Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 288 takich demotywatorów

List osoby homoseksualnej skierowany do prezydenta Andrzeja Dudy:

 –  Daniel Lis13 godz. · Napisałem list do Prezydenta RP Andrzeja Dudy.Udostępniajcie, proszę. Może go przeczyta.Szanowny Panie Prezydencie,nie było mi łatwo napisać ten list. Nie jestem osobą publiczną, nie jestem aktywistą, w życiu nie byłem na żadnym marszu równości, nie jestem wyznawcą żadnej ideologii. Tak naprawdę, gdy widzę w jednym miejscu dużo tęczowych flag, czuję się trochę nieswojo. Nie mam też w zwyczaju dzielić się ze światem swoim życiem prywatnym. Ale Pan najwyraźniej nie wie, co to znaczy być gejem w naszym kraju, więc zrobię dla Pana wyjątek.Wychowałem się w małym miasteczku w województwie zachodniopomorskim. Dwadzieścia tysięcy mieszkańców, jedno duże gimnazjum, wszyscy się znają. Byłem radosnym dzieckiem, takim – wie Pan – wygadanym, niczego się nie bałem, inne dzieci w klasie mnie lubiły. Bardzo dobrze się uczyłem. Gdy po latach rozmawiałem o tym z rodzicami, mama stwierdziła, że moja wesołość zniknęła bardzo nagle. Rzeczywiście, to widać nawet na różnych rodzinnych nagraniach wideo. Byłem radosnym dzieckiem. A potem przestałem.Pierwsze myśli samobójcze miałem w wieku mniej więcej trzynastu lat. To był czas, kiedy zrozumiałem, że nie jestem taki, jak większość kolegów z klasy. Pięknie byłoby powiedzieć, że pomogli mi przyjaciele albo najbliższa rodzina, ale to nie byłaby prawda. Nie dałem im nawet szansy. Byłem zbyt przerażony, żeby z kimkolwiek o tym porozmawiać czy prosić o pomoc. Przez wiele lat nie powiedziałem na ten temat rodzicom ani słowa. Gdy jesteśmy dziećmi, boimy się różnych rzeczy, a potem z tego lęku wyrastamy. Tutaj mamy sytuację odwrotną: do tego lęku się dorasta. Proszę sobie wyobrazić, że pewnego dnia wszyscy przyjaciele się od Pana odwracają, że rodzina wyrzuca Pana z domu, że ksiądz w kościele, do którego chodzi pan od zawsze, zaczyna straszyć swoich wiernych takimi jak Pan. Ten lęk każdego dnia towarzyszy tysiącom młodych ludzi w naszym kraju. Nie mija po dniu, tygodniu czy miesiącu. Trwa latami. Nigdy do końca nie znika.Gdy miałem siedemnaście lat, byłem już pewny, że samobójstwo to jedyne rozwiązanie. Byłem wtedy uczniem szczecińskiego liceum. O tym, że wszystko ze mną w porządku i że tak naprawdę niczym szczególnym nie różnię się od wszystkich innych ludzi, dowiedziałem się z amerykańskich filmów i książek. To dzięki nim odkładałem to nieuniknione, aż okazało się możliwe do uniknięcia. Na myślach się skończyło, nie miałem prób samobójczych. Na studia wyjechałem do Krakowa. Dojście ze sobą do ładu, otworzenie się przed przyjaciółmi i rodzicami, zajęło mi około dziesięciu lat, a i tak uważam się za szczęściarza.Pan się pewnie dziwi, co to za przyjaciele, rodzice i nauczyciele, jeśli niczego się nie domyślają przez tyle lat? Powiem Panu: najlepsi na świecie, o jakich każdy młody człowiek może marzyć. Nastolatkowie są jednak mistrzami kamuflażu. My – geje, lesbijki, osoby biseksualne i transseksualne – bardzo wcześnie uczymy się ukrywać nasze lęki i problemy przed światem, obudowywać się pancerzami, w każdych warunkach udawać, że nic nas nie dotyka, reagować śmiechem lub kpiną. Jeśli ktoś słyszy o samobójstwie czy jakichkolwiek innych problemach młodego człowieka, zamiast zastanawiać się, gdzie byli jego najbliżsi, powinien dokładnie przyjrzeć się swojemu otoczeniu. Bo uczymy się też unikać ludzi, którzy nam zagrażają. Nieustannie zachowujemy czujność, badamy grunt, po którym stąpamy. Słuchamy uważnie komentarzy, żartów, uwag kolegów, koleżanek, cioci czy dziadka przy wielkanocnym stole, nauczycieli, księży. Jeden komentarz potrafi zepsuć najlepszą rodzinną imprezę. To nie muszą być radykalne wypowiedzi. Wystarczy, że któraś matka powie: „O, ten Duda ma rację, to ideologia” i świat jej syna czy córki właśnie rozpada się na kawałki.Większość z nas, gdy przychodzimy do pierwszej pracy, jest już obudowana solidnym pancerzem. Głupawe żarty i odzywki kolegów i przełożonych, rzucone na zebraniu czy przy ekspresie do kawy, nie robią na nas specjalnego wrażenia. Wiemy, że nie robią tego celowo, bo gdyby wiedzieli, że żartują z nas, nigdy by sobie na to nie pozwolili. Bo nas lubią. Ale my ich już wtedy nie lubimy tak bardzo, bo przypominają nam o najgorszych chwilach w życiu.Ostatni rok pokazał mi, że te nasze pancerze nie są bardzo wytrzymałe. Wystarczyło obejrzeć relację telewizyjną z marszu