Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 354 takie demotywatory

To już 30 lat działalności Radia Maryja – Radio Maryja powstało 8 grudnia 1991 r. Toruńska rozgłośnia z małej lokalnej stacji rozrosła się do znaczącej grupy medialnej.Od początku rządów PiS podmioty związane z o. Tadeuszem Rydzykiem dostały z państwowej kasy ponad 325 mln zł.
 –
Kolizja jachtu pod polską banderą z lotniskowcem Charles de Gaulle koło Tulonu – W piątek 12 listopada 2021 r. około godziny 07:30, w odległości około 40 mil morskich (70 km) na południowy wschód od wysp Hyères doszło do zderzenia nieokreślonego z nazwy 10-metrowego jachtu pod polską banderą z lotniskowcem Charles de Gaulle. Skutki kolizji są jedynie natury materialnej - uszkodzona została żaglówka, natomiast nie odnotowano żadnych obrażeń osób na jednostkach biorących udział w całym zdarzeniu.Nawigatorzy na 260-metrowej długości Charles de Gaulle, podczas rejsu szkoleniowego lotniskowca w rejonie Tulonu, z opóźnieniem (w ostatniej chwili - w bardzo małej odległości) zauważyli, krótko przed godziną 07:30, dziesięciometrowy jacht (pływający pod polską banderą).Pomimo manewru awaryjnego lotniskowca mającego na celu ominięcie żaglówki i w wyniku braku jakiejkolwiek reakcji ze strony małej jednostki żaglowej, około godziny 07:30 doszło do jej zderzenia z kadłubem okrętu Charles de Gaulle.

Oto casting na rolę czarnego kota w filmie "Tales of Terror", który odbył się 15 grudnia 1961 roku.

Oto casting na rolę czarnego kota w filmie "Tales of Terror", który odbył się 15 grudnia 1961 roku. – Jak się pewnie domyślacie po tytule samego filmu, czarny kot nie grał tam jakiejś wyjątkowo wesołej roli. W jednej ze scen miał zostać omyłkowo zamurowany we wnęce piwnicy. Oczywiście, biały kot w żadnym wypadku nie zagrałby tak dobrze tej kreacji. Ani też żaden inny. Czarne koty są bowiem owiane złą sławą od kilku stuleci i doskonale nadają się do odgrywania mrocznych postaci oraz złowieszczych omenów. Jednak, wbrew pozorom, ich kulturowe konotacje wciąż stanowią ogromny problem, i to nie tylko w masowym odbiorze na wielkim ekranie. Zarówno bowiem statystyki, jak i dane naukowe jednoznacznie wskazują na to, że to właśnie czarne koty spędzają najwięcej czasu w schroniskach, najrzadziej są adoptowane i najczęściej poddawane są eutanazji. Wygląda więc na to, że to nie ludzie mają pecha z powodu kotów, lecz koty z powodu, cóż, ludzi.Jak to się właściwie zaczęło? Otóż, według pewnej brytyjskiej legendy sprzed pięciuset lat, pewnego razu wędrujący nocą ojciec i syn natknęli się na czarnego kota, który przeciął im drogę. Nagłe pojawienie się w ciemnym lesie małej i podejrzanej kreatury z odblaskiem w oczach i sierścią w kolorze przywołującym najgorsze sceny z piekieł zrobiło na wędrowcach niemałe wrażenie. Oczywiście, negatywne wrażenie. Przestraszyli się oni tak bardzo, że rzucili się na kota z kamieniami. Zranione i spłoszone zwierzę czym prędzej czmychnęło do pobliskiej chaty, którą - jak na ironię losu - zamieszkiwała kobieta, w otoczeniu uznawana za pustelniczkę. Kiedy rankiem kolejnego dnia odkryto, że jest ona poraniona i kuleje, bez wahania wydedukowano, że z pewnością musi być czarownicą umiejącą przeobrazić się w kota. Czarnego kota, bo to przecież ewidentna ingerencja sił nieczystych.No i tak to się właśnie zaczęło. A przynajmniej, tak twierdzi legenda. Przekonanie o tym, że niektóre kobiety są w stanie zamieniać się w koty i później z powodzeniem hasać sobie po miejskich ulicach lub po lasach było jednym z powodów, którymi motywowano polowanie na czarownice, tak rozpowszechnione w XVII wieku. Oczywiście polowano także na czarne koty wierząc, że są nimi zaklęte wiedźmy. Dane historyczne wskazują na