Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 231 takich demotywatorów

Stary Fiat miał być autem kolekcjonerskim, a teraz emeryt musi zapłacić wysoką karę – Mieczysław Jędrzejczak za 400 zł kupił 30-letniego Fiata. Auto chciał wyremontować i zarejestrować jako kolekcjonerskie, ale zanim to zrobił Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny odkrył, że od stycznia 2017 roku samochód nie miał opłaconej obowiązkowej składki OC. Urzędnicy nałożyli na 71-latka karę 4000 zł, co dla emeryta jest kwotę bardzo wysoką.- Tego typu samochodem jeździłem wiele lat w pracy. Bardzo dobry jak na tamte czasy był i dlatego został jakiś taki sentyment, wspomnienia wróciły na starość. Dlatego zdecydowałem się na nabycie tego samochodu, żeby był to pojazd kolekcjonerski – opowiada Mieczysław Jędrzejczak.- On miał aktualne badania do lipca czy sierpnia 2016 roku, była ważna rejestracja, możliwość użytkowania. Nie byłem w stanie tego auta użytkować ze względu na jego stan techniczny – dodaje. Pan Mieczysław ponad rok sam remontował auto. Przez ten czas nigdy nie wyjechał nim poza bramę swojej posesji. W listopadzie 2017 roku samochód był już sprawny, 71-latek przerejestrował go na siebie jako pojazd zabytkowy. Cieszył się, że może kiedyś pojedzie nim na zlot starych aut i wtedy samochód dopiero ubezpieczy.- Samochody zabytkowe podlegają ubezpieczeniu obowiązkowym OC na innych zasadach niż standardowe pojazdy mechaniczne. W ich sytuacji nie mamy obowiązku kontynuowania ubezpieczenia z polisy OC, możemy dla samochodu zabytkowego lub samochodu historycznego wykupić polisę okresową. Może być to np. polisa 30-dniowa, która nie musi być przedłużana – wyjaśnia Krzysztof Pociecha, radca prawny.- Bez względu na to, czy on stoi w garażu, czy w rowie, czy kury w nim w bagażniku siedzą, on musi mieć OC, jeżeli jest zarejestrowany – odpowiada Aleksandra Biały z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego w Warszawie.Pod koniec 2017 roku pan Mieczysław przeżył szok . Z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego dostał pismo, że musi zapłacić karę 4 tys. zł za nieopłacenie kontynuacji ubezpieczenia OC. Kara jest za okres, kiedy auto nie było jeszcze przerejestrowane jako samochód zabytkowyEmeryt złożył pozew do Sądu Rejonowego w Piasecznie przeciwko Ubezpieczeniowemu Funduszowi Gwarancyjnemu. W sierpniu tego roku odbędzie się rozprawa.- Nie jestem w stanie się pogodzić z tym, że została nałożona tak wysoka kara, która dla mnie jest półrocznym dochodem – mówi pan Mieczysław
Uczynny policjant, wziął staruszka na plecy i przeniósł przez pasy – Staruszek podpierający się dwoma laskami wszedł na przejście dla pieszych na zielonym świetle. Ze względu na wiek i stan zdrowia poruszał się bardzo wolno. Kiedy był na środku ulicy, światła zmieniły się na zielone dla stojących przed przejściem aut. Mimo to żaden z kierowców nie ruszył, wszyscy cierpliwie czekali, aż przechodzień pokona przejście.W pewnym momencie do staruszka podszedł policjant i zaoferował pomoc. Wziął go na plecy i obaj bezpiecznie opuścili skrzyżowanie.Pięknie...
0:44
 –  Mem 4 4 dni temuRaz z kumplami nam się nudziło tozrobiliśmy menelskie walki. Każdy musialznaleźć menela i go przekonać ze jak wygradostanie 150 do łapy. Przywieźliśmy ichna duży parking, zrobiliśmy ring z aut i sięna ali. My między sobą mieliśmyzakłady. Bhp było zachowane nawet, dostalirękawice i ochroniacze na zeby, ale tylkojeden miał zeby xD. W sumie to każdydostał po strzale i padł, wiec rozdzieliliśmyhajs bo byt w sumie remis. Po tym ziom taksię odpalit że chciał trenować typa i miećnajsilniejszego menela w mieście xD
Tam gdzie zawsze – Żadem rząd nie ma żadnych pieniędzy, może wydawać tylko to co odebrał podatnikom albo pożyczył na % w bankach, MFW lub od innych krajów. W tym przypadku dopłata ma objąć samochody elektryczne, a sfinansowana będzie z kolejnego podatku w paliwie wynoszącego 10gr/litr. W dodatku nie tylko nas będzie stać na zakupienie mniejszej ilości paliwa niż wcześniej. Podrożeje chleb, masło, mleko.... jak? Ano tak że do transportu wszystkich tych produktów potrzebne są samochody, więc za dopłaty do aut elektrycznych zapłacimy nawet w cenie żywności.W dodatku pomysł wcale nie jest specjalnie ekologiczny- w Polsce produkujemy prąd w elektrowniach węglowych których sprawność wynosi 40% - to tyle ile osiąga nowoczesny silnik spalinowy, tyle tylko że nalezy doliczyć straty na liniach przesyłowych i wynikające z samoczynnego rozładowania akumulatorów.
