Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 301 takich demotywatorów

Ludzie, którzy świetnie odtworzyli swoje stare zdjęcie (13 obrazków)

 –  Mocno pokłóciłam się z bratem o spadek. Po dziadku została kawalerka w starej kamienicy. Nie chcieliśmy się dzielić, więc ja się darłam na brata, że ma dzieci i jemu te pieniądze za mieszkanie bardziej się przydadzą, a brat darł się na mnie, że taka kasa to będzie dla mnie idealny
"Drogi znalazco! Nie wiem, kim jesteś i skąd pochodzisz, ale ja jestem Polakiem, mam 15 lat i nazywam się Jurek. Mieszkam w Krakowie. Mam 182 cm wzrostu, rude włosy i piegi.Właśnie teraz jestem jedynakiem, lecz za dwa miesiące mam mieć rodzeństwo - trojaczki. Żegnam cię serdecznie i miło" – List znalazła jako 7-letnia dziewczynka, spacerując po falochronie w Kuźnicy na Półwyspie Helskim. - Byłam na wakacjach z rodzicami. List dryfował ponad miesiąc ze Świnoujścia. Jako dziecko byłam bardzo podekscytowana. Po przeczytaniu listu poczułam żal, że nigdy nie będę mogła odpowiedzieć na list, ponieważ nie zawierał on adresu nadawcy. W latach 90. nie miałam szans na odnalezienie autora - mówi Monika.
Niektórzy mają lepiej już od początku –
 –

Rodzeństwa odtwarzają wspólne zdjęcia z dzieciństwa (16 obrazków)

Barbara zaś ma dwa razy więcej braci niż sióstr.Ile dzieci jest w tej rodzinie? –
Badania pokazują, że dzieci, które przeżywają trudne chwile, znacznie częściej zwierzają się swoim zwierzętom niż rodzeństwu –

Ci celebryci są znani na całym świecie A ich rodzeństwo również osiąga wielkie sukcesy, tyle że w mniej rozpoznawalnych dziedzinach (10 obrazków)

Wielu z nich posiada umiejętności walki, doświadczenie w wojnie psychologiczneji wykrywaniu podejrzanych działań, zdobyte w procesie obcowania z innymi potomkami swoich rodziców –
 –

Czasem aktorzy z jakiś powodów nie mogą pojawić się na planie, a czasem role wymagają obecności młodszej wersji postaci Wtedy na plan wkracza rodzeństwo (13 obrazków)

"Ten debil w sumie jest spoko gościem" –
Druga z sióstr, Lucy ma 102 lata, a Julia - 104 –

Kto ma rodzeństwo, doskonale zrozumie te sytuacje Kochają się, nienawidzą ale kiedy trzeba, trzymają wspólny front (16 obrazków)

Źródło: boredpanda.com
W tym celu zawiesili dotychczasową działalność hotelarską i zamienili "Duet" w centrum pomocy, gdzie każdy uciekający przed wojną może liczyć na ciepły posiłek oraz dach nad głową - kompletnie za darmo – - Napisaliśmy, że potrzebujemy paru pościeli i materacy, ponieważ mamy więcej gości niż przewidywaliśmy. Odzew był niesamowity. Zaczęli przyjeżdżać kolejni ludzie, w pewnym momencie nie można było już tutaj przejść - mówi Alicja Brzozowska, współwłaścicielka hotelu Duet
 –
Poznasz prawdziwie swojego małżonka podczas rozwodu, swoje rodzeństwo podczas podziału majątku, a swoje dzieci na starość –
 –

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.