Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 25 takich demotywatorów

Tymczasem w Biedronce... –  SZTURM LIDLA ROZBIJE SIĘ NA NASZYCHUFORTYFIKOWANYCH PALETAMI ALEPKACH.WARZYWAOWOCECHEMIANABIAŁ32340075ONALandrzejrysuje.pl
Źródło: OTM
VAT na żywność (przynajmniej koszyk podstawowych produktów owoce, warzywa, chleb, nabiał) powinien wynosić 0% niezależnie od okoliczności. Płacenie podatku dosłownie od nieumierania z głodu jest po prostu złe! –  3,255-4,6461,203879-9,643-6,436-6,457-7,687365,654-5,25520222015%332%%10,435%%201319,580
 –  sklepetalicznych, WZROST CEN W MARCUWSB Merito(ROK DO ROKU)tvn24BISKARMYDLA ZWIERZĄT46,4%19:19PIECZYWOWARZYWA39,6%NABIAŁCHEMIAGOSPODARCZA27,6% 27,3% 26,8%
Dzisiaj przeciętnego Polaka można kupić za 500+ –  PODWYZKI 1976www.OMIĘSO . 69%MASŁONABIAŁ 50%mCUKIER1100%PODWYZKI2022WĘGIEL 400%KREDYTY 100%BENZYNA 90%ZYWNOŚC+40%DODRUKPIENIĘDZYREGNSILE MUSZATOBIEZABRAĆ,ZEBYŚ SIEOBUDZIŁ
Zmarła po 10-dniowej śpiączce, w którą zapadła po zjedzeniu tiramisu w wegańskiej restauracji – Badania wykazały w deserze śladową ilość mleka. Przeciwko właścicielowi restauracji wszczęto śledztwo
To już pewne: Biedronki staną się placówkami medycznymi i będą czynne w niedzielę – Według wstępnych ustaleń, spowoduje to m.in. zmianę nazw działów w sklepach na następujące:Rzeźnik - ChirurgiaWątróbka, nerki, flaki - InternaChemia - OnkologiaPieluchy - NeonatologiaSłodycze - DiabetologiaNabiał, w tym jajka - UrologiaWyroby mleczarskie - MammografiaWarzywa - GeriatriaPiwo, przekąski - Izba PrzyjęćKawa, Herbata - Gabinet OddziałowejAlkohole - Gabinet OrdynatoraChłodnia - ProsektoriumPiekarnia - KrematoriumKarma dla zwierząt - StołówkaOchrona - Rehabilitacja stacjonarna
Nowy trend u "naturalnych" dietetyków –  TWARZ GLUTENOWAzmarszczkina czoleworki podoczamipękającenaczynkaTWARZ CUKROWAszaraskórakurzełapkitrądzikDAMIANPAROLICOMTWARZ NABIAŁOWAplamyna czoleobrzękniętepowiekizaskórnikiTWARZ ZNIESMACZONAzbieranie sięna wymiotyod tegopieprzenia
 –  Nabiał Wędliny Chemia Prasa
W związku z tym każdy producent stosuje inny VAT i każdego skarbówka może ukarać za to, że przyjął złą stawkę –
A ja myślę, że ludzie będą się kiedyś wstydzić znajomości z tą wegenazistką –  ZwierzętaSylwia Spurek: Wegetarianizm to półśrodek. Ludzie będą się kiedyś wstydzić jedzenia nabiału
Już nic mnie nie zdziwi w internetach, może jedynie to, że chce oddać za darmo –  Dodane dzisiaj o 23:21Oddam swoje mleko mrożoneZa darmoOpisMam do oddania swoje mleko zamrożone zzeszlego roku i końca 2019 roku. Nadmiar byłmrożony dla mojej córki, ale z czasem okazało sie,że ma alergie na nabiał, ktory ja jadłam, dlategonie podałam dziecku tego mleka. Jeśli komuśsie przyda to zapraszam, jeśli nie, to je niestetywyrzuce.
