Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 388 takich demotywatorów

Jak mam odpowiedzieć szefowi,który zwolnił mnie mailem, żebywiedział że jestem bardzo zawiedziony, że nie miał odwagi powiedzieć mi tego w twarz (pracujemy zdalnie, ale zawsze komunikowaliśmy się przez wideorozmowy) – Drogi Szefie,Chciałbym poinformować, że ktoś najwyraźniej włamał się na Pana emaila. Haker właśnie mnie zwolnił i bóg wie jakie jeszcze psikusy robi. Oczywiście nie nabrałem się na tę kiepską próbę przedstawienia Pana jako bezjajecznego, tchórzliwego palanta wbijającego swoim pracownikom nóż w plecy. Jestem pewien, że będziemy się z tego śmiać jak sytuacja się wyjaśni.Z poważaniem
W Ameryce jest ZOO blisko lotniska. Pingwiny lubią oglądać samoloty, więc przewracają się na plecy i tak leżą. Leżą i patrzą w niebo, są szczęśliwe. Gorzej, że nie potrafią wstać, więc ZOO stworzyło specjalny etat, by im pomóc. Gość chodzi i podnosi pingwiny. Budzi się rano i wie, że ma po co żyć, bo są pingwiny, które go potrzebują. Życie bywa piękne. Gdy są w nim pingwiny i samoloty. –
A ty kim jesteś? –  Głupcy biorą nóż i wbijają go w plecy innym Mądrzy ludzie biorą nóż i odcinają się od głupców
Kto jeszcze pamięta to uczucie stawiania baniek? –
 –  Kiedy byłem mały zauważyłem dziwny rytuałwśród psów - obwąchiwanie sobie nawzajemogonów podczas spotkania. Nie widziałem wtym sensu, więc poprosiłem ojca o wyjaśnienie.Ojciec niewiele się zastanawiając tak miodpowiedział:"Dawno, dawno temu, psy chciały dotrzeć naksiężyc. Postanowiły wskakiwać jedendrugiemu na plecy, żeby stworzyć psią wieżę,sięgającą do księżyca. Kiedy praktycznie jużim się udało, jakiś pies na samym dole puściłbąka i cała wieża runęła. W związku z tymteraz psy chodzą i szukają tego, któryzniweczył ich plan."Brzmiało to wiarygodnie. Nie wiem czy ojciecsam to wymyślił, czy może od kogoś usłyszał,ale ta historia zapadła mi w pamięć.I do tej pory 32-letni ja, widząc obwąchującesię psy, przypominam sobie tę opowieść.Widać nadal jeszcze szukają.
 –
 –
Przypowieść o wytrwałości – „Pewnego dnia osioł farmera wpadł do głębokiej studni. Zwierzę zawodziło przeraźliwie przez godziny, podczas gdy farmer zastanawiał się co z nim zrobić. W końcu się poddał i zdecydował, że zwierze jest już stare, a studnie i tak zamierzał zasypać, więc nie opłaca mu się ratować osła.Zaprosił swoich sąsiadów, by mu w tym pomogli. Wszyscy chwycili za łopaty i zaczęli zrzucać ziemię do studni. Na początku, kiedy osioł zorientował się, co robią, zawył jeszcze przeraźliwiej. Po chwili jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, uspokoił się.Kilka łopat później, farmer zajrzał do studni. Był zdumiony swoim odkryciem. Za każdym razem gdy ziemia lądowała na plecach osła, on robił coś nieprawdopodobnego. Zrzucał ją z siebie i stawał na niej. W czasie, gdy sąsiedzi farmera zrzucali ziemię, osioł ciągle ją zrzucał i wchodził coraz wyżej. Po niedługim czasie, ku zaskoczeniu wszystkich, osioł przekroczył krawędź studni i z radością z niej wybiegł.Morał: Życie będzie zrzucało ci na plecy najróżniejsze ciężary i przeciwności. Cała sztuka wydostania się z głębokiej studni polega na tym, by nauczyć się je z siebie zrzucać i stawać na nich. Każdą z napotkanych