to, że we Francji do 1630 roku miesięcznie palono regularnie aż kilka tysięcy kotów! Co ciekawe, w żadnym stopniu nie wpływało to na zmniejszenie się liczby narodzin czarnych osobników.Oczywiście, z czasem polowań zaprzestano, jednak przesąd o czarnym kocie przetrwał i pozostał żywy w kulturze wielu krajów. Żywy do tego stopnia, że wciąż stanowi realny problem. Kwestia utrudnionej adopcji to tylko jeden aspekt tego absurdalnego casusu. Niektóre schroniska w Stanach celowo zawieszają lub ograniczają adopcję czarnych kotów w okolicach Halloween, z obawy, że zwierzęta będą wykorzystywane do tortur lub do "żywych dekoracji", a następnie - porzucane. Czarne koty dużo częściej są także zwracane do schronisk, ponieważ - o zgrozo! - nie fotografują się tak dobrze, jak osobniki innego koloru, co dla niektórych właścicieli, lubujących się we wspólnych selfie z pupilem, jest warunkiem sine qua non. Dane? Królewskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami (RSPCA) podaje, że w ciągu ostatnich lat aż 70% porzuconych kotów, które trafiły pod jego opiekę miało czarne umaszczenie.I to właśnie z powodu tego jakże przykrego "syndromu czarnego kota" włoskie Stowarzyszenie Obrony Zwierząt i Środowiska oraz Ruch Obrony Czarnych Kotów zdecydowały się wyznaczyć w kalendarzu Dzień Czarnego Kota, który w Polsce obchodzimy właśnie dzisiaj. Jego celem jest poprawa losu i wizerunku czarnych kotów, które z powodu zupełnie absurdalnych ludzkich wymysłów cierpią, choć nie zrobiły niczego złego.

Skiba o milczeniu pierwszej damy po tragedii w Pszczynie

 –  Krzysztof Skiba1 godz. ·MILCZENIE AGATYJest głośniejsze niż strzelanie z armaty. Jest wymowne i dzwoni w uszach jak trzy budziki naraz.Gdy były czarne protesty parasolek. Milczała. Gdy były kobiece protesty z wieszakami. Milczała. Gdy policja biła kobiety podczas Strajku Kobiet. Milczała. Gdy protestowały pielęgniarki i opiekunowie osób niepełnosprawnych. Milczała.Gdy policja wywoziła na komisariaty piętnastolatki, za wulgarne okrzyki na demonstracjach. Milczała. Gdy dzieci z Michałowa wywożono na bagna i do lasu. Milczała.Widziałem film jak czyta dzieciom bajki na zamku królewskim w Warszawie. Jej to pasuje. Mąż Andrzej też opowiada bajki. I to nie tylko na zamku, a cały czas. Może Agata powinna jednak poczytać coś o prawach kobiet?Teraz, gdy na skutek działań lobby fanatyków religijnych i decyzji Trybunału kucharki Przyłębskiej, wprowadzono przepisy o całkowitym zakazie usuwania ciąży, nawet w wypadku gwałtu czy zagrożenia życia, umiera młoda dziewczyna z Pszczyny, też milczy.A mogłaby zrobić choć mały gest. Pochodzi wszak z dobrej, krakowskiej rodziny. Rodziny wrażliwych poetów. Gdy w dniu premiery propagandowego filmu Smoleńsk, poszła na inny film, odbierano to niemal jako demonstrację samodzielności. Ale ona nigdy samodzielna nie była i nie będzie.Szykowne stroje i elegancja, nie pokryją braku klasy i serca. Zimna, wyrachowana, przewidywalna jak ćwiczenia gramatyki niemieckiej.Trafiła się jej w życiu fucha stulecia. Przypadek sprawił, że mąż, człowiek bez kręgosłupa, o mentalności gimnazjalisty i aparycji Jasia Fasoli, został prezydentem, a ona Pierwszą Damą.Nie będzie sobie tej fuchy psuła, gdy jakaś kobieta z małej mieściny daleko od Warszawy, kobiety której przecież nie zna, umrze na skutek durnego prawa. Nie będzie psuła sobie komfortu życia w pałacu prezydenckim, gdy jakieś kobiety cierpią, walczą o swoje i są bite.A jest już druga kadencja. Nikt Andrzeja nie zdejmie z fuchy. I drugi raz na fotel w Pałacu nie może startować. A więc mogłaby choćby współczuć.Jest takie powiedzenie, że na "Pana" to trzeba mieć pieniądze i wygląd. Na Pierwszą Damę wystarczy mieć po prostu serce. Jak widać zabrakło.