równości w Białymstoku, usłyszeć porównanie nas przez hierarchę kościelnego do „czerwonej zarazy” i latami budowany pancerz kruszy się w oczach. Ideologia nie cierpi ze strachu na bezsenność, my – tak. Dla tych z nas, którzy uważają się za patriotów i patriotki i jeszcze z tego kraju nie wyjechali, Pańskie słowa o „ideologii LGBT”, o „nie ludziach”, o „neobolszewizmie” to seria kopnięć w brzuch.O mnie niech się Pan nie martwi, poradzę sobie. Mam kochających rodziców, partnera, wspaniałych przyjaciół i współpracowników. My wszyscy – dorośli geje, lesbijki, osoby biseksualne i transseksualne – sobie poradzimy. Jesteśmy silni, musieliśmy wypracować sobie poczucie godności i własnej wartości. Bez nich nie moglibyśmy przetrwać w naszym kraju. Proszę jednak pamiętać, że nastolatków nie chroni jeszcze żaden pancerz. Są przerażeni. Uważnie nasłuchują, w panice przyglądają się wszystkim wokół, szukają pomocy i wsparcia. Ich życie zależy teraz tylko od tego, czy znajdą przy sobie kogoś, kto im powie: „Nie martw się, kocham Cię bez względu na wszystko. Jakoś się ułoży. Nie jesteś sam / nie jesteś sama. Wytrzymaj jeszcze trochę. Będzie lepiej”. Jeśli nie znajdą nikogo, kto chciałby albo umiałby udzielić im wsparcia lub pomocy, będą chwytali się ostatniej nadziei: że ludzie im najbliżsi będą przynajmniej uważali na słowa, że nie przyklasną Panu, że nie powtórzą kolejnego głupiego żartu. To naprawdę może ocalić komuś życie.Nie przywróci Pan życia ani zdrowia młodych ludzi i ich bliskich oświadczeniem, że Pana wypowiedź wyjęto z kontekstu. Te rany się nie goją. Zrozumiałby to Pan, gdyby choć przez chwilę, tak po ludzku, spojrzał na Polskę z naszego punktu widzenia.Z wyrazami szacunku,Daniel Lis
Policja naprawdę mocno stara się,aby ludzie ich szczerze znienawidzili –  Ryszard SwetruTo jest 16-letnia Kornelia.Kornelia zaginęła 11 lutego.Policja nie sprawdziła ostatniego logowania telefonu, mimo składanych pism ipróśb.Sprawdzili go obcy ludzie. Bliscy prowadzili poszukiwania w miejscu logowaniatelefonu na własną rękę.Przypadkowy spacerowicz znalazł zwłoki Kornelii po dwóch miesiącach od jejzaginięcia i to właśnie w okolicy, gdzie w dniu zaginięcia telefon komórkowyKornelii został wyłączony z sieci.Gdyby policjanci z Piaseczna skorzystali z możliwości namierzenia telefonuKornelii tuż po zgłoszeniu jej zaginięcia, to prawdopodobnie przez dwamiesiące nie dawaliby nadziei rodzicom, że ich córka uciekła z domu i żyje.Pewnie pomyśleliście:Co za niekompetentni policjanci?!Otóż nie. Policja zrobiła bardzo wiele.Na przykład po pogrzebie Kornelii wystawili mandaty przyjaciołom i znajomymzamordowanej, którzy zapalili na Skwerze Kisiela znicze przy jej zdjęciu.Trzy osoby ukarano mandatami karnymi, i wysłano dwa wnioski do sądu oukaranie oraz dwa wnioski do sądu dla nieletnich.W komentarzu zdjęcia z "interwencji".
Nigdy nie trać nadziei. Maria Branlas - 113-letnia kobieta, najstarsza żyjąca osoba w Hiszpanii została właśnie najstarszą osobą na świecie, która pokonała koronawirusa! –
"Wyskoczę tylko po szlugi do Żabki" – To ostatnie słowa, które usłyszeli właściciele owcy Prickles z Tasmanii. Zwierzę zniknęło w 2013 roku i ślad po nim zaginął. 7 lat później nikt pewnie nie miałby nawet cienia nadziei, że zwierzę kiedykolwiek wróci do domu, gdy tymczasem owca pojawiła się w pobliżu farmy, na której mieszkała przed swoim zniknięciem. Zwierzę straszliwie obrosło wełną, choć każdy pewnie by trochę zarósł, gdyby tyle czasu spędził w tasmańskiej dziczy. Potrzeba było pięciu mężczyzn, by załadować owcę na samochód. Teraz Prickles dochodzi do siebie i prawdopodobnie spędzi resztę swoich dni w swoim nowym-starym domu, zaś jej wełna zostanie przeznaczona na pomoc w walce z koronawirusem To ostatnie słowa, które usłyszeli właściciele owcy Prickles z Tasmanii. Zwierzę zniknęło w 2013 roku i ślad po nim zaginął. 7 lat później nikt pewnie nie miałby nawet cienia nadziei, że zwierzę kiedykolwiek wróci do domu, gdy tymczasem owca pojawiła się w pobliżu farmy, na której mieszkała przed swoim zniknięciem. Zwierzę straszliwie obrosło wełną, choć każdy pewnie by trochę zarósł, gdyby tyle czasu spędził w tasmańskiej dziczy. Potrzeba było pięciu mężczyzn, by załadować owcę na samochód. Teraz Prickles dochodzi do siebie i prawdopodobnie spędzi resztę swoich dni w swoim nowym-starym domu, zaś jej wełna zostanie przeznaczona na pomoc w walce z koronawirusem

Jak utrzymać polską gospodarkę? Rząd ma już swój plan:

 –  Sławomir Mentzen•..3 godz. • OPrezydent Andrzej Duda powiedział: "Nie wolnotego robić. Kategoryczna niezgoda. Nie możnapodcinać korzeni materialnych bytu rodziny".Czego tak bardzo broni Prezydent? Czy wstawiłsię on za zwalnianymi pracownikami? Czypostanowił własną piersią obronić fryzjerki,sklepikarzy, hotelarzy, gastronomię i wiele innychbranż przez zakazem pracy nałożonym przezrząd? Czy dostrzegł wreszcie, że masowoplajtujące mikroprzedsiębiorstwa były źródłemutrzymania dla mnóstwa rodzin?Niestety nie.Prezydent nie uważa, że zakaz pracy jestpodcinaniem korzeni materialnych bytu rodziny.Prezydent mówił o likwidacji 500+. Jest toprzeraźliwie smutne. Głowa naszego państwawydaje się wierzyć, że dobrobyt pochodzi zzasiłków przyznawanych przez państwo. Nie zpracy, nie z codziennego wysiłku, nie z trwającejcałe życie edukacji. Polskie rodziny trwają nafundamencie zbudowanym ze świadczeńspołecznych.Dalej jest jeszcze gorzej. Prezydent uważa, że 500plus jest ważniejsze od budowy CentralnegoPortu Komunikacyjnego. To miała być Gdyniaczasów Prawa i Sprawiedliwości. Największapolska inwestycja w XXI wieku. Wielki hublotniczy, nasza brama do Azji, końcówkaJedwabnego Szlaku, wyzwanie rzuconeNiemcom, świadectwo naszej potęgi iodradzającej się niezależności, kamień węgielnyWielkiego Imperium Lechickiego. Do tego miałopowstać kilkanaście nowych linii kolejowych,mieliśmy wreszcie przełamać komunikacyjnetrudności odziedziczone po czasach zaborów.Pomińmy na moment ekonomiczną opłacalnośćtego projektu. Załóżmy, że rząd miał rację i CPKrzeczywiście jest tak kluczowy dla przyszłościnaszego państwa. Prezydent Andrzej Duda uznał,że świadczenie socjalne jest jeszcze ważniejsze.Według Prezydenta podstawą funkcjonowaniatysiącletniej Rzeczypospolitej jest świadczeniesocjalne. To jest prawdziwy fundament na którymbudujemy naszą państwowość. Na przelewie odpaństwa. Niech świat się pali, niech gospodarkasię wali, niech do historii odejdą wszystkie naszemarzenia i ambicje. Ważny jest przelew na 500 zł,który jest już nie tylko fundamentem polskichrodzin ale też całej państwowości.Nie jest to niestety jedyna nakazująca porzuceniewszelkiej nadziei wypowiedź z ostatnich dni.Premier Mateusz Morawiecki powiedział, żeznaczna część polskiego społeczeństwa nie chceszybkiego otwarcia gospodarki. I ja mu wierzę.Jeżeli dla samego Prezydenta 500 zł jestpodstawą bytu rodziny, to jak możemy oczekiwaćod społeczeństwa elementarnego rozsądku?Wśród emerytów, rencistów, urzędników i innychpracowników budżetówki może byćrozpowszechnione twierdzenie, że ichwynagrodzenie tak po prostu pojawia się na ichkontach. Na pewno są tam ludzie nie widzącyzwiązku pomiędzy opodatkowaniem gospodarki aich pensjami. To wychodzi z badań. Niedawnookazało się, że 21% Polaków nie wie, że płacipodatki. W innym badaniu wyszło, że tylko około40% Polaków jest świadomych tego, że 500 plusjest finansowane z ich podatków.Swoje trzy grosze dorzuciła też Beata Szydłopodkreślając, że 500 plus już wcześniej pomagałonaszej gospodarce i będzie dalej jej pomagać.Oczywiście! Jedni opierają swoją gospodarkę naropie, inni na handlu, jeszcze inni natechnologiach. My oprzemy polską gospodarkęna 500 plus. To będzie fundament naszego życiagospodarczego.Prezydent postanowił reprezentować osobyuzależnione od świadczeń, była premier chcezasiłkiem na dzieci podtrzymywać gospodarkę apremier trzyma z ludźmi nieświadomymi tego, żeich dochody pochodzą czyichś podatków. Zludźmi którzy nie rozumieją, że jeżeli ci inni niebędą mogli zarabiać, to nie będą płacić podatkówi nie będzie z czego wypłacać wynagrodzeńbudżetówce. Gdyby bowiem można byłokomfortowo żyć bez pracy, a pieniądze mieć zdrukarki, to leniwa z natury ludzkość by się jużdawno na ten tryb przestawiła. Niestety wszystkiedoświadczenia historyczne pokazują, że takimodel gospodarczy po prostu się nie sprawdza iskazani jesteśmy na pracę. Dlatego wynoszeniena piedestał świadczeń socjalnych przyjednoczesnej pogardzie dla pracy iprzedsiębiorczości jest niezwykle szkodliwe.Świadczy to też o wielkiej desperacji rządu, któryjeszcze pół roku temu wyobrażał sobieniekończący się wzrost gospodarczy iprzebąkiwał nawet o podnoszeniu 500 plus.W PiS maja nadzieję, że fanatyczna obrona 500plus sprawi, że świadczenie to stanie się równieżfundamentem dalszego trwania tego rządu. Byłbyto chyba jedyny przypadek na świecie, gdy jednoświadczenie socjalne staje się jednocześniefundamentem rodziny, państwowości, gospodarkii całego obozu rządzącego.