Pijany 25-latek, chciał uniknąć kary wręczając 19 złotych łapówki funkcjonariuszom policji – W sobotę 12 maja w godzinach popołudniowych na trasie Bytoń- Świesz doszło do kolizji dwóch aut. Kierujący pojazdem Opel Astra mieszkaniec powiatu inowrocławskiego, mając 1,49 mg/l alkoholu w wydychanym powietrzu zjechał na przeciwległy pas drogi i uderzył w prawidłowo jadący VW Transporter.Podczas wykonywania wszystkich niezbędnych czynności związanych z tym zdarzeniem drogowym, 25-letni sprawca kolizji wręczył policjantom 19 złotych łapówki, jednocześnie obiecując im w dniu następnym 500 zł.Mężczyzna odpowie za spowodowanie kolizji będąc w stanie nietrzeźwości oraz za przestępstwo jakim jest wręczenie korzyści majątkowej w zamian za odstąpienie od czynności służbowych
 –  Robert Popielecki14 godz.O tej porze wszyscy jeżdżą po mieście na pełnejkeie, bo raz, że deszcz, a dwa, że grubo po 22 ipulsacyjne co chwilę. Wtem na Inflanckiej korek. Jakto?! Otóż przez ulicę przechodzą dwa jeże.Przechodzą prawilnie, na pasach. W odległości dwóchmetrów, jeden za drugim. Co więcej, mają zielone.Wiadomo - jak to jeże, tempo przesuwu raczej z tychśrednich, jeden niucha na boki, drugiego złapaładygresja i zwinąt się w kulkę. Rząd aut gęstnieje, zarazbędzie zmiana światet, stoję trzeci i już się bojęZielone.Auta dalej stoją. Ktoś zatrąbit z tyłu. Z pierwszegoprzed pasami wychodzi potomek Józwy Butryma wkoszulce żołnierzy zziębniętych i krzyczy w noc:- Morda, kwo, jeże idą!Dokładnie to jeden już przeszedł, a ten drugi wciąż wkulistej depresji, chciałby ale życiowe refleksjedopadły go akurat przed BMW czarny metalic nanumerach poddębickich. Butrym sięga po jakąś kurtkęi delikatnie, powoli turla kolesia na bezpiecznepobocze, gdzie wiewiórki, dzięcioły i szum brzózWraca, wsiada, rusza bez migacza z nonszalanckimpiskiem i mam wrażenie, że w kwietniu przyszłaGwiazdka.

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
Cwaniaczek wśród aut –
To zwolnij, bo to na pewno jest policja –

Wnuk sprzedał swój samochód i cały rok ciężko pracował, aby sprawić taką niespodziankę swojemu dziadkowi:

 – Fred Lamar kupił swojego chevroleta w 1958 roku. Do 1976 roku pojazd był regularnie używany przez całą rodzinę, po czym na stałe zagościł w garażu. We wrześniu 2016 roku, wnuczek Freda, Cameron Dedman, postanowił spełnić wielkie marzenie dziadka i dać jego samochodowi nowe życie. Jak mówi, długo oszczędzał na renowację, aby projekt mógł zostać zrealizowany, sprzedał nawet swoje auto. Wszystko udało się skończyć na 81 urodziny dziadka.Miłość do samochodów jest wpisana w rodzinną tradycję Dedmana. Jego ojciec i dziadek pasjonowali się wyścigami samochodowymi, sami składali też własne „hot roadery” – czyli przerobione na potrzeby wyścigów, klasyczne modele aut. Cameron najwyraźniej odziedziczył zamiłowanie do czterech kółek. Nie tylko odnowił stare auto dziadka, ale dodał także do niego klimatyzację, pikowane siedzenia czy dywaniki. Auto zyskało nowy kolor, ulubiony przez dziadka, rubinowy.„Kiedy byłem mały, dziadek zawsze obiecywał, że naprawimy jego auto” – zdradza Dedman. Aby niespodzianka się udała, Cameron musiał zwodzić dziadka, by ten nie zorientował się, że remont jest w toku.  „Za każdym razem, kiedy dziadek pytał, czy przysiądziemy do auta, odpowiadałem, że jestem zajęty, ale że niedługo się tym zajmiemy” – dodaje.Nad samochodem pracował rok, udało mu się wszystko utrzymać w sekrecie przed seniorem.Po skończonym remoncie, wnuczek zasłonił dziadkowi oczy i zaprowadził do auta.„Szczerze mówiąc, dziadek prawie zemdlał. Musiałem go podtrzymywać, by utrzymał się na nogach. Nie wierzył, że to jego auto” – relacjonował Dedman w rozmowie z portalem Inside Edition.„Nie spodziewałem się, że jego reakcja będzie tak dramatyczna”. Dedman zapowiada, że jak tylko na dworze zrobi się ciepło, zabiorą chevy w trasę
