Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 253 takie demotywatory

Nastolatek z zespołem Downa uratował tonącą dziewczynkę – 17-letni Valerio Catoia od 3. roku życia trenował pływanie i pomimo choroby regularnie uprawiał sport. Chłopakowi udało się zostać paraolimpijczykiem. Te umiejętności oraz hart ducha pomogły mu, gdy wraz z rodziną udał się na plażę.Valerio Catoia wraz ojcem i młodszą siostrą spędzali czas na plaży w Sabaudii, we włoskim regionie Lacjum.Nagle wakacyjny relaks przerwało wołanie o pomoc. Okazało się, że to dwie siostry, 10- i 14-letnia, które wciągnął prąd morski. Dziewczynki nie mogły dotknąć stopami dna i wpadły w panikę. Na ratunek bez wahania ruszyli wtedy 17-letni Valerio i jego ojciec.Dzięki umiejętnościom zdobytym na treningach pływackich oraz kursie ratownictwa, Valerio był w stanie pomóc młodszej z sióstr. Wiedział, jak przytrzymywać dziewczynkę w morzu i jak przetransportować ją do brzegu z głową nad powierzchnią wody.Misja Valeria i jego taty zakończyła się po tym, jak na plaży pojawili się ratownicy. Po tym wydarzeniu 17-latek z zespołem downa został ogłoszony we Włoszech "bohaterem". Tymczasem on mówi, że "się nie zmienił, zmienili się ludzie z otoczenia"
Źródło: https://dorzeczy.pl
Przypadek rządzi światem.Z kolejnymi dniami od zaginięcia Nero, jego właściciele powoli tracili nadzieję. Pies uciekł z posesji w Michałowicach  i niemal miesiąc nie było po nim śladu. Po dokładnie 25 dniach, zupełnie przypadkiem, znaleźli go turyści. – W Karkonoszach była grupa turystów z Warszawy. W okolicy Śnieżnych Kotłów postanowili zboczyć ze szlaku. Jak się okazało była to decyzja na wagę życia i śmierci, bowiem w dolnych partiach, między kamieniami, zobaczyli labradora. Był wykończony, nie miał siły stać, jedna z łap była dość mocno rozcięta. Nero ledwo żył. Turyści zadzwonili do GOPR, ratownicy poinformowali wolontariuszy z fundacji dla zwierząt Mondo Cane i razem udali się w góry. Szybko zlokalizowali czworonoga. Z gór trafił do schroniska, a potem już od razu do lecznicy dla zwierząt. Tam dostał kroplówkę. Jego stan był krytyczny, był skrajnie odwodniony. Okazało się jeszcze, że pies choruje na padaczkę. Kiedy do właścicieli zadzwonił telefon, że ich pies znalazł się w górach, nie mogli uwierzyć. - Z Michałowic do Śnieżnych Kotłów jest ponad pięć kilometrów. W tym momencie to nie ma już większego znaczenia. Ważne, że pies się znalazł i powoli - już w swoim domu - dochodzi do siebie. Pije wodę i ma całkiem spory apetyt Szukali labradora 25 dni, leżał wycieńczony w górach.Na noszach znieśli go goprowcy20 października 2017,10:24
Brawa dla krakowskich ratowników, którzy dostali się na 10 piętro wieżowca, gdzie szalał pożar tylko po to, by uratować psa o imieniu Max – "Pies też człowiek" - napisali na Facebooku ratownicy Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, dodając zdjęcie uratowanego Maxa. Owczarek niemiecki był jedynym poszkodowanym w pożarze mieszkania na 10. piętrze wieżowca.Psa wynieśli z budynku strażacy i przekazali go ratownikom medycznym. Max był nieprzytomny i z trudem łapał powietrze.Ratownicy podali zwierzęciu tlen i schłodzili go. Dzięki temu pies odzyskał przytomność i stanął na swoich łapach
