Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 75 takich demotywatorów

Polacy wpłacają około 20 milionów rocznie na ten cel. Ile jednak wydanych pieniędzy przeznaczonych jest na ochronę zwierząt, a ile na wypłaty dla działaczy? – Więcej niż na rysia ekolodzy WWF wypłacili pensji swojemu prezesowi, do lutego 2018 roku 290 tys. zł. rocznie (to więcej niż zarabia prezydent albo premier RP). Łączne pensje ekologów sięgają 3 mln złotych. Co ciekawe, organizacja nie wydaje wszystkich zebranych od sympatyków pieniędzy. Odkłada fundusze na kilku kontach bankowych, aby w przyszłosci spłacić dług wobec centrali swojej ekologicznej korporacji, czyli WWF International.
Fundusze Venture Capital ich nienawidzą! –  Ponieważ co chwilę, ktoś szuka finansowania dla swojego startupu na już, chciałem się podzielić z Wami sprawdzonym sposobem. Zaznaczam - jest w pełni legalny (niestety wiąże się to też zapłaceniem podatku), szybki i co miesiąc w Polsce kilka osób uzyskuje takie wsparcie. Uwaga! Jest ono bezzwrotne!Może zacznę od tego, że środki (od miliona złotych w górę) są przyznawane bardzo szybko. Zazwyczaj nazajutrz (a czasem nawet samego dnia) jest decyzja. Wypłata zajmuje kilka dni, dwa tygodnie. Niestety, każdorazowe aplikowanie do programu wiąże się z wniesieniem opłaty. Na szczęście - bardzo niskiej - stawki zaczynają się od 3zł.Oczywiście, w pozyskanie środków z tego źródła należy włożyć trochę pracy. Przy czym nie jest to nic, czego nie potrafiłby zrobić każdy z nas na tej grupie. Produkt może być na bardzo wczesnym etapie. Możliwe jest nawet pozyskanie środków bez MVP.Ale nic za darmo. Przede wszystkim trzeba podjąć sześć kluczowych decyzji. Niestety, do czasu decyzji o przyznaniu środków nie wiemy czy były one właściwe.Co ważne - każdy dotychczasowy beneficjent, przeszedł w zasadzie tę samą drogę. Nie ma tu żadnych haczyków, ani ściemy. Aplikować o środki można nawet kilka razy w tygodniu. Jakie decyzje należy zatem podjąć? Pozwólcie, że zobrazuję to, a Wy sobie zwizualizujcie.Wyobraźcie sobie kwadrat o rozmiarach 7x7. Wybierzcie z niego jedno pole. Zaznaczcie je. Potem drugie - uwaga, pola nie mogą się powtarzać. Trzecie, czwarte piąte i szóste.Następnie w kolejne pola Waszego kwadratu wpiszcie liczby od 1 do 49. Numery z zaznaczonych wcześniej pól przenosicie na kupon Lotto, który składacie w najbliższej kolekturze. Teraz tylko trzeba czekać na decyzję do najbliższego losowania.Kurtyna!
Butelkomat z Krakowa, którym nie tak dawno się zachwycaliśmy zniknął, ponieważ skończyły się fundusze – Butelkomat stanął w krakowskim urzędzie w połowie kwietnia. To pierwsze urządzenie w Polsce, które za zużyte butelki wypłacało gotówkę: 10 lub 20 groszy za sztukę. Sprzęt wzbudził ogromne zainteresowanie mediów (nie tylko lokalnych), które szeroko o nim informowały. Zrobiło też wrażenie na mieszkańcach miasta. Nierzadko, aby wrzucić butelkę, trzeba było… stać w kolejce.Po blisko dwóch tygodniach butelkomat zniknął z krakowskiego urzędu, ponieważ skończyły się fundusze na jego działanie. Urządzenie było gotowe na przyjęcie 15 tysięcy butelek
Pierwszy taki przypadek w historii. Niewidomy żeglarz przepłynął Ocean Spokojny – Japończyk Mitsuhiro Iwamoto został pierwszym niewidomym, który przepłynął Ocean Spokojny na pokładzie łodzi żaglowej bez zawijania do portów."Nie poddałem się i zrealizowałem swoje marzenie"Iwamoto, który stracił wzrok mając 16 lat, wyruszył w tę podróż, by zebrać fundusze na cele charytatywne, w tym wspieranie wysiłków lekarzy walczących z chorobami powodującymi ślepotę
 – Polska firma Awaken Realms ma na koncie już 5 planszówek, na wszystkie zbierali fundusze w serwisie crowdfundingowym Kickstarter, a rekord pobili podczas zbiórki na "Tainted Grail: The Fall of Avalon", grę osadzoną w realiach Anglii Króla Artura. Przy okazji pobili też rekord Kickstartera, nikt przed nimi nie zebrał takiej kwoty na swój projekt

Tak wygląda podróżowanie z niepełnosprawnym dzieckiem: Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji

Najgorsze jest to, że dotyczy to też miejsc, które zostały przebudowane za grubą kasę i powinny być przystosowane do takich sytuacji –  Alicja Kaiser Konieczna27 stycznia o 14:53 · Jestem mamą, dziecka z niepełnosprawnością. Od urodzenia jego stan się stabilizuje, ale rozwój nie ulega znaczącej poprawie. Szymek nie chodzi, nie siedzi, jest dzieckiem całkowicie zależnym. Z każdym kilogramem i centymetrem jest coraz trudniej i ciężej, ale dajemy radę. Raz na kwartał jeździmy do Berlina przebadać Szymka i ustawić mu leki i tak już od 10 lat. Zazwyczaj jeździmy samochodem, ale podróż trwa ok8h i jest bardzo męcząca. Dlatego wybrałam ICC Gdańsk-Berlin 5:30h. Przystąpiłam do zakupu biletu przez internet, utworzyłam konto, zalogowałem się, wybieram trasę itd., przychodzę do ustawowych ulg, żeby wybrać tą właściwą i tu pierwszy klops. Nie można wybrać taryfy zniżkowej dla inwalidów i ich opiekunów. Pomyślałam, że słaby ten user experience, trudno przejdę się do kasy, przynajmniej obędzie się bez pomyłek. Zmierzam do centrum obsługi klienta ICC. Nawet estetyczne pomieszczenie kilka kas, fotel, siadasz, zamawiasz. Więc siadam i mówię:- dzień dobry, chciałabym zakupić bilet, z Gdańska do Berlin, to moja pierwsza podróż pociągiem z synem lat 13, jest dzieckiem z niepełnosprawnością, całkowicie zależnym ode mnie