Zdjęcie z niesamowitego zachodu słońca na przedmieściach Sydney. Widać na nim, że na niebie uformował się kształt przypominający kontury Australii – Internauci zachwycili się tym widokiem."Promienie były urzekające, blask był hipnotyzujący, przebłysk nadziei w niespokojnych czasach "

Wyjechałem z Polski dwa lata temu, bo miałem dość. Miałem co jeść, miałem w co się ubrać, ale brakowało mi choć grama szacunku mojego państwa do mnie samego

Wyjechałem z Polski dwa lata temu, bo miałem dość. Miałem co jeść, miałem w co się ubrać, ale brakowało mi choć grama szacunku mojego państwa do mnie samego – O ironio, jedyny urząd, który okazał mi się przyjaznym, nowoczesnym, szybkim, miłym i uprzejmym, był urzędem paszportowym. Może to taka zachęta dla tych ludzi, którzy jeszcze zastanawiają się nad emigracją?Dlaczego nie wrócę?Mieszkałem w Polsce wiele lat, w dużym mieście, gdzie udało mi się studiować na państwowej uczelni. Nigdy nie oczekiwałem wiele od kraju. Do pracy poszedłem już w trakcie studiów i za swoje studia uczciwie płaciłem (częściowo płatne). Studia, w kontekście znajomych, wspominam jako dobry, ciekawy czas wielu historii i masy ludzi. Mimo to żałuję, że nie wyjechałem wcześniej. Moje studia, jako nauka rzeczy przydatnych, to czas stracony. Konfrontacja z prehistorycznym urzędniczym molochem, który obdarza pokornych studentów swoimi łaskami, nie była wysiłkiem koniecznym w moim życiu. Ponieważ jestem człowiekiem wielkiej cierpliwości, ze spokojem znosiłem kapryśnych starców tracących kontakt z rzeczywistością, formalne absurdy, prywatne animozje, polityczne uczelniane romanse. Nie, nie jestem studentem, który bruździ na uczelnię, bo studiował 10 lat po 5 kierunków na raz. Przebrnąłem płynnie i za pierwszym razem. Straciłem masę czasu na kontakty z profesorami - urzędnikami, którzy głównie uczyli mnie tego, jak mało jestem wart.Po tym kilkuletnim doświadczeniu, za które dodatkowo sowicie zapłaciłem swoją pracą, przyszedł czas na plany dorosłego człowieka. Pomyślałem... może mieszkanie, bo dobrze byłoby się ustatkować. Jako inżynier pracujący w informatyce, nie mogłem nigdy narzekać na brak ofert pracy. Ogólnie zadowolony z mojej pensji, odwiedziłem jeden z banków, by sprawdzić, jaka przyszłość czeka mnie w mojej ojczyźnie. Dowiedziałem się, że ze względu na przestępstwo urodzenia się w złym kraju, czeka mnie oddawanie połowy mojej pensji, do czasów emerytury, za małe mieszkanie w dużym mieście. Oczywiście musiałbym utrzymać swój zarobek na podobnym poziomie przez następnych 30-40 lat, przy założeniu, że nie będą nękały mnie jakiekolwiek choroby lub zdarzenia losowe. Pieniędzy wystarczyłoby na 30-40 m2. Reszta to najpewniej jedzenie i rachunki, utrzymanie ewentualnej przyszłej rodziny. Jeśli chodzi o moje przyszłe dzieci... musiałyby nauczyć się minimalizmu i radości z ciasnoty w małych przestrzeniach. O posiadaniu ich normalnej ilości, jak w czasach naszych rodziców, 2-4, nie mogło być mowy, ze względu na rozmiary mieszkania i wydatki. Ta wizja mnie nie satysfakcjonowała. W końcu jeśli siedziałem parę lat na studiach, byłoby miło stworzyć coś więcej niż cygańską komunę na kredytach.Jeśli chodzi o pracodawców, to też niestety nie ułatwiają oni sprawy. Ze względu na to, że każdy próbuje oszukać własny kraj, który łapami różnych urzędników zabiera to, co zostawił kredyt, nikt nie pracuje na pełnej umowie o pracę. Moja niezwykle wysoka informatyczna pensja była finansową manufakturą umów dziełowo-pracowych po to, by jak najwięcej oszukać system emerytalno-podatkowy. A tak na marginesie: nawet uczciwie i w pełni go opłacając, to co dostałbym w obfitości, będzie głównie gestem Kozakiewicza mojej drogiej ojczyzny. Jeśli nie ukradną lub znacjonalizują, to pewnie zgubią, jak to się ostatnio przydarzyło 3 mln moich rodaków. Nie było dla mnie nadziei jako spokojnego obywatela. Mój bank, kraj, uczelnia, urzędy dały mi prosty wybór: musiałem stanąć w szranki odwiecznej wojny polsko-polskiej. Zaradni kontra frajerzy.Po studiach w końcu dotarło do mnie, że moje relacje z ojczyzną może opisać jedynie wulgarny język pijanej bramy. Jako człowiek raczej spokojny, nie lubię wchodzić oknem, kiedy wyrzucają mnie drzwiami. Z lekkim smutkiem pożegnałem kolegów i pojechałem ku zachodzącemu słońcu do miejsca, gdzie jest zagranica, a wszystko smakuje lepiej. Jak się z czasem okazało, do lepszego smaku szybko się przyzwyczaiłem. Jedyne zaskoczenie to to, że nie czuję się lepszym człowiekiem. Jestem natomiast bardzo szczęśliwy z faktu, że nie czuję się gorszy. Niebo, piwo i samochody są prawie takie same, ale jako rezydent jestem tutaj lepszy niż obywatel w swojej Polsce.Jeżdżę do kraju, gdy muszę i tylko do rodziny. Wiem, że nie pracuję tylko dla siebie, bo być może kiedyś będę musiał pomóc tym, co tam zostali. Moja mama za to, że mnie wychowała, dostała wyrok od państwa: dogorywanie