Pewna para z Łodzi udowodniła, że foch to nie musi być tylko kobieca specjalność: – "Łodzianka wezwała karetkę do męża, który zaniemówił, siedzi nieruchowo przed telewizorem i nic nie reaguje. Gdy ratownicy przybyli miejsce, okazało się, że mężczyzna po prostu obraził się na żonę... "

Oto dlaczego powinno się zawsze prawidłowo zapinać dzieci w foteliku: Historia, którą ostatnio podzielila się na Facebooku Jenna Casado Rabberman z Lancaster w stanie Pennsylvania przypomina o tym jak ważne jest prawidlowe przewożenie dzieci w samochodzie

Historia, którą ostatnio podzielila się na Facebooku Jenna Casado Rabberman z Lancaster w stanie Pennsylvania przypomina o tym jak ważne jest prawidlowe przewożenie dzieci w samochodzie – Jenna jechała właśnie do przedszkola ze swoim dwuletnim synem oraz sześciotygodniowym niemowlakiem, kiedy zatrzymała się przy sklepie by zrobić zakupy. Wtedy niespodziewanie w jej Hondę CRV wjechał inny kierowca. Na szczęście dzieciom i ich matce nie stało się nic poważnego. Ratownicy medyczni, którzy przybyli na miejsce stwierdzili, że dzieciom nic się nie stało właśnie dlatego, że były prawidłowo zapięte w swoich fotelikach. Przeczytajcie co Jenna napisała na Facebooku:"Nie jestem osobą, która dzieli się często osobistymi rzeczami na Facebooku, ale... TO jest powód dlaczego należy prawidłowo zapinać dzieci w fotelikach ZA KAŻDYM razem. Nawet gdy płaczą, że pasy są zbyt ciasne. Nawet gdy narzekają, że na piersi mają zapięcie pasów lub że jadą tyłem do kierunku jazdy. Zatrzymaliśmy się po mleko po drodze do przedszkola wczoraj. Byliśmy minuty od naszego domu. Inny samochód wjechał w nas. Myślisz sobie to nigdy się nie przytrafi nam. Moim chłopcom nic się nie stało, ale ratownicy medyczni powiedzieli mi, że skończyło by się zupełnie inaczej gdybym nie poświęciła tych dodatkowych 2 minut, żeby upewnić się, że dzieci są poprawnie zapięte. Mi nic nie będzie, dzieciom nic się nie stało, wszystko inne można wymienić. Wysyłam podziękowania Bogu za to, że nic nam się nie stało (a także dziękuję Hondzie, Graco i Chicco). Edytuje by dodać: Dostaję bardzo dużo prywatnych wiadomości w których jest dużo pytań więc chciałam dodać. Najmłodszy syn ma sześć tygodni, a starszy prawie 3 latka. Samochód to była Honda CRV z 2015 roku (nazywaliśmy ją Yoshi, niech spoczywa w pokoju). Foteliki to Chicco Keyfit 30 (dla niemowląt) oraz Gracco Childrens Products 4ever. Oba były ustawione tyłem do kierunku jazdy. I TAK OBA, WYMIENIAMY PO WYPADKU. Nigdy nie sądziłam, że ten post zobaczy aż tylu ludzi. Chciałam by dotarł do znajomych i rodziny mam jednak nadzieję, że uratuje on życie innych osób poprzez zwiększenie świadomości jak ważne jest poprawne zapinanie dzieci w fotelikach. Widzę też, że niektórym ludziom brakuje przyzwoitości, dlatego życzę im, że gdyby znaleźli się kiedyś w podobnej sytuacji jak ja, mam nadzieję, że inni ludzie wykażą się wobec nich współczuciem, którego ewidentnie im brakuje"