jako opiekuna, nie chodzi, nie siedzi, nie stoi samodzielnie. Z jakiej oferty mogłabym skorzystać, aby była dopasowana do naszych potrzeb i była najkorzystniejsza finansowo, co tu dużo mówić, idzie kryzys.Pani poinformowała mnie, że są jeszcze bilety w promocyjnej taryfie i może mi taki bilet właśnie sprzedać. Ok, więc wygenerowała bilet i mówi, że do zapłaty jest 630 zł, przełknąłem ślinę i pytam, ale czy to na pewno to jest najkorzystniejsza oferta, bo mój przejazd z synem jest objęty zniżką, nie wiem teraz dokładnie jaką, ale czy nie będzie taniej, jeśli kupimy bilety poza promocja? Pani popatrzyła w stronę koleżanki i retorycznie odparła, Krysiu na 78% nie będzie taniej? No nie, to będzie najkorzystniejsza oferta. Więc jeszcze się dopytuje, ale czy na pewno nie byłoby taniej, kupić bilet na odcinek krajowy i osobno na zagraniczny? Pani powiedziała, że nie, że bilet do z Rzepina do Berlina, będzie droższy niż promocyjne, że normalny bilet kosztuje 230 zł a tutaj mam za 150+. Widząc narastającą irytację pani kasjerki, uznałam że wyczerpałam temat i zakupiłam bilet za 630 zł. Dopytam jeszcze czy jest możliwość uzyskania pomocy asystenta przy wniesieniu dziecka do pociągu. Pani podała numer, pod którym mam taką usługę zamówić, koniecznie przynajmniej 48 h wcześniej. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Po przyjeździe do domu zadzwoniłam pod wskazany numer i zanim umówiłam się z drużyną transportową, zapytałam, ile kosztowałby mnie przejazd z Gdańska do Berlina, korzystając ze zniżki dla osoby z niepełnosprawnością i opiekuna. Pani po chwili odpowiedziała, że przejazd dla dwóch osób na odcinku Gdańsk-Rzepin kosztować będzie mnie 31zł,a bilet z Rzepina do Berlina ok.19 €, spadłam z krzesła... Oszołomiona tą informacją, udałam się ponownie do centrum obsługiICC, niestety było już zamknięte, dla pewności podeszłam do kas regionalnych, sprawdzam i dopytuję, ile kosztuje bilet ze zniżką dla osób z niepełnosprawnością, pani potwierdziła cenę, która podano na infolinii. Wtedy poprosiłam o wymianę na tańszy bilet i zwrot różnicy za zakupiony bilet 630zł. I tu kolejna niespodzianka bilet promocyjny za 630zł, jest bezzwrotny i nie podlega wymianie! Zrezygnowana odeszłam, z zamiarem, że przyjadę jutro do centrum obsługi i na pewno pani kierownik coś poradzi. Rano pojawiam się w centrum ObsługiICC Gdańsk Główny, siadam, mówię: witam, chciałabym zwrócić bilet, który wczoraj zakupiłam, gdyż zostałam wprowadzona w błąd i przepłaciłam znacznie za przejazd. Pani zrobiła strapioną minę i potwierdziła, że te bilety nie podlegają zwrotom, dowiedziałam się też, że na stacji Gdańsk Gł. nie ma żadnego kierownika, nie ma też starszej kasjerki, ani nikogo kto zawiaduje tą niefrasobliwą obsługą, turkusowe zarządzanie. Nie kryjąc rozczarowania i reszty, poprosiłam pomimo wszystko o formularz reklamacyjny i zakupiłam również ten tańszy bilet. Poprosiłam o zorganizowanie brygady pomocniczej, pani wypełniła formularz, jeszcze raz potwierdziłam wszystkie informacje dotyczące syna i jego ograniczeń. Zirytowana wyszłam. Po godzinie zadzwoniono do mnie z infolinii ICC z potwierdzeniem złożenia zapotrzebowania na pomoc przy załadunku osoby niepełnosprawnej. Przeszłam jeszcze raz przez formularz zgłoszeniowy, odpowiadając ponownie na wszystkie pytania i korygując źle zaznaczone przez kasjerkę odpowiedzi np. „czy ma problem z poruszaniem się?” Odp.: NIE ?! Podczas rozmowy okazało się jednak, że jeśli osoba nie jest w stanie samodzielnie zejść z wózka i podtrzymywana przez drużynę wejść po schodkach, to taka pomoc nie będzie mogła być udzielona, gdyż według przepisów drużyna nie może podnosić osoby będącej na wózku i wnosić jej do pociągu. I tu zaniemówiłam. Właśnie mam bilet za 630złi kolejny, który kupiłam przed chwilą i na końcu okazuje się, że ten pociąg w ogóle nie jest przystosowany do transportu osób niepełnosprawnych niechodzących! Pani wytłumaczyła, na czym pomoc polega i że taka osoba musi być zdolna do stania lub chodzenia i przy asyscie drużyny będzie wprowadzona do pociągu. Mogę też wnieść sama dziecko na rękach... stwierdziłam, że nie ma takiej opcji, syn jest po operacji i kręgosłupa waży 28 kg, nie podjęłabym się takiego CrossFit na peronie na mrozie. Powtórzyłam pytanie, czy istnieje jakaś inna możliwość umieszczenia w pociągu dziecka bez wyjmowania go z wózka? Niestety w świetle przepisów nikt nie może mi oficjalnie pomoc, pewnie mogłabym liczyć na uprzejmość drużyny, ale... Zwątpiłam, czy ktokolwiek z nich widział kiedyś osobę z niepełnosprawnością. Dopytam jeszcze czy i dlaczego jest taka rozbieżność w informacjach między centrum obsługi klienta na dworcu a infolinią, która informuje mnie o tym wszystkim w momencie, kiedy bilety już mam zakupione i dlaczego te informacje nie są przekazywane przed zakupem biletu, a dopiero po fakcie i okazuje się że bilet jest bezzwrotny, więc nawet nie mogę odstąpić od tego przejazdu, tylko ewentualnie na drodze jakiegoś indywidualnego rozpatrzenia składać reklamację! Pani nie była w stanie mi na to odpowiedzieć i wcale się nie dziwię. Zostawiłam otwarte zlecenie na pomoc przy wsiadaniu z nadzieją, że być może drużyna będzie na tyle empatyczna i po prostu pomoże mi wnieść młodego na pokład.Coś jednak dalej budziło mój jaskółczy niepokój, weszłam na stronę internetową, przejrzałem warunki reklamacji, okazało się, że aby złożyć reklamację, należy również mieć zaświadczenie o rezygnacji z biletu, czego pani w kasie oczywiście mi nie dała, nie można czegoś takiego wygenerować poprzez stronę www, gdyż bilet został kupiony w kasie. Więc dalej, pakuję się znowu w auto, jadę na dworzec, wysiadam, wchodzę do centrum ICC, już bez witania, bo się dzisiaj rano witałyśmy. Proszę o formularz rezygnacji z przyjazdu. Pani spojrzała na bilety, już je kojarzyła i mówi:-no nie, na te bilety nie trzeba takiego formularza, bo one są bezzwrotne. Więc dopytuję, czy reklamacja będzie uwzględniona bez tego formularza, bo na stronie jest napisane, że bez rezygnacji reklamacje i zwroty nie są uwzględniane.