Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 327 takich demotywatorów

Na to aktor odparowuje: ''Szkoda, że mnie pan nie widział, kiedy się puszczałem!'' –
Olga Lipińska*:(...) Kiedy ostatni raz było wesoło? Nie pamiętam, nie... zaraz, było! – Kiedy Janek Kobuszewski pociągnął dywanik, na którym stał dostojny profesor ALEKSANDER BARDINI. Janek profesora nie widział i myślał, że wywali kogoś z nas, zebranych w studiu radiowym na nagraniu. Akurat na podstawiony dywanik wszedł profesor i nieoczekiwanie dla siebie wykonał podwójne salto, wysadzając w powietrze okulary, portfel i wszystko co miał przy sobie. Ryczeliśmy tak, że nie miał kto pomóc wstać Bardiniemu. (...). Po chwili Janek jako pierwszy, sumitując się okrutnie, rzucił się do pomocy. I profesor, nie wiedząc, że to sprawca, gorąco mu dziękował.
Aktor Adolf Dymsza do aktora Jana Englerta:- Jak się Pan nazywa? – - Englert.- Jak?- Englert!- Nie ma takiego nazwiska.
Kabaret Dudek dużo podróżował ze swym programem po ośrodkach polonijnych. Polecieli kiedyś do Australii. Podczas spaceru brzegiem oceanu JAN KOBUSZEWSKI, chcąc rozbawić towarzystwo, wpadł na pewien pomysł. – Nieco wcześniej dostał zaliczkę a conto występów. Sumę wtedy niemałą - 1700 dolarów. Niewiele myśląc... zakopał portfel w piasku i cieszył się na myśl, że wracając, znajdzie go niby przypadkiem. Miejsce oznaczył kamieniem. Wracają. Hmm, ale który to kamień? Zaczął podkopywać kolejne i kolejne, bez skutku. Żart nie wypalił, przeciwnie, zrobiło się nerwowo. Wszyscy zaczęli kopać. Biegali i kopali z obłędem w oczach, by ratować budżet kolegi. Pech chciał, że deptakiem szła grupa Japończyków, którzy na widok kilkorga dorosłych ryjących nerwowo w piasku włączyli swoje kamery. W końcu ktoś znalazł portfel. Japończycy nigdy nie dowiedzieli się, że nagrali unikatowe ujęcie: niereżyserowaną scenkę z udziałem kwiatu polskiego aktorstwa.*
Śp. Tadeusz Pluciński opowiedział kiedyś taką historię: – (...) Mieszkałem przed laty przy Piwnej, niedaleko Zapiecka i sklepu z kryształami. Wychodzę któregoś dnia przed dom, a idzie JANEK HIMILSBACH i trzyma stos talerzy, całą górę, dłońmi od spodu, a od góry przytrzymuje ten stos brodą. Zobaczył mnie i chrypi: ''Tadek!''. Ja: ''O, Janek, cześć, co tam, co tu robisz o tej porze?''. Janek: ''No, no, cholera jasna. Bierz te talerze, przytrzymaj''. Biorę, trzymam jak on, pod brodą, a on dalej: ''Tadek, byłem tu kurwa wczoraj, ale żeśmy tak do dna poszli, do podłogi, i kurwa, rozpierdoliłem całą zastawę, wybiłem wszystkie talerze, no i wiesz, jako dżentelmen odkupiłem i niosę, tylko nie pamiętam, kurwa, gdzie to było, gdzieś kurwa w rynku, ale kurwa, gdzie?''.
Aktor Adolf Dymsza, który mawiał, że coś jest komiczne, ale nie śmieszne, uwielbiał robić dowcipy. Kiedyś zaprosił kolegów z „Teatru Syrena” do swego domu w Międzylesiu. – Przyjechali kolejką, wieczorem, po spektaklu. Lekko wstawieni. Dymsza ostrzegł ich, że w okolicy grasują bandyci. Wcześniej umówił się z jednym z bandytów. Poprowadził kolegów w stronę swego domu. Nagle z krzaków wyskoczył bandyta, krzycząc: „Pieniądze albo życie!”. Koledzy struchleli, a Dymsza rzucił przez ramię: „Pier… się”. I poszli dalej.