 –  Ja: lubię chlebekKomentarz: oho, chlebek, a dlaczego nic nienapisz o kajzerkach, wekach czy obwarzankach typie*dolony hipokryto. A pomyślałeś k*rwa może otych, którzy są uczuleni na nabiał, jak oni się czujączytając coś takiego?!Komentarz do komentarza: wierzysz w uczuleniana nabiał?! Może łykasz jak pelikan wszystko comówi ci lobby antypiekarskie? Włącz myślenie!Inny komentarz: wiesz kto też jadł chlebek?H*tler! Może pomyśl zanim napiszesz kolejnyantypolski post obrażający pamięć o walcenaszych ojców
- Ptasie mleczko –
 –  Jedyny sklep, który opiera siępotężnemu najeźdźcyTESCO TESCOestnied ziela niehandlowaw roku 2019ponarodzinachChrvstusa. Wszystkie polskie sklepy sa zamknietepieczywožabkanabialzäbk6-23Wszystkie? Jesttaka placowka pocztowa, adzieieugieci sprzedaWCy WCiazjeszcze stawiaja oporNie!ñajeżdźcy
Po tym, jak sprzedawczyni Magda przeniosła się z działu monopolowego na nabiałowy klienci przestali się do niej zwracać per "Hej, piękna!" –
 –  Mleko które pijesz przeznaczone było dla niego. Kupując nabiał płacisz za okrucieństwo
 –  tomiankiGrazyna15 godz .日Sklep spożywczo przemystowy Bingo ul. Osiedlowa zaprasza 7 dni wtygodniu w godz. pn-pt 6-22 sobota 6--20 niedziela 9-18. Serdeczniezapraszamy dostępny pełny asortyment pieczywo nabiał prasa alkoholepapierosy owoce warzywa i wiele innych artykułów. Nie masz gdzie zrobićzakupów w wolną niedzielę od handlu-u nas zrobisz bez problemu.ZapraszamyLubie to!KomentarzeUdost pniji29 innych użytkowników4 udostępnieńKamilDzwonię na straż miejskąLubie to! Odpowiedz 12 godz.Komentarz został ukryty.Pokaż ponownie Zablokuj użytkownika Adam ZgłośNapisz odpowiedź..GrażynaA dzwon frajerze

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami

Przetrwałem straszliwą apokalipsę pierwszej niedzieli z zamkniętymi sklepami – W moim przypadku kluczowa okazała się sobota rano. Ledwie kilka godzin wcześniej gruchnęła wiadomość, że sklepy mają być zamknięte w całą drugą niedzielę marca aż do poniedziałku. Kilkadziesiąt godzin skondensowanego piekła. Wstałem jak co rano, jak co rano się ubrałem i jak co sobotę ruszyłem do Lidla. Parking pod sklepem, zazwyczaj senny o tej porze, przypominał zaatakowany przez szerszenie ul.Tłoczące się wszędzie samochody wypełniały – niemałą przecież – przestrzeń do ostatniego miejsca. Ludzie przemykali pomiędzy nimi pośpiesznie, chcąc czym prędzej zrobić zapasy. Niektórzy omijali auta ostrożnie, ale inni – ci, którzy nie potrafili zachować zimnej krwi – nie mieli tyle szczęścia i ginęli pod kołami rozpędzonych do 20 kilometrów na godzinę samochodów. Widząc upiorne zagęszczenie, właściciele aut rezygnowali nawet z podjeżdżania pod same drzwi sklepu, nie tarasowali wejścia swoimi budzącymi zachwyt maszynami, tylko zatrzymywali się w najdalszych zakamarkach parkingu, w miejscach, z których wyrastały dwumetrowe chaszcze. Dalej za to stawali na trawnikach. Wybiegający ze sklepu ludzie, czekający na otwarcie od wczesnych godzin porannych, usiłowali wskrzesić w sobie choć wspomnienie człowieczeństwa