Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…
archiwum
Luciano Re Cecconi był świetnym piłkarzem. W 1974 r.  sięgnął z Lazio po mistrzostwo Włoch i pojechał na Mundial w RFN. Poza walecznością na boisku cechowało go duże poczucie humoru. To drugie zgubiło go. – Wieczorem 18 stycznia 1977 r. postanowił spłatać figla przyjacielowi, jubilerowi Bruno. Wraz z dwójką kolegów wszedł do jego sklepu i krzyknął: "Nie ruszać się, to jest napad!" Co mogło pójść nie tak? W tamtym czasie przez Półwysep Apeniński przelewała się fala przemocy, co na własnej skórze odczuł jego znajomy, który wcześniej przetrwał dwa napady na swój sklep. Jednak tym razem Bruno był przygotowany na taką okoliczność: pod ladą miał pistolet. Nie rozpoznał przyjaciela, który miał twarz zasłoniętą postawionym na sztorc kołnierzem i trzymał rękę w kieszeni, jakby skrywał w niej broń, więc usłyszał groźbę wycelował w niego broń. Dwaj towarzysze Re Cecconiego od razu podnieśli ręce do góry, lecz Luciano kontynuował swoją gierkę. Niestety Bruno nie wytrzymał napięcia i pociągnął za spust. Kula trafiła piłkarza w klatkę piersiową i ten padł na ziemię w kałuży krwi. Zawodnik przed śmiercią zdołał wydusić z siebie: "to był kawał, to był tylko żart". 28-latek osierocił żonę i dwójkę dzieci.

Komentarze Ukryj komentarze

z adresu www
Komentarze są aktualnie ukryte.
Momencik, trwa ładowanie komentarzy…