Aktor Danny De Vito nie tylko wyreżyserował i zagrał w filmie Matylda (Mara Wilson), opiekował się nią i praktycznie adoptował ją podczas kręcenia. – U matki małej aktorki został wykryta rakiem piersi i nie mogła się nią opiekować, Danny i jego żona postanowili jej pomóc w trudnej sytuacji rodzinnej. Zrobili w domu kino, jedli i bawili się z nią, uczynili ją częścią rodziny. Niestety po długiej i bolesnej walce o zdrowie zmarła jej matka. Mara była bardzo poruszona tym, że jej matka nie mogła zobaczyć filmu, który kręciła, ponieważ była to adaptacja książki, którą kochały, jednak brakowało jej wielkiego serca Danny'ego.De Vito powiedział, że poszedł do szpitala osobiście na kilka dni przed śmiercią matki, aby pokazać jej mamie pierwsze nieedytowane cięcia, w rzeczywistości to ona pierwsza zobaczyła film.W końcu Danny nie był najlepszym tatą na ekranie, ale najlepszym w prawdziwym życiu!!
Nazwała go „brudnym motocyklistą”. Odpowiedź mężczyzny jest doskonałą lekcją życia dla każdego – Motocyklista i ojciec, Luc Perreault jest fanem tatuaży i wielbicielem picia piwa. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wygląda na faceta, który policzyłby Ci wszystkie kości jeśli tylko źle byś na niego spojrzał.Pewnego dnia, korzystając z krótkiej przerwy, Luc postanowił przetestować motocykl mamy. Pojechał więc na parking restauracji Tim Horton w Kanadzie.Wyróżniający się mężczyzna bardzo szybko zwrócił uwagę małej dziewczynki, która stała niedaleko wraz ze swoją mamą. Wbrew pozorom wcale nie bała się ogromnego pana - ona chciała się z nim przywitać! Uśmiechnęła się do Luc’a mówiąc „Cześć”, motocyklista odpowiedział tym samym. To była krótka, a zarazem słodka wymiana. Matka nie mogła na to patrzeć. Natychmiast chwyciła dziewczynkę za rękę i odchodząc powiedziała do niej: „Nie rozmawiaj z brudnymi motocyklistami”.Luc wszystko usłyszałTego samego dnia, motocyklista postanowił napisać na Facebook’u otwarty list do matki, która określiła go „brudnym motocyklistą”. Jego słowa szybko obiegły cały świat! „Do rodziny z czerwonego SUV’a widzianego dzisiaj w Tim Hortons. Tak, jestem wielkim, 127 kilogramowym wytatuowanym mężczyzną z motocyklem. Jestem spawaczem, jestem głośny, piję piwo i przysięgam, że swoim wyglądem zjadłbym twoją duszę, jeśli tylko źle byś na mnie spojrzała.To czego nie wiesz to to, że jestem szczęśliwie żonaty od 11 lat, dzieci nazywają mnie tatą i skończyłem studia…Moja mama jest ze mnie dumna. Wszystkim dookoła powtarza, że to ogromne szczęście mieć takiego wspaniałego syna jak ja, a siostrzenice i siostrzeńcy cieszą się, gdy tylko mnie zobaczą.Kiedy moja córka złamała rękę, płakałem bardziej niż ona. Czytam książki, pomagam ludziom, dziękuję weteranom wojennym i płacze przy Armagedonie…Następnym razem to ja się uśmiechnę i powiem „Część” do twojej małej dziewczynki, a wtedy ty złapiesz ją za rękę i powiesz: „Nie, nie kochana. Nie rozmawiamy z brudnymi motocyklistami…”Pamiętaj, pomimo tego, że ranisz moje uczucia nazywając mnie „brudnym motocyklistą”, byłbym pierwszą osobą, która weszłaby do twojego płonącego domu, aby uratować twoją córkę Motocyklista i ojciec, Luc Perreault jest fanem tatuaży i wielbicielem picia piwa. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wygląda na faceta, który policzyłby Ci wszystkie kości jeśli tylko źle byś na niego spojrzał.Pewnego dnia, korzystając z krótkiej przerwy, Luc postanowił przetestować motocykl mamy. Pojechał więc na parking restauracji Tim Horton w KanadzieWyróżniający się mężczyzna bardzo szybko zwrócił uwagę małej dziewczynki, która stała niedaleko wraz ze swoją mamą. Wbrew pozorom wcale nie bała się ogromnego pana - ona chciała się z nim przywitać! Uśmiechnęła się do Luc’a mówiąc „Cześć”, motocyklista odpowiedział tym samym. To była krótka, a zarazem słodka wymiana. Matka nie mogła na to patrzeć. Natychmiast chwyciła dziewczynkę za rękę i odchodząc powiedziała do niej: „Nie rozmawiaj z brudnymi motocyklistami”. Luc wszystko usłyszałTego samego dnia, motocyklista postanowił napisać na Facebook’u otwarty list do matki, która określiła go „brudnym motocyklistą”. Jego słowa szybko obiegły cały świat! „Do rodziny z czerwonego SUV’a widzianego dzisiaj w Tim Hortons. Tak, jestem wielkim, 127 kilogramowym wytatuowanym mężczyzną z motocyklem. Jestem spawaczem, jestem głośny, piję piwo i przysięgam, że swoim wyglądem zjadłbym twoją duszę, jeśli tylko źle byś na mnie spojrzałaTo czego nie wiesz to to, że jestem szczęśliwie żonaty od 11 lat, dzieci nazywają mnie tatą i skończyłem studia…Moja mama jest ze mnie dumna. Wszystkim dookoła powtarza, że to ogromne szczęście mieć takiego wspaniałego syna jak ja, a siostrzenice i siostrzeńcy cieszą się, gdy tylko mnie zobacząKiedy moja córka złamała rękę, płakałem bardziej niż ona. Czytam książki, pomagam ludziom, dziękuję weteranom wojennym i płacze przy Armagedonie…Następnym razem to ja się uśmiechnę i powiem „Część” do twojej małej dziewczynki, a wtedy ty złapiesz ją za rękę i powiesz: „Nie, nie kochana. Nie rozmawiamy z brudnymi motocyklistami…”Pamiętaj, pomimo tego, że ranisz moje uczucia nazywając mnie „brudnym motocyklistą”, byłbym pierwszą osobą, która weszłaby do twojego płonącego domu, aby uratować twoją córkę
Ci ludzie mieli dość czekania na radę miejską, a samochody nie przestrzegały ograniczenia prędkości w małej wiosce. Zrobili więc swój własny fałszywy próg zwalniający –
W małej wsi Uwielin w mazowieckim od niedawna istnieje "biblioteka na przystanku". – Na przystanku "Dębowa 01" coś dla siebie znajdą i dzieci, i dorośli. "Bardzo się cieszę, że zaglądacie do Skrzynki Skarbów. Jeśli podoba się tobie zabawka, to możesz zabrać ją do domu. Byłoby fajnie, gdybyście do skrzynki przyniosły, również swoje zabawki, które Wam się znudziły i już się nimi nie bawicie. One na pewno sprawią radość innym dzieciom. Pamiętaj tylko, że zabawki nie mogą być popsute" – pisze w liście do najmłodszych Teresa Wójcicka, sołtys Uwielin
11 października przypada Międzynarodowy Dzień Dziewczynek. Więc wszystkiego najlepszego dla każdej dziewczynki - tej małej i tej dużej! –  Międzynarodowy Dzień Dziewczynek
Mieszkańcy małej wioski w Grecji postanowili minimalnym kosztem upiększyć swoje miejsce zamieszkania, więc wzięli farby i zaczęli malować kosze na śmieci, które odbierały nieco uroku ich wiosce –
