoSsdlfzort.fed  · LIST POLSKIEGO MĘŻCZYZNY DO POLSKICH MĘŻCZYZNPanowie!Wielu z nas chce wspierać kobiety w tym, co się dzieje. Ale warto się zastanowić, jakie wsparcie jest potrzebne, a jakie jest tylko powielaniem seksistowskich stereotypów i karmieniem męskiego ego. Dlatego pozwólcie, kilka słów od faceta do facetów.1. Nie przemawiajmy do kobiet. Mówmy do innych mężczyzn. 2. W szczególności, mówmy do tych mężczyzn, którzy nie ogarniają tematu. Mówmy, żeby ogarnęli, i temat i siebie. Jeżeli uważamy się za sojuszników kobiet, to nie jest naszym zadaniem do czegokolwiek kobiety przekonywać. Naszym zadaniem jest przemówić do rozumu tym mężczyznom, którzy nie ogarniają.3. Bądźmy dorośli — gimnazjum już się skończyło. Nie sprowadzajmy sprawy do absurdu gdy tylko nam wygodnie. “Nie przemawiajmy do kobiet” to nie znaczy, że mamy się do nich nie odzywać. A co znaczy? Znaczy, że mamy nie mówić w ich imieniu, nie zabierać im głosu, nie sugerować, że lepiej od nich wiemy, o co chodzi w ich walce o ich prawa. Diabeł mieszka w szczegółach. Darujmy sobie nawet pozornie niewinne sugestie czy dobre rady.4. I nie, nie chodzi o to, że mamy się w ogóle nie odzywać. Gdybym tak uważał, to bym nie pisał. Mężczyzna nie ma milczeć, ma sporą pracę do wykonania. Nad sobą i nad innymi mężczyznami.5. Nasza rola polega na tym, żeby posłać na śmietnik herstorii tę przeklętą “męską szatnię” (dosłowną i w przenośni). Na seksizm trzeba reagować tam i wtedy, kiedy on się dzieje. Słyszysz głupie żarciki w męskim gronie — reaguj. Widzisz kretyńskie zachowania — reaguj. Musimy temu powiedzieć STOP, w zwykłym codziennym życiu. Hannah Arendt się kłania: nieszczęścia nie biorą się stąd, że źli ludzie robią złe rzeczy, tylko stąd, że zwykli ludzie tolerują zło. Rzeczywistością nie staje się to, co lajkujemy na fejsie. Rzeczywistością staje się to, co tolerujemy na co dzień.6. It’s not about us, men. Tutaj nie chodzi o nas. Wszelkie próby wyjaśniania, czy komentowania sprawy kobiecej przez kategorie męskich oczekiwań czy wyobrażeń — to jest podważanie tej sprawy.7. Świat nie ma już wracać do żadnej „normy”, w której by było tak, jak było wcześniej. Chodzi właśnie o to, że nasze myślenie o naszym miejscu w życiu i świecie wywraca się do góry nogami. I to nie jest przypadek, to jest sens tego, co się dzieje. I to właśnie mamy wziąć na klatę.8. Nie wysuwajmy wobec kobiet żądań czy oczekiwań. To nie jest czas, żeby stawiać warunki. Albo wspierasz, albo dzielisz włos na czworo, a siebie rozmieniasz na drobne. 9. Nie oczekujmy profitów, punktów procentowych, pogłaskania po główce, jacy to jesteśmy postępowi. Wielu z nas podskórnie by tego chciało, ale zaprawdę powiadam Wam, niech nam wystarczy, że staniemy po właściwej stronie herstorii. To jest naprawdę dużo. 10. Tutaj nie chodzi o nas, ale jest jedna męska rzecz, którą warto podnieść, a o której rzadko się mówi. Otóż owszem, nie jest łatwo być postępowym mężczyzną we współczesnym świecie. I dlatego o tym piszę. To jest droga na którą nie ma skryptu, na której nie ma wielu książek, za to jest wiele raf, i w ogóle, w szkole tego nie uczą. Zgadzam się. Ale ten ciężar musimy wziąć na siebie. Nie jest rozwiązaniem — tutaj i wszędzie indziej — przerzucać go na kobiety, że one mają wyjaśnić, przytulić, otoczyć miłością. Tak to nie działa.11. Uczmy się, dowiadujmy! Nie dajmy się zwieść temu, że w KON-STY-TUC–JI jest napisane, że mężczyźni i kobiety są równi. Nasze doświadczenia w tym społeczeństwie dzieli przepaść. Był kiedyś taki wątek, “co byście dziewczyny zrobiły, gdyby wszyscy mężczyźni zniknęli na 24 godziny?”. I tu zagadka dla nas, facetów. Jak myślicie, jakie były odpowiedzi? “Przestałabym się malować”? Owszem, padło. Ale najwięcej serduszek dostała taka odpowiedź. “Poszłabym biegać w środku nocy i słuchałabym muzyki przez obie słuchawki, bez tej przemożnego uczucia, że jedną z nich muszę wyjąć”. Sto tysięcy dziewczyn to zalajkowało. I teraz połączymy kropki, o co w tym chodzi. I nie bójmy się przyznać, ja też dostałem gęsiej skórki, gdy pierwszy raz to zrozumiałem.12. Dlatego właśnie E-DU-KAC-JA.  Zasoby internetu są nieskończone — wystarczy kliknąć. I są powiązane. Internet sam nas poprowadzi. Trzeba tylko chcieć. Polecam profil “Feminist United” na Facebooku. Osobiście kocham. Albo Federę. Albo Ogólnopolski Strajk Kobiet. Albo Codziennik Feministyczny. Albo Aborcyjny Dream Team. Chcemy być sojusznikami kobiet? Nie zmuszajmy ich do tracenia czasu, energii i nerwów na tłumaczenie nam tego, co dla nich jest oczywiste, a czego powinniśmy się dowiedzieć sami. Wierzcie mi, jeżeli kobiety czytają ten list, to ziewają z nudów, bo wszystko o czym tu piszę, jest dla nich absolutną oczywistością, codziennym doświadczeniem.13. I w tym tkwi sedno sprawy.14. Jak widzicie, wszystkie te grzechy mam dobrze przemyślane, bo wszystkie je popełniałem. I ani nie uważam ich za powód do dumy, ani one mnie nie dyskwalifikują. Bądźmy tą zmianą, którą chcemy zobaczyć w świecie, tak. Ale żadnej zmiany nie robią ludzie bezgrzeszni, bo takich nie ma. 15. Patrz punkt 1.16. Szerujcie.
