Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 55 takich demotywatorów

Sytuacja w szpitalach jest gorsza niż mogłoby się wydawać:

 –  Pawel Reszka2dSt3S ipodnsgooodrSfeSiz.d  · Dlaczego umierają„Moja żona ma covida. Modlę się, żeby nie musiała iść do szpitala. Oddziały covidowe to umieralnie” (rezydent anestezjologii) Dokładnie miesiąc temu minister Adam Niedzielski zapowiedział „podwojenie dostępnej bazy łóżek” dla pacjentów zakażonych wirusem. I udało się! Było 15 tys. łóżek, jest 35 tys. W ciągu 30 dni przybyło 20 tys.!Są jednak pytania: czy stoi przy nich odpowiedni sprzęt? Mają dostęp do tlenu? Skąd wzięto lekarzy, pielęgniarki, ratowników, by je obsługiwali? Łóżka są na serio? Czy też dyrektorzy szpitali, by poprawić humor ministrowi, tworzyli je szybkim pociągnięciem pisaka, robiąc np. z interny „internę covidową”?Statystycznie wyglądamy świetnie – tylko 60 proc. łóżek covidowych jest zajętych. Do tego mamy 657 wolnych respiratorów (wypada po 41 na województwo). Zachorowań mniej. Tylko dlaczego bijemy rekordy w liczbie zgonów? Zadzwoniłem do lekarza, który od miesięcy jest na pierwszej linii. Zapytałem, czy tak samo jak premier Morawiecki uważa, że osiągamy delikatną przewagę w walce z wirusem.„Redaktorze,telefon w lekarskim nie milknie. Przez cały dyżur biegam po siedmiopiętrowym szpitalu: laryngologia, okulistyka, chirurgia dziecięca, pulmonologia, ginekologia, chirurgia, ortopedia, onkologia, hematologia, radiologia, pediatria... Konsultacje, wkłucia centralne, reanimacja.Pacjenci umierają. Mój ostatni 24-godzinny dyżur odmierzała śmierć: zgon, zgon... pizza (zdążyłem zjeść połowę, bo mnie wezwali), zgon, zgon... Półtorej godziny snu i znów wezwanie. „Leć, bo się pacjent załamał”. Biegnę. Nie dobiegłem na czas. Taki dyżur to standard.Wieszasz kartkę i jużWiesz, że tych ludzi można byłoby uratować? Na pewno by żyli, gdyby to, co widzisz w statystykach, odpowiadało prawdzie. Mówisz, że „statystycznie” mamy zapas łóżek dla pacjentów covidowych.Opowiem ci, jakie to łóżka. Nasz szpital od początku pandemii przechodzi ciągłe reorganizacje. Najpierw covidowcy leżeli w wydzielonym budynku, potem tworzono miejsca covidowe na poszczególnych oddziałach, potem część pacjentów covidowych przeniesiono do innego skrzydła.To wszystko oznacza chaos. Na laryngologii jest oddział covidowy, laryngologia jest tam, gdzie okulistyka, okulistyka tam, gdzie chirurgia dziecięca, chirurgia dziecięca tam, gdzie pediatria... A jutro może się to zmienić.Każda z tych rotacji przynosi statystyczne zwiększenie liczby łóżek covidowych. Jak? Wieszasz kartkę na drzwiach: „Oddział covidowy” – i już! Ale co to za oddział covidowy bez respiratorów, sprzętu, personelu? Sprzęt w kartonach: cewniki naczyniowe, cewniki pęcherzowe. Personel przypadkowy, z łapanki.                                             ***Zakładam wkłucie centralne. Sam go na jałowo nie założę. Musi ktoś pomagać. Jest pielęgniarka, ale ona nie wie, gdzie co leży:– Doktorze, ja nie jestem z tego oddziału.– Ja też nie.– Może w tych kartonach.– Może.Czas leci. Chory pogarsza się oddechowo.– Co to za pacjent?Milczenie.– Jakie ma obciążenia?Milczenie.Wszystkie pielęgniarki są z innych oddziałów. Nie mają prawa kojarzyć tych pacjentów – cztery dziewczyny na 40 pacjentów!Kolejne wezwanie. Covidowa interna. Pacjent niewydolny oddechowo. Intubuję, reanimuję. 