przeciwności, możemy widzieć albo jako przeszkodę, albo jako coś, co przygotowuje nas do kolejnych wyzwań i pozwala wchodzić coraz wyżej. Jeśli się nie poddamy, możemy dzięki temu wydostać się z najgłębszych studni” „Pewnego dnia osioł farmera wpadł do głębokiej studni. Zwierzę zawodziło przeraźliwie przez godziny, podczas gdy farmer zastanawiał się co z nim zrobić. W końcu się poddał i zdecydował, że zwierze jest już stare, a studnie i tak zamierzał zasypać, więc nie opłaca mu się ratować osła.Zaprosił swoich sąsiadów, by mu w tym pomogli. Wszyscy chwycili za łopaty i zaczęli zrzucać ziemię do studni. Na początku, kiedy osioł zorientował się, co robią, zawył jeszcze przeraźliwiej. Po chwili jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, uspokoił się.Kilka łopat później, farmer zajrzał do studni. Był zdumiony swoim odkryciem. Za każdym razem gdy ziemia lądowała na plecach osła, on robił coś nieprawdopodobnego. Zrzucał ją z siebie i stawał na niej. W czasie, gdy sąsiedzi farmera zrzucali ziemię, osioł ciągle ją zrzucał i wchodził coraz wyżej. Po niedługim czasie, ku zaskoczeniu wszystkich, osioł przekroczył krawędź studni i z radością z niej wybiegł.Morał: Życie będzie zrzucało ci na plecy najróżniejsze ciężary i przeciwności. Cała sztuka wydostania się z głębokiej studni polega na tym, by nauczyć się je z siebie zrzucać i stawać na nich. Każdą z napotkanych przeciwności, możemy widzieć albo jako przeszkodę, albo jako coś, co przygotowuje nas do kolejnych wyzwań i pozwala wchodzić coraz wyżej. Jeśli się nie poddamy, możemy dzięki temu wydostać się z najgłębszych studni”
"Noszę go – Wiem, że to wygląda głupio, jak jego palce u nóg zwisają do moich kolan. On ciągle rośnie i staje się już ciężki. Czasami od noszenia go bolą mnie plecy, ale nadal to robię.Zaczynamy od rana, trudno go wtedy dobudzić. Powinnam pilnować tego, by starał się schodzić samodzielnie po schodach, on nadal pracuje nad tym na fizjoterapii.Jednak, kiedy rano jest taki senny i zaspany to nie mam serca, by zaczynać dzień od takich zajęć.Więc znoszę go.On ciężko pracuje nad tym, aby móc wysiąść ze szkolnego autobusu. Jedną ręką trzyma się poręczy i schodzi ostrożnie w dół po trzech dużych stopniach. Potem chwyta mnie za rękę i nie może się doczekać, kiedy wejdzie do domu, żeby się pobawić. Jednak najpierw proszę go o to, by szedł do łazienki. Kiedy nie ma na to ochoty, klękam przy nim, przytulam go i uspokajam.Potem też go noszę.Pod koniec dnia, uczymy się, jak prawidłowo jeść przy stole. Potem kąpiel, mycie zębów i ubieramy się do snu. Od stołu odchodzi o własnych siłach, sam też wchodzi po schodach.Choć czasami go noszę.Świat szybko się zmienia i życie jest wymagające w stosunku do nas wszystkich. Jednak przy niepełnosprawności i dorastaniu mojego syna jest to bardzo wyczerpujące. Cały dzień musi być instruowany, pilnowany, dopingowany do działania. Są chwile, kiedy ma już dość. Właśnie wtedy go noszę. Czasami wszyscy potrzebujemy kogoś, kto nas wesprze, aby móc wstanie pójść dalej. Kogoś kto będzie nas kochał w dobrych, złych i trudnych chwilach.Kiedy on jest już u kresu swoich możliwości, to ja też tak się czuję. Ale kiedy noszę go i wspieram, to w pewnym sensie on nosi i wspiera również mnie."
