Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 306 takich demotywatorów

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie

Wielki Brat analizuje

Wielki Brat analizuje –  - Halo. czy to pizzeria Giuseppe? - Dzień dobry. nie. to pizzeria Google. -Źle się dodzwoniłem? - Nie. proszę pana. Google kupilo tę pizzerię. - OK. To chciałbym złożyć zamówienie. - Dobrze. czy zamawia pan to co zwykle? - To co zwykle? A pan mnie zna? - Zgodnie z pańskim ID dzwoniącego. ostatnie 12 razy zamawial pan pizzę serową z dodatkową porcją peperoni i szynki. - OK! Taką zamawiam! - Czy mogę panu zasugerować tym razem zamiast sera ricottę z rukolą i suszonymi pomidorami? - Co? Nie. ja nie lubię warzyw! - Ale ma pan podwyższony cholesterol. - Skąd o tym wiecie?! - Z pańskiej karty pacjenta w klinice. Mamy wyniki pańskich badań z ostatnich 7 lat. - No dobrze... ale ja nie chcę pizzy z warzywami — już biorę leki na cholesterol. - Cóż. nie brai pan ostatnio ich regularnie. 4 miesiące temu zamówi) pan opakowanie 30 tabletek w aptece internetowej. - Kupiłem więcej w innej aptece! - Nie ma tej płatności na pańskiej karcie kredytowej. -Zapłaciłem gotówką! - Ale nie wypłacił pan wystarczającej sumy z bankomatu według wyciągu z pańskiego konta. - Nie trzymam wszystkich zarobionych pieniędzy w banku. - Nie widać tego na pańskim ostatnim zeznaniu podatkowym. chyba. że jest to przychód. który zatai! pan przed urzędem skarbowym. - WTF???... Dosyć!... Mam powyżej uszu Google. Facebooka. Twittera i innych WhatsAppów! Wynoszę się na jakieś zadupie. w Bieszczady. albo nie. wyjadę na wyspę —bez internetu. gdzie nie ma sieci komórkowych i gdzie nie będziecie mogli mnie szpiegować! - Rozumiem. Będzie pan musiał odnowić paszport. bo skończy) swoją ważność miesiąc temu...
Wielkie brawa dla grafika –  Biedronka wolne gotowane golonka wieprzowa mega porcja 50 min
Pyszne ciasteczka, ale będę tam igły trzymał –
Zabawka z Biedronki uczy, że "Mózg kobiety służy do wyboru lakieru do paznokci" – Wczoraj na facebookowym profilu "Seksizmu naszego powszedniego" opublikowano fotografię gry "edukacyjnej" dla dziewczynek. Produkt firmy Clementoni, dostępny obecnie w ofercie Biedronki, przeznaczony jest dla dzieci w wieku 3-6 lat i uczy m.in. tego, że mózg kobiety służy do wyboru odpowiedniego lakieru do paznokci. Tego przynajmniej domyślać się można po planszy, jaką zawiera opakowanie zabawki i której zdjęcie "zachęca" rodziców do jej kupna. "Mózg Elektronowy dla Dziewczynki" to różowy gadżet w przeraźliwy wręcz sposób utwierdzający krzywdzące stereotypy płciowe. Najmłodsi (a raczej najmłodsze) dowiedzą się z niego m.in., że zadania, z jakimi ich mózgi muszą sobie radzić, to wybór odpowiedniego lakieru do paznokci czy poruszanie się w kuchni. "To ma być materiał na miarę potrzeb dziewczynek. Inna wiedza im nie potrzebna, najwyraźniej" - ironiczne pisze na Facebooku Dorota. "W Biedrze są dwa: jeden dla dziewczynek, drugi - edukacyjny. Ten drugi z wizerunkiem chłopca, a jakże" - komentuje Lidia
Największą głupotą naszych czasów jest płacenie za nazwę i opakowanie, a nie za jakość i wykonanie –  Coffee 4$iCoffee 12$Don't be an iDiot

Ta dziewczyna usłyszała od lekarza, że wygląda za dobrze na depresję. Teraz uzmysławia innym, że nawet z uśmiechem na ustach można cierpieć: "Niebezpiecznie jest myśleć, że zdrowie psychiczne ma 'twarz', 'wygląd'" - pisze w imieniu wszystkich zmagających się z depresją 23-letnia Milly Smith z Anglii

