10 najbardziej znienawidzonych zawodów w Polsce (11 obrazków)
Nauczyciel
Pracuje zaledwie kilka godzin dziennie, jego urlop trwa dwa miesiące, do tego dochodzą rozliczne ferie, wycieczki i inne przerwy w nauce, a i tak cały czas mu źle. Polski nauczyciel lubi powtarzać, że jego praca należy do najcięższych, a prowadzenie lekcji to tylko jedno z wielu wykonywanych przez niego zajęć – w końcu po lekcjach musi przecież sprawdzać kartkówki, co jest wystarczającym dowodem na ciemiężenie tej właśnie grupy zawodowej. I dlatego nauczycielom należy się szczególnie uprzywilejowane traktowanie.
Urzędnik
Urzędnicy w Polsce żyją jak pączki w maśle. Mimo zapowiadanego ograniczenia biurokracji, w administracji pracuje coraz więcej osób i jedyne właściwie, co jest w stanie zagrozić ich ciepłym posadom, to nieoczekiwana zmiana władzy. Ale na tę się nie zanosi. Przeciętny polski urzędnik ma władzę uznaniowego decydowania o sprawach obywateli, a przy tym nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Jeśli sąd orzeknie, że urzędnik popełnił błąd, to i tak karę dla poszkodowanego odliczy się z podatków, oczywiście nie z urzędniczej pensji. Czyli de facto poszkodowany sam wypłaci sobie odszkodowanie. By żyło się lepiej – w urzędzie.
Policjant
Mundur policji, a w sercu wciąż milicja. Mimo że służba, to wciąż "pan władza". Polski policjant nie pamięta, że jego zadaniem jest służyć i pomagać obywatelom, zapewniać im spokój i bezpieczeństwo. Zamiast tego upomina, kontroluje, karze i wymierza sprawiedliwość niczym samozwańczy szeryf na Dzikim Zachodzie. Jest pierwszy do wlepiania mandatów staruszkom, które nie zdążyły zejść z przejścia dla pieszych na zielonym świetle, i rolnikom, którzy na szerokim chodniku chcieliby odsprzedać swoje warzywa. Natomiast kiedy banda ortalionowych wyrostków okrada człowieka wracającego z pracy, wtedy policjant akurat zaczyna spieszyć się na pociąg.
Polityk
Niby delegat narodu. Niby poseł nadany przez swoich wyborców, a więc ich reprezentant w stolicy. Figa z makiem, a chęć pomocy obywatelom zaczyna się u polityków nie wcześniej niż miesiąc przed głosowaniem. Wówczas okazuje się, że jednak można położyć chodnik przed szkołą, by ośmiolatki nie musiały maszerować błotnistym poboczem. Można zainterweniować w sprawach bliskich mieszkańcom. Jednak przez pozostały czas kadencji posłowie intensywnie eksploatują swój immunitet, który niegdyś gwarantować miał wolność słowa, dzisiaj zapewnia raczej swobodę przekraczania prędkości i jazdy po wypiciu, dbając o interesy własne i swoich najbliższych znajomych.
Kierowca
O polskich kierowcach powstały już całe epopeje, z których wynika wciąż jeden smutny wniosek – dla nas wciąż samochód jest czymś szczególnym, symbolem domniemanego statusu i bogactwa, zamiast zwykłym środkiem do sprawnego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Ale zawodowi kierowcy – czy to wielkich ciężarówek, czy samochodów dostawczych z logo firm kurierskich na boku, czy nawet służbowych fiatów seicento – przodują w kwestii siania zamętu na polskich drogach. Mają przy tym najwięcej do zarzucania innym, ale prawdę o belce w oku znają już wszyscy, więc nie ma po co jej powtarzać.
Komornik
Ot, Robin Hood w polskich realiach – zabiera biednym, oddaje bogatym. W Polsce komornicy to wyjątkowo parszywa grupa zawodowa, zdemoralizowana do cna przez nieadekwatne do niczego zarobki. Mimo że zarabiają kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, nie chce im się nawet sprawdzić, czy zajmują konto właściwemu Kowalskiemu, choć w promieniu kilometra może mieszkać i piętnastu innych, nazywających się tak samo. Komornikowi wystarcza kilka dni, by zabrać ludziom ich własność, na którą pracowali całe życie. Niestety odzyskanie od komornika zwrotu zabranej niesprawiedliwie własności, nie mówiąc nawet o sprawiedliwym odszkodowaniu, zajmuje już całe miesiące.
Dziennikarz
Ot, kolejny urzędnik na usługach akurat wspieranej partii politycznej. Czy to dziennikarze prasowi, radiowi czy telewizyjni, w Polsce skupiają się wyłącznie na jednym zadaniu – "dokładaniu" tym drugim. Widać to na każdym kroku. Zapewne jednak istnieją w kraju dziennikarze uczciwi, wierzący w obiektywizm i swoją misję. Cóż jednak z tego, skoro to akurat popłaca najmniej? W mediach dobrze zarabia się tylko w jeden sposób. A życie w biedzie w zamian za wierność ideałom to koncepcja tyleż szczytna, co nieżyciowa. W przerwach pomiędzy atakowaniem wrogich polityków dziennikarze zajmują się węszeniem wśród ludzi w poszukiwaniu afery, którą można by rozdmuchać, przekręcić i upublicznić ku erekcji słupków oglądalności. Nierzadko przy współudziale "wiarygodnego świadka".
Komentarze Ukryj komentarze