Pan Marian odrestaurował dla bogatego Niemca klasycznego Jaguara wartego ponad milion zł, a ten nie chce mu zapłacić za wykonane prace – Kilka lat temu, zgłosił się do Pana Mariana bardzo bogaty niemiecki kolekcjoner zabytkowych sportowych aut z prośbą o kompleksowe odrestaurowanie starego Jaguara, którego stan delikatnie mówiąc nie był najlepszy.Po przewiezieniu Jaguara do Polski Pan, Marian zabrał się za kapitalny remont auta. Pracę nad przywrócenie pojazdu do dawnej świetności trwały prawie dwa lata. Wykładając swoje pieniądze, jeżdżąc po całej Polsce i nie tylko w poszukiwaniu brakujących elementów auta, dorabiając w specjalistycznych warsztatach unikatowe części, naprawiając podwozie, nadwozie, układ jezdny, tapicerkę, a finalnie lakierując doprowadził ten zabytkowy wehikuł do stanu niemal idealnego i w tym momencie zaczęły się jego problemy…Kiedy auto było już gotowe, bogaty kolekcjoner zabytkowych aut z Niemiec stwierdza, że tak naprawdę to on zlecił Panu Marianowi tylko lakierowanie Jaguara, a nie jego kompleksowe odrestaurowanie. I oddał sprawę do Sądu, którą wygrał…Podczas rozprawy nie wzięto w ogóle pod uwagę argumentów "złotej rączki". Nie wspominając już nawet o innych naprawach, ale na "chłopski rozum" jak można by lakierować zardzewiałą, dziurawą, niekompletną karoserię auta? Mało tego sąd nakazał oddać Panu Marianowi to zabytkowe auto bogatemu niemieckiemu kolekcjonerowi i przyznał mechanikowi 280zł wynagrodzenia za swoją ciężką pracę trwającą prawie dwa lata.Pan Marian mimo takiego obrotu sprawy nie wydał auta (zostawiając je jako zabezpieczenie), stara się uzyskać na drodze sądowej należne mu wynagrodzenie
 –
Piękna postawa bezdomnego mężczyzny. W otwartym aucie zobaczył torebkę z pieniędzmi. Nie dość, że nie ruszył ich, to pilnował samochodu aż do powrotu właścicielki – James John McGeown pokazał swoją postawą, że chociaż sam nic nie ma i portfel pełen pieniędzy byłby dla niego świetną zdobyczą, to można zachować się przyzwoicie i nie sięgać po czyjąś własność. James szedł ulicą, gdy zobaczył, że w jednym z aut jest opuszczona szyba, a na siedzeniu leży torebka z widoczną dużą sumą pieniędzy. Przez dwie godziny stał koło auta, w deszczu i na zimnie, by przypilnować rzeczy do czasu, aż wróci ich właścicielka.Gdy mijały godziny, James zdecydował się sięgnąć do torebki i zobaczyć, czy w środku nie ma jakiejś wskazówki, jak znaleźć roztargnioną właścicielkę. Kiedy i to nic nie dało, James zabrał torebkę i zaniósł ją do pobliskiej kancelarii prawnej, licząc, że może tam pracuje kobieta. Niestety, okazało się, że nikt tam jej nie zna. Jednak sekretarka poinformowała policję, ta zaś zostawiła wiadomość na aucie, gdzie kobieta ma się zgłosić po własność.Kiedy do auta podeszłą właścicielka – Alyshia, była w szoku, że zapomniała o szybie i o torebce z pieniędzmi. Szybko udała się na posterunek i dowiedziała o całym wydarzeniu. Dziewczyna osobiście podziękowała bezdomnemu Jamesowi, który mimo swojej ciężkiej sytuacji i uzależnienia nie wyciągnął ręki po łatwe pieniądze, a było to 450 funtów!Alyshia napisała w portalu społecznościowym o całym wydarzeniu, pokazując Jamesa i dzieląc się z innymi tym, jak wspaniałym człowiekiem okazał się mężczyzna. Przez ponad dwie godziny stał na zimnie w deszczu, by nikt nie ukradł jej pieniędzy. Alyshia założyła dla niego konto na stronie gofundme, by pomóc mężczyźnie wyjść z bezdomności