"Niebezpiecznie jest myśleć, że zdrowie psychiczne ma 'twarz', 'wygląd'" - pisze w imieniu wszystkich zmagających się z depresją 23-letnia Milly Smith z Anglii – Cierpiąca na tę chorobę dziewczyna w wieku 14 lat doświadczyła u lekarza sytuacji, która uświadomiła jej niesamowitą skalę ignorancji wobec tych, którzy mają problemy psychiczne. Licząc na pomoc ze strony specjalisty, udała się do jednego z gabinetów. Niestety, zamiast ratunku spotkała ją niezwykła przykrość. "Lekarz przyjrzał mi się uważnie, po czym stwierdził, że nie wyglądam na osobę, która ma depresję. Te słowa do dzisiaj odbijają się echem w mojej głowie.Wtedy, jako nastolatka, czułam się zażenowana. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, ale byłam przekonana, że wszyscy będą się ze mnie śmiać. Jak w takim razie powinna wyglądać osoba, która cierpi na depresję? Nosić kostium samobójcy i ściskać w dłoniach opakowanie tabletek przeciwbólowych!?" - pisze Milly na Instagramie, nie kryjąc oburzenia. Dziewczyna oprócz depresji zmaga się także z chronicznym bólem, z którym walczy przy pomocy morfiny. Często miewa także myśli samobójcze. Wszystkie jej zmory dla obcych ludzi, których mija na ulicy, nie są zauważalne. Przykrywa je makijaż i szeroki uśmiech. By uzmysłowić wszystkim, że nawet załamana osoba może wyglądać dobrze, na Instagramie publikuje wymowne zdjęcia. Ma nadzieję, że dzięki nim choć trochę zmieni się podejście do chorych. "Przestańcie nas stygmatyzować. Nie oceniajcie po wyglądzie. Czasami czujemy się lepiej, czasami nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować. Po prostu bądźmy dla siebie dobrymi ludźmi" - pisze

Kreatywne kody kreskowe (26 obrazków)

Odkryłem ujemną masę! – 1 kg truskawek razem z kartonem waży w Biedronce 920 g. Czyli opakowanie waży -80 g. To ja proszę o nobla
 –
 –  Oto pelna ista prDavida B. Buscha Jamesa R. Starlinga w 1986 rokuw odbytach pacjentow, sporządzona przez doktordwPRZEDMIOTYLICZBAPRZEDMIOTYSZKŁO 1 CERAMIKAbutelka lub słoikbutelka z przymocowanym sznurkiempiltka tenisowaszkłanka, kieliszek lub filizankaLICZBA31pitka bejsbolowa12ROZNE POJEMNIKIopakowanie zasypk dia niemovletpudelko świectabakierkażYwNOSCbanan4zakrętka od buteikiogórekcebularzepa pastewnabanan z prezerwatywaziemniaksalamirzepacukiniarög2zamrozony świnsko ogonrzadki nowotwor usunięty kangurowipręt z plastikukamienpodstawka pod szczoteczkę do zębówo tpakowanie po szczoteczce do zębów 12 trzonek ubijaczki do piany2PAZEDMIOTY DREWNIANEtrzonek siekierytrzonek miotly lub szczotkiZESTAWY (pojedyncze przypadk)2 szklane rurk10 72 i pol pilnika jubilerskiegopuszka oleju z zatyczką z ziemniakakawałek drewna i fistaszekrączka parasola i przyrząd do lewatywyGADZETY EROTYCZNEwibratorsztuczny penis23"15glowki zapalek (zabójstwo)402 kamieniezestaw narzedz2 kostki mydlaszkanka do piwa i stój do przetwordwcytryna i sloik schlodzonej śmietanyPRZEDMIOTY KUCHENNEszpikulec do loduprzyrząd do ostrzenia nozymożdzierz do przypravw2 2 jablkaokulary. kluczyk do walizki,tabakierka i czasopigmoblaszana puszkaNARZEDZIA ROZNEświeczkalatarkagumowa rurkaszczoteczka do zębówdruciana sprężynaPRZEDMIOTY NADMUCHIWANEbalonbalon przymocowany do cylindraprezerwatywo znaleziono u więżnia: w zestawieznajdowala się pifko do rmetalu inneprzedmioty przydatne do ucieczk
 –  Mirasol Słonecznik Prażony Lekko solony
Prosty przekaz do prostych ludzi –  dzieci i debili prosimy o nie otwieranie zabawek

Najbardziej kreatywne opakowania różnych produktów (48 obrazków)

Z opakowania leków na bulimię:"Jedna tabletka, cztery razy dziennie" –
Małe i duże opakowanie frytek waży tyle samo –
Kule treningowe do pingla.Grafik płakał jak projektował –  Butterfly Training Ball skills
+18
Ten demotywator może zawierać treści nieodpowienie dla niepełnoletnich.
Zobacz
Chłopiec zadaje tacie niewygodne pytanie o prezerwatywy. Jego odpowiedź jest genialna: – Syn widzi półkę z prezerwatywami i pyta ojca:– Co to?– To prezerwatywy, odpowiada ojciec. Mężczyźni używają ich podczas seksu.– Ach, mówi syn. Słyszałem o tym w szkole.Podnosi opakowanie z trzema w środku i pyta:– Czemu tutaj są trzy?– To dla licealistów. Jeden na piątek, jeden na sobotę i jeden na niedzielę.Po tym syn pokazuje na sześciopak:– A te tutaj?– To dla studentów, odpowiada ojciec. Dwie na piątek, dwie na sobotę i dwie na niedzielę.– Wow! – woła syn.– A kto używa tych? – pyta po raz ostatni, podnosząc opakowanie z dwunastoma prezerwatywami.– Te są dla mężczyzn po ślubie, wzdycha ojciec. Jeden na styczeń, jeden na luty, jeden na marzec…
Udało się! –
Prosty przykład jak producenci robią nas w balona –