Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 414 takich demotywatorów

"Drastyczne. Ale prawdziwe – To sala operacyjne dwie minuty po opuszczeniu przez nią dziecka, któremu ratowano na niej życie. Trafiło na oddział intensywnej terapii. Próba samobójcza. Czy przeżyje? Trzeba się modlić. Zdjęcie dziś udostępnił Kamil Bracio. Kilka godzin pracy zespołów pogotowia, SOR, anestezjologii, chirurgii i ortopedii, oraz radiologii i laboratorium, lekarze, pielęgniarki, instrumentariuszki, ratownicy, technicy elektroradiolodzy, diagności laboratoryjni, salowe, pracownicy stacji krwiodawstwa. Nikt nam nie powie, że to się opłaca bardziej, niż sprawny system opieki psychiatrycznej. W Polsce od samobójstw ginie więcej ludzi, niż od wypadków samochodowych. W tym ogromna liczba dzieci. To jest najstraszniejsza strona cyfryzacji. W Internecie dzieci są miażdżone, gniecione jak plastelina i sobie z tym nie radzą. I same sobie nie poradzą. Przekonujemy się o tym każdego dnia prowadząc w Instytut Lema lekcje w ramach akcji #OgarnijHejt. My im ten świat stworzyliśmy. To pomóżmy im sobie z nim radzić"
 –
Cennik u lekarza wg cennika księdza – Gdyby lekarze stosowali te same cenniki co księża, to wówczas wizyta u lekarza kształtowała by się w następujący sposób:1. Do lekarza mogą chodzić tylko osoby, które lekarz zna i aprobuje. Osoby, które lekarz wykluczy pozostają bez opieki medycznej2. Rejestracja w przychodni: co łaska, ale nie mniej niż 100 zł3. Wizyta u lekarza: co łaska, ale nie mniej niż 500 zł4. Wypisane recepty: co łaska, ale nie mniej niż 200 zł5. Wizyta domowa: co łaska, ale nie mniej niż 500 zł6. Coroczna wizyta kontrolna w domu pacjenta (w okresie świątecznym, kontrola zdrowia) w kopercie co łaska, ale nie mniej niż 1500 złPS Jakie to jest prawdziwe, a miało być sarkastyczne... Jarosław Kaczyński o lekarzach: muszą mieć poczucie misji, jak ksiądz
Przy okazji - nazwano go Feniks –
W konkursie zorganizowanym przez zależne od Solidarnej Polski (tzw. ziobrystów) Lasy Państwowe wygrały przede wszystkim parafie i organizacje katolickie. Do podziału jest 100 mln zł, które trafi do 118 podmiotów. Setka z nich jest związana z Kościołem – Jak podaje innpoland.pl pod koniec wakacji Lasy Państwowe ogłosiły konkurs "Drewno jest z lasu". Jego celem miało być "promowanie drewna i Lasów Państwowych jako głównego dostawcy tego surowca". W zasadach konkursu zapisano też, że nośnikiem gospodarczej funkcji lasu i polskiego modelu trwale zrównoważonej gospodarki leśnej będą obiekty architektury drewnianej. Trudno powiedzieć, co miało to w praktyce oznaczać.Teraz ogłoszono wyniki konkursu i okazało się, że idealnymi obiektami architektury drewnianej są ławki i ołtarze. Lasy Państwowe wcześniej informowały, że konkurs skierowany jest do organizacji pozarządowych, samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej, samorządów i ich jednostek organizacyjnych, parafii oraz osób prawnych powiązanych z Kościołem
Dzisiaj 99 urodziny obchodzi Hanna Katarzyna Zawistowska-Nowińska „Hanka Zerwicz” - sanitariuszka w zgrupowaniu „Róg” na Starym Mieście – Kiedy wybuchło powstanie 21-letnia Hanka była studentką tajnej medycyny i miała skończoną Warszawską Szkołę Pielęgniarek. "Jak się zorientowali, że jestem pielęgniarką, a trzeba fachowej opieki nad rannymi, wobec tego mnie zostawili w szpitaliku zrobionym ad hoc. Wtedy tych szpitalików w Warszawie rodziło się całe mnóstwo, ale po prostu była potrzeba tego. W momencie kiedy rannych było więcej, kazano mi zostać w szpitaliku razem z koleżanką Basią (już nie pamiętam, jak ona się nazywa) i z Wandzią Radlińską. To była córka profesor Radlińskiej (profesor chirurgii), a jednocześnie moja koleżanka z Zaorskiego, więc razem we trzy prowadziłyśmy szpitalik".Po wojnie Pani Hanna przez 43 lata aż do emerytury pracowała w Krakowie jako lekarz, z czego 37 lat jako lekarz pediatra.  Wszystkiego najlepszego Pani Haniu!
