Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 89 takich demotywatorów

Wzruszająca historia znaleziona w internecie: – Stojąc w kolejce w sklepie zauważyłem przed sobą małą, pomarszczoną babcię, ledwo widzącą, która drżącymi rękami mocno przyciskała do piersi niewielką torebkę z dzianiny. Próbowała zapłacić za 3 produkty - chleb, mleko i kawałek kiełbasy, niestety miała p, sobie tylko 7 rubli (do zapłaty było 10). Sprzedawca był bardzo nieuprzejmy wobec niej, a babcia niezbyt radziła sobie z tą sytuacją i była dość zagubiona. Powiedziałem na głos do sprzedawcy co o nim sądzę i położyłem na ladzie 10 rubli. W tym momencie moje serce zaczęło bić tak mocno, że złapałem tę staną kobiecinę za rękę, a ona spojrzała w moje oczy widać było, że nie wiedziała dlaczego to zrobiłem. Wróciłem z nią do półek z towarami i zacząłem po drodze wrzucać do koszyka wszystkiego po trochu co uważałem za potrzebne: mięso, kości do zupy, jaja, pieczywo, a ona w milczeniu wolno podążała za mną. Wszyscy w sklepie się na nas patrzyli. Podszedłem do owoców i spytałem się co lubi. Spojrzała się na mnie, ale nie odpowiedziała, wziąłem więc wszystkiego po trochu. Podszedłem z nią do kasy, a ludzie stojący w kolejce ustąpili nam miejsca. Wyszedłem z babcią ze sklepu, wciąż trzymając jej rękę. Zauważyłem, że ta podstarzała kobieta popłakała się. Zapytałem się, gdzie ją podwieźć, ona wówczas zaproponowała mi herbatę. Poszliśmy do jej bardzo skromnego mieszkania, na stole postawiła ciastka na talerzu i szklankę gorącej herbaty. Te sytuacja uświadomiła mnie, jakie życie prowadzi wielu starszych ludzi, zapomnianych przez społeczeństwo, bez rodziny i przyjaciół. Wróciłem do samochodu. Płakałem 10 minut. Na pamiątkę tej sytuacji zrobiłem jedno zdjęcie w pokoju tej staruszki
 –  Chleb samotnych
 –  tomiankiGrazyna15 godz .日Sklep spożywczo przemystowy Bingo ul. Osiedlowa zaprasza 7 dni wtygodniu w godz. pn-pt 6-22 sobota 6--20 niedziela 9-18. Serdeczniezapraszamy dostępny pełny asortyment pieczywo nabiał prasa alkoholepapierosy owoce warzywa i wiele innych artykułów. Nie masz gdzie zrobićzakupów w wolną niedzielę od handlu-u nas zrobisz bez problemu.ZapraszamyLubie to!KomentarzeUdost pniji29 innych użytkowników4 udostępnieńKamilDzwonię na straż miejskąLubie to! Odpowiedz 12 godz.Komentarz został ukryty.Pokaż ponownie Zablokuj użytkownika Adam ZgłośNapisz odpowiedź..GrażynaA dzwon frajerze

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
 –  TROSZKĘ MI SIĘ PRZYPIEKŁYPO CO DRĄŻYĆ TEMAT?
Kolejny bubel prawny –  Zgodnie z ustawą, zakaz nie obejmie cukierni oraz piekarni. Co z tego? To bardzo proste. Zarówno Lidl jak i Biedronka prowadzą wypiek pieczywa na miejscu, a w ustawie nie sprecyzowano, jaki procent sprzedawanych produktów musi stanowić np. pieczywo. Oznacza to po prostu, że ustawa nie obejmie zagranicznych gigantów.Dyskonty śmieją się władzy w twarz i już zacierają ręce. W niedziele zamknięta będzie bowiem cała konkurencja, co spowoduje tylko maksymalizację zysków zarówno Lidla jak i Biedronki.

Nawet chleb może być dziełem sztuki: Jeżeli smakują chociaż w połowie tak, jak wyglądają to istne niebo w gębie