do jak najszybszej śmierci za pieniądze śmiecie. Co to za ojczyzna, przed którą muszę ratować swoją mamę? Dzieci, rodziców i kraju się nie wybiera, ale można wybrać czy być szczęśliwym.Siedzę sobie tutaj na zielonej trawie i nikt nie pluje mi w twarz. To miło, ciekawe czy dlatego, że tutaj tak wypada, czy musieli ludzi zmusić do tego jakimś prawem? W Polsce na pewno zaradni by je obeszli i dostałbym w mordę bez podatku. Do widzenia mój kraju, mam nadzieję, że wkrótce już cię nie będzie, takim jak teraz. Wole cię pamiętać z historii poprzednich pokoleń. Dobrze jest być Polakiem i będę nim razem z innymi Polakami już zawsze. III Rzeczpospolita jest dla mnie tworem, który okupuje ludzi i ziemię, z której wyrosłem, i krzywdzi, tak jak mnie skrzywdziła
Policyjna orkiestra z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu zagrała specjalny koncert dla dzieci z Przylądku Nadziei – Mali pacjenci onkologiczni są w grupie wysokiego ryzyka zachorowania na COVID-19, bo mają obniżoną odporność
To wydarzenie było powodem do ogromnej radości całego personelu medycznego – 77-letnia pacjentka z Hiszpanii została powitana okrzykami radości po tym, jak opuściła oddział intensywnej terapii. Jest pierwszą osobą w tym kraju, która od momentu wybuchu epidemii przezwyciężyła ciężkie dolegliwości i jest na drodze do wyzdrowienia.Przez kilka dni jej stan był krytycznyPromyk nadziei w tej pogarszającej się sytuacji. Oby masowo tak wszyscy zdrowieli
0:41
 –  Świat się zatrzymał i stoi zdumionyUlice puste, sklepy, salony...Nagle żyjemy bez zgiełku wokółA mi się kręci ciepła łza w okuI myślę sobie, patrząc na świat z lasuŻe doczekałam ciekawych czasów...Straszą zza szyby ci na ekranieŻe coś strasznego się z nami stanieŻe nie oddychać, że nie wychodzićŻe nam już wszystko może zaszkodzićA ja uważam, że wreszcie wyrósłDla tego świata nadziei wirusNagle ten pęd i to rykowiskoUcichło, jakby umarło na chwilę wszystkoJuż nie pędzimy, już tak nie gnamyA przecież życie to samo mamy...Nagle to wszystko, cośmy musieliOt tak po prostu pstryk, diabli wzięliMoże nam skurczy się nieco dostatekMoże na spodnie szyć przyjdzie łatęKto wie co jeszcze się na nas stoczyAle popatrzmy tej prawdzie w oczy:Malutki wirus chorobotwórczyStaje się dla nas człekoodtwórczy
Brawo! Oby było więcejtak dobrych gestów! –  Cukiernia Kijewscy - pełny(a)nadziei w miejscu Cukiernia Kijewscy.Wczoraj o 17:49 •ChełmKyewscy1960Kochani, w tak ciężkich chwilach powinniśmy sięjednoczyć i wspierać, dlatego chcemy w jakimśstopniu wesprzeć osoby walczące w ochronie/służbie zdrowia o nasze zdrowie. Wiemy idoceniamy to, jak wiele wysiłku wkładacie wwalkę i ochronę naszego zdrowia dlatego odponiedziałku każdy lekarz, ratownik medyczny atakże pielęgniarz/pielęgniarka szpitala mogą odnas za darmo dostać kawę z pączkiem lubdrożdżówką, tak aby szybko i smacznie sięposilić.od poniedziałku startujemy ze wsparciemAkcja trwa dopóki czynna będzie nasza Cukierniai do ostatku zapasów mąki, drożdży i kawy...Szczegóły pod naszym nr tel. 82-564-2541Jednocześnie apelujemy - w trosce obezpieczeństwo Wasze - Drodzy Klienci, a takżenaszych pracowników o zachowanie ostrożnościpodczas zakupów. Informujemy, że w związku ztym od poniedziałku sprzedaż w naszej Cukiernibędzie odbywać się pojedynczo ( jedna osobawchodzi do sklepu)lub na zewnątrz - przy okienku które dotychczaswykorzystywane było do sprzedaży lodów.Prosimy także - w miarę możliwości orealizowanie płatności kartą oraz zachowanieodpowiedniego odstępu w trakcie kolejki.Zapewniamy, że dołożymy wszelkich starańabyście, także w tym wyjątkowym czasie, mogliPaństwo cieszyć się i bezpiecznie smakowaćnaszych wspaniałych wypiekówProsimy o udostępnianie, aby każdy ZRM/Lekarz/ka Pielęgniarka się dowiedzieli o akcji.Wesprzyjmy ich w tych chwilach kiedy ryzykująswoim zdrowiem i zdrowiem swoich bliskich dlaNas.#dobrowraca #gastropomaga #Chełm #dobro#małoAcieszy #małoAdużo
 –  HerzykWczoraj o 14:54 ·O...Mam dla Was na dzisiaj ciekawy fragment zksiążki Roberta K. Massie o Katarzynie Wielkiejdotyczący epidemii dżumy w Moskwie w latach70. XVIII wieku:"Narzucenie środków zapobiegawczychdoprowadziło do zamieszek. Wielu przerażonychmoskwian doszło do wniosku, że epidemięwywołali lekarze i ich medykamenty. Odmawialiprzestrzegania zakazu gromadzenia się naplacach i w kościołach, gdzie w nadziei naochronę całowano rzekomo cudowne ikony.Gromadzono się wokół nich w poszukiwaniuratunku i pocieszenia. Niczym magnesprzyciągała ludzi słynna ikona Dziewicy z BramyWarwarskiej, u której stóp każdego dnia kłębiłysię tłumy chorych, Miejsce to stało sięnajwiększym rozsadnikiem zarazy w mieście.Lekarze wiedzieli, co się dzieje, jednak nie mieliodwagi interweniować. Arcybiskup Moskwy,ojciec Ambrozjusz- człowiek oświecony-zrozumiał, że lekarze są bezradni. Postanowiłprzeciwdziałać infekcjom, nie dopuszczając dotworzenia się zbiegowisk. Ufając w swójautorytet kapłana, nakazał pod osłoną nocyusunąć Dziewicę Warwarską z miejskiej bramy iukryć. Sądził, że gdy ludzie dowiedzą się, że tojego decyzja, rozejdą się do domów i rozsadnikzarazy zostanie zlikwidowany. Zamiast tego jegodecyzja podjęta w najlepszej wierzesprowokowała zamieszki. Ludzie wpadli wewściekłość. Ambrozjusz schronił się wklasztornej celi, jednak tłum wywlókł go z niej irozerwał na strzępy."O 412Komentarze: 28 · Udostępniono 101 razy