Kto za? –
Pewien człowiek po tym, jak doszedł do wniosku, że jego ojciec jest już stary, zawiózł go i zostawiłw domu spokojnej starości – Kiedy wrócił, jego mały syn zapytał:– Tato, powiedz mi, gdzie jest dom opieki?– Czy chcesz odwiedzić dziadka?– Nie, chcę wiedzieć, gdzie cię zabrać, kiedy będziesz stary – odpowiedział chłopak.Kiedy ojciec to usłyszał, łzy napłynęły mu do oczu. Myślał długo, a potem zabrał swojego syna, pojechał i zostawił go w sierocińcu
Dwunastolatek ze Szczecina wlał psu do oczu żrący domestos. Miała to być kara za pogryzienie butów – Szczeciński OTOZ opisał całą sytuację na Facebooku "Każda nasza interwencja wiąże się z negatywnymi emocjami, jednak treść tego zgłoszenia nas zszokowała" - napisano.Pracownicy OTOZ pojechali na miejsce zgłoszenia. Spotkali tam małego psa w typie pekińczyka. Gucio przecierał oko jedną łapą. Babcia chłopca tłumaczyła, że miała to być kara za pogryzienie butów. Kobieta zrzekła się opieki nad zwierzęciem
Według lokalnych mediów sprawca popełnił samobójstwo, wcześniej zabijając swoją żonę i dziecko –
O całym procederze poinformował Wojciech Bakun, prezydent Przemyśla – "Nie da się nie zauważyć zorganizowanych transportów kobiet z dziećmi, które na kartkach mają zapisane procedury jakim muszą się poddać, żeby otrzymać pomoc materialną i finansową" - napisał w poniedziałek rano prezydent Przemyśla."Osoby te codziennie formują kolejkę przed Urzędem Miejskim, następnie udają się do MOPSu i ZUSu celem złożenia wniosków o świadczenia. Następnie zorganizowanym transportem wracają na Ukrainę" - dodaje samorządowiec."Jestem za niesieniem pomocy, ale w przypadku pomocy uchodźcom, którzy uciekają przed wojną chyba nie chodzi o to, żeby całe społeczności przerzuciły się na nasz system opieki społecznej? Nie tędy droga! Od początku udzielając pomocy staraliśmy się to robić jak najmądrzej, stąd apel do posłów, senatorów, ministrów, aby pochylili się nad tym procederem, bo jako samorząd nie mamy żadnych instrumentów, żeby jemu zapobiegać. Możemy jedynie zgodnie z prawem rejestrować te osoby w systemie PESEL, co otwiera drogę do korzystania z całego wachlarza instrumentów wsparcia" - dodaje.Prezydent Przemyśla wyraźnie zaznaczył, że wpis w mediach społecznościowych nie jest skierowany przeciwko komukolwiek, "przedstawia jedynie obiektywną ocenę sytuacji i to z czym musimy się mierzyć jako miasto przygraniczne"
 –  Wspólnie z mężem zdecydowaliśmy, ze Dęaę така zona zamerykańskich lat 50-tych. Nie będę pracować, zajmę się dziećmi idomem. Wyobrażałam sobie, że będę chodzić po domu wrozkloszowanych sukienkach, będę miała czas na zabawę z dziećmi,zajmę się gotowaniem i pieczeniem pachnących ciast. Zapomniałamjednak mojemu mężowi wspomnieć, że w mojej fantazji on jestodnoszącym sukcesem biznesmanem w garniturze, który kupuje midrogą biżuterię i zabiera 4 razy w roku na wakacje. Zamiast tego mamSebixa bez ambicji zarabiających 3 tys. zł na rękę, dzięki czemumusiałam zapoznać się z paniami z opieki społecznej, leży na kanapie,pierdzi i gapi się w telewizor albo komputer. Ma dresy z dziurą wkroku, którą nazwał wentylem bezpieczeństwa i nie pozwala mi ichwyrzucić.Tak skończyła się moja fantazja
