Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 185 takich demotywatorów

Dwa wiadukty na budowanym odcinku autostrady A1 do wyburzenia – Na odcinku od węzła Rząsawa do węzła Blachownia budowanym przez konsorcjum Salini Polska, Salini Imperegilo i Todini Costruzioni pojawiły się zastrzeżenia co do tego, czy dwa wiadukty wybudowano zgodnie ze sztuką budowlaną.Z badań przeprowadzonych w laboratorium wynika, że użyty przy budowie beton nie spełnił norm w zakresie parametru wytrzymałości na ściskanie. Przekładając na zrozumiały dla każdego język – wiadukty mogłyby się rozlecieć pod naciskiem przejeżdżających po nich pojazdów. Katowicki oddział GDDKiA zdecydował więc o rozbiórce obu wiaduktów znajdujących się przy węźle Częstochowa Jasna Góra (Lgota) wraz z łącznicą. Zastrzeżeń nie budzi za to wykonanie pozostałych 24 obiektów inżynierskich budowanych przez wykonawcę odcinka, na którym znalazły się zakwestionowane wiadukty
Źródło: gazeta.pl
Stoi facet przed lustrem, długo ogląda swoje siwe włosy, wymiętą nieogoloną twarz, patrzy w swoje podkrążone czerwone oczy. Potem kieruje wzrok w bok lustra i widzi odbicie leżącej w łóżku pięknej kobiety. Jeszcze raz spogląda na siebie i szepcze: – - Cholera jasna, jak można do tego stopnia kochać pieniądze
Spokojnie można też rozstawić grill i leżaki by rozkoszować się walorami swojskiej przyrody. W klapkach Kubota, które polecamy, można pozwiedzać budowę mostu na rzece, która jest płytsza od wielu otwockich jezior – W pobliżu do dyspozycji sklep spożywczy z artykułami pierwszej potrzeby a jak ktoś ma ochotę to i do Biedry niedaleko. Obok poczta by wysłać tradycyjną pocztówkę z wakacji. Ulica Jasna w Świdrze walczy z największymi kurortami o laur popularności
Przez 29 lat żył na bezludnej wyspie. Rząd kazał mu wracać do cywilizacji – Masafumi Nagasaki od 29 lat żył samotnie na wyspie Sotobanari. Wyprowadził się tam, ponieważ chciał uciec od cywilizacji. Japoński rząd siłą go jednak usunął z wyspy i kazał wrócić do społeczeństwa.Przeszłość Nagasakiego nie jest do końca jasna, gdyż sam mężczyzna nie chce o tym mówić. Według dziennikarzy, Japończyk miał żonę i dwójkę dzieci, pracował jako fotograf, a nawet był właścicielem klubu nocnego. Pewnego dnia jeden z kolegów opowiedział mu o tajemniczym archipelagu i od tamtej pory marzył, by uciec od cywilizacji.Marzenie spełniło się w 1989 roku. Wtedy Japończyk wyjechał na kilometrową wyspę Sotobanari. W końcu był szczęśliwy. Tutaj nie robię tego, co mi każe społeczeństwo, działam według zasad natury. Nie możesz pokonać natury, więc musisz się jej podporządkować - mówił Japończyk w rozmowie z mediami.Mężczyzna był jedynym mieszkańcem wysepki w prefekturze Okinawa. Po pierwszym roku sztorm zabrał wszystkie jego ubrania. Od tamtej pory żył bez odzienia, czym zyskał sobie miano "nagiego pustelnika".W kwietniu japońscy urzędnicy kazali 82-latkowi wracać do cywilizacji. Podobno dostali zgłoszenie, że mężczyzna źle wygląda. Z uwagi na to, że Japończyk nie był chętny - mówił, że chce umrzeć na wyspie - wezwano policję. Nagasaki został więc siłą usunięty z miejsca, które przez prawie 30 lat nazywał domem.Bo władza zawsze wie lepiej, co dla ludzi dobre...