Sporą część z nich postanowił podarować uniwersytetowi, w którym pracował jako bibliotekarz. Uniwersytet przeznaczył jego milion dolarów na elektroniczną tablicę do pokazywania wyników podczas meczu... –
Świeżo upieczone małżeństwo - Tayler i Melanie Tapajn postanowiło oddać sporą część jedzenia z własnego wesela na rzecz schroniska, spędzając również sporo czasu z potrzebującymi – Tayler i Melanie mieli zaplanowane wesele na sierpień. Spodziewali się 150 gości, jednak z powodu pandemii musieli zdecydować się na skromniejszą uroczystość. Nie mogli jednak już odwolać zamówionego jedzenia. Więc wszystko co zostało, przekazali potrzebującym

Relacja z pierwszej ręki jak przebiega choroba i leczenie w Polsce na koronawirusa:

 –  Stało się. Wirus z Wuhan do mnie dotarł. Badanie na obecność wirusa SARS-CoV-2 w moim organizmie dało wynik pozytywny.Myślę, że dla wielu z Was jestem pierwszym znajomym z potwierdzoną infekcją koronawirusem. Dlatego uznałem, że opiszę Wam jak to wygląda naprawdę, jak wygląda przebieg choroby u młodej, zdrowej osoby, jak jesteśmy (nie) przygotowani na epidemię, jak (nie) działa system wyłapywania nosicieli i co moim zdaniem powinien zrobić każdy z nas, żeby zatrzymać epidemię. No i opisać naszą historię.Dociekliwym polecam przeczytać mój post od początku do końca. Pozostali wystarczy że przeczytają trzy sekcje oznaczone gwiazdką (*)...Objawy współlokatorówNajpierw objawy pojawiły się u mojego współlokatora. Dwa dni musiał przeleżeć w łóżku, bo gorączkował. Jednak po tym czasie szybko stanął na nogi. Później narzekał na pogorszenie smaku i węchu. Nie wzbudziło to jednak szczególnie naszego niepokoju, gdyż inne objawy nie zgadzały się z tymi z COVID-19. Ot, przeziębienie. Następna była współlokatorka. Objawy już gorsze, 5 dni gorączki, leżenia w łóżku. Gdy nałożyły się na to inne problemy, musiała pojechać do szpitala na kroplówkę. W szpitalu zapytała się, czy to może być koronawirus. Odpowiedź była: "na pewno nie" (sic!), po czym, bez robienia testu została wypisana do domu. Również najdłużej narzekała na brak smaku i węchu. Znowu się nie przejmowaliśmy, przecież w szpitalu powiedzieli, że to co innego...Moje objawyWtedy zachorowałem ja. Trzy dni fatalnego samopoczucia, całość przeleżałem w łóżku oglądając serial ("Dark" - wciągający, choć męczący). Przez dwa dni odczuwałem coś, co opisałbym jako gorączka, choć według teorii to nawet nie był stan podgorączkowy (zazwyczaj mam 35,5, więc przy 36,9 czułem się fatalnie). Głównym objawem było to, że czułem się słaby, szczególnie kończyny po jakimkolwiek wysiłku fizycznym, np. po ugotowaniu obiadu. Takie zmęczenie przechodzące w ból. Ciekawe było to, że nie doświadczyłem kaszlu ani kataru (jedynie uczucie zalegającej wydzieliny), a to u mnie najczęstszy objaw chorobowy, w przeciwieństwie do podwyższonej temperatury ciała, która występuje sporadycznie i bólu kończyn, którego sobie w ogóle nie przypominam. Leczyłem się objawowo, gripexem. Umówiłem się z lekarzem na telewizytę, żeby dostać zwolnienie lekarskie. Przez telefon opisałem mu moje objawy. Lekarz profesjonalnie dopytał się o kontakty z koronawirusem. Powtórzyłem mu to, co powiedzieli w szpitalu: "to na pewno nie to". Stwierdził przeziębienie, kazał kontynuować leczenie objawowe, dużo odpoczywać, pić dużo wody, nie wychodzić z domu i dał mi zwolnienie na 3 dni. Po zakończonym zwolnieniu wróciłem do pracy (zdalnej), choć byłem jeszcze wyraźnie osłabiony przez kolejnych kilka dni...Jednak korona?Po przepracowanym przeze mnie pierwszym dniu po zakończonym zwolnieniu przyszedł do mnie współlokator: "Słuchaj, koleżanka z którą miałem ostatnio kontakt wróciła na Islandię i zrobili jej test na koronawirusa na lotnisku. Wynik pozytywny". Informacja zrobiła na nas duże wrażenie. Nie wiedzieliśmy co robić. Ja przecież miałem jechać dwa dni później na Mazury. A współlokator miał wtedy organizować sporą imprezkę nad wodą. Sporo czasu minęło, zanim dotarło do nas, że musimy odwołać nasze plany, żeby nie tworzyć ogniska wirusa. I zanim zaakceptowaliśmy możliwość nieprzyjemnych konsekwencji zgłoszenia tego odpowiednim służbom...Pierwsze próby zgłoszeniaZadzwoniliśmy w końcu na ogólnopolską infolinię na temat koronawirusa. Opisaliśmy sytuację. Spodziewałem się, że w tym momencie odpowiednie służby przejmą inicjatywę. Okazało się, że jedyne co są w stanie nam zaproponować to podanie numeru do lokalnego sanepidu. To był pierwszy zawód.Teoretycznie numer do sanepidu miał działać całodobowo, de facto funkcjonuje w normalnych godzinach pracy urzędu. I kolejny zawód.Stwierdziłem, że w sumie nie wiem, czy to może być to, więc znowu umówiłem się do lekarza na teleporadę. Przedstawiłem objawy, moje i współlokatorów, i kontakty z osobą z pozytywnym testem. Lekarka powiedziała: "Pan ma objawy przeziębienia, my się covidem nie zajmujemy, proszę kontaktować się z sanepidem. Proszę pić dużo wody i wietrzyć pomieszczenia". Żadnych instrukcji jak bardzo mamy się izolować, czy narzucać sobie kwarantannę, czy kolega, który już nie miał w tym momencie objawów może wychodzić do sklepu. Zawód numer trzy.No to próbujemy dalej kontaktować się z sanepidem. W końcu się udało. Sanepid w ogóle nie był zainteresowany naszymi objawami. Liczą się tylko testy i