5, 10, 15 minut. Żadnego efektu. Jestem wykończony. W 20. minucie padam, nie jestem w stanie ratować go dalej. Przerywam. Patrzę na niego, całkiem młody gość. Rocznik 65. Myślałem, że się uda.                                            ***Ktoś mnie puka w plecy. Pielęgniarka z interny: – Doktorze, a możesz spojrzeć, bo tam nam się jeszcze jedna pani pogarsza. Babcia. Obrzęki, zmiany pozakrzepowe na kończynach dolnych. Każę ją położyć na brzuchu. Saturacja się poprawia.– Jaki lekarz prowadzi?Nikt nie wie.– Dobra, pani musi tak leżeć.Po kilku godzinach łapie mnie internistka.– Pan reanimował moją pacjentkę?– Ja? Chyba nie…– Taka starsza pani na internie.– Na internie przekładałem jedną panią na brzuch.– O nią chodzi.– Co z nią?– Jak przyszłam, to była martwa… Jakby pan napisał, że była konsultacja anestezjologiczna...Nawet nie zauważyła, kiedy pacjentka jej zeszła! Teraz szuka dupokrytki. I co ja mogę napisać? Brak dalszych wskazań do eskalacji terapii, czyli że była nie do uratowania? Napiszę. Pomogę. Doktor jest sama na oddziale, też musi biegać po całym szpitalu i konsultować internistycznie. Nie ma szans, żeby to ogarnęła.                                                 ***Wzywają mnie do założenia wkłucia centralnego dla covidowca. Dziadek, 80 lat. W bardzo złym stanie. Niewydolny krążeniowo, obrzęknięty. Zakładam wkłucie. Piszę w konsultacji prośbę o wykonanie gazometrii i biegnę. Wzywają mnie na inne oddziały.O godz. 2:45 znów wezwanie do tego samego pacjenta: „Pacjent pogarszający się oddechowo”. Wracam. Dobijam się do drzwi, dzwonię. Na oddziale nie ma personelu. Za drzwiami pacjenci covidowi. Jeden z nich właśnie się załamuje!Idę w zakontaminowanym kombinezonie przez czystą część. Nie powinienem tego robić, ale człowiek chyba tam umiera. Pacjent leży na płasko, na plecach. Monitor obok, czujnik saturacji obok. Stoją sobie. Nie zostały podłączone. Podnoszę wezgłowie, podnoszę pacjenta. Uzyskuję saturację 85. Trzeba pilnie wykonać ileś czynności. Ale tu, kurwa, nie ma nikogo. Komu mam to zlecić?Wychodzę. Mijam pacjentów leżących na łóżkach. Starzy, niedołężni ludzie. Na ścianie kartka: „Telefon do pielęgniarek...”. Wiem, że żaden z pacjentów nie jest w stanie zatelefonować.Te oddziały to umieralnie. Są po to, żeby ludzie nie schodzili na ulicy.                                                  ***A ja? Kiedy ostatnio widziałem swoich pacjentów? A przecież mój oddział to OIOM! Pacjenci na stronie brudnej pod respiratorami, na czystej po wstrząsach, z zapaleniem otrzewnych, trzeba pilnować gospodarki wodnoelektrolitowej. Kiedy mam to robić, skoro konsultuję i reanimuję? Kto jest bez winy?Pamiętam z ostatnich dni jednego z covidowych pacjentów. Konsultowałem go na jakimś oddziale. Jak podszedłem do niego, miał niecałe 60 proc. saturacji. Patrzę, a w jego nogach leżą wąsy tlenowe!– Dlaczego to nie jest podłączone? – krzyczę do pielęgniarki.