- ale pani tego nie potrzebuję, bo ten bilet i tak nie może być zwrócony ani wymieniony.Poprosiłam o pieczątkę i podpis, pieczątka to zawsze coś. I jeszcze na odchodne powiedziałam tylko, że drużyna, którą pani umówiła do pomocy, nie może mi pomóc, bo nie mogą podnosić wózka z dzieckiem i wnosić go do pociągu, bo przepisy na to nie pozwalają. Pani zdziwiona odparła:- Pierwsze słyszę!Niczego innego się nie spodziewałam. Pani pokazała mi palcem gdzie mam iść i się dopytać. Uśmiechnęłam się i poprosiłam, aby sama się dopytała, bo to w jej interesie jest mieć wiedzę, która się „dzieli”. Dziękuję, do widzenia, nie polecam.Dzień wyjazduPrzyjeżdżamy na dworzec 7 rano, dziecko zapakowane szczelnie w kokon, bo temperatura - 7, ale na dworcu trzeba być 30 min wcześniej, jakoś damy radę, podchodzę do informacji i pytam o drużynę, wyłania się miła pani z miłym panem, w uniformach jak brygada antyterrorystyczna, spodnie bojówki z kieszeniami, wysokie buty na grubej podeszwie antypoślizgowej, czapki, rękawiczki kamizelki odblaskowe, naprawdę robi to wrażenie. Silni, zwarci i bojowi jak mawiał dziadek. Pomyślałam sobie, na pewno nie będzie problemu, jak, poproszę, żeby wnieśli młodego z wózkiem. Przyszliśmy naokoło dworca w Gdańsku, nie działa żadna winda ani schody, remont, przeszliśmy przez dwa szlabany, dostaliśmy się na peron, czekamy, czekamy, czekamy. Pociąg podjeżdża, otwierają się drzwi do naszego wagonu, z którego wyskakuje chwatki konduktor i zanim się obejrzałam łapie za wózek i wnosi go razem ze mną do pociągu. W tym momencie drużyna już była w tunelu, nawet nie zdążyłam im podziękować... Ani zapytać, czy pomogą. Dlatego umawiać się trzeba koniecznie 48 h wcześniej, bo taki jest ruch w interesie, a zakres pomocy to asysta w przejściu pod szlabanem.Sam przedział dla osoby na wózku i jego opiekuna bardzo wygodny, WARS działa, konduktor bardzo miły i uprzejmy no i toaleta również dostosowana do potrzeb. Weszłam, sprawdziłam, jak można by tutaj przewinąć takie dziecko jak Szymon, no nie da się, ale w rogu stoi coś dużego, przykrytego jakąś szarą płachtą. Pomyślałam to na pewno przewijak! I zabrałam się do zdejmowania tej płachty, po zdjęciu okazało się, że tam jest coś, co wygląda jak jakiś rodzaj drabiny albo barierki. Podnoszę, w sumie lekkie to, aluminiowe, może da się na tym jednak młodego przewinąć. Nagle dostrzegam napis, zaniemówiłam, „rampa do wysokościowych peronów”. Czyli jest rampa, jest w pociągu ukryta, nikt nie wie, że tam jest, nikt o tym nie informuje, nikt z tego nie korzysta, bo nie wie, pani w kasie nie wiedziała, pani na infolinii też, drużyna o tym nie wiedziała, konduktor powiedział, że sprawdzi, czy działa...Po przekroczeniu granicy dopytałam niemieckiego konduktora, czy będę mogła, skorzystać z tej rampy wysiadając w Berlinie. Powiedział, że nie mają przeszkolenia w obsłudze polskich platform, ale zobaczy, co da się zrobić. Na marginesie nawet nie sprzedał mi biletu, tylko się uśmiechnął. Dojeżdżamy do Berlina, ja już lekko struchlałam, bo nikt nie przychodzi z pomocą, żadnej informacji zwrotnej od niemieckiego konduktora, może zapomniał, może olał. Wyglądam nerwowo i próbuje zgadywać, z której strony pojawi się peron, nie wiem jak ustawić wózek przy drzwiach, jeszcze do wyniesienia fotelik samochodowy też około 16kg.Podjeżdżamy, zatrzymujemy się, widzę peron, widzę pustkę, nie ma nikogo, nie ma osoby, która miała nas odebrać, nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc, przerażona myślę, jak ja go teraz stąd wyciągnę?? Aż tu nagle podjeżdża łazik marsjański prowadzony przez starszego pana w czerwonym berecie i mówi:-Achtung! machen Sie frei platz, langsam, langsam. Młody już na platformie hydraulicznej zjeżdża w dół. Można? Można! Nie miałam okazji podziękować panu konduktorowi, podziękowałam panu od platformy. Poniżej zdjęcia, a więc jednak można zadzwonić z pociągu, wysłać taką pomoc bez 48-godzinnego zapasu.To już prawie koniec, ale ostatnim miłym akcentem była obsługa w niemieckiej kasie. Stoję w kolejce, podchodzę i proszę o bilet powrotny z Berlina, mówię, w czym rzecz, że ja i Szymek... Pani informuje mnie, żejako opiekun jadę za darmo, a Szymon ma ulgowy bilet jak każde dziecko. Już prawie odchodzę, a pani mówi, halo, halo, widzę, że mogę pani sprzedać bilet tańszy o10€, to jak pani pozwoli, to wycofam ten wcześniejszy bilet, nie mogę pani zrobić zwrotu na kartę, więc wypłacę pani gotówkę, jeśli się pani zgodzi? Wmurowało mnie, a kasjerka dopytuje czy mam jeszcze jakieś życzenia? Więc wspominam o pomocy z łazikiem marsjańskim. Pani zamówiła asystę, nie było żadnej ankiety i innych sprawdzających pytań, uprzedziła, że