kontakty z osobami już uznanymi za zarażone. No to przedstawiliśmy nasze powiązania z zarażoną koleżanką. Dowiedziałem się że ja jestem w "gorszej sytuacji" i praktycznie na mam szans na zrobienie testu (mimo że jedyny miałem wciąż wyraźne objawy), gdyż nie miałem bezpośredniego kontaktu z osobą z pozytywnym wynikiem testu. Nie ma to znaczenia, że objawy wyraźnie wskazują, że oboje zaraziliśmy się od tej samej osoby. A i tak nie uwzględnią tego badania z Islandii, gdyż nie mają go w swoim systemie. Aha. Czyli ja chcę zachować się jak odpowiedzialny obywatel, uchronić społeczeństwo przed rozprzestrzenianiem się wirusa, absolutnie nie robiąc tego dla siebie, ja już wychodziłem z choroby, a pani mi mówi, że jestem w "gorszej sytuacji". Myślałem, że to w interesie społecznym, reprezentowanym przez Państwo Polskie, a dokładniej przez tę konkretną panią z sanepidu, jest, żeby wykryć jak najwięcej przypadków i je odizolować. Ostatecznie jedyną radą uzyskaną od pani było to, żeby się kontaktować z lekarzem. Który pewnie odesłałby mnie z powrotem do sanepidu... Tu nastąpił już nie zawód, ale zwątpienie w system...Niespodziewane wsparcieByliśmy w kropce. Nie wiedzieliśmy jak się zachowywać. Nikt nie umiał nam powiedzieć co robić, jak bardzo się izolować, czy to może być to, czy możemy się jakoś przebadać. Sprawdziłem ceny testów: 495 zł za wiarygodny test. Dużo. Już miało stanąć na dobrowolnej izolacji bez potwierdzenia zarażenia, a tu pomoc przyszła niespodziewanie. Powiedziałem przypadkiem szefowi jakie mam podejrzenia co do mojej choroby, a on: "Antek, w firmie mamy budżet na takie rzeczy, opłacimy Ci test, chcesz?". O, pierwsza konstruktywna propozycja pomocy. Oczywiście postanowiłem skorzystać...Badanie zwane testemNiestety, gdy dowiedziałem się, że mogę zrobić sobie test, był piątek po południu. Laboratorium otwierali dopiero w poniedziałek rano. No trudno, poczekam jeszcze kilka dni w izolacji. Próbuję się umówić. I kolejny problem. Na stronie internetowej widnieje informacja, że badanie jest przeprowadzane drive thru, przez okno samochodu, którym się przyjeżdża. Ale ja nie mam samochodu! Na szczęście okazało się, że ludzie przychodzący pieszo też są obsługiwani. Tylko jak mam dotrzeć na badanie, rowerem przez całe miasto, będąc dalej chorym, poprosić znajomego o podwózkę, narażając go na zarażenie? W końcu stanęło na "Uberze z przesłoną" i maseczce przez całą drogę. Na miejscu zobaczyłem kolejkę na kilkadziesiąt samochodów i namiot na końcu. Podszedłem do namiotu, pani w pełnym stroju przeciwzakaźnym pokazała mi, że mam zachować dystans. Na pytanie gdzie mam ustawić się w kolejce pieszo odparła: "No jak to, na końcu kolejki". Czekanie dwie godziny w korku samochodowym pieszo było dość zabawne. Samo pobranie próbki polegało na wetknięciu mi patyczka, wyglądającego jak do uszu tylko dłuższego, najpierw do gardła, potem po kolei do dziurek w nosie. Dość bolesne i nieprzyjemne...WynikWynik przyszedł następnego dnia po południu (kolejny dzień w niepewności). W międzyczasie objawy ustąpiły. A tu wynik: pozytywny. Z trzech genów charakterystycznych dla SARS-CoV-2 wykryto we mnie wszystkie trzy, a już dwa są uznawane za jednoznacznie rozstrzygające. Przynajmniej wiem na czym stoję...Znowu sanepidFirma przeprowadzająca mi badanie podawała, że sama informuje sanepid o pozytywnych wynikach badań. Ok, teraz mam już jednoznaczny wynik, sanepid zapewne szybko do mnie zadzwoni i zarządzi mi kwarantannę. Choć oczywiście nie spodziewałem się, że zrobi to jeszcze tego samego dnia, ale że następnego z rana. Przed południem zadzwoniłem sam. "Szybciej zacznie się kwarantanna, to szybciej też skończy" pomyślałem. Okazuje się, że laboratorium nie wysłało jeszcze tego wyniku do sanepidu. Pani przyjęła zgłoszenia, zapisała moje dane, poprosiła o przesłanie wyniku e-mailem. Pytam się co dalej. Odpowiedź: "Lekarz się z panem skontaktuje, ustali długość kwarantanny i będzie rozpracowywał ognisko". Nauczony doświadczeniem, zapytałem: "Kiedy?". "No pan jest dodatni, to na pewno w ciągu kilku dni" - powiedziała pani tonem sugerującym, że to szybka ścieżka. KILKU DNI! Tak, dni. "To jak mam się zachowywać do czasu telefonu od lekarza? Co mam mówić ludziom, z którym miałem ostatnio kontakt?". "Proszę siedzieć w domu". To już nie było załamanie wiary w działanie systemu. To było załamanie wiary w istnienie jakiegokolwiek systemu.Jako że systemu nie ma, zadziałałem na własną rękę. Skontaktowałem się ze wszystkimi z którymi miałem kontakt od potencjalnego momentu zakażenia, poinformowałem o moim pozytywnym wyniku i zapytałem o samopoczucie. Na szczęście nikt nie zgłosił żadnych objawów...Stan obecnyStan obecny jest taki, że od poniedziałku nie czuję praktycznie żadnych objawów, a tydzień wcześniej ustąpiła gorączka. Jeszcze dłużej nie mają objawów moi współlokatorzy. Od wtorku wiem, że jestem nosicielem. Od środy wie o tym sanepid. Dziś jest niedziela i DALEJ NIE MAM KWARANTANNY. Tak, gdy wrócisz z nieodpowiedniego kraju, automatycznie masz kwarantannę. Gdy jest pewność - nie. Formalnie rzecz biorąc możemy iść na miasto i zarażać tam wszystkich.Siedzimy więc we trójkę nie wiedząc co dalej. Czy w ogóle dostaniemy kwarantannę? Jeśli tak to kiedy? Na jak długo? Czy sanepid przeprowadzi