Jeżeli smakują chociaż w połowie tak, jak wyglądają to istne niebo w gębie –
Podzielił się ostatnim bochenkiem chleba, spotkała go niespodziewana nagroda – Właściciel sklepu podzielił się z klientem ostatnim bochenkiem chleba, który zostawił dla swojej rodziny na świąteczny dzień. Nieznajomym, który zapytał o pieczywo, okazał się szef ambasady USA przy Watykanie. Dyplomata odwdzięczył się za serdeczny gest.Do sklepu spożywczego wszedł Amerykanin pytając, czy może kupić trochę chleba.Chleb już się skończył, a sklepikarz miał tylko bochenek odłożony dla swojej rodziny. Przekroił go na pół i dał nieznajomemu. Nie wziął za to pieniędzy, poklepał cudzoziemca po plecach powiedział, że to podarunek „dla przyjaciela” od jego rodziny.Trzy dni później pod sklep podjechała limuzyna z ochroną, eskortującą jego niedawnego klienta. Ochroniarze zapytali sklepikarza, czy mogą najpierw sprawdzić wnętrze.Mężczyzną od chleba okazał się wypoczywający wtedy w Toskanii chargé d’affaires ambasady USA przy Stolicy Apostolskiej.Ambasador wrócił, żeby podziękować za niezwykły gest. Przedstawił też swoją żonę i dzieci. Potem kupił 8 kg wołowiny, przygotowanej tak, by zrobić z niej słynne befsztyki z Florencji, oraz wiele lokalnych produktów spożywczych. Zostawił też swoją wizytówkę i zaprosił go do Rzymu.Warto być dobrym człowiekiem, bo to czym się dzielimy – wraca.  Wraca, choćby w postaci satysfakcji z tego, że u kogoś pojawił się duży uśmiech na buzi
Polskie sushi –
Oto przykładowa lista pytań, które codziennie dostaje żona od dzieci:"Jest jeszcze pieczywo?" "O której wychodzimy?" "Co na obiad?" "Gdzie leżą plastry?" "A umrę od tego?" "Masz numer do cioci?" "A ile to dwie godziny?" "A gdzie pójdę jak umrę?" – I po co ja jestem potrzebny?
Gdzie można taką dostać?! –  feeling crazy1 hr Sunday. 7 May 2017 at 13:10 WarsawWymyślić Kanapkę Którą wszyscy będą nienawidzić!Pszenne pieczywo tostowe-Białe więc rasistowskie-Gluten-Kwadratowe a nie okrągłe więc wyznacza podziałyBekon-Obraża islam-Obraża Żydów-Weganie nie jedzą-Wegetarianie nie jedząSer-LaktozaPomidor-BO CZERWONY!Wołowina-Nie jedzą Hindusi-Weganie nie jedzą-Wegetarianie nie jedząJajko na twardo-AborcjaCiemne pieczywo z orzechami-Rasiści nie jedzą bo ciemne-Orzechy powstrzymają alergikówważne aby ciemne pieczywo było pod białym aby pokazać wyższośćbiałych nad czarnymiBekon należy ułożyć w kształt swastykiKanapka nienawiści gotowa!!!!
Dziś wybór partnera na całe życie przypomina bardziej wizytę w supermarkecie – Wchodzimy po pieczywo, ale na drodze mamy owoce, warzywa, lodówki z mrożonkami, nabiał, napoje, alkohol i gdzieś w rogu ukrywa się nasz cel - świeżutki chleb… jednak gdy dotrzemy na miejsce, to pojawia się kolejny problem - krojony, wiejski, razowy? I w tej chwili nie dość, że nie wiemy jaki wybrać, to jeszcze im dłużej zwlekamy, tym możemy mieć mniejszy wybór. Dlatego bierzemy w końcu co mamy pod ręką i wydaje się, że właśnie tego chcieliśmy… Po to, żeby w domu ocenić jednak: kurde, trzeba było wziąć bułki Together since 1945
Nic tylko się delektować –  CHALKA 300GPieczywo pszenne półcukiernicze Masa netto 300 g Składniki: Ciasto (mąka PSZENNA
Pewna firma stworzyła inteligentny pojemnik na pieczywo, który: – 1. Na bieżąco rejestruje wagę pieczywa i przesyła informacje dzięki połączeniu z WiFi.2. Dane są odbierane oraz przetwarzane w chmurze. Algorytm przewiduje zapotrzebowanie na dostawy.3. Zlecenie na pieczywo trafia do lokalnej piekarni.4. Następuje proces dostawy świeżego pieczywa w modelu just in time.5. Odbiór w ustalonej lokalizacji oraz przedziale czasowym
 –
Drogi Złodzieju! – Ubiegnę Twoje rozczarowanie. Telewizor ma ok. 25 lat, lodówka 15, kuchnia 14, zmywarka 13, pralka 9. Telefony bierzemy ze sobą, laptopa też. Złota nigdy nie było i raczej nie będzie. Znajdziesz jedynie małe co nieco w lodówce, a w szafkach sporo konserw - przynieś zatem sobie świeże pieczywo. Śpiesz się, wracamy już w środę. Z poważaniem - Rodzina bez 500+ Dziękuję wszystkim, którzyumieszczają na Facebookuposty z informacją, kiedywybierają się na urlop.Z uwagi na dużą ilość pracynie mogę odwiedzić Waswszystkich osobiście, idlatego proszęo wyrozumiałość..
Źródło: z czeluści sieci
Co do pieczywa mam jedną zasadę: – Nigdy do śmietnika! Jak już to koło niego kładę

Elementarna edukacja

Elementarna edukacja –
Nie jem pieczywa, odchudzam się –
Najgorsze jedzenie według dietetyka –