pomoc będzie tylko po stronie niemieckiej i spytała, czy potrzebuje pomocy w Gdańsku, bo może napisać adnotację, pomyślałam, fajnie by było, tylko czy ktoś przeczyta maila po niemiecku albo angielsku, czy wystarczą 48 h, aby to przetłumaczyć i zorganizować... Podziękowałam uprzejmie, jakoś sobie poradzę.PowrótBerlin HBF pan z platformą czekał, platformy były na dwóch końcach peronu, a nie jedna na dworzec. Wszystko szybko i sprawnie, wracamy. W Poznaniu po zmianie obsługi konduktorskiej zgłaszam, że będę wysiadać we Wrzeszczu i czy mógłby mi ktoś pomoc, bo w toalecie jest rampa i trzeba ja tylko zahaczyć. Pani powiedziała, że wróci z wiadomością i na pewno się uda, wróciła i potwierdziła, że ochrona dworca pomoże mi wysiąść. No to odetchnęłam z ulgą. Dojeżdżamy, czekamy w korytarzu, przed nami kilka osób, zastanawiam się, czy może już zdjąć plandekę z rampy, żeby było szybciej, poprosić, aby pasażerowie skorzystali z innego wyjścia, żeby nie przeciągać. W końcu Wrzeszcz peron, wszyscy wyszli, wyglądam, widzę mojego partnera, idzie w naszą stronę, ale nie ma nikogo z ochrony... Łapię fotelik, aby go wynieść, kładę na peronie, wracam po Szymka, a tu gwizd, świst i drzwi zamknęły się przed moim nosem, panika, krzyczę, ktoś inny też krzyczy. Pociąg stanął, konduktorka biegnie do nas i krzyczy. Dziecko w pociągu, nikogo z obiecanej pomocy nie ma, a pani mnie konduktor podbiega i przeprasza i mówi, że tam jest winda... winda z peronu do tunelu... ale najpierw trzeba wysiąść. Ochronabyła, ale na drugim końcu peronu, spotkaliśmy się po wejściu do tunelu, zapytałam, czy to nie oni minęli nam pomóc? Pani w mundurze straży ochrony kolei odpowiedziała, że nie i że są tu przypadkowo...EpilogGdzie my żyjemy? To nie miejsce na roztrząsanie całego kulawego systemu wsparcia, bo zamiast integrować, częściej wykluczmy osoby z niepełnosprawnością z życia społecznego. Zasłanianie się programem „Dostępność +” nie pomaga w praktycznym zastosowaniu tego, co powinno już działać, tego, co już jest dostępne. Jest obsługa — która nie potrafi sprzedać właściwego biletu, pomoc — która nie pomaga, rampa — o której istnieniu nikt nie wie, infolinia — która coś weryfikuje, ale po fakcie i w końcu konduktor—który zapomina, straż ochrony kolei — uktóra przypadkiem włóczy się po peronie... W sumie wszystko jest, ale z czapy i nie działa „Dostępność -”A przecież, to jedna firma, jeden biznes, jedna Polska, ale każdy ma gdzieś, następstwo tego, co robi, albo czego nie robi, ignorancja i całkowity brak odpowiedzialności.Przeczytałam ostatnio, że w ramach programu „Dostępność +” planowana, jest modernizacja 100 szlaków górskich i dostosowanie ich do potrzeb osób niepełnosprawnych, cudownie już jadę tam koleją!Mam nadzieję, że na tych szlakach będą również dostępne strzelnice i muzyczne ławeczki na 100-lecie niepodległości, bo jak twierdzi posłanka Krynicka:„Te strzelnice, Obrona Terytorialna, te ławeczki, to wszystko jest też dla osób niepełnosprawnych (...)”Szkoda, że wśród tych wszystkich atrakcji dla osób z niepełnosprawnością, nie znalazły się fundusze na kilka podnośników, zintegrowanie przekazu, rzetelnie przeszkolony personel, który z rozumieniem treści, komunikuje się po polsku.Czy to jest aż tak trudne?
Muzułmański milioner, który oddał wszystkie swoje pieniądze na cele charytatywne, zmarł na raka. Ali Banat przekonywał, że chorobę traktował jak „prezent”, który pozwolił mu odmienić życie i „pożegnać się ze zbędnym luksusem” – Muzułmański milioner postanowił sprzedać swoje interesy i wyjechać do Togo. Tam wykorzystał swoje fundusze m.in. do budowy szkoły i utworzenia projektu dla muzułmanów Around The World (MATW). To rodzaj fundacji, której celem jest zbiórka funduszy na potrzeby lokalnej społeczności, m.in. wybudowanie nowej wioski i małego centrum medycznego. W ciągu ostatnich trzech lat zebrano prawie 600 tys. funtów.
Jeden z portali donosi, że działacze z organizacji World Wide Fund straszą wyginięciem rysiów i zbierają fundusze na ich ratowanie – Naiwni Polacy płacą rocznie ok. 20 mln zł. Z tego WWF Int'l ponad 10 mln zł, na pensje "ekologów" 3 mln zł. Pani Magdalena Dul-Komosińska, była prezes WWF Polska, zarabiała rocznie 290 tys. zł. Rysiów w Polsce żyje ok. 300
Pewna mama każe płacić swojej 5-letniej córce za czynsz. Uczy jej w ten sposób tego, jak wygląda prawdziwe życie – Wychowanie dziecka i przekazanie mu odpowiednich wartości jest nie lada wyzwaniem. W dobie internetu wiele kobiet swoimi metodami wychowawczymi dzieli się na blogach i portalach społecznościowych. Pochodząca ze Stanów Zjednoczonych Essence Evans również postanowiła się nimi pochwalić. Na swoim profilu na Facebooku opublikowała post, który wywołał burzę wśród internautów. Chcąc nauczyć swoją 5-letnią córkę szacunku do pieniędzy, postanowiła pobierać od niej opłaty za jedzenie oraz koszty związane z utrzymaniem domu. Dziewczynka co tydzień musi płacić matce 5 dolarów czynszu ze swojego tygodniowego kieszonkowego, które wynosi 7 dolarów. Do dyspozycji pozostają jej więc 2 dolary na własne zachcianki. Decydując się na to, Amerykanka chciała pokazać córce, że w dorosłym życiu większość pieniędzy, jakie zarobi, będzie musiała przeznaczyć na czynsz i inne związane z życiem opłaty, a na przyjemności pozostawać jej będą niewielkie fundusze.Popieracie takie metody wychowawcze?