nam testy? A może już moglibyśmy wychodzić z domu i nie prosić znajomych o robienie nam zakupów?Co z naszymi kontaktami? Co z ludźmi, których mogłem zarazić już ponad 2 tygodnie temu? Czy ktoś z naszych kontaktów może trafić na kwarantannę? Czy mają szansę na testy od sanepidu? Nic nie wiemy. Czekamy na telefon, który i tak nastąpiłby znacznie za późno. Gdyby miało powstać ognisko koronawirusa, dawno by już powstało. Kilka osób z moich znajomych zrobiła sobie testy prywatnie, wykładając spore pieniądze. Na szczęście wszystkie negatywne. I dalej nikt nie zgłasza objawów.Nie dostaliśmy do tej pory żadnego wsparcia ani od sanepidu, ani od lekarza, ani od jakiejkolwiek instytucji, po której bym się tego spodziewał. Ani nawet żadnego zakazu, np. kwarantanny. Jedyne wsparcie jakie otrzymałem to od mojego pracodawcy.Dopisek: Po napisaniu całego tekstu, kolega, z którym miałem kontakt, powiedział mi o swoich doświadczeniach z sanepidem. Gdy dowiedział się o moim pozytywnym wyniku, zgłosił się do nich i powiedział, że miał ze mną kontakt. Pani przyjęła zgłoszenie tylko dlatego, żeby już dał jej spokój...Skrót*1. Przeszliśmy ze współlokatorami podobną chorobę. Objawy to kilka dni gorączki, silne osłabienie organizmu, a na końcu problemy ze smakiem i węchem.2. Współlokatorka trafiła do szpitala. Zrobili jej różne badania, ale nie na SARS-CoV-2. Diagnoza: na pewno nie to.3. Gdy ustąpiły nam główne objawy, współlokator dowiedział się, że jego koleżanka, z którą się ostatnio widział ma pozytywny wynik „testu na koronę", mimo braku objawów. Test zrobiony na Islandii.4. Lekarz po zgłoszeniu tej informacji odsyła do sanepidu. Sanepid nie uznaje testu (nie ma do niego dostępu ponieważ był wykonywany za granicą) i odsyła nas do lekarza.5. Ostatecznie test finansuje mi pracodawca. Po kilku dniach wiem, że jestem nosicielem.6. Sanepid przyjmuje zgłoszenie, ale nic z tym więcej nie robi. Nawet nie nakładają na nas kwarantanny.7. Dobrowolnie siedzimy w domu, mimo, że moglibyśmy chodzić i zarażać, bo czujemy się bardzo dobrze.8. Nie wiemy jak postępować z naszymi kontaktami, nie ma tego w żadnych publicznie dostępnych instrukcjach, teoretycznie decyzje podejmuje sanepid, który de facto nie robi NIC.9. Ostatecznie samodzielnie informujemy nasze wszystkie kontakty, nikt nie zgłasza objawów. Kilka osób robi samodzielnie testy, wszystkie negatywne.10. Czekamy zupełnie nie wiedząc jaka będzie decyzja sanepidu i czy będzie jakakolwiek. Siedzimy w domu...Wnioski - co powinno zrobić państwoPo pierwsze, to, że państwo próbuje śledzić i izolować wszystkie przypadki koronawirusa jest fikcją. Przypuszczam, że sanepid robi to, ale wybiera raczej poważniejsze przypadki, osób schorowanych i starszych, które trafiają pod respirator. Wokół nich szuka innych przypadków. W środowiskach osób młodych wygląda na to, że wirus przenosi się bez większych ograniczeń. Może sanepid też wychwytuje większe grupy ludzi, gdy jest wiele przypadków np. w jednym zakładzie pracy. Nie wiem. Ale coś chyba jednak robią?Nie obwiniam tu mojej Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. Przypuszczam, że Ministerstwo Zdrowia albo inny organ centralny narzucił sanepidom zadania, na które nie dał zasobów. Albo nie mają funduszy na testy, albo nie mają kadr, żeby to wszystko obsłużyć. Przypuszczam, że jedno i drugie. Tylko teraz te zasoby kadrowe są marnowane na obsługę zgłoszeń, z którymi nikt później nic nie robi. Bezużyteczna robota. Nie jestem epidemiologiem, nie wiem na ile takie śledzenie przypadków może być skuteczne. Czy opłaca się zwiększyć zasoby, żeby dało się działać zgodnie z procedurą w każdym przypadku? Jeżeli tak, to należy jak najszybciej to zrobić.Jeżeli nie, to nie powinniśmy się dalej oszukiwać. Można by stworzyć niewiążące dla pacjentów procedury jak należy się zachowywać w przypadku podejrzenia albo potwierdzenia zarażenia koronawirusem. Tak, żeby pacjenci z pomocą lekarzy pierwszego kontaktu byli w stanie samodzielnie wychwytywać kontakty, a ludzie z kontaktem wiedzieli co mają robić. Nie jesteśmy w stanie śledzić wszystkich przypadków. Nie jesteśmy w stanie utrzymywać takiego lockdownu jak w kwietniu. Nie mielibyśmy wtedy z czego żyć. A brak kontaktów towarzyskich doprowadziłby do powszechnego załamania nerwowego. Ale możemy ograniczać kontakty, gdy w naszym towarzystwie jest podejrzenie, że ktoś jest nosicielem...Mity*Wokół epidemii urosło wiele mitów, niektóre chciałbym rozwiać.1. "Każdy z nas już to pewnie przeszedł" - nie, nie każdy to przeszedł. Gdyby któreś z nas w mieszkaniu to wcześniej przeszło, to byśmy się tak łatwo nie zarazili.2. Szkodliwe powierzchnie i dezynfekowanie wszystkiego - ok, zapewne zdarzają się przypadki zarażenia od klamek, ale jestem przekonany, że to nie jest główny powód przenoszenia się wirusa. Głównym powodem jest kontakt osobisty. Jesteśmy w stanie bardzo ładnie prześledzić kto kogo zaraził. Zawsze był kontakt bezpośredni. Podobnie we wszystkich przypadkach o których czytałem. A, ale to nie jest postulat, żeby nie zachowywać higieny! Często myjcie ręce, nie dotykajcie twarzy na mieście, czyśćcie wszystko dookoła. Ale to nie jest rozwiązanie problemu.3. "I tak już się pewnie zaraziliśmy" - to, że dwie osoby się spotkały, to nie znaczy, że