Gdzie, który to dom opieki i ilecoś takiego kosztuje? –
0:31

Taksówkarz z Nowego Jorku napisał:

Taksówkarz z Nowego Jorku napisał: – Przyjechałem pod adres do klienta, i zatrąbiłem. Po odczekaniu kilku minut, zatrąbiłem ponownie. Był późny wieczór, pomyślałem że klient się rozmyślił i wrócę do "bazy"... ale zamiast tego zaparkowałem samochód, podszedłem do drzwi i zapukałem. "Minutkę!", odpowiedział wątły, starszy głos. Usłyszałem odgłos tak jakby coś było ciągnięte po podłodze...Po długiej przerwie, otworzyły się drzwi. Stała przede mną niska , na oko dziewięćdziesięcioletnia kobieta. Miała na sobie kolorową sukienkę i kapelusz z dopiętym welonem; wyglądała jak ktoś z filmu z lat czterdziestych.U Jej boku była mała nylonowa walizka. Mieszkanie wyglądało tak, jakby nikt nie mieszkał w nim od lat. Wszystkie meble przykryte były płachtami materiału.Nie było zegarów na ścianach, żadnych bibelotów ani naczyń na blacie. W rogu stało kartonowe pudło wypełnione zdjęciami i szkłem."Czy mógłby Pan zanieść moją torbę do samochodu?", zapytała. Zabrałem walizkę do auta, po czym wróciłem aby pomóc kobiecie.Wzięła mnie za rękę i szliśmy powoli w stronę krawężnika.Trzymała mnie za ramię, dziękując mi za życzliwość. "To nic", powiedziałem, "Staram się traktować moich pasażerów w sposób, w jaki chciałbym aby traktowano moją mamę.""Och, jesteś takim dobrym chłopcem" , odrzekła. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, dała mi adres, a potem zapytała: "Czy mógłbyś pojechać przez centrum miasta?"To nie jest najkrótsza droga", odpowiedziałem szybko, włączając licznik opłaty."Och, nie mam nic przeciwko temu", powiedziała. "Nie spieszę się. Jestem w drodze do hospicjum."Spojrzałem w lusterko. Jej oczy lśniły. "Nie mam już nikogo z rodziny", mówiła łagodnym głosem. "Lekarz mówi, że nie zostało mi zbyt wiele..."Wyłączyłem licznik... "Którędy chce Pani jechać?"Przez kilka godzin jeździliśmy po mieście. Pokazała mi budynek, gdzie kiedyś pracowała jako operator windy.Jechaliśmy przez okolicę, w której żyli z mężem jako nowożeńcy. Poprosiła abym zatrzymał się przed magazynem meblowym który był niegdyś salą balową, gdzie chodziła tańczyć jako młoda dziewczyna.Czasami prosiła by zwolnić przy danym budynku lub skrzyżowaniu, i siedziała wpatrując się w ciemność, bez słowa.Gdy pierwsze promienie Słońca przełamały horyzont, powiedziała nagle "Jestem zmęczona. Jedźmy już proszę". Jechaliśmy w milczeniu pod wskazany adres. Był to był niski budynek z podjazdem, tak typowy dla domów opieki.Dwaj sanitariusze wyszli na zewnątrz gdy tylko zatrzymałem się na podjeździe. Musieli się jej spodziewać. Byli uprzejmi i troskliwi.Otworzyłem bagażnik i zaniosłem małą walizeczkę kobiety do drzwi. Ona sama została już usadzona na wózku inwalidzkim."Ile jestem panu winna?" Spytała, sięgając do torebki."Nic", odpowiedziałem."Trzeba zarabiać na życie", zaoponowała."Są inni pasażerowie," odparłem.I nie zastanawiając się kompletnie nad tym co robię, pochyliłem się i przytuliłem Ją. Objęła mnie mocno."Dałeś staruszce małą chwilę radości", powiedziała. "Dziękuję".Uścisnąłem jej dłoń, a następnie wyszedłem w półmrok poranka. Za mną zamknęły się drzwi - był to dźwięk zamykanego Życia.Tego ranka nie zabierałem już żadnych pasażerów.Jeździłem bez celu, zagubiony w myślach. Co jeśli do kobiety wysłany zostałby nieuprzejmy kierowca, lub niecierpliwy aby zakończyć jego zmianę? Co gdybym nie podszedł do drzwi, lub zatrąbił tylko raz, a następnie odjechał?Myśląc o tym teraz, nie sądzę, abym zrobił coś ważniejszego w całym swoim życiu.Jesteśmy uzależnieni od poszukiwania emocjonujących zdarzeń i pięknych chwil, którymi staramy się wypełnić nasze życia.Tymczasem Piękne Chwile mogą przydarzyć się nam zupełnie nieoczekiwanie, opakowane w to, co inni mogą nazwać rutyną. Nie przegapmy ich..
 –
0:22
John Langdon Down rozpoczął swoją karierę jako główny lekarz w Earlswood, instytucji dla osób z niepełnosprawnością intelektualną i rozwojową – Przed pracą w Earlswood, John Down nie miał doświadczenia w opiece nad osobami z tego typu niepełnosprawnościami. Ale coś go w nich interesowało. Widział ich wartość i ich człowieczeństwo w czasach, gdy inni tego nie widzieli. Naprawdę lubił przebywać w ich towarzystwie i wpadał w szał z powodu sposobu, w jaki byli traktowani. Kary cielesne były powszechne, panowała słaba higiena, wysoka śmiertelność i nic przyjemnego lub wartościowego, co mogliby robić pacjenci. John Langdon Down nalegał na zmianę. Zatrudnił cały nowy personel, zażądał odpowiedniej opieki i higieny, zabronił karania i oferował swoim pacjentom rzemiosło i hobby. Robił piękne portrety swoich pacjentów, ubierając ich w najładniejsze suknie i garnitury by pozowali. Użył tej kolekcji portretów składającej się z ponad 200 zdjęć, aby wesprzeć swój kliniczny opis zespołu Downa, wskazując cechy fizyczne, które zauważył, a także inne obserwacje kliniczne, które poczynił. W 1868 kupił dużą białą rezydencję jako dom dla osób z zespołem Downa, a nie „instytucję”. Dbał o to, aby miejsce spełniało najwyższe standardy komfortu i higieny. Wszystkie osoby przywiezione do rezydencji posiadały prywatne wykształcenie. Uczono ich jeździć konno, uprawiać ogród lub inne rzemiosło. Dostarczane były pomoce kreatywne, a jako dodatek do rezydencji wybudował mały teatr. Ta rezydencja nazywała się Normansfield i nadal istnieje w Wielkiej Brytanii. Teraz nazywa się Langdon Down Center i Normansfield Theatre. Tak więc "Down" nie ma nic wspólnego z opóźnieniami, usposobieniem lub prognozą syndromu. Został nazwany na cześć naprawdę fajnej osoby
Czy tylko ja uważam, że to jest chore? – Wczoraj (2022.06.30) przyleciałem z Edynburga do Warszawy. Na lotnisku Modlin samolot miał około 40 minut opóźnienia, ale to akurat nie jest nic nadzwyczajnego. Mniej więcej w momencie lądowania samolotu na lotnisku znaleziono dwie torby pozostawione bez opieki, doszło do ewakuacji i wezwania saperów, bo władze lotniska bały się bomby, jednak ewakuacja nie obejmowała ludzi, którzy dopiero przylecieli. Kazano nam siedzieć przez półtorej godziny w dusznej hali odbioru bagażu i zabroniono nam stamtąd wychodzić. Mieliśmy czekać, aż sytuacja zostanie opanowana. I żeby nie było niejasności, kilkuset osobom zabroniono wyjść z budynku, w którym było podejrzenie, że może być bomba.Oczywiście okazało się, że żadnej bomby nie było...