Nie żyje słynny "człowiek pająk" – Wu Yongning spadł z 62 piętrowego wieżowca. 26-latek miał dostać 100 tysięcy juanów (53 tysiące złotych) za nakręcenie klipu. Jak twierdzą chińskie media, zdecydował się na wykonanie zlecenia, by zdobyć fundusze na swój ślub i na leczenie matki, która zmaga się z chorobą psychiczną

Nie mogła zrozumieć, jak tata wytrzymuje z jej matką. Wszystko się zmieniło, gdy znalazła pudełko

Nie mogła zrozumieć, jak tata wytrzymuje z jej matką. Wszystko się zmieniło, gdy znalazła pudełko – Dziewczyna początkowo nie mogła w to wszystko uwierzyć, ale w końcu przekonała się na własne uszy, jak bardzo pomyliła się, co do swoich rodziców.Co on w niej widzi?Od zawsze nie mogłam nadziwić się temu, jak mój tata może wytrzymać z moją matką. Była wredną i złośliwą kobietą. Na wszystkich patrzyła z góry, a ojca, który zdawałoby się, że gdyby tylko mógł, nosiłby ją na rękach… Kurczę. Nim to dosłownie pomiatała.On – facet na wysokim stanowisku, z klasą i pokaźną pensją. Przystojny i zawsze uśmiechnięty. Kobiety uganiały się za nim (nawet moje koleżanki do niego wzdychały), ale on nie widział świata poza moją matką. Była zadbana, ale urodą nie grzeszyła.Nigdy nie rozumiałam dlaczego tak jest, że ona wychodzi sobie na siłownię, na spotkania z koleżanką, którą traktowała lepiej od członków rodziny, a kiedy tata chce gdzieś ją zabrać, zawsze znajduje pretekst, aby zostać w domu. Od zawsze tak było…Odkąd pamiętam, matka traktowała tatę, bardziej jak bankomat, z którego czerpała fundusze na zakupy, na kosmetyczkę czy fryzjera. Był dla niej niczym. Często robiła mu wymówki, często się kłóciła. Dosłownie, jakby tylko szukała do tego pretekstu. Miałam wrażenie, że go nienawidzi. Tak jak moich dziadków, a jego rodziców. Z kolei do mnie zawsze miała dziwny dystans. Też nie rozumiałam dlaczego.Tajemnicze pudełkoPewnego dnia, tuż przed moją 18-stką, poszłam do jej garderoby po szal, który od dawna mi się podobał i chciałam w końcu go założyć. Niestety, nie mogłam go znaleźć. Zobaczyłam, że część szalików i apaszek znajduje się w pudełku na najwyższej półce. Wzięłam drabinkę i zdjęłam je. Znalazłam go. Zadowolona postanowiłam odłożyć pudełko na miejsce i ulotnić się z garderoby nim matka wróci z pracy. Kiedy to robiłam, zauważyłam, że na samym końcu półki znajduje się jeszcze jedno, mniejsze pudełko. Było zamknięte, a ja nigdy wcześniej go nie widziałam. To chyba oczywiste, że zżerała mnie ciekawość, co znajduje się w środku.Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam, że na dnie leży zdjęcie USG, które wskazuje na ciążę. 7 tydzień. Myślałam, że mama zachowała na pamiątkę „moje pierwsze zdjęcie”, ale szybko zobaczyłam, że data jest dużo wcześniejsza. Była w ciąży na długo przed moimi narodzeniem, a ja o tym nic nie wiedziałam. Postanowiłam, że zapytam o to rodziców. Jestem w końcu dorosłą osobą i mam prawo wiedzieć o takich rzeczach.Prawda wyszła na jawPowiedziałam wprost o swoim odkryciu. Zapytałam też, dlaczego nigdy nie powiedzieli mi o tym, ze mama poroniła. Wtedy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Moja mama po raz pierwszy od wielu lat wybuchnęła histerycznym płaczem. Kiedy ojciec próbował ją uspokoić, odepchnęła go i krzyknęła: „Teraz Ty jej to powiedz. Tłumacz się. Nienawidzę Ciebie i Twojej zasr*** rodziny”.Po tych słowach wybiegła z domu. Nie bardzo rozumiałam, co się dzieje… Byłam w szoku. Wtedy ojciec usiadł na kanapie i poprosił mnie, abym zrobiła to samo. „Widzisz Kochanie, byliśmy wtedy bardzo młodzi… Ja miałem iść na studia. Dziadkom bardzo na tym zależało. Wtedy okazało się, że Twoja mama jest w ciąży. Moi rodzice robili wszystko, aby dokonała aborcji, twierdząc, że dziecko zaprzepaści naszą karierę. W końcu i ja zacząłem tak myśleć. Zmusiłem mamę, aby to zrobiła. Zagroziłem, że od niej odejdę. Ona wtedy nie widziała poza mną świata. Nie chciała, bardzo nie chciała, ale w końcu się zgodziła.”To było straszne…Ojciec – mój przewodnik po życiu, mój wzór wszystkich cnót, zachował się jak ostatni palant. Moja mama z miłości do niego zgodziła się na coś tak strasznego. Nie wierzyłam. Po prostu nie wierzyłam, ale w końcu dotarło do mnie, że to prawda.„Przez te wszystkie lata wzbierała w mamie złość do mnie, ale kochała mnie i mimo wszystko zdecydowała się zgodzić na ślub, bo wciąż byliśmy po tym wszystkim razem. Czułem, że z każdym dniem zaczynała coraz bardziej mnie nienawidzić… Po prostu to czułem. Nie radziła sobie z tym. Miałem jednak nadzieje, że później, kiedy już pojawi się dziecko w tym właściwym momencie, ona zacznie inaczej na to wszystko patrzeć.Tak się nie stałoKiedy się urodziłaś było jeszcze gorzej. Nawet Ciebie nie potrafiła już tak pokochać. ” Kiedy mama wróciła po raz pierwszy, odkąd pamiętam, mocno ją przytuliłam i powiedziałam, że to nie jest jej wina, że nie może się obwiniać, że bardzo ją kocham, że jest mi przykro, że nie sądziłam, że mogła przejść przez coś takiego, że teraz zrobię wszystko, aby jej pomóc.Ojciec bardzo żałuje tego, co się stało. Ciągle ma nadzieję, że odzyska miłość mojej mamy. Mimo wszystko twierdzi, że jest ona miłością jego życia.Bardzo łatwo jest oceniać ludzi, nie wiedząc o nich tak naprawdę nic…
Dwóch młodych Polaków stworzy innowacyjne szachy dla niewidomych! – Dwóch studentów Akademii Górniczo- Hutniczej pracuje nad szachami dla niewidomych i słabowidzących, które pozwolą graczom skupić się na taktyce, nie na szukaniu zmian na szachownicy. Studenci walczą o fundusze na realizację swojego pomysłu. Mateusz Chmiel jest studentem IV roku metalurgii na Wydziale Odlewnictwa, jego kolega Wojciech Burzyński studiuje mechanikę budowy maszyn na Wydziale Inżynierii Mechanicznej i Robotyki. Obaj postanowili skonstruować szachy przeznaczone dla osób niewidomych oraz słabowidzących. Projekt nazwali „Szach Mat”. Figury szachowe zaprojektują i wykonają na drukarce 3D w taki sposób by niewidomi mogli je łatwo rozpoznać na szachownicy.Pionki chcą zaś zaopatrzyć w magnetyczne mocowanie, które zastąpi stosowane do tej pory niepraktyczne wyżłobienia. Natomiast elektroniczny system zarejestruje kolejne ruchy graczy i przy pomocy komend dźwiękowych będzie informował o tym, na które pole przeciwnik przestawił pionek. Studenci swój innowacyjny pomysł zgłosili do ogólnopolskiego konkursu CSR Masters, w którym walczą o fundusze na realizację szachów dla niewidomych i słabowidzących z dwiema innymi inicjatywami prospołecznymi.– O naszym projekcie nie myślimy jak o dochodowym biznesie, ale robimy to z pasji, chcemy zrealizować coś, w czym się sprawdzimy, a przy okazji możemy ułatwić osobom niewidomym i słabowidzącym życie – podkreśla Mateusz Chmiel. Pomysł na szachy dla niewidomych dopracowali podczas inspirującej wizyty w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. Marzą, by ich innowacje ułatwiły naukę gry w szachy zwłaszcza najmłodszym. – Chcemy by dzięki tym szachom mogli skupić się na grze, na przyjemności rywalizacji, a nie na ograniczeniach technicznych i barierach wynikających z dysfunkcji. Zależy nam na ich komforcie – wyjaśnia Wojciech Burzyński.