Życie po 30 takie już jest –  Mój organizm wybierającyco dzisiaj będzie mnie bolećBestyKOLANAŻYCIEPLECY 5100STAWY5750BestyBRZUCHGŁOWAZĄB
Prawdziwi przyjaciele mówiądobre rzeczy za twoimi plecami,a złe rzeczy prosto w twarz –
Kiedy wiatr wieje ci w oczy – Odwróć się, będzie ci wiał w plecy
Dla wszystkich niedowiarków śmiejących się z homeopatii- to naprawdę działa! –  Byliście kiedyś u osteopaty?42Moja mama miała kiedyś przepuklinę nakręgosłupie ale nie chciała jej usuwać. Plecybolały, mama bardzo się męczyła i chodziła doosteopaty. Niestety nic nie pomagało. Pewnegorazu poszła do jakiegoś kazachskiego szamana.Na trzecim seansie coś tam ponaciskał,powyginał i stał się cud. Świadomość mojejmamy doznała oświecenia i poszła do chirurgana wycięcie przepukliny._
Reklama dźwignią handlu –
Te problemy zaczynają się po trzydziestce –

Szokująca relacja młodego Gruzina o tym jak został potraktowany w Biedronce i jaką bezużyteczną mamy policję

 –  Georgii Stanishevskii1 dzień · PubliczneJestem załamany.Wczoraj 23 listopada moja siostra miała swoje 15-ste urodziny. Poszedłem rano, póki jeszcze się nieobudziła, do sklepu, żeby kupić jej kwiaty i rafaelki.Spokojnie wszedłem do sklepu, zrobiłem zakupy nakasie samoobsługowej, żeby nie czekać w kolejce,dostałem paragon, zachowałem go (zawszezachowuję paragon). Spokojnie wyszedłem zesklepu i poruszałem się powoli w kierunkuprzystanku na ulicy Starowiślnej. Byłem już prawiena przystanku, kiedy poczułem trzy mocneuderzenia w plecy - obróciłem się, zobaczyłemgrubego mężczyznę lat 25, który chwycił mnie zaręce i próbował coś z nimi zrobić.Tępo stałem przez kilka sekund, po czymuświadomiłem sobie, że mam do czynienia zochraniarzem, tak pisało na jego specyficznymstroju. Po tym jak zrozumiałem, kim jest ten pan,zapytałem się go z charakterystycznymwschodnim akcentem (no bo inaczej nie potrafię),co się w ogóle tutaj dzieje. Usłyszawszy obcedźwięki, ten pan powalił mnie na ziemię, usiadł namoim kręgosłupie i zaczął zakładać na mniekajdanki. Ja natomiast, wetknięty twarzą dochodnika, dalej wypytywałem, co się dzieje iprosiłem mnie puścić.Ale on mnie nie puszczał, co więcej, zaczął mocnonaciskać swym kolanem, dławiąc mnie całą wagąswojego ciała.JA ZACZĄŁEM KRZYCZEĆ, ŻE SIĘ DUSZĘ,WOŁAŁEM PRZYCHODNIÓW O POMOC, ŻEBYKTOŚ ZADZWONIŁ NA POLICJĘNikt mi nie pomógł. Dosłownie nikt. Krakowianieprzechodzili obok mnie, nawet nie zwracającuwagi. I chociaż nie udało mi się uzyskać reakcjitłumu, reakcja kretyna, który mnie dusił, byłabłyskawiczna. Warknął do mnie: „Zamknij się tyk**wa Ukraińcu", po czym zalał moje oczy obfitąporcją gazu pieprzowego. I ja się zamknąłem, bonie chciałem dostać jeszcze.Nic nie jest bardziej poniżające, niż kiedy idziesz wkajdankach, pchany przez ochraniarza Biedronki, wcentrum Krakowa. Patrzyłem przez łzy na ludziedookoła i nie rozumiałem, czemu mi nikt niepomógł.Ważne jest, by podkreślić, że od momentu, jakzrozumiałem, że ten psychopata jest ochraniarzemBiedronki, mówiłem mu i nawet krzyczałem, że japrzecież mam paragon, PROSZĘ ZOBACZYĆPARAGONZawiódł mnie do jakiegoś pomieszczenia iuśmiechnięty zapytał się „No i gdzie k**wa nibymasz ten paragon". Powiedziałem, że mam go wkieszeni kurtki, że bardzo proszę zobaczyćparagon.O dziwo, zgodził się wyjąc paragon z kieszeni,pewnie myśląc, że go oszukuję. Popatrzywszy napomiętą kartkę przez minutę, zdjął ze mniekajdanki i wypchał z powrotem na halę sklepu. Niepowiedział do mnie nic. Ani przeprosił, anipowiedział, że się pomylił - po prostu mniewypchał.Głośnym krzykiem zacząłem wołać kierownikasklepu. Pani, która przedstawiła się kierownikiemsklepu