Myślał, że bezdomny prosi jego syna o pieniądze. Zrobiło mu się głupio, gdy poznał prawdę

Myślał, że bezdomny prosi jego syna o pieniądze. Zrobiło mu się głupio, gdy poznał prawdę – Czy tego chcemy, czy nie, bardzo często zdarza nam się oceniać innych i nie zawsze są to sądy, które powinno się wydawać.Pewien ojciec dopiero po czasie zorientował się, że nie kierował się sercem, a pokusił się o ocenę kogoś, kogo tak naprawdę oceniać nie ma prawa.Był na spacerze z 11-letnim synem, gdy nagle natknął się na coś, co mogłoby się zdarzyć każdemu – łatwo popełnić ten błąd. Ojciec opisał wydarzenie w poście na Facebooku:Zastanawiałem się nad stworzeniem tgo posta, ponieważ nie do końca stawia mnie w dobrym świetle, ale i tak zdecydowałem się na to, aby się z Wami tym podzielić. I w gruncie rzeczy myślę, że w końcu jest to obraz wielu z nas, jeśli jesteśmy naprawdę uczciwi wobec siebie.Wczoraj, gdy syn i ja jechaliśmy na jego turniej piłkarski, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, żeby się czegoś napić i odpocząć. Kiedy zapłaciłem, dałem mu klucze, żeby mógł wrócić do samochodu.Zajęło mi trochę czasu przy kasie. Kiedy wyszedłem ze sklepu, zauważyłem, że od mojego samochodu odchodził mężczyzna na wózku inwalidzkim. Był starszym człowiekiem z amputowanymi nogami i wyglądał na „bezdomnego”.Moją pierwszą reakcją, niestety, było:„Jasna cholera, zaraz okradnie mojego syna”Kiedy podszedłem bliżej, zauważyłem, że syn z nim rozmawiał, ale po chwili odwrócił się i poszedł do auta. Więc zrobiłem to samo.Gdy wszedłem do samochodu, zapytałem go, o co w tym wszystkim chodzi. Mój syn odpowiedział:„O nic, spytałem tylko, czy ten pan nie potrzebuje pomocy. Powiedział, że wszystko okej, ale miło mu, że zapytałem”.I wiecie co? Było mi cholernie głupioNa pierwszy rzut oka nie zauważyłem nawet, że ten starszy pan próbował przejechać żwirowym parkingiem pełnym wybojów na wózku inwalidzkim, używając tylko rąk. Nie zauważyłem, że moje 11-letnie dziecko było wystarczająco dorosłe, aby zobaczyć to w lusterku auta. Był na tyle dorosły, że zgasił silnik, wyszedł z auta i zapytał, czy mu nie pomóc.Kiedy już mieliśmy jechać zapytał, czy możemy dać temu człowiekowi trochę pieniędzy. Kolejny raz zrobiło mi się głupio, bo nawet o tym nie pomyślałem. Podszedłem więc i zapytałem go o to, na co on odpowiedział:„Nie, dziękuję, nic mi nie potrzeba. Twój syn był prawdziwym dżentelmenem i dał mi wszystko, czego potrzebowałem dzisiaj. Niech Was Bóg błogosławi”.Nie zamieszczam tego, szukając pochwał dla syna. Publikuję to, aby ujawnić prawdziwą złośliwość, którą mamy w naszym świecie.Na każdym kanale informacyjnym, w każdym poście na Facebooku, w każdym tweecie wypluwamy tylko żółć i nienawiść. To nie jest dobra rzecz. Wszyscy to robimy. Zapomnieliśmy patrzeć na świat oczami dziecka… Nie zapominajmy -  żaden człowiek nie może być zdefiniowany wyłącznie przez wygląd czy ubranie
Kto zabija polskie foki?Wkurzony rybak zapowiada: będzie więcej martwych fok – Cztery martwe foki znalezione na polskim wybrzeżu to najprawdopodobniej zemsta rybaków. Drapieżniki nauczyły się wyżerać cenne łososie wprost z sieci. W tym roku to plaga, z którą rybacy postanowili walczyć na własną rękęKto to zrobił, jeszcze nie wiadomo. Za to jasna jest motywacjaAż mi wstyd, że nad morzem mieszkam i takie "bydło" ryby łowi. Pazerność ludzka nie zna granic...