nastąpiła transmisja wirusa. To wszystko zależy od wielu czynników- czy zachowujecie podstawowe zasady higieny, jak niepicie z jednego kubka- czy znajdujecie się w zamkniętym pomieszczeniu czy na dworze- czy nosiciel kaszle, kicha, czy zasłania przy tym twarz- wielkość pomieszczenia i zagęszczenie ludzi- jaka jest odległość między osobami, które rozmawiają- ile czasu razem spędziliście- czy jesteście w maskach- czy nosiciel ma objawy czy niePodobno badania wskazują na to, że ilość wirusa, z którym ma się kontakt nie wpływa tylko na to czy się człowiek zarazi czy nie, ale również na przebieg choroby. Gdy np. używamy maseczek, mamy dużo większą szansę na bezobjawowy przebieg choroby.4. "Może minąłem osobę na ulicy z COVID-19 i od tego zachoruję" - nie, to jest zdecydowania za krótki czas, żeby się zarazić. Zazwyczaj da się dojść do tego od kogo się człowiek zaraził, gdyż spędziło się z nim wystarczającą ilość czasu.4. "Ten wirus nie zabija" - to, że COVID-19 przebiega jak grypa u większości młodych ludzi nie sprawia, że nie jest groźny! Choć coraz mniej wierzę w jakiekolwiek statystyki związane z wirusem, to wierzę, że to teraz najpopularniejsza przyczyna śmierci na świecie. A to, że w Polsce nie mamy setek tysięcy zmarłych wynika w dużej mierze z przeprowadzonego na wiosnę lockdownu i późniejszych środków zapobiegawczych, np. dość powszechnej samoizolacji seniorów. Młodzi, nie myślcie tylko o sobie! Może ktoś z Waszych znajomych mieszka z babcią?5. "Najwyżej trafię pod respirator" - nie, respirator to nie jest maska tlenowa. To cholernie inwazyjna metoda leczenia, myślę, że porównywalna z operacją. Nikomu nie życzę trafienia pod respirator...Wnioski - co może zrobić każdy z nas*System nie działa. Co więc możemy zrobić?1. Nie ignoruj żadnych objawów przypominających przeziębienie czy grypę! Zostań w domu, zadzwoń do lekarza, poproś o zwolnienie, nie spotykaj się z nikim. Zwolnienie na przeziębienie nie ma tylko na celu ułatwienia choremu rekonwalescencji, ale też, a może przede wszystkim, uniknięcie zarażenia współpracowników, klientów czy współpasażerów komunikacji miejskiej.Teoria mówi, że łagodny przebieg COVID-19 jest nierozróżnialny od przeziębienia bez robienia testu. Rzeczywiście, zarówno mi, jak i współlokatorce lekarze stwierdzili coś innego. Z doświadczenia widzę, że da się to czasem rozróżnić, ale dopiero na późniejszym etapie choroby, kiedy już może być za późno i już się kogoś zaraziło. Wtedy często pojawia się charakterystyczny objaw - utrata smaku i węchu. Ja też widziałem, że mój przebieg choroby jest zupełnie inny niż zazwyczaj gdy jestem przeziębiony. Więc widząc u kilku pacjentów, którzy siebie zarazili sugestie, że to COVID-19, można nabrać poważniejszych podejrzeń.Jednak nie możemy zakładać, że uda nam się rozróżnić przeziębienie czy grypę od COVID-19. Więc izoluj się jak możesz przy każdym objawie. W szczególności nie spotykaj się z osobami starszymi. Nie idź na wesele z przeziębieniem. Nie idź na pogrzeb. Ewentualnie przyjdź na sam cmentarz w maseczce i zachowaj dystans wobec wszystkich. To może zapobiec spotkaniu się znów w takich okolicznościach.2. Nie ignoruj objawów w Twoim otoczeniu. Ktoś z Twojej rodziny lub współlokatorów choruje? Choruje Twoja dziewczyna lub chłopak? Wzmóż czujność. Nie ma możliwości w takiej sytuacji wziąć zwolnienia lekarskiego. Jak możesz, przejdź na ten czas na home office. Nie możesz, stosuj dokładnie wszystkie zasady bezpieczeństwa o których często zapominamy. Noś maskę, myj ręce, trzymaj dystans ze wszystkimi, unikaj spotkań, które nie są niezbędne. Zadzwoń do babci, zamiast ją odwiedzać. Być może jesteś nosicielem tylko nie masz objawów.3. Gdy masz taką możliwość, spotykaj się na dworze. W dniach przed pierwszymi objawami spotkałem się z wieloma osobami, spędziłem z nimi wiele godzin, z niektórymi siedząc twarzą w twarz. Chyba 6 z tych osób zrobiło sobie testy, wszystkie negatywne. Nikt nie zgłasza objawów. Myślę, że to dzięki temu, że większość czasu spędziliśmy na dworze.4. Wietrz pomieszczenia w czasie spotkań.5. Jak możesz, zredukuj liczbę osób, z którymi się spotykasz. Każda osoba mniej, z którą miałeś styczność, to mniejsza szansa, że ktoś będzie nosicielem SARS-CoV-2. A jeżeli już będzie, to będzie mniejszy problem z szukaniem osób, które potencjalnie zostały zarażone. Zastanów się, czy wszystkie te osoby są dla Ciebie tyle warte, że byłbyś w stanie wyłożyć 500 zł na test na obecność wirusa gdyby okazały się nosicielami? Wśród moich znajomych kilka osób zapłaciło taką cenę za spotkanie ze mną.6. Zastanów się z kim się spotykasz. Nie tylko jaki skutek byłby dla tych osób, gdyby zostały zarażone (bo są stare lub przewlekle chore), ale również gdyby została nałożona na nie kwarantanna (bo prowadzą działalność gospodarczą i nie mogą sobie pozwolić na żaden przestój).7. To banał, ale unikaj zatłoczonych miejsc, w których nie przestrzega się dystansu społecznego. Gdy robiłem analizę moich kontaktów, okazało się, jedyny moment, w którym wirus mógł się rozprzestrzeniać w sposób niekontrolowany, był gdy stałem w pubie przy barze czekając na złożenie zamówienia. Zgromadził tam się spory tłum, nikt nie był w maseczce (łącznie ze mną), obsługa nie była niczym osłonięta, czas oczekiwania długi.