– A bo nie ma kto mu tego podłączyć, doktorze!Jezu! To zakładam te wąsy. Mija doba. Pacjent niewydolny oddechowo trafia do mnie na OIOM. Leży sobie pod respiratorem, leży, aż się butla z tlenem skończyła. I zmarł. Taka to, kurwa, smutna przygoda się zdarzyła.Dziwisz się? A ja wcale się nie dziwię. Na stronie brudnej na 19 pacjentów są trzy pielęgniarki. Powinno być dziesięć. Jedna na dwa stanowiska. Tlen w butlach, butle na dwukołowych wózkach przywiązane łańcuchami. Tak tu jest.Jeszcze pójdziemy za to siedzieć. To jest przecież sprawa do prokuratury. I co ja powiem: „Pacjent zmarł, bo skończyła się butla z tlenem, bo nie było komu przypilnować, bo jest mało pielęgniarek”? A co to obchodzi żonę tego faceta? Albo pana prokuratora? Jak widzisz, trudno przeżyć w moim szpitalu. Tu musisz mieć szczęście. Jak ktoś spostrzeże, że butla się kończy, będzie OK.Czytaj też: Lekarze alarmują. Zaraz będziemy tu mieli LombardięTlenu nie ma, nikt nie powiedziałDlaczego używamy butli? Brak tlenu w instalacji szpitalnej. Za dużo pacjentów podłączonych do respiratorów. Oczywiście, nikt nam niczego nie powiedział. Wszystko sprawdza się na żywym organizmie. Podłączam pacjenta pod respirator. Nie działa. Drugi? Lepiej. Po chwili dzwoni lekarka: – Coś się dzieje złego z pacjentem. Desaturuje!Sprawdzamy. Respirator nastawiony na 100 proc. podaje tylko w 36 proc. Wtedy wpadliśmy na to, że trzeba sprowadzić butlę, bo w ścianie ciśnienie jest zbyt niskie.                                               ***Na interwencję do drugiego budynku szpitalnego, gdzie jest kilka „lżejszych” oddziałów covidowych, jeździmy karetką. Leczy tam fajny hematolog, miły chirurg, neurolog, nefrolog. Ale nie ma anestezjologów, lekarzy medycyny ratunkowej ani sprzętu. Więc jak się ktoś pogorszy, muszą wzywać nas. Najczęściej wzywają na ostatnią chwilę.Dlaczego? Otóż mają jeden monitor i dwa pulsoksymetry na oddział. Jeśli chory nie jest podłączony do sprzętu, to oni nie widzą, że się pogarsza. Tym bardziej że przy covidzie pacjenci z saturacją 70 proc. potrafią logicznie rozmawiać. Nie widać problemów. Aż nagle bach... Oni reagują, jak nastąpi to bach. Mówiąc wprost – jak pacjent zsinieje, dzwonią po nas.Respirator wziąć. Lifepacka: monitor z funkcją defibrylacji, kardiowersji brać. Plecak z ambu, z lekami, rurkami. Leki z lodówki. Dygam z tym do karetki. Z pielęgniarką przebieramy się w kombinezony. A pacjent się tam dusi.Rzadko udaje się zdążyć. Jesteśmy w drodze i dostajemy informację: „Możecie wracać, już po wszystkim”. Czasami nas nawet nie wołają. Widzą, że i tak nie zdążymy. I to też jest statystyka w praktyce. Na tamtych oddziałach są wyłącznie łóżka covidowe, które widzi w tabelkach pan minister. Ale są to łóżka bez dostępu do tlenu, bez sprzętu pomiarowego i bez personelu.                                                   ***Na interwencję zawsze chcę brać ze sobą pielęgniarkę z OIOM. One są doświadczone, znają się na rzeczy. Gdy trwa reanimacja, chcesz kogoś takiego obok siebie.Proszę je: „No pojedź ze mną” – i chyba nie muszę ci mówić, jaki jest ich stosunek do moich próśb. „Doktor, a może byś znalazł kogoś innego, co?”.Nie mam pretensji. Są upocone, umęczone, ledwie stoją. „Ratowanie życia” brzmi pięknie, ale to ciężka fizyczna praca. Pacjent waży 150 kg. Przenieś go z pielęgniarką na nosze!Wspominałem ci, że z okazji 11 listopada szpital wypłacał nagrody za walkę z covidem? Dostali różni ludzie: pan związkowiec, pani z kadr... Nie dosłała żadna z oiomowych pielęgniarek.                                               ***Anestezjolog ma grubą skórę. Często oglądamy śmierć. Mamy taką pracę. Mówimy: „mogę reanimować i jeść kanapkę”, ale dziś łapię się za głowę. Jesteśmy wykończeni fizycznie i psychicznie. A to nie jest nawet środek epidemii. Miesiące walki przed nami. Wypłaszczanie krzywej widać tylko w ministerstwie. I chyba tylko dzięki sztuczkom matematycznym. Bo u nas jest dramat.Wczoraj zakaziła się moja żona. Ciągle myślę, co zrobić, jak się pogorszy oddechowo. Zostawiać ją w domu? Słać do szpitala? Ale kto się nią tam zajmie, jak nie będzie mnie obok? Czy przepracowany lekarz albo pielęgniarka zauważy, że tlen w butli się kończy? Skoro ja się boję, co muszą przeżywać inni ludzie, którzy nie są lekarzami?Myślę, że niedługo też się zakażę. Prawdę mówiąc, liczę na to. Chciałbym odpocząć od tego burdelu.PozdrawiamP.”Fot. Paweł ReszkaRelacje też na https://www.facebook.com/ReszkaPai polityka.pl
 –  Na zdjęciu widzicie co się teraz dzieje na SORach. To jest dren do maski z tlenem. Zazwyczaj pojedynczy dren ma długość ok. 2m. Tyle wystarczy by sięgnąć od dozownika w ścianie do pacjenta.Dren na zdjęciu ma 10m i jest wykombinowany z 5 zestawów do tlenoterapii biernej i plastra.Wszystko dlatego, że nie mieliśmy jak podawać tlenu pacjentowi zakażonemu na izolatce. Wszystkie izolowane miejsca, gdzie był dostęp do gazów były zajęte.Dlatego przed korytarzem do izolatek stoi butla z tlenem, którą musimy wymieniać co 2h gdy się skończy. Od butli idzie 10 metrowy dren do pacjenta w izolatce.Z praw fizyki wiemy, że opór tak długiego drenu jest większy, niż standardowego 2m. Natomiast wskazania saturacji potwierdzały, że dostarczamy odpowiedni przepływ. Skąd wiemy o saturacji? Z izolatki wystaje monitor podłączony do pacjenta. Przez szklane drzwi, nawet z 10m. da się odczytać parametry.Moja koleżanka, która przekroczyła już wiek emerytalny, patrząc na tego węża powiedziała, że przypominają jej się dawne czasy, gdy nic nie było i trzeba było rzeźbić.Teraz wszystko jest, ale niewiele to zmienia.Zaczyna się rękodzieło i medycyna polowa, improwizowano-kosmiczna.W ostatnich dniach my nie pracujemy na SORach. My zapierdalamy. Nie tylko przy dodatnich, czy podejrzanych o zakażenie. Faktem jest, że dotąd mieliśmy jednego dodatniego pacjenta na tydzień, wszyscy bezobjawowi. Teraz jest po 2-3 dodatnich na dobę, wszyscy mają objawy. Czas oczekiwania karetki na naszym podjeździe by przełożyć pacjenta, to czasami 2h.„Nie ma gdzie położyć na SORze” to nie jest taki tekścik by dodać dramatyzmu. Obecnie to jest fakt.Niech sobie każdy myśli o tym co chce. Ja mam dosyć argumentowania.Moja książka
Na wszelki wypadek podstaw miskę... –
0:14
Brawa dla tych dzielnych policjantów! – Wczoraj przed południem, 3 policjantów z Turku jechało przez miejscowość Zadworna. Zauważyli, że jeden z domów się pali. Od napotkanego mężczyzny dowiedzieli się, że mieszka w nim samotna i schorowana, starsza kobieta, która nie porusza się samodzielnie. Funkcjonariusze natychmiast ruszyli na pomoc. Przestrzelili okna, weszli do środka i wynieśli kobietę na zewnątrz. 3 minuty później w domu eksplodowała butla z gazem
A jak tam u Was mija kwarantanna? –