"Moje dziecko nie ma obowiązku dzielić się z twoim". Tym wpisem pewna matka wywołała sporo kontrowersji:

"Moje dziecko nie ma obowiązku dzielić się z twoim". Tym wpisem pewna matka wywołała sporo kontrowersji: – "Moje dziecko nie ma obowiązku dzielić się z twoim" - tym zdecydowanym twierdzeniem Alanya rozpoczęła wywód o tym, dlaczego uczy swojego syna, że ma pełne prawo odmówić pożyczenia zabawki innemu dziecku. Wystarczy, że nie chce tego robić.Takiej lekcji udzieliła mu w trakcie niedawnej wizyty w parku. Mały Carson zabrał do niego ze sobą dwie figurki i ciężarówkę, którymi planował się bawić. Szybko okazało się, że inne dzieci też mają na to ochotę, w efekcie czego do jej syna podeszło w sumie co najmniej sześciu chłopców z żądaniem podzielenia się zabawkami.Jak wspomina jego mama, Carson zestresował się sytuacją i zaczął nerwowo przyciskać zabawki do piersi, kiedy inne dzieci zaczęły po nie sięgać. Szukając pomocy, spojrzał na nią, więc natychmiast powiedziała mu, że może powiedzieć "nie":Po prostu powiedz "nie". Nie musisz mówić nic więcejTak, jak się spodziewała, kiedy tylko chłopcy usłyszeli odmowę, podbiegli do niej, by poskarżyć, że jej syn nie chce się dzielić. Ale i na to miała gotową odpowiedź:Nie musi się z wami dzielić. Powiedział, że nie chce. Jeśli będzie chciał, po prostu to zrobi- Jeśli ja, dorosła osoba, szłabym parkiem jedząc kanapkę, wymaga się ode mnie, by się nią podzielić z obcymi? Nie! Czy jakikolwiek dobrze wychowany dorosły, obcy, sięgałby po tę kanapkę i obrażał się, gdybym się odsunęła? Znowu nie!Dlatego mama Carsona nie ma wątpliwości, że postępuje słusznie. Mimo to spodziewa się, że inni rodzice ocenili ją i jej syna jako nieuprzejmych, więc - żeby podkreślić swój punkt widzenia - zapytuje retorycznie, kto w tej sytuacji faktycznie zachował się nietaktownie. "Osoba, która nie jest chętna do tego, żeby oddać swoje zabawki sześciu obcym, czy sześciu obcych domagających się otrzymania czegoś, co do nich nie należy, nawet kiedy właściciel ewidentnie czuje się z tym niekomfortowo?".Dla Alanyi odpowiedź jest jasna. Jako matka uważa, że postępując w ten sposób, uczy swojego syna radzenia sobie w dorosłym życiu. Zaznacza przy tym, że zna osoby dorosłe, których zdecydowanie nikt nie nauczył w dzieciństwie, jak się dzielić, ale przyznaje, że jest w stanie wymienić o wiele więcej takich, które nie potrafią powiedzieć "nie", ustalić granic czy zadbać o swoje potrzeby. Sama uważa, że jest jedną z nich.Żeby dopełnić całości i podkreślić, że nie zamierza wychowywać swoich dzieci na samolubnych, nie dzielących się niczym dorosłych, tylko osoby postępujące zgodnie ze swoimi przekonaniami, kobieta dodaje, że jej syn wziął do parku zabawki właśnie po to, by się nimi podzielić - ale z młodszą córką jej przyjaciółki, którą zna i lubi, a nie grupą obcych, żądających tego chłopców.Na koniec Alanya udzieliła czytającym jej post ostatniej lekcji. "Kiedy następnym razem twoje dziecko podbiegnie do ciebie złe, bo inne dzieci nie chcą się dzielić, pamiętaj proszę, że nie żyjemy w świecie, w którym obowiązuje rozdawanie wszystkiego, co się ma tylko dlatego, że ktoś tego chce".
