10 najbardziej szokujących przypadków medycznych (11 obrazków)
Smutny żywot wilkołaka
Tajemnicza choroba genetyczna odpowiedzialna jest także za nietypowy wygląd wielu ludzi na świecie. Hipertrichoza znana też jako "syndrom wilkołaka" sprawia, że na ciałach chorych gęsto porastają cienkie włoski. Nadmierne owłosienie pojawia się zwykle na jednej, określonej części ciała, choć częste są też przypadki, kiedy "sierść" gęsto pokrywa całe ciało. W XIX i na początku XX w. osoby z hipertrichozą znajdowały bardzo często zatrudnienie w cyrku.
Wśród ofiar tej przypadłości znajduje się m.in. Supatra Sasuphan. Pochodząca z Tajlandii dziewczynka trafiła nawet niedawno do Księgi Rekordów Guinnessa, jako najbardziej owłosiona dziewczynka świata.
Głośno swego czasu było także o młodej Chince Cian Cian, która przez otoczenie określana jest "dziewczynką-małpą"
Od 1638 r. zanotowano zaledwie kilkadziesiąt przypadków hipertrichozy.
Zażyła leki przeciwbólowe i "straciła" twarz
Pochodząca ze Szwecji Eva Uhlin była zdrową, uśmiechniętą nastolatką. Do czasu. Pewnego dnia poczuła się bardzo źle i postanowiła zażyć paracetamol. Pojedyncza pigułka wywołała u niej reakcję nazywaną toksyczną nekrolizą naskórka bądź zespołem Lyella. Rekcja alergiczna, spowodowała, że jej twarz zmieniła barwę na czarną, a potem zaczęła praktycznie odpadać. Podobna reakcja występuje raz na milion osób w ciągu roku.
Choroba, która bywa śmiertelna, szybko zaatakowała całe jej ciało, sprawiając, że wszędzie widoczne były pęcherze, oparzenia i strupy. Całe płaty skóry schodziły m.in. z brzucha, pleców czy ramion. W pewnym momencie doszło nawet do tego, że jej usta zaczęły się zrastać.
"To było uczucie, jakby coś pełzało wokół mojej skóry. Byłam w strasznym szoku - to było jak coś pochodzącego z horroru" - wyznała Eva. "Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Wcześniej brałam paracetamol wiele razy".
W ubiegłym roku - po kilku latach walki - dziewczyna odzyskała dawny wygląd.
W trwającej 19 lat śpiączce
Ta poruszająca historia miała miejsce w Polsce. Pan Jan Grzebski, pracownik kolei uległ w 1988 r. poważnemu wypadkowi podczas łącznia wagonów. Z ciężkimi obrażeniami trafił do szpitala. W placówce medycznej okazało się, że jest jeszcze gorzej, niż można było początkowo przypuszczać. U pana Grzebskiego wykryto raka mózgu. Rokowania lekarzy nie były najlepsze. Zdaniem lekarzy, znajdujący się w śpiączce pacjent miał szansę pożyć jeszcze przez najwyżej 3 lata.
Wkrótce Grzebski został wypisany ze szpitala, a troskliwą opieką otoczyła go jego małżonka, która wierzyła w cud. I cud się zdarzył. Pan Jan przeżył (śpiąc) upadek komunizmu, a nawet przystąpienie Polski do Unii Europejskiej i ku niedowierzaniu wszystkich, obudził się po ponad 19 latach, w 2007 r. Zastał świat zupełnie inny, niż ten, który "pożegnał" w 1988 r. na prawie 20 lat.
Niestety, pan Jan nie cieszył się długo "nowym" życiem. Zmarł w grudniu 2008 r.
Ciężki los ludzi-drzew
Epidermodysplasia verruciformis to rzadka choroba skóry określana również dysplazją Lewandowsky'ego-Lutza. Występuje u ludzi o określonych uwarunkowaniach genetycznych. Wywoływana jest przez wirus brodawczka ludzkiego. U chorych na ciele pojawiają się grudki i przebarwienia. W najbardziej ekstremalnych przypadkach nagromadzenie narośli na ciele jest tak duże, że wyklucza pacjentów z normalnego życia. Zwykle mają one strukturę przypominającą drewno.