(...) Oficjalnie, urzędowo urodziłem się 4 października 1930 roku w Kielcach, a naprawdę 9 października. Przy chrzcie pijany organista wpisał do mojej metryki błędną datę i tak już zostało. – Mama mi opowiadała, że po pierwszym "klapsie", jaki daje się noworodkowi, nie zapłakałem, ale roześmiałem się głośno. W karierze odbierającej poród doświadczonej akuszerki, byłem pierwszym przypadkiem ryczącego ze śmiechu noworodka." - Wiesław Gołas
Wykorzystał to Wiesław Gołas, który pod chwilową nieobecność Pokory przybił je gwoździami do podłogi. Przyszedł Pokora z tacą w ręku, by wejść na scenę, wsunął sandały i ... runął prosto do stóp przerażonego Romulusa (Jana Świderskiego). –
Dyskusja o twórczości francuskiego pisarza Marcela Prousta. Przeciwnik Franciszka Fiszera dowodził, że ów autor to geniusz, subtelny artysta, mistrz ,,boskich detali”, Franc natomiast dowodził, że był to tępy matoł, grafoman i w ogóle kretyn. – Entuzjasta Prousta pieniąc się cytował fragmenty sypał coraz to nowymi argumentami, przytaczał recenzje najznakomitszych krytyków etc. Wreszcie, znudzony przedłużającą się w nieskończoność dyskusją, Fiszer najspokojniej oświadczył.- Widzisz kochany, ja mam tę przewagę nad tobą, że ty czytałeś Prousta, a ja nie
Marek Kondrat: – - Próby "Hamleta" w Teatrze Dramatycznym, na scenie Piotr Fronczewski szlifuje "być albo nie być", a w grobie dwaj Grabarze - Wiesław Gołas i Czesław Lasota - znudzeni oczekiwaniem na swoją kolej i już lekko podchmieleni - zaczęli rozpraszać Hamleta wychylaniem się z grobu, wołaniem "a kuku", pokazywaniem mu głupich min itp.Na to z widowni zagrzmiał reżyser, czyli Gustaw Holoubek:- Gołas, Lasota, wypierdalać z grobu!!!
Z wywiadu Jacka Szczerbyz Andrzejem Czekalskim: – Janek Kobuszewski. Odwiedził mnie, gdy mieszkałem w Łodzi. Bankietowaliśmy w SPATiF-ie aż do zamknięcia.Już na ulicy Janek powiedział:– Teraz ci pokażę, jak mnie ludzie kochają. Gdy będzie jechał patrol milicyjny, położę się w poprzek na drodze.Jak powiedział, tak zrobił.Milicjanci wysiedli z wozu. Zobaczywszy Janka, zawołali:– O, pan Kobuszewski! Zasalutowali mu i pojechali dalej.On wstał i tylko się otrzepał
Na co odzywa się ze stoickim spokojem Zofia Czerwińska: "Panie reżyserze, to mnie pierwszą" –
- Jeśli każę mu zjeść jabłko, to on je zje, chociaż nie lubi jabłek. A gdy położę przed nim kawałek mięsa i powiem: "nie rusz", to on go nie zje, nawet gdy jest bardzo głodny.- Zawsze uważałem, że psy to mądre zwierzęta - powiedział Kossak - ale teraz widzę, że są tak samo głupie jak ludzie –
Budzę się rano, czuję, że ktoś trzyma mnie za interes. Myślę sobie - jest nieźle! Otwieram oczy, a to ja się trzymam –
Aktor Andrzej Szczepkowski często witał swoich kolegów po fachu: "pochwalony". Pewnego razu przyszedł do bufetu zgięty, z bólem w plecach. Wykorzystał tę okoliczność aktor Igor Śmiałowski:- Pochylony! - powitał kolegę. – - Na wieki wieków... amant! - brzmiała błyskawiczna riposta Szczepkowskiego
Podczas próby aktorka grająca scenę z JANEM KOBUSZEWSKIM, zauważyła kawałek nitki na jego rękawie. Jako straszna pedantka nie mogła się powstrzymać przed jej zdjęciem, nie wychodząc przy tym z roli – Na następną próbę pan Jan już celowo miał kawałek nitki na rękawie. I znowu "Pan wybaczy, panie radco. Niteczka" i tak zdejmowanie nitki z rękawa wrosło w rolę.Jak łatwo się domyślić, na premierze pan Kobuszewski miał w wewnętrznej kieszeni dużą szpulkę białych, wyjątkowo mocnych nici (koniec przeciągnięty przez rękaw).Znów "Pan wybaczy, panie radco. Niteczka" i dalej jak z rzepką "Ciągnie i ciągnie, wyciągnąć nie może".Urwać nitki nie daje rady, próbuje przegryźć, nic z tego, publiczność coraz bardziej rozbawiona.Wreszcie szpulka się skończyła. Aktorka trzyma w rękach wielki kłąb nici, a Kobuszewski, z kamienną twarzą, nachylił się do niej i z wyraźną pretensją wyszeptał:- Sprułaś mi gacie
- A w jakim naczyniu będziego pan trzymał? –
Dopiero po wydrukowaniu, ktoś dokładnie przeczytał podpis: "dr J. E. Baka". Waldorffa wyrzucili z Filharmonii. –
- Niech się pan nie tłumaczy - odpowiedział Wyczółkowski.- Ja w pańskim banku też jeszcze nigdy nie byłem –
"W tej chwili nie mam niestety, promieni. Pragnę przy tym zauważyć,że ich wysyłka to nadzwyczaj skomplikowana sprawa. Już łatwiej będzie panu przysłać mi swoją klatkę piersiową" –