Choć spora część liczącego 2 tys. mieszkańców miasteczka, chętnie przywitała księdza, nie wierząc w jego winę –
OK, ale bądź świadomy – Spora część produktów wegetariańskich, a wegańskich większość, to wysoko przetworzona żywność przemysłowa. Składniki transportowane są głównie z Azji i Ameryki Południowej z użyciem masowców, które nie podlegają żadnym normom emisji spalin. Średnio 1 kg soi sprowadzonej z Azji oznacza jeden litr spalonego mazutu, najgorszego syfu, jakim można zasilać silniki. Do tego dochodzi wykorzystywanie ludzi (w tym dzieci) to niemal niewolniczej pracy, a wszystko to po to, byś mógł/mogła np. wlać do kawy mleczko sojowe zamiast krowiego, albo zjeść sałatkę z avocado.Również cały przemysł przetwórczy produktów wegetariańskich już w Europie generuje ogromne ilości odpadów i potężny ślad węglowy.Za każdym razem, kiedy jesz posiłek zawierający produkty z innego kontynentu, to tak jakbyś spalił(a) ćwierć litra najgorszego syfnego, nieprzefiltrowanego oleju napędowego. Talerz sałatki = talerz spalonego mazutu.Zwykły schabowy jest mniej obciążający dla klimatu niż danie zawierające soję.
 –  Kraków żąda przynajmniej Bukaresztu· 3 godz. ·  Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, Paweł Lewandowski, potwierdził że zabytkowy most w Pilchowicach zostanie wysadzony w powietrze na potrzeby kręcenia filmu Mission Impossible 7. Ba, ministerstwo dołożyło nawet producentom filmu 5 mln zł z funduszu przeznaczonego na rozwój polskiej kinematografii (co dla Amerykanów jest sumą na waciki, a w Polsce za tyle można nakręcić pełnometrażowy film, tyle kosztowało np. "Boże Ciało" ). To może ten film będzie promował Polskę? Skądże, Pilichowice z mostem liczącym 115 lat będą udawać Szwajcarię. To nie mogli jakiegoś mostu w Szwajcarii wysadzić? Nie, bo Szwajcarzy nie są tak pojebani, zresztą nigdzie na świecie się nie zgodzono.To w jaki sposób Polska zarobi na tym fakcie? Ano zarobi tajemnicza spółka Roberta Golby, która jest producentem filmu w Polsce. Zresztą pan Golba (kto to, kurwa, jest?) z marszu został specjalistą od infrastruktury kolejowej i najpierw twierdził, że tego mostu nie opłaca się już konserwować, a następnie obiecywał, że po wysadzeniu, most... zostanie odbudowany!Nie wiadomo, kto miałby zapłacić za odbudowę nitowanego stalowego mostu, o parabolicznej konstrukcji kratowej (bo to technologia z 1905) i po co? Ale na pewno nie pan Golba, bo to koszt rzędu jakichś 30 mln.Myślicie, że to koniec? Nie, wracamy jeszcze do wiceministra kultury i dziedzictwa narodowego, który nazwał most "reliktem przedindustrialnym", który "stoi zrujnowany i nie ma wartości", a na końcu dodał, że "Jak coś nie jest używane to nie jest zabytkiem" :3 Nowa definicja zabytków z ust osoby, która za nie odpowiada, pozwoli bez problemu wyburzyć sporą ich część. Dobrze, że nikt takich mądrości nie głosił w 1905 w stosunku do opuszczonych austriackich koszar, czyli Wawelu.https://www.onet.pl/turystyka/onetpodroze/most-w-pilchowicach-na-dolnym-slasku-historia-czy-zostanie-zniszczony/mrte0en,07640b54https://www.rynek-kolejowy.pl/mobile/poslowie-i-samorzadowcy-bronia-mostu-w-pilchowicach-97916.htmlhttps://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,26169084,tom-cruise-musi-most-wysadzic.htmlfot. Artur Kowalczyk, Polskazachwyca.pl
Może pora się jeszcze raz zastanowić nad tą pożyczką... –  Jeden daleki znajomy zapytał mnie ostatnio czymu pożyczę sporą sumę pieniędzy. Zgodziłem się,ale pod zastaw mieszkania.On: A ty co, chcesz sobie wziąć tak po prostu mojemieszkanie?Ja: A ty co, planujesz nie spłacić długu?I nastała cisza.