odmówiła mi żadnej pomocy (miałemokropny ból w oczach, chciałem je przepłukaćwodą). Dopiero jak zadzwoniłem na policję,zostałem dopuszczony do kranu z wodą.Z tego pomieszczenia, w którym był kran z wodą,zostałem, co prawda, wkrótce wyrzucony na poleprzez dwóch chłopów umundurowanych w strojefirmy JUSTUS. Kierowniczka sklepu wmiędzyczasie gdzieś zemknęła. Czekałem więcdalej na polu na policję.Jak myślicie co, jako pierwsze, zrobił policjantzobaczywszy mnie? Zmusił mnie do ubraniamaseczki, no oczywiście.Powiem tylko, że aż do chwili, kiedy w końcu zdjętoze mnie kajdanki, byłem w maseczce, przez co siędusiłem dwa razy mocniej, bo nie mogłemnormalnie oddychać - cała maseczka była zalanagazem.Policjanci wzięli mój dowód, wprowadzili jakieśdane do systemu, poprosili o dowód tego choregopsychicznie ochraniarza i tyle.Zostałem poinformowany, żeby wszcząćpostępowanie muszę stawić się osobiście nakomisariacie na ul. Szerokiej. Poszedłem więc tam.Pani w okienku kazała mi czekać w poczekalni.Siedziałem tam chyba z półgodziny. Potemprzyszedł jeden z policjantów, którzy brali udział winterwencji w sklepie, i kazał mi wsiąść doradiowozu, bo pomylili jakieś dane, i musząponownie wprowadzić je do systemu. Potempowiedział, że i tak niepotrzebnie czekam, bo bezkarty informacyjnej ze szpitala nie będę przyjęty.Poszedłem, więc do szpitala.Żeby już nie wydłużać i tak olbrzymiej monografii,powiem na koniec tylko, że dzisiaj ponownie byłemna komisariacie, żeby złożyć zeznania w tejsprawie, no i znów zostałem odesłany do domu, bomi kazali tym razem przyjść przed godziną 15-stą.P. S. Nikt mnie nie przeprosił, poczynając od tegoochraniarza-sadysty-ksenofoby, a kończąc nakierowniku sklepu. Zostałem pobity i poniżony, awszystko wygląda na to, że nikt nie poniesieżadnych konsekwencji. Zajście miało miejsce wsklepie Biedronka na Joselewicza 28.UPDJestem pod ogromnym wrażeniem reakcjinieobojętnych Iludzi pod tym postem i też wwiadomościach prywatnych. Dziękuję wszystkimza wsparcie. I chociaż Państwo zareagowali na tozdarzenie, wciąż nie otrzymałem żadnejodpowiedzi ze stronyBiedronka . Wysłałem teraz maila na skrzynkębok@biedronka.pl oraz wiadomość w profiluBiedronki na FB. Zobaczymy, jaka będzie reakcjasklepu.UPDSkontaktowała się ze mną pani rzecznik prawkonsumenta z Biedronka . Przeprosiła mnie za toco się stało. Powiedziała też, że zadzwoni do mniejutro, a pojutrze będzie sformułowane już oficjalnestanowisko Biedronki wobec tego pobicia.Przedtem byłem na komisariacie. Rano znówodmówili mi wizyty, bo nie była obecna osoba, doktórej została przydzielona moja sprawa.Popołudniu skontaktował się ze mną natomiast PanPrawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który,dowiedziawszy się, że nie chcą mnie przyjąć nakomisariacie, przyczynił się jakoś do tego, że wkońcu mogłem złożyć zeznania. Sprawa więc jest wtoku. Dziękuję wszystkim za wsparcie!KARTA INFORMACYNASUMA PLN37,28.11139915,99ER VISITING BIEDRONKALLY.
Czego nie rozumiesz? –  Masz katar - kowidMasz kaszel - kowidMasz gorączkę - kowidMasz biegunkę - kowidMasz wysoką temperaturę - kowidMasz normalną temperaturę - kowidMasz za niską temperaturę - kowidMasz wysypkę - kowidMasz zapalenie płuc - kowidMasz depresję - kowidJesteś osłabiony - kowidNie masz apetytu - kowidNie masz węchu - kowidNie masz smaku - kowidBolą cię plecy - kowidBolą cię oczy - kowidBoli cię głowa - kowidBolą cię stawy - kowidBolą cię mięśnie - kowidBoli cię oko - kowidBoli cię cokolwiek - kowidMasz wypadek samochodowy - kowidWyskoczysz z okna - kowidZłamiesz nogę - kowidZłamiesz rękę - kowidNIE MASZ ŻADNYCH OBJAWÓW - KOWID!