Mężczyzna zapomniał gdzie zaparkował samochód. Dopiero po 20 latach się odnajduje z załączonym liścikiem – Mężczyzna zajechał pewnego dnia na kilkupiętrowy parking. Mieszkaniec Franfurtu chciał zrobić zakupy. Bardzo mu się spieszyło. Szybko wyszedł więc z auta i popędził do sklepu. Do samochodu jednak już nie trafił. Zdenerwowany przeszukał parking centymetr po centymetrze. Samochód rozmył się w powietrzu.Mężczyzna szukał samochodu przez pięć dni. W końcu się poddał i zgłosił sprawę na policję. Auta jednak nie udało się znaleźć. Jego właściciel musiał się z tego jakoś otrząsnąć i żyć dalej. Kupił nowy samochód, a o starym zapomniał. W ciągu 20 lat przez garaż zapominalskiego Niemca przewinęło się wiele aut. Tymczasem zguba nagle się znalazła.Ogromny wielokondygnacyjny parking, na którym stało auto, przez te wszystkie lata uległ niemałemu zniszczeniu. Miasto chciało go wyburzyć, jednak najpierw trzeba było znaleźć właściciela stareńkiego samochodu. Policja w końcu zajęła się sprawą jak należy i „cztery kółka” trafiły do właściciela. 76-letni mężczyzna zbytnio się jednak nie ucieszył. Auto było kompletnie do niczego i nadawało się już tylko na złom. Na domiar złego do zguby dołączony był kwit parkingowy z kilkoma tysiącami do zapłaty
Oczywiście wszystko odbyło się za zgodą sołtysa – Mimo ograniczenia prędkości do 40 km na godzinę, kierowcy przejeżdżają tu nawet z prędkością 100 km. I rozjeżdżają koty, których w okolicy jest sporo. A ostatnimi czasy aut przybyło, bo przez Tarnowo wyznaczono objazd w związku z budową obwodnicy Wałcza na drodze krajowej nr 10.- Przypuszczam, że jesteśmy jedyną miejscowością w Polsce, która posiada taki znak. To wzbudza czasami uśmiech, ale również zrozumienie i szacunek - mówi sołtys- Tych zwierząt rocznie pod kołami samochodów ginie we wsi około 10. A nie sposób kota zniewolić, szczególnie na wsi, tym bardziej w typowych gospodarstwach rolnych, gdzie pełni rolę łowcy myszy. Jak dodaje, pomysł jest niezwykle trafiony, bo kierowcy faktycznie przy nim zwalniają.- Postawienie znaku wpłynęło pozytywnie na liczbę ginących kotów i jednocześnie poprawiło bezpieczeństwo pieszych. I choć w Tarnowie się cieszą, że pomysł działa, to jednak trzeba pamiętać, że samowolne stawianie znaków drogowych jest nielegalne Zwolnij

10 najdroższych aut świata. Przeciętny człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie takich cen (11 obrazków)

Wpis szczęśliwego ojca o tym jak zdołał z pomocą życzliwych ludzi spełnić marzenie swojego syna: – "Mój niepełnosprawny syn od lat szaleje na punkcie egzotycznych supersamochodów. Kiedy raz zapytałem Calluma, co chciałby najbardziej dostać na gwiazdką, odpowiedział: „Wiesz tato, chciałbym przejechać się supersamochodem, ale wiem, że to jest niemożliwe". Kilka dni później napisałem na australijskim forum właścicieli takich aut, mając niewielką nadzieję, że może odezwie się chociaż jeden z nich. Całe forum oszalało i teraz mój syn ma już umówione trzy spotkania! Ludzie są super!"
140 nowych, nieoznakowanych maszynek do robienia pieniędzy z wideorejestratorami, będzie walczyć z piratami drogowymi w całym kraju – Pierwsza transza kilkudziesięciu bardzo szybkich BMW 330i xDrive jest już w Polsce. Partia licząca 40 aut ma zostać przekazana do służby przed dniem 30 listopada 2017 roku
Źródło: fot superauto24
Moda na auta elektryczne to sztucznie pompowana bańka, która wkrótce z hukiem eksploduje – Doświadczenia innych państw pokazują, że wystarczy zlikwidować rządowe dotacje i ulgi podatkowe, a sprzedaż aut elektrycznych niemal natychmiast siada do poziomu właściwego dla aut kolekcjonerskich. Jeśli do tego dodać, że produkcja jednej tylko baterii do elektrycznego samochodu może generować ilość CO2 zbliżoną do 8 lat jazdy autem z silnikiem diesla, to zasadnym jest zadanie pytania o sens promowania tej gałęzi przemysłu. Czy przypadkiem nie chodzi tu tylko i wyłącznie o kasę, którą można wyciągnąć od państwa kosztem podatników?
A obok stoi jakiś Nissan –