Sytuacja we Włoszech jest o wiele gorsza, niż podają media. Oto relacja włoskiego lekarza z Bergamo:

Sytuacja we Włoszech jest o wiele gorsza, niż podają media.Oto relacja włoskiego lekarza z Bergamo: – Jak podaje portal polskiateista.pl: W mailach z wytycznymi, które obecnie codziennie otrzymuję z departamentu zdrowia, jest także akapit zatytułowany „Odpowiedzialność społeczna” – zawiera zalecenia, które w pełni popieram. Długo zastanawiałem się, czy opisać to, co się dzieje u nas i uznałem, że milczenie jest dalekie od odpowiedzialności. Postaram się więc opisać ludziom „nie zaangażowanym w sytuację” i bardziej odległym od naszej rzeczywistości, jak naprawdę wygląda sytuacja w Bergamo w ciągu ostatnich dni pandemii Covid-19. Rozumiem potrzebę powstrzymywania paniki, ale czuję powinność, aby przekazać informację o zagrażającym niebezpieczeństwie. Kiedy słyszę o osobach, które narzekają, że nie mogą chodzić na siłownię, albo nie mogą zagrać meczów piłkarskich, drżę. Rozumiem także szkody ekonomiczne i również martwię się sytuacją gospodarczą. Po epidemii, tragedia zacznie się na nowo.Jednakże, pomimo faktu, że w zasadzie dewastujemy także ekonomicznie nasz system opieki zdrowotnej, wykorzystam swoje prawo do wypowiedzi, aby ostrzec o niebezpieczeństwie dla zdrowia, które prawdopodobnie dotknie cały kraj. Przyprawia mnie o dreszcze fakt, że czerwone strefy nie zostały jeszcze wyznaczone dla regionów Alzano Lombardo i Nembro, pomimo wyraźnych zaleceń (zaznaczam, że jest to wyłącznie moja osobista opinia). Jeszcze w zeszłym tygodniu, sam ze zdumieniem patrzyłem na reorganizację całego szpitala, gdy nasz wróg jeszcze pozostawał w cieniu: oddziały powoli pustoszały, wybrane procedury medyczne przerwano, przygotowywano jak najwięcej wolnych łóżek na intensywnej terapii.Wszystkie te nagłe zmiany wniosły na szpitalne korytarze atmosferę surrealistycznej ciszy i pustki, której jeszcze w tamtym czasie nie rozumieliśmy, oczekując na wojnę, która dopiero miała się rozpocząć, a wiele osób (także ja) nie przypuszczało, że przyjdzie nam się zmierzyć z tak zaciekłym wrogiem (nawiasem mówiąc: wszystko to działo się w ciszy, bez szumu medialnego, zaledwie kilka gazet miało odwagę stwierdzić, że prywatna służba zdrowia nie jest wystarczająco przygotowana).Nigdy nie zapomnę mojego nocnego dyżuru tydzień temu, na którym nawet nie zmrużyłem oka, czekając na telefon od laboratorium mikrobiologii w Sack. Czekałem na wynik wymazu pierwszego podejrzanego pacjenta w naszym szpitalu, zastanawiając się nad tym, jakie konsekwencje będzie to miało dla nas i dla kliniki. Teraz kiedy o tym myślę i po tym wszystkim, co już widziałem, moje poruszenie spowodowane tym jednym podejrzanym przypadkiem wydaje się wręcz śmieszne i nieuzasadnione.Mówiąc wprost, sytuacja jest dramatyczna. Żadne inne słowa nie przychodzą mi na myśl, aby to opisać. Dosłownie wybuchła wojna – w dzień i w noc toczymy nieprzerwaną walkę. Jedni po drugich, nieszczęśni pacjenci przychodzą na szpitalne oddziały ratunkowe. Ich powikłania są dalekie od powikłań przy grypie. Należy przestać mówić, że to „gorsza” grypa. W ciągu tych ostatnich dwóch lat już się nauczyłem, że chorzy ludzie w Bergamo nie przychodzą do szpitala. Tak samo było i tym razem. Przestrzegali podanych zaleceń: tydzień albo dziesięć dni w domu z gorączką bez wychodzenia, aby nie ryzykować zakażania innych – ale tym razem nie dają rady. Nie mogą oddychać, wymagają tlenoterapii.Jest zaledwie kilka lekarstw, którymi można próbować leczyć wirusa.Przebieg choroby zależy głównie od naszego organizmu. Jedyne, co możemy zrobić, to wspierać go, kiedy już nie daje rady. Mówiąc wprost, przeważnie po prostu mamy nadzieję, że organizm sam pozbędzie się wirusa. Dostępne terapie antywirusowe są eksperymentalne i codziennie otrzymujemy nowe informacje na temat zachowania się wirusa. Pozostawanie w domu do czasu, kiedy objawy się pogorszą, nie wpływa na postęp choroby.Niestety teraz borykamy się jeszcze z dramatyczną sytuacją ze względu na brak wolnych łóżek. Opustoszałe oddziały, jeden po drugim zapełniły się w niesamowitym tempie. Ekrany wyświetlające nazwy pacjentów i przydzielające kolor poszczególnym przypadkom w zależności od tego, jak poważny jest ich stan i na który oddział mają zostać przydzieleni – świecą teraz całe na czerwono, a my zamiast wykonywać operacje dokonujemy diagnozy, która ciągle powtarza