Sytuacja w szpitalach jest gorsza niż mogłoby się wydawać:

 –  Pawel Reszka2dSt3S ipodnsgooodrSfeSiz.d  · Dlaczego umierają„Moja żona ma covida. Modlę się, żeby nie musiała iść do szpitala. Oddziały covidowe to umieralnie” (rezydent anestezjologii) Dokładnie miesiąc temu minister Adam Niedzielski zapowiedział „podwojenie dostępnej bazy łóżek” dla pacjentów zakażonych wirusem. I udało się! Było 15 tys. łóżek, jest 35 tys. W ciągu 30 dni przybyło 20 tys.!Są jednak pytania: czy stoi przy nich odpowiedni sprzęt? Mają dostęp do tlenu? Skąd wzięto lekarzy, pielęgniarki, ratowników, by je obsługiwali? Łóżka są na serio? Czy też dyrektorzy szpitali, by poprawić humor ministrowi, tworzyli je szybkim pociągnięciem pisaka, robiąc np. z interny „internę covidową”?Statystycznie wyglądamy świetnie – tylko 60 proc. łóżek covidowych jest zajętych. Do tego mamy 657 wolnych respiratorów (wypada po 41 na województwo). Zachorowań mniej. Tylko dlaczego bijemy rekordy w liczbie zgonów? Zadzwoniłem do lekarza, który od miesięcy jest na pierwszej linii. Zapytałem, czy tak samo jak premier Morawiecki uważa, że osiągamy delikatną przewagę w walce z wirusem.„Redaktorze,telefon w lekarskim nie milknie. Przez cały dyżur biegam po siedmiopiętrowym szpitalu: laryngologia, okulistyka, chirurgia dziecięca, pulmonologia, ginekologia, chirurgia, ortopedia, onkologia, hematologia, radiologia, pediatria... Konsultacje, wkłucia centralne, reanimacja.Pacjenci umierają. Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon... pizza (zdążyłem zjeść połowę, bo mnie wezwali), zgon, zgon... Półtorej godziny snu i znów wezwanie. „Leć, bo się pacjent załamał”. Biegnę. Nie dobiegłem na czas. Taki dyżur to standard.Wieszasz kartkę i jużWiesz, że tych ludzi można byłoby uratować? Na pewno by żyli, gdyby to, co widzisz w statystykach, odpowiadało prawdzie. Mówisz, że „statystycznie” mamy zapas łóżek dla pacjentów covidowych.Opowiem ci, jakie to łóżka. Nasz szpital od początku pandemii przechodzi ciągłe reorganizacje. Najpierw covidowcy leżeli w wydzielonym budynku, potem tworzono miejsca covidowe na poszczególnych oddziałach, potem część pacjentów covidowych przeniesiono do innego skrzydła.To wszystko oznacza chaos. Na laryngologii jest oddział covidowy, laryngologia jest tam, gdzie okulistyka, okulistyka tam, gdzie chirurgia dziecięca, chirurgia dziecięca tam, gdzie pediatria... A jutro może się to zmienić.Każda z tych rotacji przynosi statystyczne zwiększenie liczby łóżek covidowych. Jak? Wieszasz kartkę na drzwiach: „Oddział covidowy” – i już! Ale co to za oddział covidowy bez respiratorów, sprzętu, personelu? Sprzęt w kartonach: cewniki naczyniowe, cewniki pęcherzowe. Personel przypadkowy, z łapanki.                                             ***Zakładam wkłucie centralne. Sam go na jałowo nie założę. Musi ktoś pomagać. Jest pielęgniarka, ale ona nie wie, gdzie co leży:– Doktorze, ja nie jestem z tego oddziału.– Ja też nie.– Może w tych kartonach.– Może.Czas leci. Chory pogarsza się oddechowo.– Co to za pacjent?Milczenie.– Jakie ma obciążenia?Milczenie.Wszystkie pielęgniarki są z innych oddziałów. Nie mają prawa kojarzyć tych pacjentów – cztery dziewczyny na 40 pacjentów!Kolejne wezwanie. Covidowa interna. Pacjent niewydolny oddechowo. Intubuję, reanimuję. 5, 10, 15 minut. Żadnego efektu. Jestem wykończony. W 20. minucie padam, nie jestem w stanie ratować go dalej. Przerywam. Patrzę na niego, całkiem młody gość. Rocznik 65. Myślałem, że się uda.                                            ***Ktoś mnie puka w plecy. Pielęgniarka z interny: – Doktorze, a możesz spojrzeć, bo tam nam się jeszcze jedna pani pogarsza. Babcia. Obrzęki, zmiany pozakrzepowe na kończynach dolnych. Każę ją położyć na brzuchu. Saturacja się poprawia.– Jaki lekarz prowadzi?Nikt nie wie.– Dobra, pani musi tak leżeć.Po kilku godzinach łapie mnie internistka.– Pan reanimował moją pacjentkę?– Ja? Chyba nie…– Taka starsza pani na internie.– Na internie przekładałem jedną panią na brzuch.– O nią chodzi.– Co z nią?– Jak przyszłam, to była martwa… Jakby pan napisał, że była konsultacja anestezjologiczna...Nawet nie zauważyła, kiedy pacjentka jej zeszła! Teraz szuka dupokrytki. I co ja mogę napisać? Brak dalszych wskazań do eskalacji terapii, czyli że była nie do uratowania? Napiszę. Pomogę. Doktor jest sama na oddziale, też musi biegać po całym szpitalu i konsultować internistycznie. Nie ma szans, żeby to ogarnęła.                                                 ***Wzywają mnie do założenia wkłucia centralnego dla covidowca. Dziadek, 80 lat. W bardzo złym stanie. Niewydolny krążeniowo, obrzęknięty. Zakładam wkłucie. Piszę w konsultacji prośbę o wykonanie gazometrii i biegnę. Wzywają mnie na inne oddziały.O godz. 2:45 znów wezwanie do tego samego pacjenta: „Pacjent pogarszający się oddechowo”. Wracam. Dobijam się do drzwi, dzwonię. Na oddziale nie ma personelu. Za drzwiami pacjenci covidowi. Jeden z nich właśnie się załamuje!Idę w zakontaminowanym kombinezonie przez czystą część. Nie powinienem tego robić, ale człowiek chyba tam umiera. Pacjent leży na płasko, na plecach. Monitor obok, czujnik saturacji obok. Stoją sobie. Nie zostały podłączone. Podnoszę wezgłowie, podnoszę pacjenta. Uzyskuję saturację 85. Trzeba pilnie wykonać ileś czynności. Ale tu, kurwa, nie ma nikogo. Komu mam to zlecić?Wychodzę. Mijam pacjentów leżących na łóżkach. Starzy, niedołężni ludzie. Na ścianie kartka: „Telefon do pielęgniarek...”. Wiem, że żaden z pacjentów nie jest w stanie zatelefonować.Te oddziały to umieralnie. Są po to, żeby ludzie nie schodzili na ulicy.                                                  ***A ja? Kiedy ostatnio widziałem swoich pacjentów? A przecież mój oddział to OIOM! Pacjenci na stronie brudnej pod respiratorami, na czystej po wstrząsach, z zapaleniem otrzewnych, trzeba pilnować gospodarki wodnoelektrolitowej. Kiedy mam to robić, skoro konsultuję i reanimuję? Kto jest bez winy?Pamiętam z ostatnich dni jednego z covidowych pacjentów. Konsultowałem go na jakimś oddziale. Jak podszedłem do niego, miał niecałe 60 proc. saturacji. Patrzę, a w jego nogach leżą wąsy tlenowe!– Dlaczego to nie jest podłączone? – krzyczę do pielęgniarki.– A bo nie ma kto mu tego podłączyć, doktorze!Jezu! To zakładam te wąsy. Mija doba. Pacjent niewydolny oddechowo trafia do mnie na OIOM. Leży sobie pod respiratorem, leży, aż się butla z tlenem skończyła. I zmarł. Taka to, kurwa, smutna przygoda się zdarzyła.Dziwisz się? A ja wcale się nie dziwię. Na stronie brudnej na 19 pacjentów są trzy pielęgniarki. Powinno być dziesięć. Jedna na dwa stanowiska. Tlen w butlach, butle na dwukołowych wózkach przywiązane łańcuchami. Tak tu jest.Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: „Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek”? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu. Tu musisz mieć szczęście. Jak ktoś spostrzeże, że butla się kończy, będzie OK.Czytaj też: Lekarze alarmują. Zaraz będziemy tu mieli LombardięTlenu nie ma, nikt nie powiedziałDlaczego używamy butli? Brak tlenu w instalacji szpitalnej. Za dużo pacjentów podłączonych do respiratorów. Oczywiście, nikt nam niczego nie powiedział. Wszystko sprawdza się na żywym organizmie. Podłączam pacjenta pod respirator. Nie działa. Drugi? Lepiej. Po chwili dzwoni lekarka: – Coś się dzieje złego z pacjentem. Desaturuje!Sprawdzamy. Respirator nastawiony na 100 proc. podaje tylko w 36 proc. Wtedy wpadliśmy na to, że trzeba sprowadzić butlę, bo w ścianie ciśnienie jest zbyt niskie.                                               ***Na interwencję do drugiego budynku szpitalnego, gdzie jest kilka „lżejszych” oddziałów covidowych, jeździmy karetką. Leczy tam fajny hematolog, miły chirurg, neurolog, nefrolog. Ale nie ma anestezjologów, lekarzy medycyny ratunkowej ani sprzętu. Więc jak się ktoś pogorszy, muszą wzywać nas. Najczęściej wzywają na ostatnią chwilę.Dlaczego? Otóż mają jeden monitor i dwa pulsoksymetry na oddział. Jeśli chory nie jest podłączony do sprzętu, to oni nie widzą, że się pogarsza. Tym bardziej że przy covidzie pacjenci z saturacją 70 proc. potrafią logicznie rozmawiać. Nie widać problemów. Aż nagle bach... Oni reagują, jak nastąpi to bach. Mówiąc wprost – jak pacjent zsinieje, dzwonią po nas.Respirator wziąć. Lifepacka: monitor z funkcją defibrylacji, kardiowersji brać. Plecak z ambu, z lekami, rurkami. Leki z lodówki. Dygam z tym do karetki. Z pielęgniarką przebieramy się w kombinezony. A pacjent się tam dusi.Rzadko udaje się zdążyć. Jesteśmy w drodze i dostajemy informację: „Możecie wracać, już po wszystkim”. Czasami nas nawet nie wołają. Widzą, że i tak nie zdążymy. I to też jest statystyka w praktyce. Na tamtych oddziałach są wyłącznie łóżka covidowe, które widzi w tabelkach pan minister. Ale są to łóżka bez dostępu do tlenu, bez sprzętu pomiarowego i bez personelu.                                                   ***Na interwencję zawsze chcę brać ze sobą pielęgniarkę z OIOM. One są doświadczone, znają się na rzeczy. Gdy trwa reanimacja, chcesz kogoś takiego obok siebie.Proszę je: „No pojedź ze mną” – i chyba nie muszę ci mówić, jaki jest ich stosunek do moich próśb. „Doktor, a może byś znalazł kogoś innego, co?”.Nie mam pretensji. Są upocone, umęczone, ledwie stoją. „Ratowanie życia” brzmi pięknie, ale to ciężka fizyczna praca. Pacjent waży 150 kg. Przenieś go z pielęgniarką na nosze!Wspominałem ci, że z okazji 11 listopada szpital wypłacał nagrody za walkę z covidem? Dostali różni ludzie: pan związkowiec, pani z kadr... Nie dosłała żadna z oiomowych pielęgniarek.                                               ***Anestezjolog ma grubą skórę. Często oglądamy śmierć. Mamy taką pracę. Mówimy: „mogę reanimować i jeść kanapkę”, ale dziś łapię się za głowę. Jesteśmy wykończeni fizycznie i psychicznie. A to nie jest nawet środek epidemii. Miesiące walki przed nami. Wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym. Bo u nas jest dramat.Wczoraj zakaziła się moja żona. Ciągle myślę, co zrobić, jak się pogorszy oddechowo. Zostawiać ją w domu? Słać do szpitala? Ale kto się nią tam zajmie, jak nie będzie mnie obok? Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? Skoro ja się boję, co muszą przeżywać inni ludzie, którzy nie są lekarzami?Myślę, że niedługo też się zakażę. Prawdę mówiąc, liczę na to. Chciałbym odpocząć od tego burdelu.PozdrawiamP.”Fot. Paweł ReszkaRelacje też na https://www.facebook.com/ReszkaPai polityka.pl
Zemsta jest słodka –  A pamiętasz, Kaziu, jak w szkolesiedziałeś za mną i kłułeś mnie w plecyeyrklem?NO MASZ
Tak wyglądają tatuaże na plecach Angeliny Jolie – Aktorka ma na plecach trzy tatuaże wykonane przez mnicha w trakcie pobytu w Tajlandii i angielski napis "znaj swoje prawa"na karku