 –  Na łożu śmierci leży 80-latek - kochany mąż, ojciec i dziadek. Dookoła zebrała się cała rodzina. żona, wszystkie dzieci, wnuki oraz kilkoro prawnucząt. Wszyscy w milczeniu wpatrują się w sufit tudzież w podłogę, czekając na zbliżającą się chwilę... Nagle ciszę przerywa dziadek i rzecze: - Zdradzę wam swój największy sekret... Ja naprawdę nie chciałem się żenić i zakładać rodziny. Miałem wszystko: szybkie samochody, piękne kobiety, sporo przyjaciół i kasę na koncie. Ale pewnego wieczoru znajomy rzekł do mnie: "Ożeń się i załóż rodzinę, bo nie będzie ci miał kto podać szklanki wody na łożu śmierci". Od tego momentu słowa te nie dawały mi spokoju. Postanowiłem radykalnie zmienić swoje życie i ożenić się. Skończyły się wyskoki z kolegami na piwo. Teraz wyskakiwałem tylko do nocnego po gerberki dla was, dzieci moje. Wieczorne dyskoteki z dziewczynami zamieniły się w wieczorne oglądanie seriali z żoną... Pieniądze z konta zostały roztrwonione na fundusze inwestycyjne dla was, kochane dzieci. Swawolne dni sprzed małżeństwa odeszły jak wiatr... I teraz, kiedy leżę na łożu śmierci... Wiecie co? - Co? - wszyscy zdumieni wpatrują się w staruszka. - Nie chce mi się k**wa pić!

W końcu ktoś napisał całą prawdę o walce KODu i rządach PiSu

W końcu ktoś napisał całą prawdę o walce KODu i rządach PiSu –  Mój ruch oporuSzóstego września prezydent Gdańska Paweł Adamowicz umieścił na twitterze dość bezradny wpis: „Stało się #MKIDN łączy od 1grudnia muzeum IIWś i Muzeum Westerplatte, to nie jest #dobrazmiana :(”. Odpowiedziało mu kilka kwęknięć w rodzaju „To niech zapłacą za działkę w takim razie” i to wszystko. Protest. Nikt nie napisał (sorki, ja w końcu napisałem) „Nie ma co biadolić tylko zapowiedzieć ponowne rozdzielenie, gdy stracą władzę. Połączenie nazwać chwilowym.” Kropka.PIS okłada Polskę bejzbolem propagandy, Kukiz tańczy mu w rytm jak pajacyk na sznurkach, a opozycja bezradnie rozkłada ręce. Za chwilę Macierewicz każe odczytać apel „poległych w Smoleńsku” u wrót krematorium w Auschwitz – i nie będzie żadnej mocnej reakcji, poza wyrażonym niesmakiem na ekranach telewizji. Wkurza mnie to od wielu tygodni. Chyba od chwili nocnego gwałtu na sejmie w wykonaniu komunisty Piotrowicza, który nie obcyndalając się zbytnio rechotał, olewał głosy opozycji, rozdawał klapsy, manipulował pracami, odmawiał prawa wygłaszania zastrzeżeń, a gdy padały pytania o wyjaśnienie, mówił „Koniec dyskusji, przechodzimy do głosowania”. Tyle. Gdy raz głosowanie wyśliznęło mu się z rąk, uznał je za sfałszowane i wbrew prawu je powtórzył, a posłowie opozycji karnie wzięli w nim udział. Jak te biedne owce w „Milczeniu owiec”, które nie kwękając szły na rzeź. Nikt nie powiedział: „To, co robicie, jest nielegalne” i nie odmówił wzięcia udziału w farsie. Odwrotnie – wszyscy obecni ją przyklepali.Opozycja kwili. Nie walczy. Nie ma programu. Nie szturmuje. Ba, nawet nie ma odpowiedzi, ani utalentowanych mówców-specjalistów od ripost, ani wspaniałych nośnych argumentów, które popłynęłyby samodzielnie w stronę społeczeństwa i stanowiły zasiew pod ruch oporu. Opozycja jest obijanym workiem bokserskim, w który wali byle kto, w rękawicach lub bez, a ona tylko dynda na sznurze i czasem się bujnie z wgniecionym nosem. Obita wydusza z siebie niczym wągra żałosne hasło „Zasługujecie na więcej”, po czym wyśmiana chowa je pod fartuszkiem (i słusznie, bo denne).Walka to jest walka, a nie pokorne przyjmowanie wszystkich ciosów i akceptowanie fauli. To, że pisiści chcą strącić sędziów z boiska i zmienić przepisy gry, wymaga twardego odporu, a tu okazuje się, że tylko Nadzwyczajny Kongres Sędziów i niezmordowani prezesi – Pani Gersdorf, Panowie Stępień, Zoll, Safjan i Rzepliński – go okazali. Bezwzględny, mądry, taktowny, nie do obalenia. A teraz, gdy zaczyna się ich kompromitowanie – opozycja milczy. Żadna partia nie podjęła uchwały stającej naprzeciw szkalowaniu sędziów. Tak, jakby losy Trybunału były zadaniem tych paru sędziów, a nie członków opozycji i jakby nie chodziło o obronę demokracji w Polsce. Nikt nie wydał komunikatu: „Gdy dojdziemy do władzy, odwrócimy wszystkie nielegalnie podjęte przez PIS uchwały i ustawy, przywrócimy godność sponiewieranym ludziom. Unieważnimy podejmowane dziś decyzje, ich autorów postawimy przed sądem, przywrócimy prawdę i szacunek.” W uroczystościach rocznicy Sierpnia Szydło nie wspomina ani słowem nazwiska Lecha Wałęsy. Dlaczego opozycja nie zorganizowała masowych pokazów filmu „Robotnicy ‘80”, gdzie z ekranu bije prawda o przebiegu strajku w 1980? Tam widać rolę Wałęsy, znakomite wystąpienia Andrzeja Gwiazdy i Anny Walentynowicz, Bogdana Lisa – i nie widać Kaczyńskich, bo ich tam nie było. Nie macie sal w miastach? Gdy zalinkowałem ten film w internecie, obejrzało go półtora tysiąca ludzi w dwa dni, z czego większość była zszokowana – są tak młodzi, że o jego istnieniu nie wiedzieli. A przecież to dokument historyczny! Dlaczego opozycja nie zawalczyła o prawdę przy pomocy tak bezdyskusyjnego i ośmieszającego pisowskich propagandystów dowodu? Po