Czasami warto zostać oszukanym – Oto Fili około 10-letnia pekinka, którą kupiłem rok temu jako dwulatkę na jednym z serwisów ogłoszeniowych. Sprzedał mi ją jakiś naciągacz internetowy, który wiedział, że wraz z wiekiem ma serce w coraz gorszej kondycji i wymaga stałego leczenia. Po prostu dałem się wpuścić w maliny. Ale nie żałuję, bo teraz w tej małej pekince mam wielkie oparcie - zwłaszcza ostatnio, kiedy przechodzę gorsze chwile w życiu. Jaki jest morał tej historii? Ano taki, że nie zawsze przepłacone jest stracone
Wszystko po to, by nagłośnić zbiórkę dla małej Hani, która walczy z nowotworem –

Historia psa, który z łzami w oczach pokonał dystans 200 km, by odnaleźć swoich właścicieli

Historia psa, który z łzami w oczach pokonał dystans 200 km, by odnaleźć swoich właścicieli – Historia Maru, bulmastiffki z rosyjskiej hodowli jest poruszająca, tym bardziej że od tego pięknego, spokojnego psa wprost bije smutek i zwątpienie.Maru miała cztery miesiące, kiedy została kupiona przez parę z Krasnojarska i przez 6 miesięcy żyła życiem każdego szczęśliwego szczeniaka. Ganiała za piłką, chodziła na spacery, gryzła kapcie swoich właścicieli. Po tym czasie jednak jej rodzina doszła do wniosku, że jednak nie mogą pozwolić sobie na psa i tłumacząc się alergią na sierść, postanowiła ją oddać.Skontaktowali się z Allą Morozovą, właścicielką hodowli, w której Maru przyszła na świat i poprosili ją, by przyjęła psiaka z powrotem do siebie."Umówiłam się z nimi, że Maru wraz z opiekunem pojedzie pociągiem z powrotem do Nowosybirska. W ten sposób miała wrócić do mojej hodowli" – relacjonuje Alla. Jak wyjaśniła przed sprzedaniem małej Maru podpisała z jej nowymi właścicielami umowę, która nakazała im kontakt, w razie, gdyby z jakiegoś powodu nie chcieli się nią już dłużej opiekować. Psiak miał jednak inne plany. Maru nie chciała porzucać swojej rodziny, przy pierwszej lepszej okazji uciekła z pociągu.Właściciele odstawili Maru na pociąg, więcej nic ich już nie obchodziło. Mieli problem z głowy. Pod opieką pracownicy Alli, Maru wyruszyła koleją do Nowosybirska. Kiedy pociąg zatrzymał się na maleńkiej stacji niedaleko Achinska, uciekła od opiekunki. Kopnęła łapą drzwi i „wyskoczyła jak kula armatnia” w noc. Udało jej się uciec z pociągu, opiekunka wołała za nią, ale Maru nie wróciła. Jak stwierdziła Morozowa, pies miał atak paniki, właściciele zniknęli mu z oczu i chciał do nich wrócić. Problem był jeden – pociąg zdążył ujechać ponad 200 kilometrów!Rozpoczęły się poszukiwania bulmastiffki. Alla Morozova chciała w nie zaangażować byłych właścicieli psiaka, ale odmówili. – Oddali psa i przestał ich obchodzić – stwierdziła właścicielka hodowli. Jak powiedziała, wcale nie zależało im na losach Maru, która błądziła nocą po rosyjskich lasach. To już nie był ich problem. Morozova uruchomiła wszystkie swoje kontakty, by znaleźć zgubę. Rozdawała ulotki, powiadomiła media. Szczęśliwie zwierzę znalazło się zaledwie dwa i pół dnia później w przemysłowej dzielnicy Krasnojarska – gdzie Maru mieszkała ze swoimi właścicielami.Właścicielka hodowli powiedziała, że ​​to „szczęście”, że podczas tej podróży Maru nie zaatakował żaden niedźwiedź ani