 – W poniedziałek w Łęcznej otwarto Centrum Opieki Senioralnej. Na budowę nowego skrzydła szpitala powiatowego przeznaczono 13,6 milionów złotych z budżetu samego szpitala, 5 milionów złotych na wyposażenie przekazała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, a 50 krzyży o wartości 5 tys. zł przekazała Archidiecezja Lubelska wraz usługą ich poświęcenia
Po podjęciu interwencji okazało się, że w wózku znajdowała się zaledwie 8-miesięczna dziewczynka. Jej rodzice byli pijani. 25-letni mężczyzna miał w organizmie 2,7, a 24-letnia kobieta 2,1 promila alkoholu – Funkcjonariusze zaopiekowali się dziewczynką i do czasu przyjazdu służb medycznych dziewczynka była na rękach policjanta, gdzie czuła się bezpiecznie. Służby medyczne sprawdziły, czy nie wymaga opieki medycznej. Kiedy policjanci mieli pewność, że zdrowiu dziewczynki nic nie zagraża, przekazali ją w bezpieczne miejsce opiekunowi. Sprawą nietrzeźwych rodziców zajmie się sąd rodzinny
Olga, gdy miała cztery lata, trafiła na pięć lat do domu dziecka w Jordanowie, gdzie zakonnice znęcały się nad swoimi podopiecznymi – Dzieci miały tam numery, nie imiona – jak w kanadyjskich szkołach rezydencjalnych, prowadzonych przez kler.Olga padła też ofiarą księdza l Zakonnice się znęcały, ksiądz molestowałW KOSZMAR RELIGIJNEJ „OPIEKI"Biły, wykręcały uszy, kazały - jak w bajce - klęczeć nagrochu, znęcały się psychicznie. (...) Jeśli same nas nie biły,to starsze dziecko miało bić młodsze. Nie miałyśmy imion.Nikt nie wołał na mnie: Oleńko albo Gwiazdeczko, jaknazywała mnie mama. Byłam numerem osiem".Źródło: Beata Biały, „Słońce bez końca. Biografia Kory"„Ksiądz zaprosił mnie na swoje winogrona. Całkiemmożliwe, że nie mnie jedyną. Pamiętam doskonale, jakstrasznie się bałam, gdy wyszłam od księdza. Przez lata niebyłam w stanie nikomu o tym powiedzieć, nikomu sięposkarżyć, bo byłam wychowana w poczuciu, że kobietajest grzesznym narzędziem, że to Ewa, to jabłko, że winajest we mnie. Choć to przecież ja byłam ofiarą starego,obrzydliwego księdza. Był starym, śmierdzącymczłowiekiem, który wpychał mi jęzor do ust i gmerał wmajtkach".Źródło: wprost.pl