Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…
Kupiłam dzisiaj za gotówkę jednego ze "słodziaków" z Biedronki. Nie miałam zamiaru tego robić, ale nie jestem w stanie wytłumaczyć 4-latkowi, że „Gang słodziaków” to niezwykle udana akcja marketingowa dyskontu, opierająca się na manipulowaniu uczuciami i nakręcająca koniunkturę tegoż sklepu – Dzieci w przedszkolu mają, niech ma - ja mam za to święty spokój. Jednak, to co nastąpiło podczas samego zakupu, przeszło moje najśmielsze oczekiwania:Najpierw kasjer: - Poproszę naklejki.- Nie mam naklejek...- ŻADNYCH?!- Nie proszę Pana, nie zbierałam...- I przychodzi sobie Pani tak do sklepu, żeby za PEŁNĄ KWOTĘ kupić maskotkę?!- No tak, jak Pan widzi.Do rozmowy włączyły się „mamusie” z kolejki - że jestem bezczelna, że kupuje dziecku „Liska Lucka”, a potem ich dzieci uzbierają komplet naklejek i nie będą mogły go dostać, że powinnam się zastanowić jak wychowuję dziecko, że bogaci (sic! przecież kupienie maskotki za 50 zł, świadczy o bogactwie) zawsze mają łatwiej. Spodziewając się publicznego linczu, szybko zakończyłam transakcję i udałam się w stronę wyjścia. Teraz najlepsze: za paragon na kwotę 50 zł, otrzymałam jedną naklejkę, którą zostawiłam na kasie. Wychodząc dobiegały mnie już tylko odgłosy kłótni i rozkręcającej się afery - której z kolejowych mamuś jest ta naklejka bardziej potrzebna. Było warto!

Komentarze Ukryj komentarze

z adresu www
Komentarze są aktualnie ukryte.
Momencik, trwa ładowanie komentarzy…