Źródło: edziecko.pl
To zdjęcie pokazuje prawdziwą siłę miłości – Historia ta opowiada o miłości, której siła może przetrwać wszystko. Wzruszająca fotografia przedstawia męża trzymającego w ramionach swoją żonę, u której zdiagnozowano demencję.Choroba Phyllis Feener zdiagnozowana została w 2012 roku, miała wtedy 52 lata. Jej rodzina początkowo sądziła, że były to po prostu zaniki pamięci spowodowane menopauzą, jednak po wykonaniu badań medycznych, okazało się że kobieta cierpi na wczesne stadium demencji.Gdy sytuacja była już jasna, mąż Phyllis zrezygnował z dotychczasowego zajęcia, na rzecz pracy w domu, wszystko po to, aby zawsze móc być przy chorej żonie. Był przy niej przez cały czas, reagując na ból, smutek czy poczucie samotności. Zorganizował też zbiórkę funduszy, na opiekę nad żoną w przyszłości.Mój tata troszczy się o nią w pełnym wymiarze godzin. Ona nie zawsze pamięta jego imię, ale wie, że jest z nim bezpieczna – napisała ich córka na Twitterze.Wpis córki Phyllis zyskał dużą popularność na Twitterze, wiele osób życzy rodzinie wszystkiego najlepszego, dzieląc się przy tym swoimi własnymi historiami o opiece nad krewnymi.Neurolodzy twierdzą, że nie ma lekarstwa na demencję, przepisane leki tylko spowalniają postęp. Aktualnie choroba Phyllis postąpiła do tego stopnia, że nie może ona pozostawać sama. Kobieta nie jest w stanie wykonywać prostych czynności, takich jak przygotowanie śniadania czy ubranie się. Ma problemy z zebraniem myśli,  zapomina imiona członków rodziny.Para nie wie, ile jeszcze będzie mogła być razem i jak będzie wyglądać ich dalsze życie. Wiedzą jednak jedno, chcą przejść przez to razem.Nie wiemy, ile czasu będziemy mieli z Phyllis – zależy to tylko od tego, jak szybko będzie postępować jej choroba – czytamy na stronie GoFundMe. – To może być dwa lata, może to być dwadzieścia lat. Tak czy inaczej, będzie to ciągła podróż i potrzebujemy pomocy w nadchodzących latach – dodaje rodzina.Historia ta pokazuje, jak ogromna jest siła prawdziwej miłości, która przetrwać może każde, nawet najbardziej okrutne zrządzenie losu
 –
 –  STRONY MOCYCIEMNA Ojciec Rydzyk dostaje 70 milionów z budżetu. Fundacja Lux Veritatis ojca Rydzyka Działalność statutowa Fundacji wspiera Kościół Katolicki w głoszeniu Dobrej Nowiny żadnej pomocy dla ludzi biednych i potrzebujących JASNA Fundacja Jerzego Owsiaka dostała z budżetu państwa O złotychPrzez ćwierć wieku Orkiestra Jurka Owsiaka zebrała ponad 720 mln złotych. 25 lat grania Orkiestry to poważna część historii Polski. Przez ten czas pomogli praktycznie każdemu szpitalowi w naszym kraju

List od porzuconego psa:

List od porzuconego psa: – "Kiedy byłem szczeniakiem bawiłeś się ze mną, a moje wybryki sprawiały, że się śmiałeś. Nazywałeśmnie swoim dzieckiem i pomimo tylu pogryzionych butów i zniszczonych poduszek zostałem twoimnajlepszym przyjacielem. Za każdym razem gdy coś przeskrobałem groziłeś mi palcem i mówiłeś:"jak mogłem!?". Jednak chwilę później złość Ci mijała, wywracałem się na plecy, a ty drapałeś mnie po brzuchu. Minęło sporo czasu zanim zaaklimatyzowałem się w Twoim domu, bo Ty byłeś strasznie zajęty. Mimo to pracowaliśmy nad tym razem.Pamiętam te wszystkie noce gdy przytulałem się do Ciebie w łóżku słuchając Twoich zwierzeńi skrytych marzeń. Byłem przekonany, że życie nie może być bardziej idealne. Chodziliśmy na długie spacery i razem biegaliśmy po parku. Jedliśmy razem lody (ja dostawałem tylko wafelek, bo "lody nie są zdrowe dla psów", tak mówiłeś). W domu ucinałem sobie długie drzemki w promieniach słońca, czekając aż wrócisz z pracy. Wreszcie zacząłeś spędzać tam coraz więcej czasu i rozglądać się za ludzkim partnerem. Czekałem na ciebie cierpliwie, pocieszałem, kiedy spotkało cię rozczarowanie i gdy miałeś złamane serce. Skakałem z radości kiedy wracałeś do domu zakochany.Ona, twoja żona, nie lubi psów. Mimo to powitałem ją w naszym domu, okazałem jej szacunek i posłuszeństwo. Ty byłeś szczęśliwy, więc ja też. Kiedy urodziły się wasze dzieci, tak jak ty byłem zafascynowany ich zapachem i różowością, i tak jak ty, chciałem się nimi opiekować. Tylko, że