W Sucharzewie doszło do wypadku. Ta scena wzruszyła nawet policjantów – Sam wypadek w Sucharzewie (woj. kujawsko-pomorskie), w powiecie mogileńskim, nie był wyjątkowy. To, co stało się po wypadku, już tak.To była prawdziwa psia wdzięczność - twierdzą policjanci z Mogilna. I opowiadają o wypadku 21-latki, która dachowała swoim seicento, gdy próbowała ominąć psa.Zwierzak wtargnął na drogę. Na szczęście kobiecie udało się go nie rozjechać, a po samym wypadku pies wrócił i okazał wdzięczność poszkodowanej za ocalenie - donosi na swoich stronach policja kujawsko-pomorska.Gdy medycy opatrywali 21-latkę, do otwartych bocznych drzwi pojazdu podszedł czworonóg-winowajca. Jak twierdzi świadek tego wydarzenia, dzielnicowy asp. szt. Tomasz Foremski, to był bardzo wzruszający moment Wyglądało na to, że pies dziękuje kobiecie za ocalenie życia.Przez cały czas nie odstępował 21-latki, kładąc głowę obok jej stóp i czekał, aż ratownicy medyczni skończą opatrywać jej nogę - dodaje serwis komendy wojewódzkiej
Pełen współczucia pies nie chce opuścić swojego umierającego przyjaciela. Dowodzi, że psia lojalność jest niezniszczalna – Temu mieszkającemu w RPA golden retrieverowi o imieniu Hero udało się zamienić ulice i rynsztoki na ciepły, rodzinny dom, po tym, jak uratował życie swojemu czworonożnemu przyjacielowi. Według relacji SPCA Durban’s, która zamieszczona została na Facebooku, 18 marca zaniepokojeni mieszkańcy wezwali SPCA, po tym, jak dwa psy zostały potrącone przez pociąg.Podczas wyjaśniania sprawy okazało się, że tylko jeden z psów został ranny. Drugi psiak, Hero, nie chciał po prostu opuścić swojego przyjaciela, który okazał się suczką. Hero dbał o jej potrzeby, zdobywał jedzenie i zanosił je suni. Kiedy inspektor Moloi ze SPCA podniósł z ziemi rannego psa, Hero szedł tuż obok nich całą drogę – niczym anioł stróż.Niestety, towarzyszka Hero okazała się mieć bardzo poważnie uszkodzony kręgosłup i ratownicy byli zmuszeni ją uśpić – było to najbardziej humanitarne rozwiązanie
Gdy policjanci zobaczyli tego chłopca, chcieli aresztować jego mamę – Mama cierpiącego na rzadką chorobę chłopca przedstawiła swoją historię o upokarzającym traktowaniu, jakie spotkało ją ze strony policjantów.Z mężem i synkiem wybrali się na rodzinną wycieczkę, gdzie chcieli obejrzeć wyścigi samochodowe.Upokarzająca historia zaczęła się, gdy rodzina była już na trybunieJeden z widzów zajrzał do wózka, w którym znajdował się chłopiec, a następnie zasypał mamę chłopca podejrzeniami, że zmiany na twarzy dziecka to rezultat zbyt długiego pozostawienia go na słońcu, a nawet zaoferował udzielenie mu pomocy medycznej.„Nie ma takiej potrzeby, dziękuję”, pani uspokajała wścibskiego widza.Jednak tłumaczenia nie odwiodły podejrzliwego fana od zgłoszenia stanu ochroniarzowi pracującemu na obiekcie. Wkrótce wrócił on z trzema policjantami.Nagle stanęło nade mną trzech funkcjonariuszy policji. Zaniepokojeni czerwoną twarzą chłopca, mundurowi poinformowali kobietę, że o sprawie wiedzą już zmierzający na trybunę ratownicy, mający udzielić malcowi pomocy.