Momencik, trwa przetwarzanie danych   Ładowanie…

Szukaj



Znalazłem 29 takich demotywatorów

 –  Asleek 2 PORAD BABUNIRybo gotowano nie zżółknie, gdy dosmaku włoży się więcei pietruszki i cebuli.a mniej marchwiRyby można przez kilka dni bez wodyżywe utrzymać, odurzywszy je wódką, pi-wem lub winem; potem owinąć je w świe-żą trawę lub mech, które tym samym ply-nem polać należyAby naleśniki smażyły się prędzej + niebyło przy tym swądu, nie smarować ma-slem patelni, lecz masło do tego przezna-czone wlać do ciasta
 –  Ate korzeń!Którędy do auta???Kania czerwieniejącaK*rwa ale byk !Sitaki też bierzemy?MAMMath powewk-mani prawdziwkaZENEKMacie cośGdzie koszyk?Maciek k*rwa ho no szybko !!!To naszePanie nie ma pan mo.cow hodzićSZATAN !!! !!!D*pa mnie swędzizenek my dobrze idziemy?Ale siniaków Ho Hō!auto?INAle Ci sie huban trafil!Ch*ja rośnie.Wziąłeś papier?zapisales lokalizację?Ale sito !!Ale ma dziwną gompkeLizałeś ? ??Same trujoki psia mać!Nie dotykaj bo się otrujesz!Same kapcieDo d*py z taką grzybarką.Mech od południa.. dobrzeA tymczasem w lesie
Tylko trzeba chcieć –  Jak byłem mały rodzice mieli gorszy finansowo czas:tata pracował na pół etatu, a mama całkiem straciłapracę. Przez 2-3 miesiące nie mogliśmy zapłacićczynszu w spółdzielni to rodzice poszli tam (bo niebyli patolami) i powiedzieli, że chętnie odpracują. Tamteż pracowali normalni ludzie, więc się zgodzili i przezjakiś czas mama pomagała myć klatki (była normalniepani na etat), a tata przycinał krzaki i wygrzebywał tenmech spomiędzy kafelków na chodniku. To potrwałochwilę, potem znaleźli pracę i nie było żadnegozadłużenia, a co najważniejsze rodzice nie okazali sięrozszczeniowymi patolami.
 –  Jeżeli zgubisz się w lesie nie panikuj; patrz na mech! Zielony kolor uspokaja,
Źródło: Zhp.pl

Kiedyś to było, teraz już nie ma

Kiedyś to było, teraz już nie ma – Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Gdy idiota uczy nas bycia jeszcze większym idiotą od niego –
 –
Straż Leśna z Nadleśnictwa Skwierzyna udaremniła kradzież z lasu... mchu – Brzmi głupio, ale takie przestępstwa to prawdziwa plaga. Mech wykorzystywany jest głównie w florystyce (ten trafić miał zagranicę), ale nie można po prostu wyrywać sobie z lasu. Magazynuje wodę, chroni glebę przed wypłukiwaniem i skanowi mieszkanie dla wielu małych pożytecznych stworzeń. Złodzieje chcieli zabrać aż 16 dużych worków. Tym razem z lasu wyszli jedynie z mandatami.
 –
Miękki dywanik z mchu, który rośnie dzięki kroplom wody, które zostawiasz po wyjściu spod prysznica –
"Mech" to tak naprawdę żelazo i inne wtrącenia mineralne w kamieniu, które sprawiają, że wygląda on jakby znajdował się w nim tajemniczy las! –
Tak wygląda piłka pozostawionaw lesie na 10 lat –
"Na mchu jadali" – Najzwyklejsze zdanie, które wypowiedziane na głos zupełnie zmienia sens
Może na wszelki wypadek wyciąć fabrykę tej czekolady? –  Renata Brzakala ii maja o 21:54 Warszawa • Oto cała prawda o wiedzy eksperta od korników... Szyszko na spotkaniu w Ożarowie Mazowieckim. Kobieta z widowni wręcza mu słoik i mówi, że to korniki uzbierane w Tucznie. Szyszko ogląda ostrożnie, rozkminia, czy to martwy kornik czy nie. Bo może grzyby? Może mech? A to były wiórki czekoladowe dr Oetkera. #NieDlaPiS #OżarówMazowiecki #Szyszko #kornik https://www.skwerwolnosci.eu/.../szyszko-i-posypka-czekolado..
Nigdy jej nie znaleźli –
Najbardziej ekologiczne autajakie w życiu widziałem –
W końcu pomysł dla Krakowa! – Niemiecka firma Green City Solutions stworzyła projekt CityTree (miejskie drzewo). Firma proponuje sadzenie zmodyfikowanych genetycznie mchów, które będą pożerały smog. Firma deklaruje, że instalacje z jej mchu oczyszczają powietrze równie efektywnie jak 275 drzew. Instalacje, które proponuje firma składają się nie tylko z mchu, ale i inteligentnych czujników, które kontrolują kolonię, systemu nawadniania i paneli słonecznych, co powoduje, że są samowystarczalne. Podobne stoją już w Paryżu, Berlinie i Oslo.Firma Green City Solutions wygrała tegoroczny Smogathon - konkurs dla inżynierów, naukowców, studentów, którzy chcą walczyć ze smogiem
To były czasy! –  My, urodzeni w przeszłości, z nostalgią wspominamy tamten czas. Nikt nie narzekał.Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nas nie bywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też koks, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, MURZYN, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.Nikt nie narzekał.
Raj dla wegan –

Zamiast komentarza

Zamiast komentarza –