Szacun! –  Cichy Bohater Wywiad z Bartoszem K. Postanowiłem nagłośnić sprawę bohaterskiego czynu tego młodego człowieka, przez swoją postawę zapobiegł tragedii, która dotknęłaby wiele istnień ludzkich doprowadzając do katastrofy budowlanej jednego z bloków w Lublewie Lęborskim. " Sąsiadka zwróciła się o pomoc do mnie w sprawie nieszczelnego zaworu przy butli gazowej, jak się okazało mówi Bartek, stężenie gazu w mieszkaniu było już spore, rodzina natychmiast opuściła mieszkanie. Natomiast sam, bo już nie było czasu wzywać fachowej obsługi, odkręciłem wąż zasilający kuchenkę, okazało się, że butla gazowa miała uszkodzony zawór i nie było możliwości jego zakrecenia, ciśnienie było tak wielkie, że trzaskaly szafki kuchenne. Jedna myśl kontynuuje Bartek, to pozbyć się zagrożenia wybuchem, wziąłem butlę i wynioslem ją na otwartą przestrzeń jak najdalej od zabudowań, biegnąc z nią z pierwszego piętra obrazy spadały ze ścian. Szczęście w nieszczęściu było takie, że po drodze nie natrafiłem na osobę np. z palącym się papierosem. Jak stwierdzili strażacy stężenie gazu było tak wielkie, że wystarczyło zapalić światło aby doprowadzić do wybuchu. Co czułeś biegnąc z tą " tykającą bombą " ? Dla mnie najważniejsze było to, aby nikomu się nic nie stało. A co z Tobą, myślałaś co mogło by się stać? Myślałem, mówi dalej Bartek, ale jak już to byłbym jedyną osobą, która by ucierpiała. Piękna bezinteresowna postawa, wzorem godnym do naśladowania. Należy się szacunek. Napisałam, ponieważ trzeba nagłaśniać takie wzorowe postawy młodych ludzi. Zapewne gdyby doszło do wybuchu nie jedna telewizja zdałaby obszerną relację. Cichy Bohater Bartosz. Wiesław Bobkowski
- Szefie kiedy dotrą przyłbice?- Na razie musicie poczekać... –
Kiedy dżentelmen pomaga feministce –
0:28
Czapki z głów! –  PARAMEDiC Poland Ratownictwo1 stycznia o 10:41 · Witam na wstępie chciałbym napisać, że prosilibyśmy o umieszczenie tego posta - nie celem rozgłosu, lecz sukcesów naszej ciężkiej pracy wszystkich ratowników w Polsce i być może zrozumienia przez pewną część społeczeństwa od czego są ZRM. Sytuacja z naszego dyżuru w skrócie, wezwanie w godzinach wieczornych w kodzie 2: pijany uraz głowy, wsiadamy i jedziemy, w połowie drogi pod wskazany adres przychodzi odwołanie, zmiana zlecenia tym razem na kod 1: NZK rodzina prowadzi resuscytację, mężczyzna lat 38, zawracamy, jedziemy pod wskazany adres, domek jednorodzinny. Bierzemy cały sprzęt ze sobą (Lucas, Lifepak, plecak reanimacyjny, ssak, butla z tlenem), wchodzimy do domu jednorodzinnego, pacjent na górze, rodzina prowadzi resuscytację od wezwania jesteśmy po około 6 minutach. Z relacji rodziny prowadzą resuscytację max 10 minut, podłączony cały sprzęt, ocena rytmu migotanie komór, defibrylacja, i tak przez 51 minut; w końcu się udało, ocena rytmu: rytm, który niesie ze sobą tętno, przyjeżdza ZRM typu S po około minucie od powrotu spontanicznego krążenia. Pomagamy znieść pacjenta z całym naszym sprzętem, w karetce "przepinają" się na swój sprzęt, jadą do szpitala. Pacjent 9 grudnia w godzinach wieczornych trafił do szpitala. W szpitalu pacjent zaczyna się poruszać, źrenice reagują na światło (info od karetki S). Szczęśliwe zakończenie - pacjent bez ubytków neurologicznych wraca przed świętami do domu. Po czym w dniu dzisiejszym dostajemy list z podziękowaniami.Bezcenne jest uratować czyjeś życie!Brawo Panowie za dobrą robotę!