„Byłam całkowicie upokorzona, zalałam się łzami podczas prób wytłumaczenia funkcjonariuszom, że mój mały synek nie jest poparzony, a jego wygląd to rezultat choroby z jaką się urodził”.Policjanci odpuścili dopiero po tym, jak pokazała im papiery od lekarza potwierdzające, że stan chłopca związany jest z syndromem Nethertona.Rodzina myślała, że na tym skończy się ten przykry epizod z ich życia, jednak los zadecydował inaczej.Następnego dnia, w drodze powrotnej matka przyuważyła, że patrzący na nią spode łba przechodzeń zadzwonił skrycie na policję, prawdopodobnie również zaniepokojony wyglądem chłopca.Historia zatoczyła koło. Groziło jej trafienie do aresztu!Na szczęście i tym razem udało się jej wytłumaczyć funkcjonariuszom, że synek nie jest wcale ofiarą poparzenia.„Jestem już zmęczona stawianiem mnie w pozycji oprawcy i tym, że muszę się bronić. Inni nie powinni nas oceniać tak pochopnie”
W niedzielę na Lotnisku Chopina doszło do nietypowej, ale bardzo miłej sytuacji. Ratownik Lotniskowej Straży Pożarnej oświadczył się swojej dziewczynie na płycie lotniska. W przygotowaniu niespodzianki pomagali mu inni ratownicy – Oczywiście kobieta odpowiedziała "tak", a niedługo później weszła na pokład samolotu już z zaręczynowym pierścionkiem na dłoni. O tej radosnej i niespodziewanej sytuacji poinformowało Lotnisko Chopina na swoim Facebooku
Na plaży w Darłówku Zachodnim miała miejsce niecodzienna sytuacja. Jedna z rodzin poprosiła o pomoc w uratowaniu ich psa. Chore zwierzę chwiało się na nogach i nie mogło oddychać – Plażowicze zwrócili się do ratowników z prośbą o pomoc ich 12-letniemu labradorowi. Ratownicy bez wahania przystąpili do akcji. Najpierw powiadomili weterynarza o zaistniałej sytuacji, a następnie z pomocą rodziny przenieśli 50-kilogramowego psa do samochodu na desce ortopedycznej. Jak poinformowali przedstawiciele WOPR z Darłówka, zwierzę cierpiało na ostrą niewydolność krążeniowo-oddechową
Boże drogi, na plaży we Władysławowie utworzono korytarze bezpieczeństwa, bo Janusze Parawaningu tak pogrodzili plażę, że ratownicy w momencie zagrożenia czyjegoś życia nie mogli się przedrzeć przez te parawany.Gdzie my żyjemy? –
Zapomniałam jak się pływa... –
W końcu jakaś wiarygodna historia –  Szpital(film) Ratownicy dostają wezwanie do mieszkania 23-letniego mężczyzny, zasłabł po tym jak dowiedział się ze Tomasz Hajto nie będzie komentował meczu finałowego
 –
Menedżer Zdrowia zapytał resort, ile zarabiają ratownicy medyczni. - Średnia wartość wynagrodzenia ratownika medycznego w Polsce to 2718,14 złotych brutto (1900 zł na rękę) - przyznała Milena Kruszewska, rzeczniczka Ministerstwa Zdrowia – Jeśli Ratownik Medyczny np. z 10 letnim stażem, wykształceniem wyższym podejmujący ważne decyzje dotyczące ludzkiego życia zarabia 2718 zł brutto i tym samym jest niżej wynagradzany jak magazynier z wykształceniem zawodowym bez żadnej odpowiedzialności, który zarabia 4600 zł brutto w dużym sklepie sieciowym w Polsce - to już jest absurd! ZATRUDNIMY MAGAZYNIERAw Centrum Dystrybucyjnym3.000 - 4.600 bruttoW PIERWSZYM ROKU PRACY

Lekarz Kamil Szczupak wypowiada się o pracy polskich ratowników medycznych: Doceńmy w końcu ludzi, którzy kiedyś mogą uratować nam życie!