cztery przeklęte wyrazy: „obustronne śródmiąższowe zapalenie płuc”. Proszę mi powiedzieć, który wirus grypy w takim tempie powoduje taką tragedię.Jest różnica (muszę zagłębić w techniczne szczegóły): w klasycznej grypie, poza faktem, że zaraża dużo mniej osób w ciągu kilku miesięcy, powikłania zdarzają się dużo rzadziej, wyłącznie, kiedy wirus zniszczy barierę ochronną płuc, sprawiając, że bakterie atakują górne drogi oddechowe i oskrzela, powodując poważniejsze przypadki powikłań. U wielu młodych ludzi Covid 19 ma łagodne skutki, ale dla wielu starszych ludzi (ale nie tylko), jest jak Sars – niszczy pęcherzyki płucne i prowadzi do ich infekcji, upośledzając ich funkcjonowanie. Niewydolność oddechowa, będąca następstwem, jest często bardzo poważna i wymaga kilku dni hospitalizacji, zwykłe podanie tlenu na oddziale może nie wystarczyć. Przepraszam, ale mnie jako lekarza nie uspokaja stwierdzenie, że poważne przypadki zdarzają się głównie u ludzi starszych z innymi chorobami. Populacja ludzi w podeszłym wieku w naszym kraju stanowi najliczniejszą grupę społeczną i ciężko byłoby znaleźć kogoś, kto powyżej 65 roku życia nie zażywa tabletki na nadciśnienie albo cukrzycę.Zapewniam także, że widok młodych ludzi, którzy kończą zaintubowani na intensywnej terapii, albo jeszcze gorzej podpięci do ECMO – maszyny do ciągłego pozaustrojowego natleniania krwi – czyli urządzenia, które w najgorszych przypadkach pobiera od pacjenta krew, ponownie ją natlenia i wtłacza z powrotem do organizmu, po czym czekamy w nadziei, że organizm sam uzdrowi płuca – w takich przypadkach cały ten spokój odnośnie waszego młodego wieku mija. W tym samym czasie, kiedy w mediach społecznościowych nadal są osoby, które szczycą się tym, że nie uważają na siebie i ignorują zalecenia, buntując się przeciwko zaburzeniu ich codziennych przyzwyczajeń – w tym samym czasie jesteśmy świadkami katastrofy epidemiologicznej, która dzieje się na naszych oczach. I nie mamy więcej chirurgów, urologów, ortopedów – jesteśmy tylko lekarzami, którzy nagle stali się częścią samotnego zespołu, który musi zmierzyć się z tsunami, które nas przerasta.Przypadki się mnożą, doszliśmy do poziomu 15-20 hospitalizacji dziennie, wszystkie z tego samego powodu. Wyniki wymazów przychodzą teraz jeden po drugim: pozytywny, pozytywny, pozytywny. Nagle szpitalny oddział ratunkowy nie daje rady. Wprowadzone są procedury awaryjne: potrzebna jest pomoc na izbie przyjęć. Szybkie spotkanie, aby przeszkolić nowe osoby, jak działa oprogramowanie i za chwile pomagają pracownikom na dole, kolejni wojownicy na froncie wojny. Objawy dające podstawy do przyjęcia na oddział są zawsze takie same: gorączka i trudności z oddychaniem, gorączka i kaszel, niewydolność oddechowa itd… Badania, zdjęcia rentgenowskie cały czas dają tę samą diagnozę: obustronne śródmiąższowe zapalenie płuc. Wszystkie przypadki muszą być hospitalizowane. Ktoś już zaintubowany trafia na oddział intensywnej terapii. Jednak dla innych jest już za późno. Oddział intensywnej terapii się zapełnia, choć stale jest poszerzany.Jest to dla mnie nie do pojęcia, a przynajmniej mówię z puntu widzenia szpitala Humanitas Gavazzeni (w którym pracuję) – jak to jest możliwe, że wymaga się przemieszczenia i reorganizacji zasobów, które przecież projektowano właśnie po to, żeby radzić sobie w przypadkach takich katastrof.Każda reorganizacja łóżek, oddziałów, personelu, zmianowości i zadań jest nieustannie poprawiana, abyśmy mogli dać z siebie wszystko i jeszcze więcej. Oddziały, które przedtem wyglądały jak oddziały duchów są teraz przepełnione. Personel jest na skraju wytrzymałości. Widziałem zmęczenie na ich twarzach jeszcze zanim zostali tak ogromnie przeciążeni pracą. Widziałem osoby, które kończą pracę coraz później i później, nawet biorąc pod uwagę nadgodziny, które teraz już weszły nam w nawyk. Widziałem naszą solidarność i ciągłą gotowość do pomocy kolegom internistom oraz pytania „jak mogę ci teraz pomóc?” albo chęć pomocy, kiedy słyszę „zostaw mi tę hospitalizację”.Lekarze, którzy muszą przewozić łóżka i przenosić pacjentów. Pielęgniarki ze łzami w oczach, kiedy nie mogą uratować wszystkich chorych i ciężkie objawy pacjentów w stanie krytycznym, które zwiastują nieunikniony ich nieunikniony los.Życie społeczne dla nas nie istnieje. Jestem poza domem od kilku miesięcy i zapewniam, że zawsze robiłem wszystko, aby zobaczyć się z moim synem, nawet kiedy pracowałem w dzień i w nocy, bez snu i przekładając sen na później, dopóki nie zobaczę swojego dziecka – ale od dwóch tygodni z własnej woli nie widziałem ani swojego syna, ani swoich bliskich, z obawy, żeby ich nie zarazić, co w konsekwencji mogłoby doprowadzić do zarażenia starszej babci albo krewnych z innymi problemami zdrowotnymi. Wystarczają mi zdjęcia mojego syna, które oglądam przez łzy i kilka rozmów wideo. Więc również bądźcie cierpliwi, jeśli nie możecie wyjść do teatru, muzeum lub na siłownię. Miejcie litość nad słabszymi starszymi ludźmi, których możecie skazać na śmierć