 –
Winston Churchill chlał whisky i cały czas palił cygara. Historycy uważają jednak, że nie był wcale alkoholikiem – - Dziennie wypalał ok. 10 cygar ( takie cygaro pali się ok. 1-2h ). - Przez 50 lat to.ok. 182 tys. cygar. Gdyby kupował je współcześnie ( palił głównie Romeo Y Julieta) - jedno kosztuje współcześnie ok. 21funtów - to wydałby na nie 3 mln 800 tys. funtów, tj. ok. 20 mln zł.-Whisky, jedna butla dziennie przez 50 lat tj. 18250 butelek whisky - koszt: ok. 60 zł: razem: ok. 1mln 100 tys. zł. ( pił głownie Johny Walker Red label )Chlał i jarał i umarł w wieku 91 lat...Był również malarzem, pewnie kiedy malował, to jeszcze więcej chlał i palił.Postać inspirująca!
Źródło: Własne poszukiwania i https://allthatsinteresting.com/wordpress/wp-…
I to jest prawidłowa reakcja na głupie żarty! –
0:09
Pracuj mądrze, a nie ciężkoPowiedziałem MĄDRZE! –
0:09
Są rzeczy ważne i ważniejsze –
Z BMW wydobywał się gaz.Zawiodła domowa instalacja LPG – W Poniedziałek 15 października na jednej z ulic Świdnika z BMW ulatniał się gaz. Policjanci wyjaśniają, kto podłączył domową butlę do samochodowej instalacji.W poniedziałek 15 października przed godziną 21 na ul. Niepodległości w Świdniku przechodzień wyczuł woń gazu. Zadzwonił na numer alarmowy i wezwał służby. Okazało się, że w zaparkowanym przy ulicy BMW jest nieszczelność instalacji gazowej. Ale różniła się ona od zwykłej, ponieważ w bagażniku auta była domowa butla z gazem. Była ona podłączona do instalacji samochodowej
Powiedzieć mu? –
Chwila nieuwagi i niedługo łepek by mu odpadł jak paputkowi –
0:10
Dochodzę do wniosku, że nurkowanie jaskiniowe jednak nie jest dla mnie –
0:15
 –  Prentki-BLOG.pl Gdyby stare auta reklamowano według współczesnych standardów: Poznaj BMW e30 w wersji wyposażenia 'Actvie Bieda' adresowanej do biednych ludzi! Odkryj w sobie odkrywcę i każdego dnia odkrywaj nowe ogniska korozji. Zachwycaj się dynamicznie zmieniającym się stanem technicznym. Podkreśl aktywny styl życia otwierając okna korbką i parkując bez wspomagania. Daj się porwać niespodziewanej nadsterowności i zatrać się w strefie niekontrolowanego zgniotu. Zyskaj jeszcze więcej przestrzeni wybierając wersję 'Active Bieda Tourer'z butlą LPG montowaną we wnęce koła zapasowego. BMW E30 BASIC - już od 0.80 zł/kg lub w kredycie 101% z Providenta. Zadzwoń do swojego dilera, a potem umów się na jazdę testową* lawetę trzeba zorganizować we własnym zakresie #prentki #e30 #bmw
W roku 1960 David Latimer założył ogród w butli. W roku 1972 podlał go po raz ostatni i szczelnie zamknął – Od ponad 40 lat ogród żyje w zamkniętym ekosystemie, bez dopływu wody, powietrza, składników z zewnątrz.W butli następuje fotosynteza, rotacja wody, owocowanie, rozrost, zamieranie starych i rozkwit nowych roślin