Doceńmy w końcu ludzi, którzy kiedyś mogą uratować nam życie! –  "Drogi Facebooku, ponieważ chwilowo narzekam na nadmiar wolnego czasu i staram się go wypełnić na różne możliwe sposoby, poza czytaniem książek i oddawaniem się zupełnie nieobciążającym mojej psychiki czynnościom (jak choćby spanie – cóż za komfort!) błądzę również niekiedy po zakamarkach Internetu. I oto dziś trafiłem na artykuł o tym, że ratownicy medyczni protestują. Artykuł jednak krótki, raczej informacyjny i szybko się skończył oddając pola komentarzom.Popełniłem błąd kardynalny i postanowiłem zobaczyć co też na ten temat sądzą moi bliźni. Jak wszyscy wiemy – czasu cofnąć się nie da, a ludzka psychika jest konstruktem delikatnym, naczyniem o ograniczonej pojemności, które pomieści określoną ilość żółci. No i się przelało. Wśród niewielu komentarzy wyrażających poparcie tu i ówdzie wykwitają te klasyczne, swojskie, w których ludzie niemający zielonego pojęcia o życiu i pracy ratownika medycznego zaczynają swoją wypowiedź od „90% ratowników…” by dalej dać upust swoim frustracjom i pochwalić się własnymi niedostatkami w zakresie dobrego wychowania i inteligencji.Sam ratownikiem nie jestem, znalazłem się w zdecydowanie lepszej sytuacji, ale mam przyjemność pracować z ratownikami. Dlatego gdy czytam o tym jak ludzie postrzegają ratowników medycznych, ich kompetencje i uprawnienia, oraz jak wyobrażają sobie ich pracę, to zastanawiam się jak to jest wśród moich znajomych. Pomyślałem więc, że podzielę się z Wami kilkoma moimi obserwacjami i przemyśleniami. Staż w pogotowiu mam niewielki i nie jest to moja podstawowa praca, jednak te 9 miesięcy uświadomiło mi, że praca ratowników naprawdę nie należy do łatwych. I, wbrew opinii wielu ludzi, nie ogranicza się do wysiłku fizycznego polegającego na przeniesieniu Chorego na nosze i dostarczeniu na najbliższy Oddział Ratunkowy.Po Krakowie jeżdżą właściwie dwa rodzaje karetek w ramach Systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego – są to karetki specjalistyczne (te z lekarzem) oraz podstawowe (te, w których kierownikiem zespołu jest ratownik medyczny). Tych podstawowych jest zdecydowanie więcej, dlatego szansa na to, że wzywając pogotowie traficie na lekarza jest ściśle skorelowana z miejscem wezwania. I wiecie co? Nie ma to dla Was większego znaczenia. Lekarz w pogotowiu bywa potrzebny w określonych sytuacjach, nad którymi nie będę się tutaj rozwodził.Ratownik posiada wiedzę i kwalifikacje do tego, żeby Was zbadać, zdecydować o tym czy wymagacie transportu do szpitala i leczyć Was – czy to w drodze na najbliższy SOR (tak, najbliższy. Jeżeli zależy Wam na znalezieniu się w konkretnym szpitalu, możecie zamówić taksówkę) czy pozostawiając Was w domu. To nie są „noszowi” ani sanitariusze, to są osoby, które odebrały wykształcenie umożliwiające im leczenie ludzi w stanach nagłego zagrożenia zdrowia i życia (choć przeważnie proza życia wygląda tak, że na jednego naprawdę potrzebującego pomocy pacjenta przypada siedmiu takich, którzy mogliby i powinni zostać zaopatrzeni przez lekarza rodzinnego lub NPL i którzy dziwią się, gdy im się mówi, że pogotowie nie jest od tego, żeby leczyć katar).Praca Ratownika Medycznego jest pracą zmianową, pracą w stresie, wyczerpującą fizycznie i związaną z narażeniem na przemoc ze strony Pacjentów (którym usiłują udzielić pomocy), czasem osób postronnych oraz narażeniem na różnego rodzaju zakażenia (krew, wymiociny etc.). Pracując w pogotowiu człowiek napatrzy się na wiele