wilk. Przypuszczała, że Maru musiała wędrować z powrotem wzdłuż torów, aż do rodzinnego miasta. Na stacji, gdzie ją porzucono, nikt jednak nie czekał. Gdy ją znaleziono, Maru była niesamowicie zmęczona. Miała poranione, zdarte łapy i pyszczek. Wolontariusze, którzy ją odnaleźli powiedzieli, że w jej oczach szkliły się łzy. Aktualnie Maru znajduje się w swojej dawnej hodowli w Nowosybirsku. Tam otrzymała właściwą pomoc medyczną, a Alla Morozova robi wszystko, aby pomóc wrócić jej do normalnego życia."Gdy będzie na to gotowa, zacznę szukać jej nowego domu. Nigdy więcej nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić" – zapowiada.

Jedno z najbardziej kolorowych miejsc na świecie znajduje się na Tajwanie. 93 - letni weteran wojskowy znany jako „Tęczowy Dziadek” (Huang Yung-Fu) pomalował ściany, drzwi i ziemię swojej małej wioski na obrzeżach Taichung na Tajwanie Deweloperzy w tym regionie wykupowali zaniedbanie nieruchomości i płacili duże pieniądze za wyprowadzkę, pozostawiając tylko garstkę pierwotnych mieszkańców w tej dzielnicy. Rząd chciał zburzyć jego dom, proponując pieniądze lub wyprowadzkę do innego domu

Deweloperzy w tym regionie wykupowali zaniedbanie nieruchomości i płacili duże pieniądze za wyprowadzkę, pozostawiając tylko garstkę pierwotnych mieszkańców w tej dzielnicy. Rząd chciał zburzyć jego dom, proponując pieniądze lub wyprowadzkę do innego domu – W swojej prawie pustej wiosce Yung-Fu wziął pędzel i pomalował swój dom na jasne kolory. Potem pomalował następne, a wkrótce zamienił całą wioskę w psychodeliczny obraz tęczy. Po tym, jak jego historia przyciągnęła uwagę opinii publicznej, rząd postanowił cofnąć decyzję o wyburzeniu wioski.Jego dom stał się jednym z najpopularniejszych miejsc turystycznych na Tajwanie – i świadectwem potęgi jednego człowieka  i jego artyzmu. Ponad milion osób rocznie odwiedza teraz Tęczową Wioskę.Osada w dzielnicy Nantun miasta Taichung składała się niegdyś z 1200 domów dla weteranów i ich rodzin. Gdy mieszkania zaczęły być w coraz gorszym stanie, deweloperzy zagarnęli ziemię, a mieszkańcom zaoferowano 61 000 dolarów lub nowe mieszkania

Dwunastoletnia Wanessa Bąkowska urodziła się z zespołem Downa oraz z wielkim talentem malarskim. Niedawno dziewczynka postanowiła napisać list do królowej Elżbiety, ofiarując jej też jeden ze swoich obrazów. Niespodziewanie otrzymała odpowiedź! To treść listu Wanessy:

To treść listu Wanessy: – "Wasza Wysokość, Mam na imię Wanessa i mam 12 lat. Mieszkam w Polsce, w małej miejscowości Lipka. Mam wspaniałych nauczycieli i wielu przyjaciół. Mam mamę Karolinę, tatę Rafała, brata Alana i siostrę Nutkę. Bardzo ich kocham. Jestem osobą z niepełnosprawnością i zespołem Downa. Pomimo tego maluję obrazy. Chciałabym podarować jeden z nich Waszej Wysokości. Tytuł tego obrazu to "Ziemia". Pozdrowienia z Polski"

24 listopada 2009 roku, John Edward Jones udał się z rodziną i przyjaciółmi do jaskini Nutty Putty w stanie Utah. Choć nie chodził już po jaskiniach wiele lat, to był doświadczonym grotołazem i wiele razy wcześniej wybierał się na takie wycieczki