premierze filmu „Smoleńsk” ministerka, która nie wie gdzie leży Jedwabne, zapowiada, że film powinna obejrzeć młodzież szkolna. Czytaj „należy jej wbić do głów, że był zamach i że Tusk maczał w tym palce”. Dlaczego opozycja nie zorganizuje w całej Polsce otwartych pokazów filmu „National Geographic” o katastrofie smoleńskiej, gdzie są pokazane dowody na jej przebieg? Dlaczego nie ustanowi Dnia Filmów Prawdy? Dyskusji nad nimi?Przygotowywany jest program reformy edukacji, który nie ma nóg i rąk, chwilami zahacza o szaleństwo indoktrynacyjne, jego zapowiedzi demolują intelektualną siłę nowego pokolenia, wszczepia się jakieś nieokreślone idee patriotyczne, za którymi kryje się kłamstwo; tysiące nauczycieli wylecą na bruk, ci co zostaną, nie wiedzą czego będą uczyć i pod jaką polityczną presją. Co będzie teraz lekturą obowiązkową w szkołach? Książki Wildsteina? Czym będzie Okrągły Stół? Stołem zdrady? Dlaczego opozycja miauczy i biernie się przygląda skutkom tej mentalnej dintojry? Dlaczego jedynie odwarkuje, że "to jest nieprzygotowane"? Dlaczego nie podejmuje uchwały i deklaracji w brzmieniu: „Gdy dojdziemy do władzy przywrócimy z powrotem właściwy system edukacyjny, a ten narzucany dziś siłą chory eksperyment zlikwidujemy na pewno. Damy szansę młodzieży, by dołączyła szybko do reszty świata”KOD był nadzieją wielu ludzi. Wędruje ulicami coraz mniejszymi grupami, niekiedy w niejasnym celu, dla samego protestu bez tytułu, ktoś przemawia na placach o konieczności obrony demokracji, chwilami wydaje się, że ruch KOD jest coraz bardziej wątły, a na pewno nie ma żadnej projekcji na przyszłość. Obrona demokracji to dość ogólne hasło. Dla niektórych aktywność w tym względzie sprowadza się do klikania lajków w internecie, dla innych zaledwie do czytania tam treści, śmielsi coś wystukają na twitterze. Tyle. Kiedy ma miejsce protest w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie zachodzi podejrzenie poważnego naruszenia zasad demokracji – nie słychać, żeby zjawił się tam obserwator KOD, który by przyjrzał się protestowi, zbadał atmosferę, przekazywał obiektywne raporty reszcie społeczeństwa i ewentualnie zaapelował do centrali KOD o wsparcie. Żeby aktorzy wiedzieli, że mają to wsparcie, żeby społeczeństwo wiedziało, że KOD wykonuje pracę na jego rzecz. Że w ramach obrony demokracji broni praw pracowniczych i twórczych innych ludzi, a nie jedynie zaprasza ich na kolejne manifestacje. Kiedy powstał praojciec KOD-u, KOR (Komitet Obrony Robotników), jego wysłannicy jeździli na procesy protestujących robotników Radomia i Ursusa, obserwowali je, zdawali stamtąd relacje (ryzykując aresztowania), na tej podstawie wysyłano znakomitych adwokatów-społeczników, zbierano fundusze na zapomogi dla rodzin ludzi osadzonych w więzieniach. Tak zaczynał Ludwik Dorn, świeżo upieczony długowłosy maturzysta czy 25-letni instruktor harcerstwa Andrzej Celiński. Wydawano biuletyny o prześladowaniach, ludzie je sobie przekazywali z rąk do rąk. Nawet dziś chętnie bym dostał zadrukowaną kartkę papieru z opisami tego, co się w Polsce złego dzieje i co KOD dobrego robi, internet jest zbyt rozproszony, a na dodatek natychmiast jest kontrowany zniewagami, zarzutami o kłamstwo. Papier to papier. Dziś jedynie frunie komunikat „Spotykamy się pod siedzibą Trybunału w niedzielę” - to wszystko. To nie jest praca u podstaw. Nie tak ją sobie wyobrażałem. Nie chodzę na marsze KOD. Podczas spotkania z młodymi ludźmi KOD zachęcałem ich do stworzenia występu parateatralnego, który by całą Polskę rzucił na kolana. Jak kiedyś Kaczmarski czy Kleyff czy dzisiejszy ruch „Black Live Matters” (Czarne Życie Ma Znaczenie). Jęknęli z podziwu (pokazałem im jak protestuje młodzież w USA) i… wymiękli. Nie oddzwonili, woleli stanąć obok Mateusza na manifestacji i pomachać chorągiewką. Tak wygląda ich praca od postaw. Włożyć nieco trudu, stworzyć wiersz, pieśń, pantomimę, zgrabne hasło, wybębnić je i zaśpiewać je tak, by wzbudzić podziw milionów innych młodych Polaków - to wszystsko okazało się za trudne. Instruktorów w ich otoczeniu zabrakło. A to jest właśnie praca u podstaw. A wyzwanie dla młodych - postawienie nowej sceny na manifie i pokazanie jak walczy Generacja Y.KOR i jego otoczenie stworzyło tzw. Latający Uniwersytet, a potem Towarzystwo Kursów Naukowych, przenoszone z mieszkania do mieszkania wykłady z rożnych dziedzin, spotkania z autorytetami na tematy merytoryczne; coś, co w jakimś sensie i ogromnej skali powtórzyłem jako Akademia Sztuk Przepięknych na Przystanku Woodstock. Na wykłady ASP przybywają tysiące – tak są spragnieni prawdy i wymiany myśli. Swoje niby „ASP” miał PIS w postaci Klubu Ronina, gdzie brednie i jad gromadziły tysiące ludzi – i tak tworzyły się kręgi aktywistów tej partii. Gdzie mają się spotkać dzisiejsi zagubieni? Nikt się nimi nie interesuje. Kto ich poprowadzi? Tych, co się nie godzą na PISowską ideologię kłamstwa, poszukiwaczy prawdy i sprzeczności? Przywódców stada nie ma. Ani wykładowców, ani miejsca, choć tyle kawiarni powstało… Mógłbym tak