Terry Fox uznany za jednego z największych bohaterów narodowych Kanady – W wieku 22 lat w wyniku choroby nowotworowej stracił nogę powyżej kolana. Po tym fakcie Fox zdecydował się przebiec w poprzek Kanady, od jej Wschodniego do Zachodniego wybrzeża. Maraton  nazwany Marathon of Hope – Maraton Nadziei.W  ciągu 143 dni przebiegł ogółem 5300 km, by w ten sposób zwiększyć świadomość na temat badań nad rakiem. Fundacja Terry'ego Foxa zebrała na dzień dzisiejszy ponad 715 milionów dolarów na wsparcie badań nad rakiem
Dokąd my zmierzamy? Budżet kancelarii Premiera jest większy niż budżet polskiej onkologii. Ręce opadają... –  Ostatni rok moja przyjaciółka i jej mąż spędzili ze swoim kilkuletnim synem na różnych oddziałach onkologicznych. Dotąd było to jej prywatne, bardzo trudne i intymne doświadczenie, ale po występie Joanny Lichockiej poprosiła mnie, żebym w jej imieniu napisała kilka rzeczy.Zdjęcie pochodzi z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Przyjeżdżają tu dzieci z całej Polski, bo jest to oddział specjalistyczny (guzy lite kości i tkanek miękkich) ze światowej klasy specjalistami.Miejsc na oddziale jest kilkanaście, dzieci z chemią często leżą na korytarzu. - Nikt nie marudzi, bo specjaliści są tu znakomici. Każdy zagryza zęby, bo wie, że te warunki to nie wina szpitala - mówi moja przyjaciółka.W salach dla chorych jest tak ciasno, że nawet nie ma miejsca na walizkę. Sala na zdjęciu to pokój dla najmłodszych dzieci oraz dzieci w trakcie diagnoz. Jest tu pięć łóżek, wszystkie zawsze są pełne. Przy każdym dziecku rodzic. W sumie 10 osób na maleńkiej powierzchni.Toaleta dla rodziców jest dwa piętra niżej, w publicznej przestrzeni. Jak rodzic chce się wysikać, musi zostawić dziecko samo. Kiedy moja przyjaciółka była tam z synem, najmłodszy pacjent miał 8 miesięcy. Naprawdę trudno jest zostawić niemowlę w trakcie chemii nawet na 10 minut. Ale najlepszy rodzic musi czasem iść do toalety, więc gna przez korytarze i trzyma kciuki, żeby nie było kolejki, niczego, co przedłuży nieobecność przy łóżku.Prysznic dla rodziców jest w szatni dla pracowników, co pewnie nie ułatwia życia ani pracownikom, ani kąpiącym się rodzicom.Ale na Instytucie opowieść się nie kończy. W tym samym czasie w Przylądku Nadziei, pięknym wielkim szpitalu ze wszelkimi wygodami, brakuje lekarzy do leczenia dzieci. Z kolei w Bydgoszczy w Szpitalu Uniwersyteckim (!) im. Jurasza brakuje pielęgniarek, bo szpital ma taką politykę, że ich pielęgniarki zarabiają jedną z niższych stawek w regionie.Stąd w czasie rekrutacji udało się zatrudnić jedynie siostry zakonne. Jednocześnie w tej samej Bydgoszczy jest ileś tam pielęgniarek z Ukrainy, które na pniu wzięłyby posady, ale nostryfikacja dyplomów się w Polsce wlecze i wlecze.- A i tak wszyscy mówią, że w tym kraju, jak mieć raka to lepiej jako dziecko, bo u dorosłych jest jeszcze gorzej - mówi moja przyjaciółka.***Udostępniajcie. Może takie osobiste świadectwa są potrzebne, żeby coś się zmieniło.
 –  Słyszałem kiedyś taki żarcik o studencie, jak spacerował ze swoją dziewczyną i przechodzą obok restauracji, a jego dziewczyna mówi: „oj, jak pięknie pachnie, pewnie jest tam smacznie!", na co on odpowiada: „spodobał ci się zapach? To chodź, przejdziemy się tamtędy jeszcze raz" Teraz autentyczna sytuacja. Pracuję w sklepie z kosmetykami. Wchodzi dziewczyna z chłopakiem i ta się nagle zaczyna zachwycać perfumami. -0, te mi się podobają! Piękny zapach! *patrzy się w stronę chłopaka, ale ten w ogóle nie reaguje* -A te to już kiedyś chciałam sobie kupić *ten dalej nie reaguje* Jeszcze kilka bezskutecznych spojrzeń rzuciła w jego kierunku i poirytowana stwierdziła, że pora już iść Na co ten się odzywa: -No jak już tak bardzo chcesz... *ta patrzy się na niego pełna nadziei* -...to możesz sobie jeszcze pooglądać
Australijskim naukowcom udało się wyhodować kopię koronawirusa z Wuhan w laboratorium. To pozwoli przyspieszyć prace nad szczepionką – Naukowcy z Instytutu ds. Zakażeń i Odporności Petera Doherty'ego byli w stanie wyhodować kopię wirusa od zainfekowanego pacjenta. Odkrycie zostanie udostępnione Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w nadziei, że może pomóc w zdiagnozowaniu i leczeniu wirusa
Wbrew wszystkiemu – Do wszystkich samotnych, cierpiących na depresję i niemających nadziei na lepsze jutro: bądźmy razem, na przekór i wbrew wszystkiemu co nas zniechęca do życia. Najważniejsze to być razem, to daje siłę do przetrwania najgorszego. Trzymajcie się!
Nie rób tego. Nie dawaj mi nadziei –  Zgadnij, kto znajdzie dziewczynę w 2020
Kiedy na randce mówisz facetowi, że trochę ci zimno w nadziei, że cię przytuli, a ten idiota wstał i poszedł podkręcić ogrzewanie –
0:02
Źródło: giphy.com