na tym wybiegu ludzkich pragnień i ostrzegali, by nie wchodzić do środka, bo tam rozgrywa się dramat, który będzie śnił się nam po nocach. Nie chciałem wierzyć, ale oni nie cofali się nawet po wypadające z siatek ziemniaki. Uwierzyłem. Nikomu jednak nie przyszło nawet do głowy odejść, przeczekać, przyjść później. Przecież już wstali, już się ubrali, może nawet nagrzali samochód w ten chłodny poranek. Wszyscy wiedzieli, że to najpoważniejsza gra – gra, która toczy się o ich życie i życie ich bliskich. Zamknięty w potrzasku zbiorowy umysł, który będzie parł dopóki nie osiągnie swojego celu. Wszyscy wiedzieliśmy, że pisowski reżim nie zatrzyma się, więc i my nie mogliśmy się zatrzymać. Łudziliśmy się, że opór coś zmieni. Choć sytuacja wyglądała potwornie, ruszyłem i jakimś cudem udało mi się wejść do sklepu.Nawet będąc pomnym sytuacji na parkingu, tliła się we mnie nadzieja, że nie jest tak źle. Nie może być. Przecież jesteśmy ludźmi. LUDŹMI, DO DIABŁA. Ale ci od wypadających ziemniaków nie kłamali – w „moim” Lidlu rozgrywały się dantejskie sceny. Od wejścia uderzył mnie odór ciepłej krwi. W tym momencie utraciłem wszelką nadzieję. W myślach pożegnałem się z żoną i dziećmi, ale wiedziałem, że dla nich muszę podjąć tę, być może ostatnią w życiu, walkę. Tu nie szło o jakiegoś tam karpia czy Crocsy. Chciałem, żeby byli ze mnie dumni. Tylko jak długo przetrwają, gdy mnie zabraknie? Myśli zaczęły wędrować z złym kierunku, traciłem czas, więc czym prędzej ruszyłem po bułki. Próbowałem nie patrzeć na półki z herbatą i dżemem, pod którymi leżały zwłoki kilku kobiet w średnim wieku. Najwidoczniej walczyły o ostatnie opakowanie earl greya. „Jezu, to krew czy powidła śliwkowe?” – natychmiast odsunąłem od siebie makabryczną myśl, bo na horyzoncie pojawiło się stoisko z pieczywem. Są jeszcze nasze ulubione bułki gryczane! Tylko co tam robi ten facet? Chryste, gryzie rękę kobiety, która dokłada pieczywo! Błagam, niech mnie tylko nie zauważy, bym mógł zapakować kilka bułek i ruszyć dalej. Gdzie są torby papierowe?! Nie ma papierowych – są tylko foliówki. Czy to już ostateczna granica upodlenia? Przecież dopiero tu wszedłem. Oczami wyobraźni widzę wszystkie żółwie z Pacyfiku, które połkną tę foliówkę. Przepraszam, ale albo wy, albo ja i moja rodzina. Obyście trafiły w lepsze miejsce. Nie mam czasu na dłuższy rachunek sumienia. Ominąwszy ukradkiem żarłacza białego w ludzkiej skórze, przechodzę obok uderzającego miarowo w ścianę wózka elektrycznego prowadzonego wcześniej przez młodego chłopaka, który teraz zwisał przez kierownicę martwy, z porem w oku, i zdaję sobie sprawę z tego, że zbliżam się do stoiska z warzywami. Wokoło słychać krzyki ludzi, trzask łamanych kości i brzęk tłuczonych butelek, ale staram się nie zwracać uwagi na rozgrywające się wokoło dramaty. Uwaga, lecące jabłko. Niewiele brakowało. W końcu dotarłem do warzyw i owoców. Jakieś nogi wystające spod skrzynek z bananami trzęsą się w rytm zapewne ostatniego tchnienia właściciela kończyn. Może ulżę mu choć trochę – odciążam skrzynie i ładuję kiść bananów do koszyka. W międzyczasie strząsam dłoń, która chwyta mnie za nogę nie wiadomo skąd. Idę po awokado. Kurwa, znowu twarde. Jakiś dzieciak zaczyna szarpać mnie za rękaw. Oczy ma zapłakane, nie potrafi wydusić z siebie słowa, wskazuje tylko na coś palcem. Podnoszę wzrok i widzę całkiem młodą kobietę, która pyta drugą, czy ta nie mogłaby oddać jej mrożonego pstrąga, którego ma w koszyku, bo ojciec tej pierwszej „uciekł z jakąś bezdzietną lambadziarą, a czasy dla młodych matek są trudne, a synek by się ucieszył, bo tak lubi pstrąga”, na co ta z pstrągiem odpowiada, że nie bardzo, bo też lubi pstrąga, a poza tym była pierwsza, na co pytająca reaguje słowami: „To się pierdol, po co się obnosisz tak z tym pstrągiem?!”. Patrzę z powrotem na dzieciaka. Oddaję mu awokado, ja i tak nie będę miał czasu czekać, aż dojrzeje. Przed oczami widzę obraz własnych dzieci. Muszę ruszać dalej.Czekała mnie trudna decyzja: wybrać krótszą, ale bardziej ryzykowną drogę pomiędzy warzywami a zamrażarkami, czy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę wzdłuż ściany z przyprawami? Wąska droga przez szlak warzywno-zamrażarniczy to doskonałe miejsce na zasadzkę. Droga Cynamonowa wzdłuż półki daje z kolei lepszą widoczność, ale tam tłum ludzi kotłuje się o ostatnią butelkę przyprawy do zup w płynie. Czas ucieka, podejmuj decyzję. Niech będzie Przewężenie Bakłażana. Ruszam ostrożnie, za pas zatykam pora niczym wielki wojownik swój miecz. Procentuje doświadczenie zebrane przy wózku elektrycznym chwilę wcześniej. Podchodzę, zbliżam się do przewężenia, ostrożnie wychylam się zza stoiska za papryką. SZAST! Przed oczami przelatuje mi podstarzały ochroniarz. Chyba próbował uspokoić sytuację na stoisku z produktami „deluxe”, gdzie właściciel terenowego volvo, którego minąłem na parkingu, ładował już trzeci wózek chałwy. Pozostawione przez wózek ślady krwi dały mi jasno do zrozumienia, że ten człowiek bardzo lubi chałwę. Odwróciłem szybko wzrok. Nie chciałbym lubić chałwy aż tak mocno. Na szczęście udało mi się przedostać na wędliny bez większych problemów. Tam szybko biorę opakowanie Żywieckiej i filetu z kurczaka i mknę na nabiał. „Po co ci glebogryzarka o 8 rano, człowieku?!” – myślę sobie na widok nieszczęśnika w średnim wieku omamionego „promocją z gazetki”. Po drodze chwytam duże opakowanie goudy. Jednak los się do mnie dzisiaj uśmiecha. Za wcześnie! Skup się, masz rodzinę, która na ciebie liczy. Ale fakt, już niedaleko. Przede mną najtrudniejsza część przeprawy: dział z alkoholem.Zdyszany docieram do Kanionu Wysokich i Niskich Oktanów. Gdybym nie znajdował się w Lidlu, to przysiągłbym, że jakimś cudem dotarłem na plan filmowy „Hooligans”. Ludzie pakują do wózków wszystko. Przy półce z winem dostrzegam sąsiadkę, która zazwyczaj gardzi winami poniżej pięciu dych za butelkę, ale teraz pakuje każdą ocalałą Kadarkę. Na podłodze szkło, okaleczeni ludzie wiją się z bólu. Ktoś próbował wyjechać z paletą Argusa na wózku widłowym, ale został zatrzymany i