ona i ty martwiliście się żebym nie zrobił im nic złego, więc spędzałem większość czasu w innym pomieszczeniu. Zostałem "więźniem miłości", chociaż tak bardzo chciałem okazać im swoje uczucia. Kiedy trochę podrosły, zostałem ich przyjacielem. Wczepiały się w moje futro i podążały za mną niepewnym kroczkiem, zaglądały mi w uszy, wsadzały do oczu palce i całowały w czubek nosa. Uwielbiałem ich pieszczoty - twoje stały się przecież takie rzadkie. Gdyby było trzeba broniłbym twoich dzieci własnym życiem.Wślizgiwałem się im do łóżek i słuchałem szeptanych do mojego ucha sekretów i najskrytszych marzeń. Razem nasłuchiwaliśmy, czy nie wracasz z pracy. Kiedyś, dawno temu, kiedy ktoś pytał, czy masz psa, wyciągałeś z portfela moje zdjęcie i opowiadałeś im o mnie. Przez ostatnie lata odpowiadałeś tylko krótko "mam" i zmieniałeś temat. Z "twojego psa" stałem się "jakimś psem" i miałeś za złe każdą sumę, którą musiałeś na mnie wydać.Ostatnio dostałeś propozycję nowej pracy. Razem z rodziną przeprowadzisz się do innego miasta. Niestety, w nowym miejscu nie można trzymać zwierząt. Podjąłeś właściwą decyzję, twoja rodzina dużo na tym zyska. Kiedyś ja byłem twoją jedyną rodziną... Cieszyłem się jak zwykle na przejażdżkę samochodem, kiedy wyruszyliśmy w drogę do schroniska. Schronisko pachniało brakiem nadziei i strachem wszystkich psów i kotów. Wypełniłeś formularz i powiedziałeś "Na pewno znajdziecie mu dobry dom". Wzruszyli tylko ramionami i popatrzyli na ciebie ze smutkiem. Dobrze wiedzieli, co czeka psa w średnim wieku, nawet takiego z papierami.Siłą odgiąłeś zaciśnięte na mojej obroży palce swojego syna, który krzyczał "Tato, proszę nie pozwól im zabrać mojego psa!" Martwię się o niego. Dałeś mu właśnie piękną lekcję przyjaźni, lojalności, miłości, odpowiedzialności i szacunku dla życia... Unikając mojego wzroku poklepałeś mnie po głowie. Uprzejmie odmówiłeś zabrania obroży i smyczy. Musiałeś iść, miałeś umówione spotkanie. Kiedy wyszliście, usłyszałem jak dwie miłe panie rozmawiają ze sobą na mój temat. "Musiał wiedzieć, że wyjeżdża już dawno. Dlaczego nie znalazł psu innego domu?" powiedziała jedna, a druga dodała: "Jak on tak mógł?!". W schronisku dbają o nas na ile pozwala ich napięty program dnia. Karmią nas rzecz jasna, ale nie mam jakoś apetytu. Na początku za każdym razem kiedy ktoś przechodził koło mojego boksu podbiegałem mając nadzieję, że to ty, że zmieniłeś zdanie, że to wszystko to był tylko zły sen, albo że przynajmniej to ktoś, komu by na mnie zależało, ktoś, kto by mnie uratował. Kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mam co konkurować z roześmianymi szczeniakami, nieświadomymi własnego losu, zaszyłem się w kącie i czekałem.Słyszałem jej kroki, kiedy pod koniec dnia szła po mnie. Poprowadziła mnie między wybiegami do oddzielnego pomieszczenia. Panowała tam błoga cisza. Posadziła mnie na stole, podrapała za uszami i powiedziała, żebym się nie martwił. Serce waliło mi w oczekiwaniu na to, co miało się zdarzyć. Czułem też ulgę: nadszedł koniec udręk dla więźnia miłości. Zacząłem martwić się o tę kobietę - taką już mam naturę, tak samo bałem się o ciebie. Żeby ciężar, który dźwiga, nie przygniótł jej. Kobieta delikatnie założyła na mojej łapie opaskę. Łza poleciała jej po policzku. Chciałem pocieszyć tę kobietę tak jak pocieszałem ciebie lata temu i polizałem ją po twarzy. Pewnym ruchem wkłuła mi igłę do żyły i poczułem, jak ta zimna substancja rozchodzi się po moim ciele. Zasypiając spojrzałem w jej dobre oczy i szepnąłem cichutko: "Jak mogłaś?". Kobieta rozumiała psi język."Tak mi przykro" powiedziała, a potem przytuliła mnie i pośpiesznie tłumaczyła, że pomoże mi znaleźć się w lepszym miejscu. Nikt tam o mnie nie zapomni, nie skrzywdzi ani nie porzuci, to miejsce pełne miłości i światła, inne niż na ziemi.Zbierając resztki energii leciutko poruszyłem ogonem, próbując wyjaśnić kobiecie, że to nie do niej były moje ostatnie słowa. To do ciebie, mój Ukochany Panie, mówiłem. Będę zawsze myśleć o tobie i czekać na ciebie po tamtej stronie. Życzę ci, żeby każdy był ci tak wierny jak ja."