24 listopada 2009 roku, John Edward Jones udał się z rodziną i przyjaciółmi do jaskini Nutty Putty w stanie Utah. Choć nie chodził już po jaskiniach wiele lat, to był doświadczonym grotołazem i wiele razy wcześniej wybierał się na takie wycieczki – Już jako dziecko często eksplorował różne jaskinie z ojcem i bratem. Kiedy więc dotarli w kilka osób na miejsce i weszli do jaskini, postanowił wejść w szczeliny głową do przodu.Miał zamiar pełzać w bardzo ściśniętej jamie, otoczony setkami metrów niewzruszonej skały. Nawet jego ręce nie mogły poruszać się swobodnie.Chciał dostać się do Bob’s Push, małej szczeliny która doprowadzi go do większej przestrzeni w której będzie mógł zawrócić. Niestety pomylił się i skierował się do Ed’s Push, odnogi bez wyjścia.Widząc przed sobą większą, bardziej otwartą część jaskini, w której mógłby lepiej manewrować swoim ciałem, wślizgnął całe ciało trochę dalej.John był przekonany, że jest we właściwym tunelu i dotrze do przestrzeni w której będzie mógł się swobodnie poruszać. Jednak, im bardziej zagłębiał się, tym bardziej się blokował.Zdał sobie sprawę, że jego klatka piersiowa jest zbyt szeroka i wypuścił całe powietrze z płuc. Dzięki temu wsunął się jeszcze troszeczkę do przodu.Powrót do normalnego oddychania sprawił, że klatka piersiowa rozszerzyła się. John się zablokował.Na szczęście brat Johna go znalazł i postanowił mu pomóc – bezskutecznie.Po próbie wyciagnięcia John osunął się jeszcze głębiej.Zgodnie ze źródłami jego brat wrócił na szczyt jaskini, do powierzchni i wezwał ratowników. Ratownicy przybyli wkrótce potem i dotarli do niego 25 listopada 2009, ok godziny 12:00.W tym momencie John był już uwięziony przez 3 męczące i duszne godziny.Przez kolejne 24 godziny, przybyło kilkudziesięciu ratowników. Podano mu walkie-talkie dzięki czemu mógł rozmawiać. Dzięki temu wiemy jaka tragedia rozgrywała się w jego głowie.Mógł się komunikować z rodziną i innymi. Wspólnie się modlili.136 ratowników próbowało wydostać Johna. Jak podaje caveheaven próbowano za pomocą klinów zmontować system linowy by go wydobyć. System niestety nie wytrzymał, John się zapadł niżej.John był zbyt ciężki.Próbowano wiercić skałę, ale w ciągu półtorej godziny skuto zaledwie ok. 12 cm. Wydobycie go na sile było niemożliwe, przez pozycje, która go blokowała.John się dusił, jako, że wisiał do góry nogami. Była to walka z czasem.Nie mając nadziei na ratunek, John zaczął dopuszczać do siebie myśl, że umrze. Prosił by go uratować dla dzieci i rodziny.Jak podają źródła, Stres poddawał jego serce wielkiemu wysiłkowi, które musiało pracować w warunkach duchoty, ścisku, braku ruchu i z głową skierowaną w dół.John powoli, bezwzględnie się dusił. Nie mógł oddychać i nie mógł się ruszać. Masywne skały krępowały każdy najmniejszy jego ruch. Ratownicy byli bezsilni. Krótko przed północą 25 listopada 2009 John zmarł z powodu zatrzymania akcji serca.Na dół zszedł medyk, żeby stwierdzić zgon. Jego rodzinie nie było jednak dane go pochować.Po tej tragedii jak podaje NBC jaskinia Nutty Putty została zawalona za pomocą wybuchów i zalana betonem, by już nikt do niej nie wchodził. Skrępowane ciało Johna pozostawiono w środku.Jego ostatnie słowa miały brzmieć:"Nie wyjdę już stąd, prawda?"