rzeczy i uczestniczy w wielu sytuacjach, które zostają w pamięci. Serio. I Ci ludzie zarabiają po 1600 – 2000 zł na rękę. W pogotowiu nie ma zmiłuj, jeżeli 5 minut przed przyjściem Twojej zmiany masz wezwanie do pijanego gościa, który leży na ławce na plantach, bo postanowił wypić „trzy piwa” (jak wiemy jest to standardowa dawka, którą przyjmuje statystyczny, uchlany do nieprzytomności utracjusz), to jedziesz. Jeżeli jest to katar, jedziesz. Ból brzucha od 2 dni – też jedziesz. I pół biedy, jeżeli miałaś/miałeś akurat jechać do domu, żeby się wyspać przed kolejnym dniem/dobą. Gorzej jeżeli z tego powodu spóźnisz się godzinę, żeby zmienić kogoś, kto zmienia kogoś, kto zmienia jeszcze kogoś innego.Bo – część z Was pewnie i tak w to nie uwierzy – Ratownicy pracują naprawdę dużo, raczej nie ograniczają się do jednego etatu. 600 godzin pracy w miesiącu to nie jest mit, to naprawdę się zdarza, a 300-400 zdaje się być standardem. Najpierw jest 12 godzin na etacie, później 12 na kontrakcie, żeby znów wejść na dniówkę etatową, a po niej zostać może jeszcze na 12 godzin na kontrakcie, bo nie opłaca się wracać do domu do sąsiedniej miejscowości skoro wzięło się dyżur w karetce należącej do prywatnej firmy. A wszystko po to, żeby zarobić na godne życie – spłatę kredytu, paliwo, jedzenie, jakieś wakacje, wyprawkę dla dzieci do szkoły.Tylko czy tak ma wyglądać to godne życie? Wszyscy zgadzamy się z tym, że jak ktoś jest inżynierem, programistą, architektem to powinien zarabiać godnie. Ale dlaczego wizja tego, że ratownik medyczny, pielęgniarka (to też są ludzie z wykształceniem wyższym) mieliby zarabiać po prostu adekwatnie do wykonywanej pracy budzi w ludziach tak negatywne emocje? Spotkaliście się kiedyś z ratownikiem, który był dla Was niemiły? Przykro mi. Ja też bywam szorstki, gdy pod koniec drugiej doby w pracy, zwiedzeniu 3 melin, przekazaniu 4 agresywnych, zarzyganych pijaków straży miejskiej, zawiezieniu jednego na SOR, bo upił się do nieprzytomności i wezwaniu pod tytułem „trzyletnia Ania nie chce jeść ani pić i jest apatyczna” (o 23 w nocy) oraz całej serii bardziej zasadnych wyjazdów, jadę do Pani, która mi oświadcza, że boli ją brzuch, chyba po galaretce którą zjadła, ale chciała się upewnić.Oczekujmy od nich kompetencji i szanujmy ich pracę, bo już sam fakt, że wykonują ją za tak niewielkie wynagrodzenie świadczy o tym, że nie robią tego tylko po to, żeby zarobić. Nie muszą tego robić z uśmiechem, choć – uwierzcie mi na słowo – zwykle naprawdę są mili. Są takie szczególne zawody, do których nie każdy człowiek się nadaje. I byłoby bardzo niedobrze gdyby takich ludzi zabrakło."
Jesus Hueche kilka lat temu uratował bezdomnego psa, życie jego i jego rodziny kompletnie się zmieniło. Doszedł do niej nowy, pełnoprawny członek. Pies odwdzięczył się za okazaną troskę i miłość tym samym, kiedy Jesus miał wypadek – Jesus przycinał gałęzie drzewa przed domem kiedy drabina, na której stał zachybotała się i mężczyzna spadł na plecy uderzając głową w asfalt. Pod wpływem upadku mężczyzna stracił przytomność. Jesusa znaleźli sąsiedzi, którzy natychmiast wezwali pogotowie.Kiedy ratownicy medyczni przybyli na miejsce zastał ich wzruszający obrazek. Tony, pies rodziny Hueche, leżał na swoim właścicielu i skamlał. Wierny przyjaciel nie chciał opuścić swojego pana nawet gdy ten miał odjechać karetką.Na szczęście Jesus nie doznał poważnego urazu głowy, ani kręgosłupa, więc po kilku dniach, ku radości rodziny i ukochanego psa, wrócił do domu.

