10 przykładów na to jak rząd chiński mistrzowsko cenzuruje internet (11 obrazków)
Blokowanie adresów
Jeśli pracujesz w biurze i masz wrednego specjalistę IT, możesz ze zdziwieniem odkryć, że zablokował on dostęp do kilku najpopularniejszych stron i jednak nie spędzisz godzinki na FB przy porannej kawie. To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się w Chinach. Tam wszystkie popularne zagraniczne strony są zablokowane. Rząd chiński zablokował ponad 6500 zagranicznych serwisów. Jest to tak uciążliwe, że wszyscy obcokrajowcy mieszkający w Chinach płacą za usługi VPN aby przejrzeć FB, Twittera, YT i wiele innych stron. Jeśli strona zostanie raz zablokowana, pozostaje zablokowana na zawsze, nie ma się co łudzić, że urzędnicy złagodnieją i zmienią zdanie.
Blokowanie zawartości
Chiny skutecznie blokują używanie slangu internetowego, naleciałości z zachodu i modnych na świecie wyrażeń. Twórcy reklam muszą używać jedynie tradycyjnych chińskich określeń, a jeśli uda się im jakimś cudem przemycić jakiś slogan robiący furorę na zachodzie, reklama natychmiast zniknie z TV i internetu. Również popularne seriale szybko znikają z ekranów TV jeśli jakiś urzędnik uzna, że są niepoprawne. Stało się tak między innymi z serialem „Teoria wielkiego podrywu”. Ostatnio zabrano się za cenzurowanie nicków - przykładowo usuwa się wszystkie konta, których właściciele mają nicki naśmiewające się ze światowych przywódców lub popierające pewnych polityków. Użytkownik o nicku ObamaFan dostanie najpierw ostrzeżenie i propozycję zmiany nazwy, a jeśli nie posłucha, konto zostanie zablokowane.
Ataki DDoS
Chiny cenzurują nie tylko własny internet. Jeśli nie podoba im się treść na jakiejś zagranicznej stronie, a nie mogą jej zablokować, odpalają Wielkie Działo. Wielkie Działo to po prostu zmasowany atak DDoS, który prowadzi do zawieszenia systemu i przerwy w działaniu serwerów zaatakowanej domeny. W marcu 2015 roku ofiarą Wielkiego Działa padły GreatFire.org oraz GitHub. Serwisy te zajmują się walką z cenzurą w internecie. Strony były niedostępne przez dłuższy czas, ale w końcu udało się przywrócić ich działanie. Chiny nigdy nie przyznały się do przeprowadzenia tych ataków.
Tajemniczo znikające posty
To że posty, których treść nie spodoba się moderatorom znikają nie jest niczym dziwnym. Ale w Chinach wszystko potrafią zrobić lepiej. Post nie zostaje usunięty, ale jest widoczny jedynie dla osoby, która go umieściła i dla nikogo więcej. Ta subtelna technika jest na razie rzadko używana i ma miejsce głównie na Sina Weibo, chińskim odpowiedniku Twittera. Ludzie, którzy widzą swój post i dostrzegają, że nikt go nie komentuje, myślą po prostu, że nie wzbudził on zainteresowania i są nieświadomi tego, że jest on po prostu niewidoczny dla pozostałych użytkowników.
Areszt
Jeśli któryś z użytkowników internetu przegnie, cenzura przeniesie się z sieci do reala i zbyt szczery osobnik zostanie aresztowany. W 2012 roku aresztowano blogera Zhai Xiaobing, który umieścił na swoim blogu żarcik nabijający się z konferencji Partii Komunistycznej. To był tylko niewinny żart. Dziesiątki dysydentów i aktywistów odsiaduje wyroki za szerzenie swoich opinii w internecie. Jednym z nich jest laureat nagrody Nobla Liu Xiaobo, odsiadujący obecnie 11-letni wyrok za współudział przy tworzeniu Karty 08. Z powodu odsiadki nie mógł jechać w 2010 po odbiór nagrody, a rząd chiński nie pozwolił również na wyjazd do Oslo jego żonie, obejmując ją aresztem domowym.
Gry i muzyka
Począwszy od tego roku, w Chinach każda gra i każda piosenka musi zostać sprawdzona pod kątem zawartości przez sztab cenzorów, zanim trafi do chińskiego internetu. Ma to zapobiec przenikaniu niewłaściwych treści do użytkowników. Gry video muszą zostać zaaprobowane przez Ministerstwo Kultury i umieszczone na tzw. „Białej Liście”. Większość gier nie pojawia się w pełnej wersji, lecz jest przerobiona zgodnie z zaleceniami cenzora. Czasem gry są banowane nawet bez sprawdzenia. Chiny stwierdziły, że nie ma mowy o wpuszczeniu na ich rynek Battlefield 4, ponieważ gra szkodzi wizerunkowi Chin.
Blokowanie słów kluczowych w wyszukiwarkach
Każda wyszukiwarka, łącznie z najpopularniejszą chińską Baidu, musi blokować ustalone słowa kluczowe. Lista tych słów wydłuża się na bieżąco w zależności od potrzeb. Przykładowo po skandalu, w który zamieszany był polityk Bo Xilai, jeśli wpisałeś w wyszukiwarkę jego nazwisko, nie znalazłeś ani jednego trafienia. W 2012 roku na listę słów zakazanych trafiło również na krótki czas słowo „prawda”. Oczywiście nie zawsze stosuje się tak drastyczną cenzurę, że nie znajdziemy nic na dany temat. Wyszukiwarka zaproponuje strony, których zawartość została uprzednio zatwierdzona przez cenzora.
Komentarze Ukryj komentarze