"Ludzie nie mogą sobie pozwolić na opłacenie rachunków i jednocześnie zapewnienie sobie jedzenia, więc mam nadzieję, że zrobienie tego, co do mnie należy i opłacenie kilku rachunków dla tych ludzi odciąży ich trochę odciągłego stresu" –
Niesamowite zdjęcie. Dwóch całkowicie spokojnych mężczyzn czeka, aż minie napad złości małej dziewczynki – Ci mężczyźni, to ojciec i dziadek dwulatki, która leżała na podłodze w środku centrum handlowego. Żaden z tych mężczyzn nie traci cierpliwości, nie denerwuje się, nie krzyczy na nią. Po prostu czekają. Nie dali jej tego, czego w tym momencie chciała, ale pozwolili jej wyrażać swoje emocje - w tym przypadku złość. Nikt wokół nie czuje się zawstydzony zachowaniem dziewczynki.Najlepszym komentarzem do całej sytuacji są słowa ojca, które napisał przy okazji zamieszczania tego zdjęcia w sieci:"Ten post dotyczy tylko jednej rzeczy - poczucia spokoju w trudnej dla dziecka sytuacji. Nie ma idealnych rodziców, lecz jedna rzecz, której się nauczyłem, to być rodzicem niezależnie od tego, co myślą inni. Mój tata zawsze pozwalał mi czuć to, czego akurat potrzebowałem, nawet jeżeli okazywałem to w miejscu publicznym i wprawiałem wszystkich w zażenowanie. Nie pamiętam, żeby powiedział mi: "Zawstydzasz mnie! O, nie płacz!". Dopiero niedawno zdałem sobie sprawę jak ważne było to dla mojego własnego rozwoju emocjonalnego. Nasze dzieci ciągle się uczą, przetwarzają mnóstwo informacji i nie zawsze wiedzą, co zrobić z tymi wszystkimi nowymi emocjami, które się pojawiają".Myślę, że ponad wszystko warto o tym pamiętać
Żeby ich córka nie czuła się inna od wszystkich, rodzice postanowili zrobić coś niesamowitego – Honey-Rae Phillips to urocza dziewczynka, która ma półtora roku. Niestety prawie połowa jej ciała pokryta jest w znamionach. Po porodzie miała problemy z oddychaniem i została zabrana na oddział intensywnej opieki neonatologicznej, tam została włożona do inkubatora.Gdy rodzice Honey-Rae wychodzili z nią często zakładali jej grube pończochy by ukryć znamiona. Pomyśleli jednak, że skoro dorośli mogą być niewrażliwi, to jak przyjmą Honey-Rae inne dzieci w przedszkolu czy szkole. Postanowili więc zrobić coś dużo lepszego.Tanya Phillips, mama dziewczynki, na swoje 40 urodziny postanowiła sobie zrobić tatuaże, które wyglądają zupełnie jak znaki małej Honey-Rae. Tata dziewczynki, Adam, zrobił sobie takie tatuaże na święta Bożego Narodzenia.Rodzice wierzą, że dzięki temu Honey-Rae nie będzie czuła się inna. Dodatkowo chcieli w ten sposób pokazać jak bardzo ją kochają. Jej mama powiedziała w wywiadzie, że robienie tatuażu było bolesne, ale warte tego bólu.