W ostatnich latach media nagłośniły przypadki kilku osób cierpiących na to dziwne schorzenie. Pierwszą osobą, którą zaczęto nazywać człowiekiem-drzewem był Indonezyjczyk Dede Koswara. Mężczyzna ma już za sobą wiele operacji, podczas których usuwano mu grudki. Niestety, za każdym razem jego ciało ponownie zaczynają porastać przypominające konary drzew narośle.
Według ekspertów, Indonezyjczyk, aby normalnie funkcjonować będzie musiał przechodzić podobne zabiegi co pół roku. Lekarze nie mają wątpliwości, że brodawki będą regularnie odrastać.
Żyć nie wiedząc, co to ból
Miłośnicy serialu prezentującego zagadki rozwiązywane przez Sherlocka Holmesa XXI w. - dr. House'a na pewno już wiedzą, w czym rzecz. Tzw. wrodzona obojętność na ból ( w skrócie od congenital insensitivity to pain with anhidrosis: CIPA), to przypadłość, która uniemożliwia jej ofiarom odczuwanie bólu. Cierpienie wywołane złamaniem kończyny, poparzeniem czy stłuczeniem - wszystko to jest obce pacjentom z syndromem CIPA.
Dotąd na całym świecie odnotowano zaledwie kilkaset przypadków tego genetycznego schorzenia. Wśród osób walczących z tą groźną dolegliwością znajduje się 9-letnia Gabby Gingras. Dziewczynka nie odczuwa gorąca, zimna ani bólu.
Jeśli komuś wydaje się, że syndrom CIPA powinien być postrzegany jako wspaniały fenomen i dar, to jest w błędzie. Ludzie z wrodzoną obojętnością na ból z anhydrozą, z powodu choroby nie znają barier, które ograniczałyby ich przed destrukcyjnymi zachowaniami. U wspomnianej Gabby Gingras choroba została wykryta jeszcze w wieku niemowlęcym, kiedy dziewczynka pogryzła swoje palce tak bardzo, że te zaczęły krwawić, nie ujawniając przy tym grymasu bólu. Wkrótce potem dziewczynka straciła oko. W swoim krótkim życiu doznała licznych zadrapań i stłuczeń, zawsze "dzielnie" je znosząc.
Uczulona na własne dziecko
U 28-letniej Brytyjki lekarze odkryli dość rzadko spotykaną przypadłość. Dzień po narodzinach syna, okazało się, że Joanne Mackie ma na niego alergię. Kiedy pielęgniarka przyniosła malucha na karmienie, 28-latka poczuła w palcach mrowienie, a na jej skórze pojawiła się piekąca wysypka oraz pęcherze.
Kiedy lekarze zobaczyli, że kobieta bardzo cierpi po każdym zbliżeniu się do dziecka, postanowili przeprowadzić biopsję skóry. Diagnoza była jednoznaczna - Pemphigoid gestationis - rzadka choroba, która rozwinęła się, kiedy Brytyjka była jeszcze w ciąży.
"Na początku, kiedy powiedziano mi, że jestem uczulona na własne dziecko, myślałam, że to jakiś żart" - wspomina dziś kobieta.
Lekarze natychmiast podjęli leczenie. Joanne Mackie przez długi czas miała jednak utrudniony dostęp do maleństwa. Nie mogła go brać na ręce ani przytulać. Za każdym razem, kiedy tylko chciała się zbliżyć do potomka, musiała przywdziewać specjalny ubiór.
Spadł z 47. piętra. Żyje!
To jeden z najdziwniejszych tego typu przypadków w historii. Nie może być zresztą inaczej, skoro jej bohater odzyskał dawną sprawność, mimo że zdrowy rozsądek nakazywałby kontestować w tym wypadku jego szansę na pełny powrót do zdrowia.
Wszystko to wydarzyło się w 2007 r. Dwaj bracia - Alcides i Edgar Moreno - pracowali myjąc okna na 47. piętrze nowojorskiego drapacza chmur, kiedy coś poszło nie tak. Platforma, na której przebywali, nagle runęła na ziemię z wysokości ponad 150 metrów. Edgar nie przeżył upadku, a Alcides z poważnymi obrażeniami trafił do szpitala.
"Szczęśliwiec" miał połamane nogi, żebra i pogruchotane ramię. Lekarze stwierdzili też poważny uraz kręgosłupa. Ale po każdej z 16 operacji jego sytuacja ulegała poprawie. Lekarze, którzy określili całe zdarzenie mianem cudu oświadczyli, że powrót Alcidesa do pełni sił jest tylko kwestią czasu.
Komentarze Ukryj komentarze