Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…
Kiedyś to było... –  Wychowałam się w domu jednorodzinnym. Żyliśmyskromnie. Dom ogrzewaliśmy piecem - raz dziennie,wieczorem, żeby przygotować kolację i podgrzaćwodę.W okolicy nie było lasu, a drewno było drogie.Kupowaliśmy trochę węgla, ale czasem nie starczało dowiosny. Gdy po drodze do domu znaleźliśmy jakąśdeskę albo gałąź, zawsze zabieraliśmy ją ze sobą. Dopieca szło wszystko: kartony, stare gazety, suszonełodygi z ogrodu, szyszki. Nawet ja, mając 6-7 lat,rozumiałam, że im więcej drewna przyniosę, tymcieplej będzie zimą.Pewnego dnia spacerowałam z koleżanką i zobaczyłamstertę starych desek. Ktoś rozebrał jakąś drewnianąprzybudówkę i wyrzucił zgniłe deski za płot. Była jużdziesiąta wieczorem. Wróciłam do domu - rodzicównie było. Ale wiedziałam, że taki skarb do rana możezniknąć. Zawołałam brata i przez całą noc nosiliśmy tedeski. Zapełniliśmy nimi całą szopę. Mama siępopłakała, kiedy to zobaczyła. Miałam wtedy 11 lat,a brat 9. Za każdym razem jak widzę roszczeniowedzieciaki wracam do takich wspomnień z mojegodzieciństwa i głęboko wzdycham.

Komentarze

z adresu www
Komentarze są aktualnie ukryte. Jeśli chcesz je widzieć cały czas, zaloguj się,

Ukryj komentarze
Momencik, trwa ładowanie komentarzy…