Bestialski właściciel zupełnie nie dbał o swoją klacz, przez co jej kopyta zakręciły się niczym rogi: Proponuję, aby w więzieniu dodatkowo miał zakaz obcinania paznokci oraz włosów

Proponuję, aby w więzieniu dodatkowo miał zakaz obcinania paznokci oraz włosów –  W normalnych warunkach werkowanie, czyli przycinanie i korygowanie kształtu końskich kopyt, powinno odbywaćsię regularnie, co 6-8 tygodni. Ten kucyk szetlandzki, niemiał tyle szczęścia i był totalnie zaniedbany.Poly, bo tak nazywa się klacz, nie miała zabiegówpielęgnacyjnych od ponad 10 lat! Zaniedbanebyły nie tylko kopyta, które urosły do takich rozmiarów,że zakręciły się wokół własnej osi, ale również nieczesana sierść oraz grzywa. Kucyk ledwo mógłstać o własnych siłach, a poruszanie się sprawiałojej niemałą trudność.Pewnym jest, że poprzedni właściciel niemal zupełniesię nią nie zajmował od samego początku. Wysokość zwierzęcia to ponad 60 cm, podczas, gdynormalnym dla tej rasy zakresem jest 90/110 cm.Również jego waga, która wynosiła 75 kg, wskazywałana skrajne wygłodzenie. Poly powinna ważyć około200 kg! Konik wyglądał, jakby miał samą skórę i kości.Ponieważ sierść klaczy była pokryta wszami, konieczne było zgolenie jej do samej skóry i zastosowanie wieluśrodków oraz leków na inne dolegliwości.Ratownicy, którzy wyciągnęli Poli z tego koszmaruobawiają się, że zajmie jej wieczność to, abyzapomniała o koszmarze, jaki zgotował jej właścicielna przestrzeni tych lat, jednak nie tracą nadziei.Trudno uwierzyć, że zwierzę mogło być aż takbardzo zaniedbywane. Obecnie właściciel klaczyczeka na surowy wyrok za swoje postępowanie.Po zabiegach pielęgnacyjnych Poli wygląda tak:DEMOTYWATORY.PL
W każde święta w szpitalachprzybywa starszych osób – Już kilka dni przed świętami pogotowie częściej niż zwykle odbiera takie telefony: "babcia słabo się czuje", "dziadek ma duszności", "mama nie może łykać". - Ratownicy przyjeżdżają, niczego złego nie stwierdzają, ale rodzina nie odpuszcza. Nalega, by zabrać starszą panią czy pana do szpitala.Pogotowie przywozi więc takiego człowieka do szpitala. Tu badania niczego nie wykazują. Ale po babcię nikt się nie zgłasza. Telefonu nikt nie odbiera. A jak odbierze, to słychać: są święta, nie mamy czasu przyjechać. Babcia mówi, że nie ma kluczy do domu. I zostaje w szpitalu "Babcię i dziadka oddam na świętaniestety uważam za otwarty"
Źródło: facebook.com/medpolmed
Kiedy Julie Dorset wybrała się na jedną z plaż w Fort Pierce, przeżyła chwile grozy. Podczas kąpieli w oceanie podpłynęło do niej kilka manatów – Ssaki te mogą mierzyć nawet 4 metry i ważyć 1 tonę! Julie zaczęła się ich bać, ponieważ manaty były coraz bardziej agresywne. W końcu jeden z nich wciągnął kobietę pod wodę."Znalazłam się pod wodą, zaczęłam się krztusić i walczyć o powietrze. Na plecach czułam ciężar jednej z tych bestii i w pewnym momencie byłam już przekonana, że na pewno umrę. To wszystko stało się w zaledwie kilka sekund, jeden z manatów usiłował zmusić mnie do posłuszeństwa.- powiedziała w wywiadzie dla World News Daily Report. Na szczęście jakiś mężczyzna będący nieopodal na jachcie, zauważył kobietę i odgonił stado ssaków, a po Julię przypłynęli ratownicyProfesor biologii stwierdziła, że manaty mogły pomylić kobietę mającą okres, z samicą ich gatunku w stanie rui. Dlatego też próbowały zmusić kobietę do seksu