Powiedziała, że wyśle syna na Jasną Górę, do klasztoru na leczenie, ponieważ odkryła, że jest gejem – Zapewne, gdyby był narkomanem, to wysłałaby go na Jamajkę
 –
Źródło: własne
 –  Robert MakłowiczW miejscowości Cielętniki niedaleko Częstochowy od siedmiuset lat rosła lipa. Powalił ją ostatnio wicher Ksawery, gdyż dendrologiczny Matuzalem był wielce osłabiony systematycznym podgryzaniem. Pątnicy z pielgrzymek na Jasną Górę przechodzących przez Cielętniki zapamiętale gryźli drzewo wierząc, że jego kora uśmierza ból zębów i generalnie poprawia stan zdrowotny jamy ustnej. Nie pomogły smołowanie ani ogrodzenie, każdego roku tłumy wpijały swe zęby w pień, kąsając go w uniesieniu i odmawiając przy tym modlitwy do św. Apolonii, niegdyś patronki cyrulików i balwierzy, dziś dentystów. To nie wydarzyło się pięćset, trzysta ani sto lat temu. To wydarzyło się w XXI wieku. W Polsce. Pozdrawiam zatem wszystkich bardzo serdecznie, a szczególnie ciepło naszych emigrantów.
 –  o w mordę jasna cholerakurwa ja pierdolęi jak? cieplutka
Co wieczór miasto wysyła chorym dzieciom wzruszającą wiadomość. Tę niezwykłą tradycję zapoczątkowało specjalne pożegnanie przygotowane dla jednego z pacjentów – Co wieczór o 20:30 pacjenci Szpitala Dziecięcego Hasbro w mieście Providence, w stanie Rhode Island (USA), mogą wyjrzeć przez okna i zobaczyć migoczące światła w całym mieście – wiadomość tylko dla nich.Ta wiadomość, na którą niektórzy pacjenci czekają cały dzień, jest jasna: myślimy o tobie.Projekt Dobre Światła był pomysłem Steve’a Brosnihana, rysownika komiksów i karykaturzysty zatrudnionego przez ten szpital. W 2010 roku, kiedy pewien nastoletni pacjent, który zdążył już się zaprzyjaźnić ze Steve’em, miał wychodzić ze szpitala, artysta powiedział mu, aby tego wieczoru patrzył przez okno na pewien przystanek autobusowy.Brosnihan pojechał w to miejsce w wyznaczonym czasie i mrugał lampką swojego roweru. Ku jego zdziwieniu nastolatek migał w odpowiedzi światłami w swojej sali –  dowiadujemy się z tekstu w czasopiśmie Reader’s Digest.Odtąd Brosnihan miał zwyczaj żegnać się w ten sposób z dziećmi w szpitalu co wieczór, a z czasem pomysł podchwycili inni mieszkańcy i firmy tego miasta.Obecnie 20 różnych grup oficjalnie uczestniczy w akcji migania światłami – czy to latarkami, reflektorami czy neonami – co wieczór o 20:30
A ile litrów krwi oddano podczas pielgrzymki akademickiej na Jasną Górę? –
Tatry Niskie, Słowacja –  Jasna - Lukova (1670 m ) 2008 15.10.2008 09:21, 10C
Taki baner niedawno wywiesili kibice angielskiego Leicaster – Ową "bestią ze wschodu" jest rzecz jasna Marcin Wasilewski, który choć nigdy nie był wirtuozem futbolu, to swoją walecznością i hartem ducha zdobył serca najpierw kibiców Anderlechtu, a teraz Leicaster