Gdy bierzesz ślub z gościem, który jest ubezpieczony na życie na sporą sumę –
 –  W dzieciństwie zbierałem papierki po cukierkach. Miałem dość sporą kolekcję. Wartość każdego papierka była ustalana na podstawie jego wyglądu i rzadkości. Ale później pojawił się gówniak, którego mama pracowała w fabryce cukierków i przyniosła mu w rulonach te papierki. W jedną chwilę wartość mojego skarbu spadła do zera. Tak po raz pierwszy dowiedziałem się co to hiperinflacja
Polska cyfrowa –  Jerzy Ochnio4 godz. OPolska 2.0Komisja pracowała od 20 do 4. Mam coraz większe podejrzenia, że sporaczęść posłów to wampiry.a Krzysztof Berenda podał/a dalej TweetaPatryk Słowik@PatrykSlowikPotrzebna chwila przerwy - mówi przedstawiciel rząduna komisji finansów publicznych. Powód? Przesłanarządowi przez wiceminister cyfryzacji poprawka trafiłado spamu.12:43 AM - 8 kwi 2020 - Twitter Web App
 –  Jeżeli kupuję maszynę, jej leasing miesięcznykosztuje 12000 zł netto to ma dla mnie znaczenieczy ta maszyna pracuje 336 godzin, czy 504godziny w miesiącu. Każda roboczogodzina pracymaszyny kosztuje albo 35,71 zł netto albo 23,81.Różnica spora. Prawda?Dlaczego więc nie pracujemy na 3 zmiany? Pracajest mniej efektywna w nocy i droga. Łatwo o błędyczłowieka i obniża to jego bezpieczeństwo pracy.Opłaca się dokupić maszynę i nie cisnąć jej na 3zmiany. Tak długo jak to możliwe, będę tego unikać.Wniosek? Podejmowanie przez sejm kluczowychdecyzji o 4.50 rano nie może być ani logiczne, aniefektywne.Trzymajmy się bariery, bo w sytuacji ekstremalnegozagrożenia jednostki, rządzący postanowili jeszczenas dobić.
Teraz wychodzi to, jakim ktoś jest szefem oraz człowiekiem. Gordon Ramsay zwolnił 500 pracowników swoich restauracji – Wcześniej deklarował, że nie zwolni nikogo, choć jego lokale były zamykane ze względu na pandemię koronawirusa, teraz jednak spora część pracowników dostała wypowiedzenie. No przepraszam bardzo, ale jeżeli ktoś jest milionerem, ma własne programy telewizyjne, masę wpływów z reklam, książek i nie wiadomo czego, a zwalnia ludzi przez to, że przez kilka dni ma zamkniętą restaurację to coś tu nie gra...
Jest spora różnica pomiędzy poddaniem się, a podjęciem decyzji, że wreszcie masz dość. Nie przenoście gór dla tych, którzy nie podniosą dla was kamienia –
Źródło: - Michał Kellen
 –  "Owsiak to złodziej" - takie słowawypowiedział katecheta do jednego zuczniów, który brał udział w zbiórcedla WOŚP. Oburzony ojciec chłopakazamieścił taki wpis na Facebooku:Hubert14 stycznia o 20:55 · eZacznę od tego ze jestem bardzo zły bo nie chcę używaćwulgaryzmów. Jestem dumny z Syna bo całą niedzielęgrał z WOŚP zebrał myślę że dosyć sporą kwotę jak nanasze możliwości i dużą ilość wolontariuszy czyli ponad600 złotych. W dniu dzisiejszym poszedł do szkoły zprzyklejonym do bluzy serduszkiem Wielkiej OrkiestryŚwiątecznej Pomocy. Czuł się dumny do momentu lekcjireligii ze znanym w Kudowie nauczycielem,katecheta( niewiadomo jak tego Pana nazwać bo dla mnie to religiipowinien uczyć ksiądz a nie jakiś wykształciuch) PanemK. Ten oto nauczyciel nakazał mojemu synowi zdjąć zbluzy symbol WOŚP bo jak to określił Owsiak to złodziej iOn się z tym nie zgadza więc Mikołaj ma to zrobić na cona szczęście mój Syn się nie zgodził i powiedział że tegonie zrobi. Po czym wspomniany ," katecheta" wygłosił żetrzeba dawać na Caritas a nie na Owsiaka bo to złodziej.Jeszcze raz powtórzę że jestem dumny z Syna aczkolwiekwiem że to skończy się represjami ze strony tego Pana wstosunku do mojego syna na co z pewnością nie pozwolę.I tak podsumowując zadaję sobie pytanie czy symbolWOŚP jest prawnie zakazany,czy jest czymśgorszącym,więc jakim prawem do cholery ten gośćmający uczyć miłosierdzia sieje taką nienawiść. Myślę żena pewno to nie jest miejsce dla tego Pana. Może ktoś miodpowie? Pozdrawiam!

Wszyscy tylko o tym, jak to psy i koty boją się fajerwerków. Dlaczego się boją? Jak temu zapobiec? Mało kto jednak pomyśli, jaki to wielki stres dla dzikich ptaków, których jest w miastach całkiem sporo

Mało kto jednak pomyśli, jaki to wielki stres dla dzikich ptaków, których jest w miastach całkiem sporo – Ptak ma ściśle określone godziny wypoczynku, musi w ciągu dnia zjeść odpowiednią ilość pokarmu, w dodatku nocą widzi tyle co nic, z wyjątkiem sów oczywiście, ale mówimy tu teraz o ptakach zamieszkujących miasta i tereny przyległe. Taki nagły huk i "błyskawice" potrafi je zmusić do latania na oślep, mogą też paść najzwyczajniej w świecie ze strachu.Denerwuje mnie ciągłe narzekanie właścicieli czworonogów, którzy z Sylwestra robią totalny koniec świata i już na miesiąc przed rozpoczynają kampanię anty-fajerwerkową, która sprowadza się do wrzucania tysięcy wpisów o tym, jak to ich Fafik strasznie przeżywa ten dzień. W gruncie rzeczy przez coś takiego wiele osób zaczyna postrzegać ten problem właśnie w taki sposób - mały Chihuahua leży na jedwabnej poduszce ze złotymi obszyciami i właśnie śni mu się soczysty rostbef, który dostanie na kolację, a tu nagle jakieś chamy rozpętują za oknem III Wojnę Światową. Pani właścicielka przybiega do swojego niuńki w panice i zaczyna go tulić, całować i biadolić, że "nic się nie stanie, wszystko będzie dobrze, tylko się nie bój maleńki", a właśnie, że będzie! W takiej sytuacji taki mały jak i duży szczurek zacznie jeszcze bardziej panikować. Najprostszą rzeczą, żeby spróbować psa przyzwyczaić do fajerwerków, jeszcze przed Sylwestrem, najlepiej za młodu, ale wcale nie jest to niezbędne, to zrobić mu mały pokaz. Można