klepać bez końca, ale nie chodzi o to, bym tu wrzucił katalog bezczynności – chodzi o to, by partie polityczne i ruchy protestu skumały, że klepanie treści w internecie to nie jest ruch oporu. Polityka i służba narodowi to nie jest udzielanie wywiadów. Udział w programie Olejnik czy Lisa to nie jest aktywność polityczna i działalność społeczna. Aktywność polityczna Kuronia zgodna była z jego hasłem „stawiajmy własne komitety”, wraz z przyjaciółmi tworzył świetnie zorganizowaną siatkę pomocy wszelkiej (był harcerzem, może tu tkwi przyczyna?), prawnej, informacyjnej, finansowej, organizacyjnej. Z tą wiedzą wspierali ludzi doraźnie, edukowali młodych robotników, którzy potem stanęli na czele strajków, a kiedy trzeba było zjechali do Stoczni Gdańskiej doradcy z kręgu KOR i świata nauki, tytani wiedzy – to oni uczynili protest robotników jednym najbardziej efektownych i efektywnych wydarzeń w historii ruchów oporu XX wieku. Dziś w Polsce indoktrynacja ruszyła pełną parą. Żadna z grup opozycyjnych nie ma swoich oddziałów szybkiego reagowania. Od kilku miesięcy jesteśmy pojeni nową historią Polski. To takie zjawisko, jak przy oraniu ciężkimi pługami płytkiej gleby, gdzie pozostałości upraw, korzenie, resztki łodyg i rżyska po wywróceniu znajdują się pół metra pod ziemią, zmieszane z gliną i przestają być naturalnym nawozem. Tak powstaje ugór. Jeśli się go nie obsieje choćby łubinem, nic z tej ziemi nie zostanie i nic na niej nie urośnie. A chętnych do orki i siania nie ma. Kreacji - zero. Trwa ślizganie się od studia do studia. Opozycja jest chętna do zebrania plonów, ale nie do pracy od podstaw.Zbigniew Hołdys
Larry przeżył Wietnam, II wojnę światową i rewolucję feministyczną... – ...nie przeżył spotkania z obrońcami praw zwierząt Aktywiści z organizacji o nazwie iRescue walczącej o prawa zwierząt są najprawdopodobniej odpowiedzialni za śmierć ważącego 7 kilogramów 100-letniego homara, którego chcieli uratować z akwarium jednej z restauracji znajdujących się na Florydzie.Obrońcy praw zwierząt zobaczyli homara w materiale telewizyjnym i od razu zwrócili na niego uwagę ze względu na jego nietypowe rozmiary. Nadali mu imię Larry i wyruszyli zwierzęciu na ratunek.Niestety akcja ratunkowa nie powiodła się i zwierzę zdechło. Najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci zwierzęcia jest sposób, w jaki akcja ratunkowa została przeprowadzona przez aktywistów.iRescue zebrała fundusze, by odkupić Larry’ego od restauracji, następnie zapakowała go w styropianowy pojemnik z wodą, lodem i żelowymi wkładkami i wysłała FedEx-em na wschodnie wybrzeże, gdzie miał zostać wypuszczony do jednego z tamtejszych oceanariów. FedEx odmówił jednak zabrania homara, zgłaszając zastrzeżenia do sposobu, w jaki zwierzę zostało zapakowane. Styropianowy pojemnik, w którym umieszczono zwierzę, przeciekał, w związku z czym nie nadawał się do transportu.Zwierzę zostało odebrane od FedEx-u, by można mu było znaleźć tymczasowe schronienie. 8 dni później podjęto kolejną próbę ratowania Larry’ego. Tym razem wydawało się, że udaną. We wtorek, 26 lipca, Larry wyruszył w drogę do Maine State Aquarium, dokąd dotarł około południa następnego dnia. Na miejscu okazało się, że zwierzę jest martwe.Rzecznik prasowy lokalnego oddziału rządowej organizacji zajmującej się zasobami morskimi stwierdził, że w styropianowym pojemniku znajdowało się zdecydowanie za mało żelowych wkładek. Teoretycznie Larry powinien być nimi cały obłożony, tymczasem w pojemniku znajdowały się zaledwie 3 wkładki.
Teraz i ty możesz być w KODzie! –
Chcą obniżyć fundusze na kardiologię i przeznaczyć je na psychiatrię – Czyli mamy umierać, ale być tego świadomi
Pomagamy, ale nie sobie –  Mam dość polskiego rządu. Jak nasz kraj stać na kilka lub kilkanaście tysięcy imigrantów? W mojej rodzinie jest kilka pielęgniarek. Doskonale wiem,że pracują od rana do świtu, często biorą dniówki i nocki czyli pracują cały dzień i potem całą noc. I nie dla pieniędzy, po prostu tak czasem trzeba. Nie ma kogoś na zastępstwo. Za psie pieniądze oddają Ci serce.Przyjmują bezdomnych z gnijącymi stopami, polityków z nowotworami i takich jak Ty ze złamaniami.) każdego traktują tak samo. Po ludzku. Ten zawód od lat walczy o podwyżki i nie ma o tym mowy. I to tak samo ważne stanowisko jak lekarz Tak samo dba o Twoje zdrowie. Nie operuje jak lekarz ale rekonwalenscencja to także element powrotu do sił. I co? I chuj. Strajkują latami i nic.Podobnie jak nauczyciele- ludzie, którzy kształcą nasze dzieci, przyszłość narodu. Nie wspominając o strażakach. A nagle gdy Unia Europejska wręcz nakazuje, że mamy przyjąć tysiące imigrantów to nagle bez problemu znajdują się na to fundusze. Quo vadis Polsko...
Komisja Europejska współfinansuje rozwój gry Wiedźmin 3: Dziki Gon – KE pokryje 7% kosztów przygotowania dodatku Krew i Wino, co oznacza kwotę 150 000 euro. Łatwo zatem wyliczyć, iż ogólny koszt produkcji przekroczy 2 miliony euro
660 mln za mleko – czyli jak unia odbiera fundusze, które przeznaczyła na dotacje dla Polskich rolników.