zjedzony na miejscu. Przeskakuję między ciałami i – na tyle, na ile to możliwe – ostrożnie zbliżam się do kas. Kątem oka dostrzegam jeszcze butelkę piwa rzemieślniczego. Czy to możliwe? Czy promień słońca naprawdę rozświetlił to mroczne miejsce? Udaje mi się, chwytam butelkę. Jestem już przy kasach. Jezu, jak dobrze, że nie działają, 6 złotych za pilsa – kto to widział? Zrównuje się ze mną mężczyzna, na oko w moim wieku. Patrzymy na siebie, potem na swoje zakupy. Gość uśmiecha się z politowaniem, ja jestem pod wrażeniem kilkudziesięciu opakowań mięsa mielonego, czterech zgrzewek niegazowanej wody Saguaro, worka ziemniaków, kartonu kasz, trzech litrów oleju rzepakowego, dziesięciu bochenków chleba i opakowania mentosa, które miał w swoim wózku. Mentosy! Chwytam jeszcze jakieś słodycze znajdujące się przy kasach i kieruję się do wyjścia. Koleś od wózka zaklinował się przy przejściu między kasami i desperacko próbuje się uwolnić. Zauważam biegnących w jego kierunku ludzi o wygłodniałych spojrzeniach. Nie czuję triumfu. Na wszelki wypadek chwytam leżący przy kasie egzemplarz nowej książki Okrasy i im go rzucam. Wybiegam na parking, a zza pasa wylatuje mi por, o którym zdążyłem dawno zapomnieć. Niewiele się tu zmieniło – może poza rosnącą liczbą ciał. Krzyczę do przebiegających obok ludzi, żeby nie wchodzili, ale oni nie słuchają. Teraz wszystko rozumiem. Biorę oddech świeżego powietrza i wracam do domu.Udało mi się wrócić do rodziny. Zabarykadowaliśmy się w mieszkaniu i resztę dnia spędziliśmy na wspominaniu lepszych czasów. W niedzielę nie wyszliśmy z domu, bo się baliśmy. Podobno po to właśnie wprowadzono nowe prawo – by ludzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem. Jestem pewien – chciałbym być – że prawodawcy nie przewidzieli jednak rozmiaru skutków ubocznych swoich własnych działań. Zasunęliśmy rolety w mieszkaniu, żeby nie widzieć kłębów dymu. Z radia dowiedzieliśmy się o zamieszkach, o policji, która używa ostrej amunicji wobec demonstrantów i szabrowników. Niektórzy nie zdążyli zrobić zakupów i usiłowali plądrować sklepy. Wiele osób umarło z głodu. Odgłosy wystrzałów i syren zagłuszaliśmy radiem. Modliliśmy się o to, by nikt nie zapukał do naszych drzwi.Niepokój rośnie. Nikt nie wie, co będzie dalej. Pierdol się, pisowski reżimie
Dziś wybór partnera na całe życie przypomina bardziej wizytę w supermarkecie – Wchodzimy po pieczywo, ale na drodze mamy owoce, warzywa, lodówki z mrożonkami, nabiał, napoje, alkohol i gdzieś w rogu ukrywa się nasz cel - świeżutki chleb… jednak gdy dotrzemy na miejsce, to pojawia się kolejny problem - krojony, wiejski, razowy? I w tej chwili nie dość, że nie wiemy jaki wybrać, to jeszcze im dłużej zwlekamy, tym możemy mieć mniejszy wybór. Dlatego bierzemy w końcu co mamy pod ręką i wydaje się, że właśnie tego chcieliśmy… Po to, żeby w domu ocenić jednak: kurde, trzeba było wziąć bułki Together since 1945
Indonezja podniosła o 600% cło wywozowe na olej palmowy. W Niemczech drożeje mydło i lakiery. W Polsce sery i nabiał –