na jakimś polu, np. siedząc z nim w samochodzie. Jedna osoba, którą zna niech wystrzeli za oknem jakiś niezbyt głośny fajerwerk, a druga siedzi z nim w środku i ogląda. Potem wystarczy go pochwalić i dać mu coś smakowitego - zobaczy, że ten drugi nie dość, że nie zginął w męczarniach, to w dodatku wszyscy byli zadowoleni. Psy boją się głównie tego, czego nie znają lub poznały i miały z tym złe wspomnienia, które trzeba postarać się zatrzeć. Teraz wszyscy by chcieli mieć wszystko podane na tacy - psa, który nie boi się fajerwerków, chociaż przez 364 dni w roku nie ma z nimi do czynienia i żyje pod totalnym kloszem. To tak, jakby jakiegoś informatyka z korpo nagle wrzucić na pawilon wojskowy i dziwić się, że trzęsie portkami. Gdy zapyta się osób, które twierdzą, że ich psy tak tragicznie boją się fajerwerków, co rzeczywiście z tym problemem chciały zrobić okazuje się, że głównie biorą się za farmakologię, czyli nafaszerować go czymś żeby był otępiały lub właśnie siedzieć nad nim chwilę i się rozczulać, a potem złorzeczyć na tych złych strzelających ludzi, bo przecież "Fafik już taki jest, że się boi i koniec".Moje psy oglądały fajerwerki i uwielbiały to. Jako domownicy uczestniczyły w tym, a widząc, że nikt nie robi z tego dramatu tylko ogląda to i robiły to samo. A jeżeli ktoś twierdzi, że nie można starego psa nauczyć nowych nawyków to rozczaruję - stary pies, wzięty z fundacji, który podobno był "agresywny do innych psów" bardzo szybko się tego oduczył, gdy na spacerach przechodząc koło innego psa lub ogrodu z nim miał podsuwane pod nos smakołyki. Myślał o nich, nie o tych psach w tym momencie i potem niepostrzeżenie już można było z nim iść bez nich. Oduczył się tego, chociaż ta agresja początkowo była naprawdę spora. Oczywiście zdarzyły się potem jeszcze jakieś sytuacje pojedyncze, gdy z jakimś psem sobie nie przypadli do gustu, ale to już były sytuacje na palcach jednej ręki, nie tak jak wcześniej, do niemal każdego samca. Psom trzeba pokazać, że mogą inaczej zareagować na sytuacje, które wywołują w nich strach lub agresję i warto trochę nad tym popracować.No ale wracając do mej głównej myśli to nie mam zamiaru na nikim wymuszać tego, żeby strzelał, czy żeby nie strzelał. Każdy sam decyduje o tym jak żyje, chcę tylko przypomnieć o tych, którzy sami nie mogą powiedzieć za siebie, bo stada kawek, gawronów czy wróbli nie utuli zasmucona właścicielka, a jedynie mogą liczyć na siebie i na łut szczęścia, aby przeżyć. Bo to dla nich jest prawdziwy koszmar, nie dla kanapowców, które powinny zostać tak ułożone, żeby we własnym domu nie umierać ze strachu przed strzałami
Dlatego właśnie jestem przeciwnikiem socjalu –  Wadim Tyszkiewicz dodał 5 nowych zdjęć. 19 godz. • QI Czy warto pomagać? Jaką rolę ma spełniać Pomoc Społeczna? Czy nasze pieniądze są właściwie wydawane? Na zdjęciach oddane do użytku 4 lata temu osiedle, pachnące świeżością i nowością (pierwsze zdjęcie). Kosztowało ono nas, podatników, 2,5 mln zł. Jak dzisiaj wygląda (kolejne zdjęcia)? Czy warto było? Każdy jest kowalem swego losu. Trudno winić innych, że ktoś znalazł się na zakręcie swojego życia i to często z własnej winy. Mam świadomość tego, że są ludzie, których los potraktował okrutnie i należy do nich wyciągnąć pomocną dłoń. Jednak spora część tych najbardziej narzekających sama sobie zgotował ten los. Rodzi się więc pytanie: czy mieszkańcy, każdego dnia ciężko pracujący i płacący podatki, powinni w nieskończoność utrzymywać tych, którzy pracą nie chcą się zhańbić, a z korzystania z zasiłków zrobili sobie sposób na życie? I na dodatek uważają się za najbardziej pokrzywdzonych. Sąd wykonuje eksmisję, a miasto czy gmina z naszych podatków musi zapewnic odpowiedni standard eksmitowanemu. Jako prezydent ja zarządzam nie swoimi pieniędzmi, a środkami wszystkich mieszkańców gminy i w ich imieniu powinienem przekazywać pomoc tylko tym najbardziej potrzebującym. Tylko którym? Czy dalej pomagać tym, którzy darowane od miasta mieszkania zamienili w chlew? Tym, którzy wyrwali i sprzedali drzwi, bojlery, kaloryfery, krany i kuchenki? Pomagać im? Co z nimi począć?
Jak daleko sięga poczucie odpowiedzialności za życie innych nierzadko całkiem obcych osób? –  Od pewnego czasu coraz więcej ludzi martwi się o to czy inni wierzą, w co wierzą i jak wierzą. Swoją troskę wyrażają poprzez czytanie Świętej Księgi oraz pobocznych publikacji. Weryfikują potem swoją wiedzę z postępowaniem wierzących i niczym wytrawny spowiednik analizują każde ich poczynanie pod kątem wyznawanej wiary. Najbardziej by martwiących się ucieszyła rezygnacja wierzących z jakiejkolwiek religii, bo to by zdjęło z wątłych barków stróżów sumienia brzemię odpowiedzialności za jestestwo wierzących. Kolejnym przedmiotem frasunku martwiących się o innych jest to na co i ile ci inni wydają ich własne przez nich samych zarobione pieniądze. Nad sensem i celowością każdego wydatku martwiący pochylają się niczym kochająca matka nad przewijanym niemowlęciem. Szczególnie dręczy ich serce każdy grosz wydany na cel powiązany nawet w minimalny sposób z religią. Coraz bardziej zastanawia mnie ta głęboka troska o życie innych ludzi. Jaki jest powód tego i jaki sens otaczania gorliwą opieką dorosłych, w pełni świadomych osób? Tym bardziej jest to zastanawiające, że spora grupa martwiących się to zwolennicy wolności. Czy ich troska jest spowodowana przeczuciem, że tylko oni wiedzą jak powinna wyglądać wolność drugiego człowieka również ta duchowa i finansowa?