 –  Jestem psychiatrą. Jak to wiadomo czy nie wiadomo, muszę często zmieniać miejsce pracy. Raz pada na jakąś klinikę, innym razem na szpital ściśle związany z moją profesją. Kocham moją pracę, chociaż jest trudna i wywołuje wiele emocji. Najgorsza jest współpraca z "niewinnymi" zbrodniarzami. Jako że jestem kobietą, wolę pracować z ludźmi chorymi na schizofrenię.Tacy mili "dziwacy".Sześć lat temu trafił mi się nocny dyżur w jednym ze szpitali na oddziale schizofreników. Pomyślałam "spoko, przeżyję". I rzeczywiście nie było ciężko. Wszyscy poszli "grzecznie" spać, a ja mogłam zrobić swoją robotę papierkową. Koło 3 czy 4 w nocy (nie pamiętam dokładnie) zaniepokoił mnie cichy płacz. Oczywiście poszłam sprawdzić co i jak i dlaczego. Był to młody mężczyzna. Bez namysłu sięgnęłam po klucz i weszłam do jego sali. Był przerażony, a zarazem zdziwiony, że do sali jak gdyby nic, bez żadnego zabezpieczenia, wchodzi młoda kobieta z szeroko otwartymi oczami. W skrócie: spytałam faceta, dlaczego, cholera jasna, płacze o takiej godzinie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Brzmiała ona mniej więcej tak: "Płaczę codziennie. Wie pani dlaczego? Cóż, siła wspomnień. Jak byłem małym gówniarzem, mój starszy brat wykorzystał mnie seksualnie i puścił w obieg plotę, że jestem gejem. Wszyscy w to uwierzyli, nauczyciele patrzyli na mnie z pogardą, rodzice mnie unikali, a koledzy? Straciłem ich. Nie miałem nikogo, więc postanowiłem coś zrobić ze swoją samotnością. Wymyśliłem sobie przyjaciela, który mnie słuchał i przede wszystkim nie widział we mnie parszywego geja. Któregoś dnia mój brat przyłapał mnie na tym, że sam ze sobą rozmawiam i poleciał do rodziców. I się stało. Trafiłem tutaj już chyba na zawsze. I szlag trafił moje studia i plany na przyszłość".Spędziłam z nim całą noc, rozmawiając. Brakowało mu kontaktu z ludźmi. Ale to ludzie go odrzucili, a nie on ich. Po tej nocy stwierdziłam, że muszę sprawdzić jego kartotekę. Stwierdzili u niego schizofrenię rezydulną. Gdyby ją naprawdę miał, to normalna rozmowa nie byłaby możliwa.Zarządziłam przeprowadzenie badań, które potwierdziły moje przypuszczenia. Zdrowy człowiek w złym miejscu. Po 10 latach niesprawiedliwej odsiadki wyszedł na wolność. I co? Nie oskarżył lekarzy, nie pozwał szpitala, nie chciał odszkodowania. I o dziwo nie zerwał kontaktu ze mną. Zaprzyjaźniliśmy się i po roku pojechałam z nim do jego "kochanej" rodzinki. Chciał ich tylko zobaczyć i powiedzieć parę słów. Stałam przed domem, kiedy uśmiechnięty wyszedł, a za nim wybiegła zabeczana matka i krzyczy "synku, ale ja nie chciałam, popełniłam błąd, ale każdemu się zdarza".Tak, błędy rzecz ludzka, ale taki? Boże chroń od takich matek.A teraz finał. Mój przyjaciel zdał prawko, skończył medycynę i jest wreszcie szczęśliwym człowiekiem.I cóż, zakochałam się w nim, z wzajemnością.Żartuję, bez. :/